Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Poradziłabym sobie, gnoju!"

Cała ta sytuacja z ochroniarzem wyprowadziła mnie z równowagi. Nie podoba mi się to, że jakiś obcy facet będzie za mną chodził krok w krok. Czuję się wtedy osaczona, obserwowana i kontrolowana. Nie mogę na to pozwolić. Żeby odreagować wybieram się z przyjaciółkami do klubu. To nasz azyl, w którym szalejemy do woli i niczego sobie nie żałujemy. Uwielbiam imprezować i to się na razie nie zmieni.

- No w końcu! - mówi Hannah. - Ile można na ciebie czekać? Jest połowa listopada, a kazałaś nam czekać przed klubem! - wywracam oczami. Spóźniłam się jedynie pięć minut. W tym mieście nigdy nie przewidzisz korków.

- Wchodzimy? - pytają razem Lily i Lucy, które są bliźniczkami. Często zdarza im się mówić to samo, w tym samym momencie. Może dlatego są takie urocze?

- Czas na zabawę! - piszczymy uradowane. Każda z nas czeka na sobotnią imprezę jak na zbawienie. Jesteśmy typem imprezowiczek, które nie mają zamiaru szybko się ustatkować. Mamy zarezerwowany stolik, do którego od razu się udajemy.

- To co zwykle, drogie panie? - pyta Daniel. Jest tutaj kelnerem, a zarazem barmanem, który zna nasze zamówienia na pamięć. Lucy nie raz próbowała go poderwać, ale bezskutecznie. To ciacho woli niestety facetów.

- Dobrze wiesz, że tak. - uśmiecham się do niego. Odszedł przygotować nasze drinki, a ja zaczęłam poszukiwania przystojnych frajerów. Mam zamiar zaciągnąć jakiegoś w ciemny kąt i prosić, aby mnie przeleciał. Stres w pracy źle na mnie wpływa i potrzebuję rozluźnienia.

- Nasza kobra szykuje się do ataku. - śmieje się Hannah. - Phoebe jak wypijesz trochę więcej, nawet ten grubas przy barze stanie się dla ciebie przystojny. - nabija się.

- Mam zamiar to pamiętać. - mówię z uśmiechem. Daniel przynosi do naszego stolika zamówione drinki.

- Drogie panie, te drinki zostały już opłacone przez tajemniczego przystojniaka. Schrupałbym go.

- Który? - zatrzymuję Daniela łapiąc go za koszulę. Hannah kręci z niedowierzaniem głową.

- O ten - wskazuje mi palcem na bruneta. Jest na pewno starszy ode mnie i to o wiele. Fuj. Stary zboczeniec. Lubię starszych mężczyzn, ale do przesady.

- Nie mój typ. - mamroczę. - Ale drinki zatrzymamy.

- Czyli mogę się za niego zabrać? - pyta z nadzieją. Kiwam głową na tak, a on uradowany wraca do baru.

- Co ci się nie podoba w tym kolesiu? Jest całkiem przystojny. - wtrąca Lucy.

- To go sobie weź. Idę zatańczyć. - wychodzę na parkiet w towarzystwie Hannah. Obie kochamy wywijać tyłkiem przed tymi wszystkimi ludźmi. Uwielbiamy być w centrum uwagi. Moje kasztanowe włosy falują w rytmie moich ruchów. Czuję na sobie te wygłodniałe spojrzenia, mężczyzn. Jest to całkiem pobudzające.

- Ten koleś się na ciebie gapi. - szepcze mi do ucha, przyjaciółka. Spoglądam na tego samego mężczyznę, który postawił nam drinki. Widzę jak wstaje z krzesła i idzie w moim kierunku, ale coś w jego ruchach mi się nie podoba. Może jestem tylko przewrażliwiona, ale gdzieś go już kiedyś widziałam.

- Witaj słoneczko. - jego dłonie dotykają mojego tyłka, gdy zaczyna ze mną tańczyć. Śmierdzi od niego papierosami. Ble. Najgorszy zapach pod słońcem.

- Czego chcesz? - pytam wrednie, nie przerywając tańca.

- Co powiesz na małe co nieco w ustronnym miejscu? - pyta bez jakiegokolwiek wahania. Zaprzestaję swoich ruchów. Wiem, że sama pragnę kogoś przelecieć, ale nie mam zamiaru nigdzie udawać się z tym facetem.

- Nigdzie z tobą nie idę. - wyrywam się z jego uścisku. Jego wyraz twarzy zmienia się na zagniewany. To jest dla mnie jasny sygnał, że gość nie przyjmuje odmowy.

- A właśnie, że pójdziesz. Będzie nam razem cudownie. - łapie mnie za łokieć i mocno zaciska na nim swoją dłoń. Syczę z bólu. Będę miała w tym miejscu siniaka. Zaczynam się z nim szarpać.

- Puść ją! - z pomocą przychodzi mi Hannah. Niestety nie przynosi to żadnych rezultatów. Mężczyzna bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę wyjścia.

- PUSZCZAJ! - krzyczę i zaczynam bić go pięściami. - POSTAW MNIE SUKINSYNIE! - nie przemyślałam ostatniego zdania. Puścił mnie tak jak chciałam tyle, że wylądowałam dupą na podłodze. Przysięgam, że zabiję gościa jeśli sobie coś złamałam.

- Phoebe! Nic ci nie jest? - pyta spanikowana Lucy. Podnoszę się z podłogi , wściekła. Spoglądam na mojego oprawcę, ale ku mojemu zdziwieniu został przyciśnięty do ściany obok przez wysokiego, umięśnionego blondyna. O cholera . Ideał. Takiego szukałam na jedną noc. Miodzio. Podchodzę do niego z kokieteryjnym uśmieszkiem, na którego w ogóle nie reaguje. Że jak? Ten uśmiech zawsze działa.

- Następnym razem upewnij się z kim tańczysz, Phoebe! - zwraca się do mnie po imieniu, co jest lekko niezręczne. Ja nie wiem kim on jest, ale najwidoczniej on wie kim ja jestem.

- Skąd znasz moje imię?

- Nazywam się Dylan Hall i jestem twoim ochroniarzem. - zainteresowanie zmienia się w furię. KURWA! Wiedziałam, że będzie mnie śledził. Nawet skurczybyka nie widziałam. Dobry jest.

- O NIE! ODWAL SIĘ ODE MNIE! JA NIE MAM OCHRONIARZA.

- Dzisiaj nie jestem tu służbowo. - odpowiada ze spokojem. - Imprezowałem, gdy zobaczyłem tę scenę. Musiałem zareagować. Daj spokój, dziewczyno.

- Poradziłabym sobie, gnoju. - mówię wściekła i wracam do swojego stolika po torebkę. Nie mam już ochoty na jakąkolwiek zabawę. Ochroniarz? Nie chcę go. Muszę się go pozbyć. Jest przystojny, to fakt, ale jest pieprzonym ochroniarzem, a ja nienawidzę ochroniarzy.

****

Dylan ( chwila przed uratowaniem Phoebe)

- Widzicie jej ruchy? - pyta Jacob. - Porusza się jak kotka. Taką mieć w łóżku.. - rozmarzył się. Rzeczywiście dziewczyna jest niezła. Kasztanowe włosy sięgają jej do pośladków, długie nogi i te idealne krągłości podkreślone czerwoną, obcisłą sukienką. Pobudza wyobraźnię wszystkich facetów w tym klubie.

- Niezła jest! Mam ochotę z nią zatańczyć. - mówi Connor.

- Za późno, stary! - nabija się Oliver. - Jakiś inny gość cię wyprzedził. - sam miałem ochotę na taniec z tą dziewczyną. Potem najchętniej zaliczyłbym ją w ustronnym miejscu i byłoby idealnie. Bez zobowiązań i problemów. Czysty seks bez zasad. To jest coś, co lubię. Ale teraz pozostaje mi jedynie obserwować jak poddaje się w tańcu, innemu mężczyźnie.

- Ja ją skądś znam - wypala Connor. Spoglądam na niego jakby się urwał z choinki. - Dylan, przypatrz się. - z rozbawieniem wracam spojrzeniem do najlepszej laski w klubie. I rzeczywiście. Jej twarz jest dziwnie znajoma.

- Ej! To nie jest córka Benjamina Greena? - pyta szybko Oliver. Że jak? Miałem ochotę zaliczyć, córkę szefa. Kurwa.

- Jezu... To Phoebe Green. - mówi podłamany Connor. - Dylan współczuję twojemu kutasowi.

- Sam sobie współczuję. Cholera.

- To Dylan jest jej ochroniarzem? - pyta Jacob. On jako jedyny z naszej paczki nie pracuje jako ochroniarz, ale zawsze o wszystkim wie.

- Taaa - mamroczę i spoglądam na nią jeszcze raz. - Zajebiście.

- Skoro jesteś jej ochroniarzem, nie powinieneś jej pomóc? - nabija się Jacob i wskazuje mi na Phoebe i faceta, który siłą próbuje ją wynieść z klubu. Pierwszy dzień pracy czas zacząć.

-------
Hejka misiaczki 💕
Miałam dodawać rozdziały dopiero po zakończeniu wroga, ale stwierdziłam, że spokojnie dam radę pisać dwie książki na raz.
Buziole 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro