"Dama na włościach"
Na zaproszeniu urodzinowym wyraźnie było napisane:
Evie,
Mam zaszczyt zaprosić Cię na urodziny Lelani, które odbędą się w 11 października o godzinie 16:00 w moim rodzinnym domu.
Twoja obecność jest obowiązkowa.
Buziaki,
Lelani i Reagan :)
Pod podpisem została również zamieszczona odbita łapka psiej królowej, a to znaczy, że będzie zawiedziona, gdy się osobiście nie pojawię, dlatego nie zawracam sobie głowy, by kontaktować się z Jacobem, by po mnie wrócił. Nieśpiesznie wspinam się po marmurowych schodach, w duchu przeklinając wybór obuwia. Szlag by to trafił!
Gdy tylko przekraczam próg willi, donośny głos Lelani informuje Reagan i resztę gości, że jednak postanowiłam pojawić się na imprezie, z której mnie wyrzucono. Mam tupet, prawda? Uśmiecham się słodko, po czym podchodzę do pudla, ubranego w różową suknię.
- Cześć, psinko. - głaszczę jej miękkie futerko, a Lelani merda z zadowoleniem ogonem. - Ale z ciebie śliczna dziewczynka. - suczka odszczekuje, niespokojnie przebierając drobnymi łapkami. To znak, że jest szczęśliwa i pełna energii.
- Evie, nie powinno cię tu być. - stwierdza Reagan z niezadowoleniem, na co Lelani przekręca głowę w prawo i przestaje energicznie podskakiwać na swojej pufie. Oho. Wyczuwam między dwiema damami konflikt interesów.
- Daj spokój, Rea.
- Zachowałaś się nie fair! - fuka opryskliwie. - Miałam ochotę pofiglować z twoim szoferem!
- Rea, spotkasz go jeszcze tryliard razy. Dziś skup się Lelani, a na Jacoba rzucisz się następnym razem. - rudowłosa marszczy brwi, jakby analizowała wnikliwie moje słowa. Po chwili jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech, ukazujący aparat na jej zębach. - To co? Mogę zostać?
- Oczywiście. Niepotrzebnie się uniosłam. Masz może ochotę na Cosmopolitana?
- Nie. - odpowiadam lekceważąco. - Dziś nie piję.
- W ciąży jesteś? - parska śmiechem, opluwając pudla, na co zwierzak oczywiście odszczekuje. - Ojej, przepraszam! To przez ten aparat.
Mam ochotę zacisnąć dłonie na szyi Reagan. Dlaczego zdanie: dziś nie piję od razu sugeruje, że kobieta jest w stanie błogosławionym? To takie irytujące. Mogę mieć całą masę innych powodów, dlaczego alkohol dziś jest dla mnie niewskazany, ale oczywiście w oczach Rea muszę być w ciąży.
- Oczywiście. - burczę pod nosem, po czym sadowię tyłek na kanapie obok Callie, kuzynki Rea.
- Naprawdę? - ekscytuje się rudowłosa. - Z kim? Znasz już płeć? Dlaczego się nie chwaliłaś? - nagle jej przyjazny wyraz twarzy diametralnie się zmienia i nim zdążę cokolwiek powiedzieć dodaje - Pierzyłaś się z Jacobem, prawda? To jego dziecko nosisz!
- Słucham? - oburzam się. - Sugerujesz, że poleciałam na własnego szofera? Jacob pracuje dla mnie od kilku godzin, wariatko! Swoją drogą nie jestem w ciąży.
- Nie jestem wariatką! Odwołaj te słowa!
- Nie jesteśmy w podstawówce. - moja irytacja z każdą sekundą rośnie, więc muszę włożyć mnóstwo energii w to, by nie rozszarpać tej rudej małpy na strzępy. Z jednej strony przyjaźnimy się od czasów studiów, ale czasem mam wrażenie, że dla niej jestem tylko dobrą opcją towarzyską.
- Odwołaj te słowa! Nie pozwolę siebie obrażać we własnym domu!
- To może wyjdźmy na zewnątrz? - sugeruję, walcząc sama ze sobą, by zachować choć odrobinę zdrowego rozsądku. Nie chcę wszczynać bójki, ani awantury, zwłaszcza na przyjęciu urodzinowym pudla. Swoją drogą Lelani ma większy mózg niż jej właścicielka.
- W swoim ogrodzie również nie pozwolę siebie obrażać!
- W takim razie wyjdźmy na ulicę. - zaciskam dłonie na skórzanej torebce, przez co zaczynam odczuwać niekomfortowy ból paznokci.
No jasne, niech jeszcze zniszczą mi się, świeżo zrobione hybrydy, a naprawdę się zezłoszczę.
- Po prostu mnie przeproś.
- Za co?
- Powiedziałaś, że jestem wariatką!
- Okej, a więc pozwól że użyję innych słów, mniej dosadnych, abyś nie czuła się urażona. Postępujesz nieobliczalnie i bezsensownie, Rea.
- To wciąż znaczy, że jestem wariatką!
- No to myślę, że doszłyśmy do porozumienia. Skoro sama się do tego przyznałaś.
- Wynoś się stąd! - wymuszam uśmiech, po czym wstaję z kanapy. Pokonuję dzielącą nas odległość, a palec wskazujący kładę na jej klatce piersiowej.
- Odwal się od mojego szofera. - wypowiadam powoli, aby mieć pewność, że zrozumiała każde moje słowo, po czym opuszczam jej przestrzeń osobistą.
- Evie! To była niepotrzebna wymiana zdań. - robi krok w moim kierunku.- Usiądź. Zaraz przygotuję ci coś bezalkoholowego.
- Chyba wolę spędzić popołudnie z moim szoferem.
- Nie mam nic przeciwko, abyś zaprosiła go do nas. Lelani również się ucieszy.
- Cześć. - odwracam się i dumnym krokiem wychodzę na zewnątrz. Czuję się dziwnie. Odnoszę wrażenie, że nasza przyjaźń wisi na włosku, ale czy jestem tym faktem zmartwiona? Absolutnie nie! Mam pełno znajomych
Niech tylko pomyślę.
Caden! Nie, on mieszka w Europie, a to oznacza że nasz kontakt jest mocno ukrojony.
No to może Cindy? Wyszła za mąż i nie ma czasu dla starych znajomych.
Wilow? Ach, mieszka z moim eks w nowym apartamencie w samym centrum Nowego Jorku.
Emma? Ślad po niej zaginął, razem z moją broszką z diamentów.
Cóż...
Wychodzi na to, że jednak obracam się w towarzystwie osób, które są tylko przez wgląd na mój stan konta.
TAJEMNICZY WIELBICIEL
Ta kobieta doprowadza mnie do palpitacji serca. Wystarczy, że na nią spojrzę, a tracę kontrolę nad własnym ciałem. Ona jest moją zgubą, a mimo to pragnę trzymać ją w swoich ramionach.
Zaciskam dłonie na kierownicy, a całą swoją uwagę skupiam na czarnym mercedesie, w którym znajduje się złotowłosa. Dbam, by bezpiecznie dotarła do domu. Nie ufam mężczyźnie, który pełni funkcję kierowcy.
Nie podoba mi się, że obcy facet jest tak blisko niej. Nie chcę, by obcy facet czuł zapach jej perfum, słyszał barwę jej głosu, czuł na swojej skórze efekt jej dominacji.
On musi zniknąć.
____
Hej misie ❤
I jak Wam się podoba ?
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro