Rozdział 25 - Niedowierzanie
Bellamy
Mimo tego, że Clarke spaÅa już od dobrej godziny, nadal nie mogÅem oderwaÄ od niej wzroku. Po prostu leżaÅem obok z gÅowÄ zwróconÄ w stronÄ sufitu, co jakiÅ czas odwracajÄ c twarz w jej stronÄ, aby upewniÄ siÄ, że to wszystko wydarzyÅo siÄ naprawdÄ. CaÅa ta sytuacja byÅa tak niesamowita i wrÄcz niemożliwa, że miaÅem wrażenie, jakbym miaÅ siÄ zaraz obudziÄ, a Clarke znów byÅaby jedynie mojÄ przyjacióÅkÄ . Nie wiem, czy mogÅem już nazwaÄ jÄ swojÄ dziewczynÄ , ale miÄdzy nami wyraźnie wydarzyÅo siÄ coÅ wiÄcej. Zdecydowanie przekroczyliÅmy cienkÄ granicÄ przyjaźni.
Na wspomnienie tego, co staÅo siÄ zaledwie kilka chwil wczeÅniej, na mojÄ twarzy wystÄ piÅ lekki uÅmiech, którego nie potrafiÅem w żaden sposób powstrzymaÄ. Do tej pory marzyÅem jedynie o tym, aby móc pocaÅowaÄ i przytuliÄ Clarke, a nawet to wydawaÅo mi siÄ niemożliwe. Teraz jednak wydarzyÅo siÄ o wiele wiÄcej, co tylko potÄgowaÅo mój strach, że jedynie sobie to wszystko wyobraziÅem.
Clarke mruknÄÅa coÅ przez sen. LeżaÅa na brzuchu z twarzÄ wtulonÄ w poduszkÄ, dlatego nie byÅem w stanie zrozumieÄ, co dokÅadnie powiedziaÅa, choÄ wydawaÅo mi siÄ, że byÅo to moje imiÄ. BaÅem siÄ, ze znowu ma koszmary i bÄdÄ musiaÅ jÄ budziÄ, póki nie westchnÄÅa zadowolona i nie wysunÄÅa spod koÅdry goÅej nogi, przerzucajÄ c jÄ przeze mnie w pasie, tym samym odsÅaniajÄ c niemal caÅe udo.
JÄknÄ Åem cicho, przymykajÄ c oczy i opuszczajÄ c gÅowÄ na poduszkÄ. MiaÅem wrażenie, że dziewczyna nawet przez sen robi wszystko, żeby doprowadziÄ mnie do szaleÅstwa na jej punkcie. NaprawdÄ powstrzymywaÅem siÄ z caÅych siÅ, żeby po prostu siÄ na niÄ nie rzuciÄ. Zaraz jednak moje rozmyÅlenia zostaÅy przerwane, ponieważ drzwi do pokoju siÄ uchyliÅy.
W szparze miÄdzy drzwiami i ÅcianÄ pojawiÅa siÄ twarz Roana. Wyraźnie chciaÅ powiedzieÄ coÅ ważnego, jednak zatrzymaÅ siÄ z lekko rozchylonymi ustami, widzÄ c mnie i Clarke razem. Przez chwilÄ przyglÄ daÅ siÄ nam z przymrużonymi oczami, po czym na jego twarzy wykwitÅ lekki uÅmiech i pokazaÅ mi dwa podniesione w górÄ kciuki. Zaraz jednak najwyraźniej przypomniaÅ sobie z czym do mnie przyszedÅ i chciaÅ to powiedzieÄ, lecz poÅożyÅem palec na ustach i wymownie spojrzaÅem na smacznie ÅpiÄ cÄ obok mnie blondynkÄ. MÄżczyzna musiaÅ zrozumieÄ przekaz, ponieważ ruchem gÅowy daÅ mi znaÄ, abym wyszedÅ na korytarz, po czym sam to zrobiÅ.
Delikatnie, i z niechÄciÄ , zdjÄ Åem z siebie nogÄ dziewczyny, po czym wstaÅem i szybko naÅożyÅem spodnie i koszulkÄ, nie chcÄ c chodziÄ póÅnagi po mieszkaniu. Gdyby moja siostra to zauważyÅa, raczej nie byÅaby z tego powodu zbyt zadowolona.
- Co siÄ dzieje? â zapytaÅem, kiedy wyszedÅem z pokoju i zamknÄ Åem za sobÄ drzwi.
- Musisz to zobaczyÄ â zarzÄ dziÅ Roan, kierujÄ c siÄ w stronÄ salonu. RuszyÅem za nim.
Octavia staÅa przy oknie, jednak nawet sÅyszÄ c nas wchodzÄ cych do pomieszczenia nie odwróciÅa wzroku od czegoÅ, co widziaÅa na ulicy.
- KtoÅ tam jest â powiedziaÅa.
ZmarszczyÅem nierozumiejÄ co czoÅo.
- Co? â zdziwiÅem siÄ.
- JacyÅ ludzie. Sam sprawdź â zaproponowaÅa, odsuwajÄ c siÄ od parapetu i robiÄ c mi miejsce.
Dobrze wiedziaÅem, że w takiej ciemnoÅci i z dziesiÄ tego piÄtra niewiele zobaczÄ, dlatego natychmiast siÄgnÄ Åem po snajperkÄ stojÄ cÄ przy jednej ze Åcian i oparÅem jÄ na parapecie, przykÅadajÄ c oko do celownika noktowizyjnego. DziÄki niemu nawet w ciemnoÅci byÅem w stanie zobaczyÄ czwórkÄ osób ubranych w coÅ na ksztaÅt skór zwierzÄ t, które szÅy Årodkiem ulicy. Swoim wyglÄ dem i zachowaniem bardzo przypominali Ziemian; chodzili bardzo ostrożnie, niczym wilki przechadzajÄ ce siÄ po nowym terenie. Bardzo mnie jednak zaskoczyÅo, że w przeciwieÅstwie do nich posiadali karabin. NiósÅ go jeden z ludzi, lecz tak nieporÄcznie, jakby widziaÅ go po raz pierwszy w życiu.
- Lepiej, żeby nas nie zauważyli â powiedziaÅem, nie odrywajÄ c wzroku od czwórki tubylców. â Nie wiadomo jak mogliby zareagowaÄ na naszÄ obecnoÅÄ tutaj. ZwÅaszcza, że majÄ broÅ palnÄ .
- Co? â zdziwiÅa siÄ Octavia. Najwyraźniej bez celownika nie zauważyÅa tego szczegóÅu.
- Karabin, najprawdopodobniej szturmowy. Nie mam pojÄcia skÄ d go majÄ , ale musieli go znaleÅºÄ niedawno. TrzymajÄ go w zÅy sposób i zbyt niepewnie, jakby nie do koÅca wiedzieli co to.
- Może wiedzÄ , gdzie jest bunkier â zaproponowaÅ Roan. â Co nie zmienia faktu, że lepiej nie ryzykowaÄ i z nimi nie rozmawiaÄ.
- Przynajmniej raz myÅlimy podobnie â przyznaÅem, opuszczajÄ c broÅ i patrzÄ c na resztÄ. â Nie wiem jak wy, ale ja nie mam najmniejszej ochoty teraz nigdzie wychodziÄ i za nimi iÅÄ.
- Nie dziwiÄ ci siÄ, w koÅcu wrÄcz na siÅÄ musiaÅem ciÄ wyciÄ gaÄ z twojego pokoju â mruknÄ Å Roan z wymownym uÅmieszkiem.
Octavia patrzyÅa ze zmarszczonym czoÅem raz na mnie, raz na mÄżczyznÄ.
- Może mi ktoÅ powiedzieÄ o co chodzi?
- To ty nie wiesz? â zapytaÅ Roan z udawanym zdziwieniem, patrzÄ c na mnie kÄ tem oka i uÅmiechajÄ c siÄ szyderczo. â A jak myÅlisz: gdzie w tej chwili może znajdowaÄ siÄ Clarke?
Moja siostra przez chwilÄ wpatrywaÅa siÄ z nas nierozumiejÄ cym wzrokiem, kiedy jednak zrozumiaÅa co nasz towarzysz miaÅ na myÅli, jej źrenice znacznie siÄ rozszerzyÅy, a na ustach zagoÅciÅ szeroki uÅmiech.
- O mój Boże â szepnÄÅa z podekscytowaniem, patrzÄ c na mnie. â Nareszcie to zrobiÅeÅ. Jezu, już myÅlaÅam, że nigdy siÄ nie doczekam. Zrobicie mi bratanicÄ?
- Octavia!
- Dobra, dobra. Ale jak coÅ to chcÄ bratanicÄ. I chcÄ byÄ chrzestnÄ !
- MogÄ byÄ wujkiem? â doÅÄ czyÅ siÄ Roan.
- Boże, ludzie, co wam siÄ dzieje? â burknÄ Åem. â Ten brak snu powoduje jakieÅ nieodwracalne zmiany w waszych mózgach. Mam doÅÄ, idÄ spaÄ. Jutro przeszukamy miasto â westchnÄ Åem, machajÄ c olewajÄ co rÄkÄ i odwracajÄ c siÄ, aby odejÅÄ w stronÄ pokoju.
- Pozdrów Clarke.
WywróciÅem oczami, ale nawet siÄ nie odezwaÅem.
Nie mam pojÄcia skÄ d ten nagÅy napad entuzjazmu wÅród naszej dwójki, ale nigdy siÄ tak nie zachowywali. MiaÅem wrażenie, że przebywanie w ich wzajemnym towarzystwie tak na nich wpÅynÄÅo, bo nie widziaÅem innego wyjÅcia. Å»adne z nich również nigdy nie okazywaÅo tego, że chce, abyÅmy z Clarke byli razem. Nie liczÄ oczywiÅcie rozmowy z siostrÄ przy ognisku, ale byÅo to zaledwie kilka dni wczeÅniej. Przed naszym wyjazdem do Los Angeles albo mieli to gdzieÅ, albo nie okazywali tego, jak po cichu nam kibicujÄ . ObstawiaÅem to drugie.
Kiedy wszedÅem do pokoju, Clarke nadal spaÅa w tej samej pozycji, mruczÄ c coÅ przez sen. ÅciÄ gnÄ Åem z siebie wczeÅniej zaÅożone spodnie i koszulkÄ, tym samym zostajÄ c w samych bokserkach, po czym poÅożyÅem siÄ obok dziewczyny. Ledwie zdoÅaÅem to zrobiÄ, kiedy ta postanowiÅa siÄ odezwaÄ.
- Gdzie byÅeÅ? â mruknÄÅa cicho, patrzÄ c na mnie zaspanym wzrokiem.
- W toalecie â skÅamaÅem.
WiedziaÅem, że gdyby Clarke dowiedziaÅa siÄ o ludziach, których widzieliÅmy, zaraz chciaÅaby wszystko wiedzieÄ i może nawet za nimi iÅÄ. W tamtej chwili miaÅem ochotÄ jedynie po prostu poÅożyÄ siÄ obok dziewczyny i zasnÄ Ä, czujÄ c jej oddech na szyi i delikatne dÅonie obejmujÄ ce mojÄ klatkÄ piersiowÄ .
- Możesz iÅÄ spaÄ â dodaÅem.
Blondynka mruknÄÅa coÅ, prawdopodobnie potwierdzenie mojej propozycji, po czym przysunÄÅa siÄ bliżej i poÅożyÅa gÅowÄ na moim torsie. NogÄ przerzuciÅa przez moje biodra, natomiast prawÄ dÅoÅ poÅożyÅa pod moim sercem, delikatnie przejeżdżajÄ c kciukiem po skórze w tamtym miejscu. WestchnÄ Åem i objÄ Åem jÄ jednÄ rÄkÄ w talii, drugÄ natomiast splatajÄ c z palcami jej dÅoni.
UÅmiechnÄ Åem siÄ pod nosem czujÄ c, że to bÄdzie najlepiej jak dotÄ d spÄdzona noc. Dlaczego? Ponieważ obok siebie miaÅem dziewczynÄ, na której zależaÅo mi ponad życie. KtórÄ kochaÅem.
Clarke
W ostatnim czasie doÅÄ czÄsto zdarzaÅo mi siÄ mieÄ koszmary. NajczÄÅciej dotyczyÅy one koÅca Åwiata oraz Åmierci moich przyjacióŠi mamy, choÄ zazwyczaj w roli gÅównej pojawiaÅ siÄ Bellamy. Za każdym razem musiaÅam patrzeÄ na to, jak promieniowanie wyżera mu twarz i caÅe ciaÅo. Nawet po przebudzeniu jeszcze przez chwilÄ sÅyszaÅam jego agonalne krzyki, które doprowadzaÅy mnie do Åez rozpaczy.
Tym razem byÅo inaczej. Tej nocy nie miaÅam ani jednego koszmaru sennego; wÅaÅciwie, to nie ÅniÅo mi siÄ nic. Chyba po raz pierwszy od dawna obudziÅam siÄ spokojna, bez Åez zalewajÄ cych moje policzki i z mokrÄ od nich poduszkÄ pod gÅowÄ . Zamiast tego mojÄ pobudkÄ spowodowaÅa odsuwana siÄ koÅdra, a ponieważ spaÅam na brzuchu, zaraz na moich plecach pojawiÅy siÄ dreszcze spowodowane chÅodem. MiaÅam już siÄgnÄ Ä rÄkÄ po koÅdrÄ i ponownie siÄ niÄ przykryÄ, kiedy to poczuÅam czyjÅ dotyk w dolnej czÄÅci krÄgosÅupa. ChoÄ nie miaÅam pojÄcia co to, byÅam w stanie czerpaÄ z tego przyjemnoÅÄ.
MinÄÅo kilka sekund, zanim przypomniaÅam sobie poprzedniÄ noc spÄdzonÄ w objÄciach Bellamy'ego. Dopiero wtedy zrozumiaÅam, że to on mnie dotyka, a wÅaÅciwie caÅuje. Jego usta skÅadaÅy coraz to kolejne pocaÅunki wzdÅuż mojego krÄgosÅupa, a chÅopak sunÄ Å jeszcze wyżej. Za każdym razem drżaÅam pod dotykiem jego ciepÅych warg, pragnÄ c wiÄcej.
Gdy czarnowÅosy znalazÅ siÄ już blisko karku, najwyraźniej zaczÄÅy mu przeszkadzaÄ moje wÅosy, ponieważ zgarnÄ Å je jednÄ dÅoniÄ na bok i kontynuowaÅ to, co już rozpoczÄ Å. W koÅcu dotarÅ do karku, na którym zÅożyÅ kilka pocaÅunków, a nastÄpnie przeniósÅ swoje usta na bok mojej szyi.
WestchnÄÅam i odwróciÅam siÄ na plecy, aby wreszcie znaleÅºÄ siÄ przodem do chÅopaka. Kiedy tylko tak siÄ staÅo, rÄce owinÄÅam wokóŠjego szyi, natomiast biodra czarnowÅosego oplotÅam nogami. Przez chwilÄ oÅlepiÅ mnie blask sÅoÅca wpadajÄ cy przez okno, lecz kiedy udaÅo mi siÄ przyzwyczaiÄ do ÅwiatÅa, pierwsza w oczy rzuciÅa mi siÄ twarz Bellamy'ego. Jego ciemne oczy wpatrywaÅy siÄ we mnie z czuÅoÅciÄ , a usta ukÅadaÅy siÄ w lekki uÅmiech, który tak bardzo kochaÅam. KochaÅam go caÅego.
- Twoje oczy wyglÄ dajÄ jak czekoladki â mruknÄÅam zaspanym gÅosem, nadal lekko mruÅ¼Ä c oczy.
Bellamy uÅmiechnÄ Å siÄ jeszcze szerzej.
- A twoje jak morze nocÄ .
- I tak twoje sÄ piÄkniejsze. NajpiÄkniejsze, jakie kiedykolwiek widziaÅam â powiedziaÅam, przechylajÄ c gÅowÄ lekko w bok i przyglÄ dajÄ c mu siÄ z uwagÄ . â Masz w nich takie jasne iskierki, nigdy nie znikajÄ . A kiedy jesteÅ zadowolony, to bÅyszczÄ niczym gwiazdy. To niesamowite.
ChÅopka zaÅmiaÅ siÄ.
- Zawsze w rana jesteÅ taka poetycka?
- Tylko kiedy sprzyja mi humor. A tak siÄ skÅada, że z powodu pewnej osoby nikt nie ma prawa mi go zepsuÄ.
Bellamy pogÅadziÅ mnie delikatnie po policzku, po czym pochyliÅ siÄ nade mnÄ i zetknÄ Å nasze wargi. JÄknÄÅam w jego usta i zaraz zaczÄÅam oddawaÄ pocaÅunki. PrzyciÄ gnÄÅam chÅopaka jeszcze bliżej siebie â tak, że stykaliÅmy siÄ każdÄ możliwÄ czÄÅciÄ ciaÅa. Momentalnie poczuÅam dreszcz, który przeszedÅ wzdÅuż mojego ciaÅa â poczynajÄ c od gÅowy, a koÅczÄ c na koniuszkach palców. PocaÅunki Bellamy'ego wyzwalaÅy we mnie pokÅady energii i euforii, którymi wrÄcz mogÅabym siÄ Å¼ywiÄ. Do tego momentu nawet nie wiedziaÅam, że można czuÄ coÅ tak niesamowitego. MiaÅam wrażenie, że gdybym musiaÅa siÄ rozstaÄ z chÅopakiem choÄby na jeden dzieÅ, to mój organizm by tego nie wytrzymaÅ.
Bellamy byÅ dla mnie jak twardy narkotyk: opanowywaÅ nie tylko duszÄ, ale i ciaÅo. Nie potrzebowaÅam zbyt wielu okazji, aby już siÄ od niego uzależniÄ. Mam wrażenie, że odkÄ d zrozumiaÅam, że czujÄ do chÅopaka coÅ wiÄcej niż tylko przyjaźÅ, te emocje kumulowaÅy siÄ we mnie. Dopiero poprzedniej nocy miaÅam szansÄ siÄ od tego uwolniÄ i wreszcie poczuÄ coÅ wiÄcej niż tylko strach i smutek. PoczuÅam namiÄtnoÅÄ i poÅ¼Ä danie.
PoczuÅam miÅoÅÄ.
Hej hej heeeej!
Jak widzicie Bellarke siÄ już kompletnie rozkrÄciÅo, wreszcie siÄ ogarnÄli i sÄ tak jakby razem. Przynajmniej nieoficjalnie xd No ale wszyscy ich shippujÄ , także nie ma szans, żeby nie uznaÄ ich za parÄ xd
Powiem wam, że to ff bÄdÄ jeszcze mieÄ okoÅo 10 rozdziaÅów co i tak jest mega duÅ¼Ä iloÅciÄ , bo poczÄ tkowo to opo miaÅo mieÄ okoÅo 20, a wyjdzie z 35. Mimo wszystko najwiÄcej pomysÅów mam na zakoÅczenie (ostatnie 3/4 rozdziaÅy) - bÄdzie mega (znaczy dla mnie jest mega, dla was...no nie wiem xd Znaczy lepiej siÄ tym nie sugerujcie xd)!
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro