Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - Tylko sen

Clarke

Przez pierwszy dzień jechaliśmy na ogół wszyscy razem; trzy samochody jeden po drugim. Dopiero wieczorem odłączyła się od nas grupa Monty'ego i Harper, natomiast przed południem kolejnego dnia rozdzieliśmy się także z drużyną Miller'a. Wtedy została nas tylko czwórka: ja, Bellamy, Octavia i Roan.

Drugiego dnia rozmawialiśmy o planie działania i trasie, jaką mieliśmy pokonać. Później jednak musiałam przysnąć, ponieważ dopiero wieczorem obudził mnie Bellamy, z którym miałam zamienić się miejscem. Umówiliśmy się, że jeżeli w dzień będzie słońce i uda nam się naładować wtedy akumulator, to aby zaoszczędzić czas będziemy jechać również w nocy. Octavia oraz Roan nie potrafili prowadzić, dlatego musieliśmy z Bellamy'm polegać jedynie na sobie.

W trzecią noc musieliśmy jednak rozbić obóz, ponieważ przez całe popołudnie padało, a słońce mające naładować nasz akumulator nie mogło przebić się przez chmury burzowe. Przez to około dziewiątej wieczorem Rover się rozładował, a my mogliśmy jedynie mieć nadzieję, że kolejnego dnia pogoda dopisze.

- Powinniśmy być gdzieś tutaj – powiedziałam do Bellamy'ego, wskazując jakieś miejsce na mapie, kiedy chłopak przysiadł się do mnie przy ognisku i zaczęliśmy rozmawiać o dalszym planie działania. – Jesteśmy mniej więcej w połowie, więc jak tak dalej pójdzie, to spokojnie wyrobimy się w tym tygodniu.

- Wszystko zależy od pogody – skwitował chłopak, zajadając suszone mięso i podając mi jeden kawałek. Podziękowałam mu uśmiechem i skinieniem głowy. – Mam nadzieję, że nie okaże się, że utknęliśmy tu na kolejne kilka dni.

- Więcej optymizmu, ludzie – westchnęła Octavia, rozkładając koc po drugiej stronie ogniska i kładąc się na nim. – Jak będziecie tak jęczeć to wykrakacie.

- Musimy wszystko wziąć pod uwagę – odrzekłam.

Dziewczyna po prostu wywróciła oczami, po czym odwróciła się do nas plecami i położyła się spać. Zauważyłam, że Bellamy już chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie westchnął i spuścił wzrok. Siostra nadal go ignorowała, dlatego nie dziwiłam się mu, że próbuje w jakiś sposób odnowić ich więź, choć do tej pory mu to nie wychodziło.

- Daj jej czas – szepnęłam.

Chcąc go jakoś pocieszyć, położyłam rękę na ramieniu chłopaka. W odpowiedzi Bellamy przymknął powieki, po czym położył swoją dłoń na mojej i przytulił do niej swój policzek. Uśmiechnęłam się wtedy lekko i kiedy tylko odsunął głowę od naszych rąk, złapałam jego twarz w dłonie.

- Wybaczy ci, musisz dać jej czas.

Sama nie wiem co mnie do tego skłoniło, chyba kompletna głupota, ale pochyliłam się nad głową chłopaka i złożyłam delikatny pocałunek na jego czole. Usłyszałam, jak cicho westchnął, natomiast mięśnie jego ramion wyraźnie się rozluźniły.

Aby ponownie nie zrobić czegoś równie lekkomyślnego, odsunęłam się od Bellamy'ego, po czym wstałam i ruszyłam w stronę swojego posłania. Tam ułożyłam się plecami do czarnowłosego, aby nie widział rumieńców na moich policzkach, a kiedy usłyszałam jak wstaje i idzie się przejść – miał pełnić pierwszą wartę – jęknęłam cicho i uderzyłam się w czoło.

Bellamy

Miałem pełnić wartę przez pół nocy, a później obudzić Clarke. Następnej nocy jednak, w razie niepoprawionej pogody, nie spać mieli Roan – który postanowił mieć wszystko gdzieś i kiedy tylko zarządziliśmy postój, rzucił się na koc obok ogniska, po czym zasnął - i Octavia. Przez poprzednią noc to blondynka prowadziła samochód, dlatego byłem wystarczająco wyspany, aby zachować pełną świadomość i co jakiś czas robić obchód wokół terenu, gdzie spała reszta. W końcu jednak usiadłem na swoim posłaniu i mój wzrok mimowolnie zwrócił się na Clarke.

Podczas snu dziewczyna wyglądała niesamowicie niewinnie. Jej twarzy wreszcie nie wykrzywiał żaden grymas, czoło nie było niepokojąco zmarszczone. Wreszcie zachowywała spokój i nie musiała martwić się o życie swoje lub innych, choć mimo wszystko zawsze stawiała resztę ponad siebie. Chciałbym, żeby wreszcie nie musiała podejmować tych wszystkich trudnych decyzji i mogła wieść normalne życie, na jakie zasługiwała jako nastolatka. Po prostu pragnąłem, żeby była szczęśliwa.


Przyglądanie się Clarke przerwał mi jednak głos mojej siostry, która najwyraźniej obudziła się podniosła się ze swojego posłania.

- Powiedz jej.

Popatrzyłem na nią nierozumiejąco.

- C-co masz na myśli?

- Dobrze wiesz, co mam na myśli. Powiedz jej, co czujesz, póki jeszcze masz taką szansę. Póki nie jest za późno. Żałuję, że ja nie miałam szansy powiedzieć wszystkiego Lincolnowi.

Ku mojego zdziwieniu Octavia zamiast zacięcie wpatrywać się we mnie, aż spuszczę wzrok, ona sama to zrobiła i przymknęła lekko powieki. Najwyraźniej nadal w równym stopniu bolało ją to, co stało się z jej chłopakiem. Nie chciałem zbytnio poruszać tego tematu, ponieważ wydawało mi się, że jestem ostatnią osobą, z która moja siostra chciałaby o tym rozmawiać. Dlatego właśnie wróciłem do tematu Clarke.

- Boję się, że tego nie odwzajemni.

- Jeśli tak myślisz, to jesteś idiotą – skwitowała czarnowłosa, wywracając oczami. – Rób co chcesz, ale prawda jest taka, że kiedy wreszcie jej to wyznasz, to dobrze ci to zrobi. Tłumienie w sobie emocji ci szkodzi.

- Tłumienie tego, że jest mi niesamowicie przykro z powodu śmierci Lincolna też mi szkodzi – odrzekłem, w końcu to z siebie wyrzucając.

Kiedy Octavia popatrzyła na mnie z nieco szerzej otwartymi oczami, przez chwilę pożałowałem tych słów. Nie chciałem kolejnej kłótni, ale z drugiej strony pragnąłem, aby to wiedziała. Mogła mnie obwiniać o jego śmierć, jednak nie mogłem pozwolić na to, aby wierzyła, że jego śmierć się na mnie nie odbiła. Dobrze wiedziałem, że ogromnie zależało mu na mojej siostrze i troskliwie się nią opiekował, może nawet lepiej niż ja. I choć początkowo wydawał mi się podejrzany, musiałem przyznać, że z czasem go zaakceptowałem, a nawet polubiłem. Nawet jeśliby się tak nie stało, mojej siostrze ogromnie na nim zależało, co było wystarczającym argumentem przemawiającym za tym, abym zaczął go aprobować.

W końcu Octavia westchnęła i spuściła głowę tylko po, aby chwilę później ją podnieść i spojrzeć na mnie z bólem w oczach.

- Wiem, Bellamy – jęknęła. – Wiem, że go nie zabiłeś i nie powinnam tak mówić. Nie zmienia to jednak faktu, że stanąłeś po stronie Pike'a, chociaż zarówno ja jak i Clarke próbowałyśmy ci to wyperswadować. Nie nienawidzę cię, ale nie zmienia to faktu, że nasza relacja od razu nie będzie taka jak dawniej.

- Nie oczekuję tego – zapewniłem ją. – Zdaję sobie sprawę z tego, że zachowałem się jak ostatni idiota i gdybym się w porę ogarnął, to może Lincoln by żył. Nie myśl, że nie obwiniam się o jego śmierć i ciągle nie zastanawiam „co by było, gdyby". Ty jednak żyjesz i nie chcę, żeby osoba, którą kocham od siedemnastu lat teraz tak po prostu się ode mnie odwróciła.

Kiedy na ustach siostry zauważyłem delikatny i smutny, choć mimo wszystko szczery, uśmiech, w moim sercu wyrosła nadzieja.

- Kocham cię, duży bracie i zawsze będę cię kochać. Nawet kiedy mówiłam, że jesteś dla mnie martwy, nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybyś zginął z czyjejkolwiek ręki. Wiem też, że żałujesz wszystkiego, co się stało po odejściu Clarke. Jeżeli nie chcesz jednak po raz drugi żałować podjętych lub niepodjętych przez siebie decyzji, to wyznaj jej wreszcie swoje uczucia – poleciła, jednoznacznie patrząc na śpiącą jakiś metr ode mnie blondynkę. – Zrób to, zanim będzie za późno.

Rozmowa z Octavią naprawdę dobrze mi zrobiła. Dzięki niej odzyskałem wreszcie nadzieję i zyskałem nowe spojrzenie na sprawę moją i Clarke. Zacząłem coraz poważniej zastanawiać się nad rozmową z dziewczyną, choć nie zmieniało to faktu, że nadal cholernie bałem się tego momentu.

Nie byłem pewien, która właśnie była godzina, ale podejrzewałem, że powoli kończyła się moja zmiana i powinienem obudzić Clarke. Akurat wróciłem z krótkiego obchodu wokół terenu naszego obozowiska i ruszyłem w stronę posłania blondynki, kiedy zobaczyłem jak niespokojnie wije się pod kocem. Jej twarz wykrzywiał grymas przerażenia, a ona sama cały czas coś jęczała i co kilka sekund powtarzała „nie". Zaniepokojony ruszyłem w jej stronę, chcąc obudzić ją z koszmaru, ponieważ i tak miała zacząć się jej warta, kiedy odwróciła twarz w stronę ziemi i zaczęła...krzyczeć. Wprawdzie materiał tłumił ten dźwięk, przez co nie zbudziła reszty osób, jednak ja bardzo dobrze słyszałem jedno słowo, które cały czas wykrzykiwała przerażonym, zachrypniętym głosem.

To było moje imię.

Wtedy nie zastanawiałem się ani chwili, tylko podbiegłem do dziewczyny i uklęknąłem nad nią, zaraz zaczynając potrząsać jej ramieniem.

- Clarke – powiedziałem stanowczo. – Obudź się. Obudź się, proszę, to tylko sen.

Chwilę zajęło, zanim dziewczyna wreszcie się otrząsnęła i zdołała otworzyć oczy. Przez chwilę rozglądała się niepewnie, jakby nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Kiedy jednak jej wzrok natrafił na mnie, oczy dziewczyny momentalnie zaczęły napełniać się łzami.

- Śniło mi się, że umarłeś – zaszlochała. – Że nie udało mi się uratować cię przed Falą Śmierci.

- To był tylko zły sen – zapewniłem spokojnym, kojącym głosem.

Moje zapewnienie najwyraźniej nie wystarczyło blondynce, ponieważ zaraz podniosła się do pozycji siedzącej, po czym objęła mnie ramionami w pasie i wtuliła się w moje ramię. Ponieważ widziałem, w jak opłakanym stanie była, bez zastanowienia ściśle oplotłem ją ramionami, jedną dłoń kładąc na jej głowie, po czym zacząłem nas lekko kołysać.


- Ciii, Clarke. To tylko koszmar – szepnąłem kolejny raz.

Dziewczyna nie mogła powstrzymać szlochu wydobywającego się z jej gardła, jednak nic nie wprawiało mnie w takie przerażenie na temat jej osoby, jak jej drżące ciało. Niesamowicie się trzęsła, co niestety nie było spowodowane zimnem. Niestety, ponieważ nie byłem w stanie w żaden sposób tego powstrzymać, choć bardzo chciałem. Mimo to, nadal ściskając dziewczynę, sięgnąłem po koc pod którym jeszcze chwilę wcześniej spała i okryłem ją nim.

Nie mogłem uwierzyć, że koszmar senny mógł wprawić tę odważną Księżniczkę w taki stan, do tego z mojego powodu. Zastanowiłem się, jak by zareagowała, gdybym naprawdę umarł, jednak zaraz porzuciłem pomysł myślenia o tym. Po prostu wtuliłem twarz we włosy Clarke, cały czas szeptając, że jestem obok niej, a wszystko to był tylko sen.

- Proszę, nie zostawiaj mnie – zaszlochała w moje ramię, które zaczynało się robić coraz bardziej mokre, jednak ja nie zwracałem na to uwagi.

Zamiast tego powiedziałem:

- Nigdy.

Heloooł pszczółki :*

Nadal sądzicie, że Octavia i Roan byli niepotrzebni? Znaczy Roan po prostu się rzucił na ziemię i poszedł spać, ale Octavia...No ona to inna bajka ;) Przemówiła trochę do rozumu swojemu braciszkowi xd  

Kiedy pisałam ten rozdział, to wydawał mi się taki genialny, ale kiedy przeczytałam go w całości to się po prostu załamałam. Kurde, nie wiem co mi w nim nie pasuje, chyba dialogi. Zresztą....kurde, nie wiem. Ale jest scena Bellarke i chyba tylko to sprawia, że ten rozdział podoba mi się choć w minimalnym stopniu.

Jak widzicie w mediach znajduje się obrazek, którym inspirowałam się (khe khe chamsko zerżnęłam khe khe) podczas pisania krótkiej rozmowy między rodzeństwem Blake. Tak się składa, że mam więcej takich obrazków i będę się nimi inspirować głównie pisząc ostatnie rozdziały ;)

A! I ogóle to zrobiłam taki Z-A-J-E-B-I-S-T-Y gif do tego, jak Octavia widzi wpatrującego się w Clarke Bell'a, ale ma za dużą wielkość i nie mogę go wstawić :'( RIP gif nad którym tyle pracowałam (5 minut xd)[*]

Pozdrawiam i do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro