Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 - Musimy to nadrobić

Clarke

Kolejnego dnia do Arkadii przybyła Octavia. Nie miała szansy zobaczyć się z Bellamy'm, ponieważ z samego rana wyruszył z kilkoma innymi osobami na polowanie; i tak chyba nic to nie zmieniało, ponieważ nie wyglądało na to, aby chciała się z nim widzieć. Zresztą ja również cieszyłam się, że nie muszę na niego patrzeć, ponieważ zawsze wtedy widziałam go w obecności Bree.

Tak, nadal się spotykali. Choć sama nie wiem, co dokładnie było między nimi. Nie zmieniało to jednak faktu, że blondynka wyraźnie z nim flirtowała. Zazdrościłam jej, że przychodzi jej to z taką łatwością. Gdybym ja zaczęła się chichotać w obecności Bellamy'ego i co chwilę trzepać rzęsami, to zaraz zapytałby się mnie czy coś nie wpadło mi do oka. Po prostu każdy wiedział, że nie jestem typem osoby, która się tak zachowuje i nie chciałam tego zmieniać.

Obiad udało mi się spędzić z Raven oraz Monty'm. Chwilę później dołączył do nas Murphy.

- I jak, Raven? – zapytał skośnooki. – Udało ci się popełnić morderstwo i pozbyć się ciała?

- Jakie morderstwo? O czym wy mówicie? – mruknęłam, spoglądając raz na niego, raz na swoją przyjaciółkę.

- No wiesz, Bree stoi na przeszkodzie tobie i Blake'owi, więc miałam zamiar ją...usunąć z drogi. Wiesz, najpierw pogadać jak kobieta z kobietą, a jeśliby to nic nie dało to obić ryj.

- Walka dwóch dziewczyn. To lubię – dołączył się John.

Spojrzałam na nich z niedowierzaniem.

- Wy nie mówicie serio.

- Jak najbardziej serio.

- I co? Zabiłaś ją w końcu? – zapytał chłopak.

Raven uśmiechnęła się tajemniczo.

- A widziałaś ją dzisiaj?

Przerażona wstałam i pochyliłam się nad nią z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Co ty jej zrobiłaś?

- Spokojnie, Clarke – mruknęła, przeciągając się z uśmiechem. – Nic jej nie jest. Można powiedzieć, że udało nam się dogadać.

- Przestanie gadać z Blake'iem? – zapytał Murphy.

- Nie.

- Pfff – prychnął. – W takim razie gówno załatwiłaś.

- Pierdol się, Murphy – warknęła, rzucając w niego jabłkiem i trafiając w sam środek czoła. – Straszny z ciebie kutas! Nawet nie wiesz o czym gadałyśmy, a już oceniasz. Gdybyś poznał szczegóły, to całowałbyś mnie po dupie.

- Ja tu przyszedłem po jedzenie, a nie po pieszczoty – powiedział, uśmiechając się półgębkiem i biorąc łyk napoju.

- Przysięgam, że kiedyś ci coś zrobię. Przyjdę do ciebie w nocy, złapię cię za jaja i ci je wyrwę. O to – warknęła, ilustrując rękami, jak zabierze się za kastracje Murphy'ego. – Trzeba cię wykończyć, zanim złożysz jaja. Szkoda, żeby twoje upośledzone potomstwo chodziło po tym świecie i marnowało tlen.

Westchnęłam i z bezsilności schowałam twarz w dłoniach.

- Wy zawsze jesteście nie do wytrzymania, ale dzisiaj przechodzicie samych siebie.

- Ty się lepiej zajmij sobą, Clarke – powiedziała spokojnie Raven. – Przyszłam ci powiedzieć, że jeśli chcesz zdobyć Blake'a, to musisz ruszyć swój śliczny tyłeczek i sama wziąć się do roboty. Jeżeli będziesz tak siedzieć z założonymi rękami, to na pewno nic się samo nie zrobi, a ta blondyna odbije ci chłopaka.

- On nie jest moim chłopakiem.

- No z takim podejściem jak masz teraz, to on nigdy nie będzie twoim chłopakiem. Przynajmniej oficjalnie, bo nieoficjalnie to można powiedzieć, że już od dawna ze sobą chodzicie.

- Clarke ma chłopaka?

Wszyscy odwróciliśmy głowy w stronę zaskoczonego Bellamy'ego, który właśnie się do nas dosiadł. Patrzył na mnie z ciekawością, jakby chciał poznać odpowiedź na to pytanie. Jednocześnie w jego oczach zobaczyłam coś nowego, do tej pory mi nieznanego.

Chciałam rozwiać jego wątpliwości, jednak Raven mnie wyprzedziła.

- A co, jesteś zazdrosny?

Twarz chłopaka momentalnie zrobiła się cała czerwona, na co nie mogłam się nie zaśmiać. Zawstydzony Bellamy wyglądał zbyt uroczo, aby tak po prostu przejść obok tego obojętnie.

- Coś ci się ubzdurało – mruknął.

- W takim razie dlaczego kolor twojej twarzy zaczął przypominać dorodnego pomidorka? – złączył się Murphy.

Początkowo zapowiadało się na to, że Bellamy zawstydzi się jeszcze bardziej, jednak ku mojemu zaskoczeniu wstał, patrząc groźnie na John'a.

- Ja pierdziele, zadałem tylko pytanie a tu od razu tyle spekulacji. Idę do Bree, ona przynajmniej nie prowadzi na mnie jakiegoś gównianego przesłuchania.

Powiedział to, po czym odwrócił się i po prostu odszedł. Patrzyłam za nim, dopóki kątek oka nie zauważyłam tego, jak Raven uderza Murphy'ego w tył głowy.

- Ty idioto – warknęła. – Mieliśmy ich zeswatać, a nie zniechęcać do siebie. Następnym razem zamknij japę i pozwól mówić mi.

- Gdybyś zabiła Bree od razu, to nie byłoby takiego problemu – odpowiedział chłopak.

- Mogę zabić ciebie, jeżeli sprawi ci to przyjemność.

- Czym? Tym widelcem, który trzymasz w ręce?

- Jeżeli będę musiała, to poderżnę ci gardło gołą stopą, karaluchu.

Nie słyszałam tego, jak potoczyła się dalsza część rozmowy, ponieważ poszłam do pokoju ze łzami, który zawzięcie chciały spłynąć po moich policzkach i myślą, że Bellamy najwyraźniej wolał spędzać czas z Bree, niż z własnymi przyjaciółmi.

Niż ze mną.

Bellamy

Nie zarumieniłem się dlatego, że Murphy oraz Raven zaczęli mnie zasypywać jakimiś dziwnymi pytaniami. Nie zrobiłem tego też dlatego, że chciałem się ponad wszystko spotkać z Bree. Jedynym prawdziwym powodem było to, że nasza mechanik zauważyła, jak bardzo zazdrosny o Clarke byłem.

Skąd wiem, że ona zdaje sobie z tego sprawę? Cóż, ten dwuznaczny uśmieszek i puszczenie mi oczka tak, aby nikt nie widział mówiły wszystko. Najgorsze było to, że czarnowłosa miała cholerną rację, ponieważ kiedy tylko usłyszałem słowa „Clarke" i „chłopak", wyłączyłem się na wszystko inne i chciałem się dowiedzieć, o jakim chłopaku mowa. Niestety dwójka pewnych osób zaczęła mnie zasypywać takim gradem pytań, że koniec końców nie dowiedziałem się niczego.

Zazdrość niemal rozsadzała mnie od środka. Miałem ochotę wrócić do tamtego stolika i dokładnie wypytać Clarke o jakim chłopaku rozmawiali. Czy ona z nim chodzi? I kim, do cholery, jest? Wiedziałem, że ma prawo być z kim chce – w końcu sam ostatnio dużą ilość czasu spędzałem z Bree -, ale nie zmieniało to faktu, że chciałem jej tylko dla siebie. Mimo to, że sam nie mogłem jej mieć. Cóż, to bardziej pokręcone niż myślałem.

Zastanawiałem się właśnie nad powrotem do stolika przyjaciół i wypytania Clarke o tego typka, jednocześnie ignorując głupie pytania Raven i Murphy'ego, których na pewno by sobie nie odpuścili, kiedy poczułem stuknięcie w ramię. Kiedy się odwróciłem, moim oczom ukazała się uśmiechnięta od ucha do ucha Bree.

- Hej, Bellamy – przywitała się. – Dawno się nie widzieliśmy.

- Wybacz, od rana miałem patrol.

- Nie ma sprawy – powiedziała, a w jej oczach zobaczyłem psotne ogniki. – O ile zdołamy to nadrobić.

Nie mogłem się nie uśmiechnąć.

Nie miałem pojęcia jak nazwać uczucie, którym darzyłem Bree. Naprawdę ją lubiłem i świetnie czułem się w jej towarzystwie. Kiedy miałem zły dzień mogłem śmiało do niej pójść, a ona bezproblemowo poprawiała mi humor jakąś historyjką, zazwyczaj jeszcze z czasów Arki. Tyle, że miała jedną wadę, która psuła wszystko.

Nie była Clarke.

Cholernie zależało mi na tej przemądrzałej i wszystkowiedzącej blondynce. Nie mogłem nic na to poradzić i tak naprawdę nie chciałem. To, co do niej czułem już dawno zdecydowanie przekroczyło strefę przyjaźni. Zdarzało mi się przyłapywać na tym, że przyglądałem się temu co robi z lekkim uśmiechem na ustach. Kiedy dzień wcześniej na stołówce Raven próbowała mi coś powiedzieć, a Clarke z całych sił ją powstrzymać, nie mogłem nadziwić się temu jak młoda Griffin jest piękna, nawet gdy się złości.

Oczywiście przez cały czas się zastanawiałem co nasza mechanik miała mi wtedy do powiedzenia i zastanawiałem się, czy nie ma to jakiegoś związku z chłopakiem, o którym chwilę wcześniej rozmawiały. Momentalnie ogarniała mnie wtedy złość i bezsensowna zazdrość, choć nawet nie wiedziałem o co dokładnie chodzi. Mimo tego, że Clarke niekoniecznie musiała z kimś być, miałem ogromną ochotę zacząć chodzić z Bree tylko po to, aby zobaczyć reakcję przyjaciółki. Wątpiłem, czy dałoby mi to jakiekolwiek odpowiedzi i nie chciałem również wykorzystywać Bree, co nie zmieniało faktu, że ten pomysł wydawał się dobry.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Bree.

- Więc kiedy to nadrobimy?

Chwilę zajęło mi zorientowanie się, o czym rozmawialiśmy chwilę wcześniej.

- Możemy nawet teraz – zaproponowałem. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i dopiero wtedy zwróciłem uwagę na jakąś zmianę w jej twarzy. – Ścięłaś włosy?

- Tak – odpowiedziała radośnie. – Miło, że zauważyłeś.

- Ładnie ci takich – odrzekłem zgodnie z prawdą, przechylając głowę nieco w bok i przyglądając się jej.

Powiedziałem to jedynie jako zwykły koleżeński komplement, chcąc sprawić jej przyjemność. Dziewczyna jednak musiała odebrać to nieco inaczej, ponieważ zarumieniła się i spojrzała na mnie wymownie, kątem oka patrząc gdzieś w bok, a już po chwili poczułem jej usta dotykające moich.

Wszystko stało się tak szybko, że nie miałem pojęcia jak zareagować. Mimowolnie początkowo zacząłem oddawać pocałunek i nawet lekko ją objąłem, co jeszcze bardziej zachęciło Bree. Nie miałem pojęcia co zrobić i po prostu tam stałem jak kołek z szeroko otwartymi oczami, póki gdzieś z lewej strony nie mignęła mi blond czupryna.

W mojej głowie po prostu coś się przełączyło, ponieważ zaraz oderwałem się od Bree i zwróciłem głowę w tamtym kierunku. Zdążyłem jedynie zauważyć Clarke, która niemal wybiega z sali. Zaraz za nią, przez cały czas wołając jej imię, podążyła Raven, która w ostatniej chwili odwróciła się w moją stronę i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.

Dopiero wtedy zacząłem się zastanawiać, co ja właściwie zrobiłem.


Domyślam się, że nienawidzicie zarówno mnie jak i Bree, ale po prostu musiałam. To było konieczne do dalszej akcji. Tak za 2 rozdziały mam zamiar namieszać jeszcze bardziej (kto będzie w roli głównej? Oczywiście, że Bree!), ale jednocześnie wyjaśnić pewne kwestie. Myślę, że to bardzo wpłynie na Bellamy'ego. Na Clarke...no na nią wpłynął ten pocałunek, gorzej chyba być nie może XDD

Ogólnie to kolejny rozdział będzie poświęcony głównie friendshippowi Clarke-Raven, myślę że nawet w całości. Nigdy jakoś nie rozwinęłam bardziej ich przyjaźni, nie było też żadnej poważnej rozmowy między nimi, więc muszę to nadrobić 😉

Cóż, mam nadzieję, że udało mi się was zaciekawić. Teraz pozostaje mi tylko zaprosić do komentowania 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro