Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cz2.16


Pov Viviane

Siedzę na łóżku czekając aż przyjdzie Harry. Chociaż do tej pory okazywał opanowanie to wiem, że teraz przyjdzie mi zapłacić za tę chwilę mojej wolności. Pewnie specjalnie udawał ten swój spokój by teraz zaatakować ze zdwojoną siłą. Szczerze to nie wiem czego się bardziej boję czy tego, że mnie brutalnie zgwałci czy mocno pobije. Nie wykluczone także, że zrobi obie te rzeczy. A nawet to byłoby do niego bardzo podobne.

— Vi, czemu nie schodzisz na kolację? — pyta Harry o wejściu do sypialni. Nie mogę zrozumieć czemu on za wszelką cenę stara się zachować pozory. Dlaczego chce uśpić moją czujność?

— Nie mam apetytu — komunikuje, a następnie przekręcam się na bok.

— Ale ja mam. A moim życzeniem jest byś mi towarzyszyła. Viviane ja mam już dość tego zaklętego koła. Ja cię uderzam, a ty ode mnie uciekasz i później muszę cię szukać. A muszę przyznać, że na coraz dłużej mi znikasz skarbie.

— Przecież wiesz, że to tylko zasługa mojego ojca — podnoszę się z łóżka, skoro tak bardzo chce mojego towarzystwa to go dostanie. — Przecież ja nic nie znaczę.

— Porzuć już ten swój grobowy humor. Nie masz już tak źle, przecież potrafisz być ze mną szczęśliwa.

— Chcesz mieć mnie uśmiechniętą to wrzuć mi ekstazy do soku — komunikuje, a następnie wychodzę z pokoju. Idę prosto do jadalni, a tam siadam przy nakrytym miejscu. Z jedzeniem się jednak wstrzymuje chociaż jest przygotowane to co lubię najbardziej.

Po skończony posiłku, którego praktycznie nie tknęłam wracam do sypialni.

Spoglądam na swoją torebkę. Cholera przecież on nie odebrał mi telefonu. Szybko go z niej wyciągam, ignoruje nieodebrane połączenia i dzwonię do mojego ojca.

— Vivi czemu to zrobiłaś? — pyta z pretensją się, niech lepiej zacznie doceniać moje poświęcenie.

— Przecież wiesz, że nie chce by coś ci się stało.

— Wyciągnę cię stąd.

— Nie — przerywam mu. — Mam już dość tych ciągłych ucieczek. One i tak nic nie dają, ciągle wracam do punktu wyjścia. Załatw jedynie sprawę z Aiden'em i przestań sobie zaprzątać mną myśli.

— Co ty mówisz? Chcesz mu się poddać?

— Tak — odpowiadam i kończę połączenie. Dla pewności też wyłączam swój telefon, bo nie sądzę, że tata by tak łatwo odpuścił.

Wstaje z łóżka i idę do łazienki. Chcę zamknąć drzwi, ale zauważam, że nie ma żadnego zamka, a z tego co pamiętam to wcześniej tu był. Nie przejmuje się tym jednak i zrzucam z siebie ubrania, a następnie nalewam prawie pełną wannę wody i do niej wchodzę.

Myję swoje ciało, a przy okazji robię sobie pianę.

— Mogę ja? — prawie podskakuje jak słyszę jego głos. Pojawił się tak bezszelestnie

Wyciąga mi gąbkę z ręki, a następnie sam zaczyna mnie myć. Jego ruchy są dokładne i powolne.

— Nie doceniałem cię wcześniej Viviane. Po tym jak mnie zostawiłeś byłem wściekły, ale jednocześnie zrozpaczony. Dobrze wiedziałem, że twoje pojawienie się od razu złagodzi mój gniew. Nie rób mi tego więcej.

— Nie zamierzam, skończyłam uciekać od tego co jest nieuniknione.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro