Rozdział 17 - Cholerna Bree
Clarke
Przez cały kolejny dzień chodziłam zdenerwowana i podminowana do tego stopnia, że zbliżanie się do mnie bez kija mogło zagrozić życiu lub zdrowiu. Na wszystkich warczałam, rzucałam jakieś chamskie teksty i udało mi się nawet nieumyślnie zagiąć Murphy'ego, który po mojej ripoście nie miał pojęcia co powiedzieć, co wywołało atak śmiechu u Raven. Jedynie w stosunku do Lux udawało mi się być miłą, ponieważ za bardzo było mi żal tej dziewczynki, aby się na niej wyżywać.
Powód mojego zachowania? Bellamy i Bree, a któżby inny.
Jeszcze tego samego dnia widziałam jak blondynka podeszła do Bellamy'ego i rozmawiała z nim, patrząc na niego maślanymi oczami (tak strasznie miałam ochotę je jej wydrapać!). Czarnowłosy oczywiście przez cały ten czas uroczo się uśmiechał, a raz nawet powiedział coś, co niesamowicie rozśmieszyło Bree.
Następnego wieczora jedli kolację przy jednym stole. Murphy gwizdnął wtedy do niego i pokazał mu palec w górę, na co ciemnowłosy szeroko się uśmiechnął. Monty i Harper nieszczególnie zwrócili na to uwagę, natomiast Raven przez cały ten czas przyglądała mi się z uwagą, dlatego postanowiłam na ten czas wbić wzrok w talerz i udawać, że niesamowicie interesuje mnie marchewka.
Kiedy reszta towarzystwa pogrążyła się w rozmowie, ja postanowiłam obserwować naszą parkę. Z odległości pieprzonych piętnastu metrów było widać jak bardzo Bree z nim flirtuje. Cały czas uśmiechała się do niego, co Bellamy odwzajemniał lub po prostu chichrała się swoim irytującym głosikiem. Dziewczyna siedziała niesamowicie blisko Bellamy'ego, niemal spychała go swoim wielkim tyłkiem z ławki. Jak tak dalej pójdzie, to zajdzie w ciąże od samego patrzenia na niego.
Cholera, nie wiedziałam, że jestem zdolna do takiego szyderstwa.
W pewnym momencie blondynka odwróciła się nieco i nasze oczy się spotkały. Widząc mnie, uśmiechnęła się szeroko i pomachała mi, a ja na ten moment musiałam przybrać maskę zadowolonej z życia Clarke i odpowiedzieć tym samym. Dopiero gdy ponownie odwróciła się w stronę Blake'a i zaraz zaśmiała z jakiegoś jego żartu, mocno zacisnęłam szczękę oraz pięści.
- Clarke? – powiedziała niepewnie Raven, siedząca naprzeciwko mnie, ale tyłem do stolika Bellamy'ego i Bree. – Nie chcę nic mówić, ale tak wyginasz ten widelec, że zaraz go złamiesz.
Momentalnie zwróciłam swój wzrok na dziewczynę, a następnie na swoje dłonie. Nie myśląc nawet o tym, wygięłam swój widelec niemal pod kątek trzystu sześćdziesięciu stopni, co przeraziło nawet mnie samą. Popatrzyłam przepraszająco na brunetkę i zajęłam się rozprostowywaniem sztućca.
- Przepraszam, zrobiłam to mimowolnie – mruknęłam, nadal patrząc spod byka na stolik za plecami dziewczyny.
Raven przez chwilę wpatrywała się we mnie podejrzliwie, po czym odwróciła się i postanowiła zobaczyć, co mnie tak bardzo interesuje. Kiedy ponownie zwróciła się w moją stronę, na jej twarzy gościł niesamowicie szeroki uśmiech.
- O. Mój. Boże – wydusiła z siebie. – Clarke! Ty jesteś zazdrosna!
Raven powiedziała to tak głośno, że zwróciła uwagę wszystkich przy naszym stoliku i kilku osób przy tych sąsiednich. Całe szczęście Bellamy był nadal pogrążony w rozmowie z Bree, bo inaczej chyba zapadłabym się pod ziemię.
Prychnęłam.
- Nie? – burknęłam, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie. – Coś sobie uroiłaś, Raven.
- O nie nie nie nie nie, nie wywiniesz się od tego – odpowiedziała, podniecona tym odkryciem bardziej niż ktokolwiek inny. – Bellamy ci się podoba! Ja już od jakiegoś czasu coś podejrzewałam, ale teraz mam już pewność.
- Nie, chyba coś źle zrozumiałaś – skłamałam, a raczej próbowałam to robić. – To mój przyjaciel, nie podoba mi się w ten sposób.
- A właśnie, że ci się podoba – mruknął Murphy, patrząc na mnie znudzonym wzrokiem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Na sto procent – dołączyła się Harper.
- No raczej, że nie inaczej – dodał Monty.
- To jest cholerna prawda! – krzyknęła Raven, śmiejąc się na cały głos. Tym razem nawet Bellamy ją usłyszał, ponieważ odwrócił się w naszą stronę ze zmarszczonymi brwiami. Schowałam twarz w dłoniach w nadziei, że ten koszmar się wreszcie skończy. Niestety było jeszcze gorzej, ponieważ Raven odwróciła się w stronę czarnowłosego.- Ej, Bellamy! Ty wiedziałeś, że...
- Raven! – przetrwałam jej, rzucając w nią marchewką. – Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że nie dożyjesz rana.
Ciemnowłosa popatrzyła na mnie z szyderczym uśmiechem, ale najwyraźniej postanowiła odpuścić, ponieważ udała, że zasuwa sobie usta i wyrzuca kluczyk za siebie. Niestety Bellamy postanowił być równie upierdliwy, ponieważ podszedł do naszego stolika, patrząc to na mnie, to na Raven.
- O co chodziło? – zapytał podejrzliwie. – Chcesz mi coś powiedzieć, Raven?
- Chcę, naprawdę bardzo chcę, ale chcę też przeżyć – odparła dziewczyna, z trudem utrzymując poważny wyraz twarzy. – Clarke ci wszystko powie.
- W takim razie słucham.
Podniosłam wzrok i popatrzyłam prosto w czekoladowe oczy chłopaka. Co mu miałam, do cholery, powiedzieć? Że Raven ma cholerną rację, a ja wręcz umieram z wściekłości, że to nie ja jestem na miejscu Bree? Mam zniszczyć naszą przyjaźń nie wiedząc nawet, czy on odwzajemnia to uczucie?
Nie mogłam tego zrobić, dlatego właśnie wstałam i, popychając lekko Bellamy'ego w stronę stolika, przy którym czekała na niego Bree, powiedziałam:
- Idź dokończ randkę. No idź, idź.
Bellamy spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale najwyraźniej doszedł do wniosku, że kłótnie w tamtym momencie nie mają żadnego sensu, ponieważ wykonał polecenie. Później jeszcze zaniepokojony co jakiś czas patrzył w naszą stronę, ale w końcu odpuścił.
- Ciebie już kompletnie powaliło?! – syknęłam w stronę Raven. – Naprawdę sądzisz, że krzyczenie na całą stołówkę, że Bellamy mi się podoba to dobry pomysł?
- A co, skłamałabym? – zapytała, odbijając piłeczkę.
Nie odezwałam się.
- Widzisz? Nawet nie zaprzeczasz, bo wiesz że to prawda! Wiem jednak, że jesteście do tego stopnia nieogarnięci, że jeżeli ja nic nie zrobię, to będziecie tak krążyć w kółko i nigdy nic w tym kierunku nic nie zrobicie. Ja pierdziele, ogarnijcie się wreszcie, bo ja wiecznie żyć nie będę – mruknęła, odrzucając włosy do tyłu i patrząc na mnie z wyższością.
- Oboje, razem z Blake'iem, jesteście największymi idiotami, jakich w życiu spotkałem – burknął obojętnie Murphy, przelotnie obrzucając mnie wzrokiem.
- Chcesz się rano obudzić ze śliwą pod okiem? – warknęłam.
- Nie strasz nie strasz, bo się posr... - zaczął, jednak widząc pioruny niemal wylatujące z moich oczu, przerwał. – Chodziło mi o to, że Bellamy też na ciebie leci, niemal zastanawia się nad imionami dla waszych dzieci, a jedynie wy tego nie dostrzegacie.
- To niby dlaczego umawia się z Bree, hm?
- Skąd mam to wiedzieć? To w końcu Blake, jego nie ogarniesz i nawet nie próbuj, bo ci się mózg przegrzeje.
- Miasto Świateł było łatwiejsze do rozgryzienia niż on – włączyła się Raven. – Co nie zmienia faktu, że się w tobie kocha.
- Wiesz co? Ty wiesz co? – mruknęłam, wstając ze swojego miejsca. Jednocześnie w tym samym momencie zauważyłam, że Bellamy żegna się z Bree pocałunkiem w policzek i zaczyna iść w naszą stronę. Zagotowało się we mnie do tego stopnia, że musiałam stamtąd wyjść, zanim ktoś zginie. – Kontynuujcie sobie tę rozmowę beze mnie. Idę spać.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę pokoi. Po drodze usłyszałam jeszcze, że Bellamy krzyczy moje imię, jednak zamiast się odwracać, po prostu przyspieszyłam kroku. W tamtej chwili nie miałam najmniejszej ochoty na oglądanie kogokolwiek, zwłaszcza jego.
Bellamy
- Co jej się stało? – zapytałem, widząc zachowanie Clarke i przysiadając się do stołu reszty przyjaciół.
- Dobre pytanie – burknęła Raven, piorunując mnie wzorkiem. – Możesz mi powiedzieć, co ty właśnie zrobiłeś?! – krzyknęła, przy okazji mnie opluwając.
- Powinienem ci zadać to samo pytanie – mruknąłem, ścierając z policzka ślinę czarnowłosej. – Szkoda, że w strzelaniu nie masz takiego cela jak w opluwaniu ludzi.
Raven w odpowiedzi uderzyła mnie z pięści w ramię, na co jęknąłem. Co jak co, ale siły jej nie brakowało. Zapowiadało się na to, że następnego dnia będę mieć siniaka.
- Co to miało być to z Bree?! – krzyknęła ponownie.
- O co ci chodzi? Robisz sceny jak małe dziecko. Jesteś o mnie zazdrosna czy co?
- Nie ja, ale ktoś na pewno jest zazdrosny – warknęła.
- Niby kto? – zapytałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie z takim gniewem, że gdyby jej oczy były karabinami maszynowymi, już bym nie żył, mając w ciele dziesiątki pocisków.
- Ja już nie wiem czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz – mruknął Murphy, kręcąc głową z niedowierzaniem i patrząc na Raven.
- Wiecie co? – powiedział czarnowłosa, wstając. – Najłatwiej będzie, jak po prostu zabiję Bree. Od razu wszystkim ulży.
- Chcesz nóż? – zapytał John, wyjmując swoje ostrze i podając je dziewczynie. Nasza mechanik przyjęła je z wdzięcznością. – W razie czego dam ci alibi, że przez cały ten czas byłaś z nami. Monty też to potwierdzi, prawda?
- Jasne – odpowiedział skośnooki. – Możemy też na czas śledztwa związać i zamknąć Bellamy'ego, żeby niczego nie chlapnął.
- Dzięki, chłopaki. Clarke też będzie wam wdzięczna.
- Ej ej ej! – przerwałem im. – Co wy, za przeproszeniem, pierdolicie? I dlaczego mieszacie w to Clarke? I Bree?
Raven już chciała coś powiedzieć, ale w końcu po prostu opuściła bezwładnie ręce i westchnęła, jakby rozmawiała z małym dzieckiem.
- Ty się po prostu nie odzywaj, dobra? Widzę, że jeżeli ciotka Raven nie wkroczy do akcji, to nic nie posunie się na przód. Idę „pogadać" z Bree. Jak będę potrzebować pomocy z ciałem, to po was przyjdę.
Mówiąc to, odeszła w stronę, w którą jeszcze chwilkę wcześniej poszła moja blondwłosa przyjaciółka. Chciałem się dowiedzieć o co chodzi, naprawdę, ale chyba lepiej dla mnie jeżeli nie będę zadawać pytań.
Hej hej heloł moje pszczółki 😘
Jak widzicie Bree zaczyna się nieźle dobierać do Bellamy'ego, a ponieważ on oraz Clarke są na maksa upośledzeni, to nasza "koleżanka" trochę namiesza. W kolejnym rozdziale to już w ogóle odwali niezłe gówno (przynajmniej takie mam plany), a w jeszcze następnym...cóż, zobaczycie 😏😏
W każdym razie zbliża się Week Trip, więc szykujcie się na naszą kochaną czwóreczkę (czy aby na pewno? xd) w jednym Roverze 😁
Tak w ogóle to planowałam, że to opo będzie mieć około 20 rozdziałów, ale nie jestem pewna, czy nawet w 30 się wyrobię. Mam ochotę na jeszcze trochę akcji (czyt. zakończenie), także nie wiem jak długo jeszcze się to będzie ciągnęło skoro nawet kissa nie było. Cóż, zobaczymy, mam nadzieję że was nie zanudzę xd
Pozdrawiam i do następnego 💓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro