"Poradziłabym sobie, gnoju!"
Cała ta sytuacja z ochroniarzem wyprowadziła mnie z równowagi. Nie podoba mi się to, że jakiś obcy facet będzie za mną chodził krok w krok. Czuję się wtedy osaczona, obserwowana i kontrolowana. Nie mogę na to pozwolić. Żeby odreagować wybieram się z przyjaciółkami do klubu. To nasz azyl, w którym szalejemy do woli i niczego sobie nie żałujemy. Uwielbiam imprezować i to się na razie nie zmieni.
- No w końcu! - mówi Hannah. - Ile można na ciebie czekać? Jest połowa listopada, a kazałaś nam czekać przed klubem! - wywracam oczami. Spóźniłam się jedynie pięć minut. W tym mieście nigdy nie przewidzisz korków.
- Wchodzimy? - pytają razem Lily i Lucy, które są bliźniczkami. Często zdarza im się mówić to samo, w tym samym momencie. Może dlatego są takie urocze?
- Czas na zabawę! - piszczymy uradowane. Każda z nas czeka na sobotnią imprezę jak na zbawienie. Jesteśmy typem imprezowiczek, które nie mają zamiaru szybko się ustatkować. Mamy zarezerwowany stolik, do którego od razu się udajemy.
- To co zwykle, drogie panie? - pyta Daniel. Jest tutaj kelnerem, a zarazem barmanem, który zna nasze zamówienia na pamięć. Lucy nie raz próbowała go poderwać, ale bezskutecznie. To ciacho woli niestety facetów.
- Dobrze wiesz, że tak. - uśmiecham się do niego. Odszedł przygotować nasze drinki, a ja zaczęłam poszukiwania przystojnych frajerów. Mam zamiar zaciągnąć jakiegoś w ciemny kąt i prosić, aby mnie przeleciał. Stres w pracy źle na mnie wpływa i potrzebuję rozluźnienia.
- Nasza kobra szykuje się do ataku. - śmieje się Hannah. - Phoebe jak wypijesz trochę więcej, nawet ten grubas przy barze stanie się dla ciebie przystojny. - nabija się.
- Mam zamiar to pamiętać. - mówię z uśmiechem. Daniel przynosi do naszego stolika zamówione drinki.
- Drogie panie, te drinki zostały już opłacone przez tajemniczego przystojniaka. Schrupałbym go.
- Który? - zatrzymuję Daniela łapiąc go za koszulę. Hannah kręci z niedowierzaniem głową.
- O ten - wskazuje mi palcem na bruneta. Jest na pewno starszy ode mnie i to o wiele. Fuj. Stary zboczeniec. Lubię starszych mężczyzn, ale do przesady.
- Nie mój typ. - mamroczę. - Ale drinki zatrzymamy.
- Czyli mogę się za niego zabrać? - pyta z nadzieją. Kiwam głową na tak, a on uradowany wraca do baru.
- Co ci się nie podoba w tym kolesiu? Jest całkiem przystojny. - wtrąca Lucy.
- To go sobie weź. Idę zatańczyć. - wychodzę na parkiet w towarzystwie Hannah. Obie kochamy wywijać tyłkiem przed tymi wszystkimi ludźmi. Uwielbiamy być w centrum uwagi. Moje kasztanowe włosy falują w rytmie moich ruchów. Czuję na sobie te wygłodniałe spojrzenia, mężczyzn. Jest to całkiem pobudzające.
- Ten koleś się na ciebie gapi. - szepcze mi do ucha, przyjaciółka. Spoglądam na tego samego mężczyznę, który postawił nam drinki. Widzę jak wstaje z krzesła i idzie w moim kierunku, ale coś w jego ruchach mi się nie podoba. Może jestem tylko przewrażliwiona, ale gdzieś go już kiedyś widziałam.
- Witaj słoneczko. - jego dłonie dotykają mojego tyłka, gdy zaczyna ze mną tańczyć. Śmierdzi od niego papierosami. Ble. Najgorszy zapach pod słońcem.
- Czego chcesz? - pytam wrednie, nie przerywając tańca.
- Co powiesz na małe co nieco w ustronnym miejscu? - pyta bez jakiegokolwiek wahania. Zaprzestaję swoich ruchów. Wiem, że sama pragnę kogoś przelecieć, ale nie mam zamiaru nigdzie udawać się z tym facetem.
- Nigdzie z tobą nie idę. - wyrywam się z jego uścisku. Jego wyraz twarzy zmienia się na zagniewany. To jest dla mnie jasny sygnał, że gość nie przyjmuje odmowy.
- A właśnie, że pójdziesz. Będzie nam razem cudownie. - łapie mnie za łokieć i mocno zaciska na nim swoją dłoń. Syczę z bólu. Będę miała w tym miejscu siniaka. Zaczynam się z nim szarpać.
- Puść ją! - z pomocą przychodzi mi Hannah. Niestety nie przynosi to żadnych rezultatów. Mężczyzna bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę wyjścia.
- PUSZCZAJ! - krzyczę i zaczynam bić go pięściami. - POSTAW MNIE SUKINSYNIE! - nie przemyślałam ostatniego zdania. Puścił mnie tak jak chciałam tyle, że wylądowałam dupą na podłodze. Przysięgam, że zabiję gościa jeśli sobie coś złamałam.
- Phoebe! Nic ci nie jest? - pyta spanikowana Lucy. Podnoszę się z podłogi , wściekła. Spoglądam na mojego oprawcę, ale ku mojemu zdziwieniu został przyciśnięty do ściany obok przez wysokiego, umięśnionego blondyna. O cholera . Ideał. Takiego szukałam na jedną noc. Miodzio. Podchodzę do niego z kokieteryjnym uśmieszkiem, na którego w ogóle nie reaguje. Że jak? Ten uśmiech zawsze działa.
- Następnym razem upewnij się z kim tańczysz, Phoebe! - zwraca się do mnie po imieniu, co jest lekko niezręczne. Ja nie wiem kim on jest, ale najwidoczniej on wie kim ja jestem.
- Skąd znasz moje imię?
- Nazywam się Dylan Hall i jestem twoim ochroniarzem. - zainteresowanie zmienia się w furię. KURWA! Wiedziałam, że będzie mnie śledził. Nawet skurczybyka nie widziałam. Dobry jest.
- O NIE! ODWAL SIĘ ODE MNIE! JA NIE MAM OCHRONIARZA.
- Dzisiaj nie jestem tu służbowo. - odpowiada ze spokojem. - Imprezowałem, gdy zobaczyłem tę scenę. Musiałem zareagować. Daj spokój, dziewczyno.
- Poradziłabym sobie, gnoju. - mówię wściekła i wracam do swojego stolika po torebkę. Nie mam już ochoty na jakąkolwiek zabawę. Ochroniarz? Nie chcę go. Muszę się go pozbyć. Jest przystojny, to fakt, ale jest pieprzonym ochroniarzem, a ja nienawidzę ochroniarzy.
****
Dylan ( chwila przed uratowaniem Phoebe)
- Widzicie jej ruchy? - pyta Jacob. - Porusza się jak kotka. Taką mieć w łóżku.. - rozmarzył się. Rzeczywiście dziewczyna jest niezła. Kasztanowe włosy sięgają jej do pośladków, długie nogi i te idealne krągłości podkreślone czerwoną, obcisłą sukienką. Pobudza wyobraźnię wszystkich facetów w tym klubie.
- Niezła jest! Mam ochotę z nią zatańczyć. - mówi Connor.
- Za późno, stary! - nabija się Oliver. - Jakiś inny gość cię wyprzedził. - sam miałem ochotę na taniec z tą dziewczyną. Potem najchętniej zaliczyłbym ją w ustronnym miejscu i byłoby idealnie. Bez zobowiązań i problemów. Czysty seks bez zasad. To jest coś, co lubię. Ale teraz pozostaje mi jedynie obserwować jak poddaje się w tańcu, innemu mężczyźnie.
- Ja ją skądś znam - wypala Connor. Spoglądam na niego jakby się urwał z choinki. - Dylan, przypatrz się. - z rozbawieniem wracam spojrzeniem do najlepszej laski w klubie. I rzeczywiście. Jej twarz jest dziwnie znajoma.
- Ej! To nie jest córka Benjamina Greena? - pyta szybko Oliver. Że jak? Miałem ochotę zaliczyć, córkę szefa. Kurwa.
- Jezu... To Phoebe Green. - mówi podłamany Connor. - Dylan współczuję twojemu kutasowi.
- Sam sobie współczuję. Cholera.
- To Dylan jest jej ochroniarzem? - pyta Jacob. On jako jedyny z naszej paczki nie pracuje jako ochroniarz, ale zawsze o wszystkim wie.
- Taaa - mamroczę i spoglądam na nią jeszcze raz. - Zajebiście.
- Skoro jesteś jej ochroniarzem, nie powinieneś jej pomóc? - nabija się Jacob i wskazuje mi na Phoebe i faceta, który siłą próbuje ją wynieść z klubu. Pierwszy dzień pracy czas zacząć.
-------
Hejka misiaczki 💕
Miałam dodawać rozdziały dopiero po zakończeniu wroga, ale stwierdziłam, że spokojnie dam radę pisać dwie książki na raz.
Buziole 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro