Cz2.13
Pov Viviane
— Mnie ciągłe trzyma pod zamknięciem, a jego nie ma już od siedmiu godzin, nie mógł się domyśleć, że będę się martwić — chodzę w kółko po salonie. Wiem, że może trochę przesadzam, ale nic nie poradzę na to, że boję się o swojego ojca. On nawet nie powiedział mi dokąd i po co wychodzi.
— Daj już spokój, on jest dorosły i z tego co zauważyłem to posiada dość pewną pozycję w tym mafijnym świecie.
— Tak, ale niedawno co dwa miesiące spędził zamknięty w pokoju u Harry'ego, więc jego kontakty pewnie trochę ucierpiały. A teraz to w ogóle jest skłócony ze swoim ojciem i moim mężem.
— Nie nazywaj go tak. On jest twoim mężem tylko z nazwy — kiwam głową na jego słowa. Ostatnio jednak coraz częściej przyłapuje się na myślach o Harrym, oczywiście karcę się za to, ale nie umiem nad tym zapanować. A następnie mam wyrzuty sumienia względem Aidena. Przecież on tak wiele dla mnie poświęcił.
Nagle do moich uszu dociera dzwonek telefonu, podchodzę do szafki na której stoi i go odbieram.
— Stęskniłaś się za mną skarbie? — przewracam oczami słysząc głos Harry'ego. Zmieniliśmy numer, a ten musiał zdobyć ten nowy. Czy w tym kraju nie ma instytucji, która by nie była przepełniona korupcją. Coraz bardziej zastanawiam się nad tym wyjazdem za granicę.
— Nie, i przestań wreszcie trącić na mnie czas. A i wiedź, że znowu zmienię numer.
— Na twoim miejscu to bym słuchał uważnie. Kochasz ty swojego tatusia? — serce praktycznie mi staje na dźwięk tych słów. To nie oznacza nic dobrego.
— Przejdź wreszcie do sedna.
— Ślicznotko twój tatuś jest u mnie i pewnie z wielką ochotą by cię zobaczył. Tak samo jak ja kochanie.
— Skąd mam wiedzieć, że mój tata na pewno u ciebie jest? Nie raz mnie oszukałeś.
— Nie przesadzaj już tak, ale skoro już się tak upierasz to — słyszę pewnego rodzaju szelst w słuchawce. Czuję też rękę Aidena na moim biodrze, ale się od niego odsuwam. Teraz nic nie może mi przeszkodzić.
— Vivi błagam cię nie przychodź tu — głos taty drży. Cholera, Harry na pewno coś mu zrobił. — Masz dostęp do wszystkich kont, nie wychodź z domu i... — coś przerywa mu w pół słowa.
— Tato! — krzyczę, bo chcę żeby się do mnie odezwał i dał znać, że nic mu nie jest.
— Twój tatuś nie ma już nic mądrego do powiedzenia, ale jeszcze żyje. To się jednak może szybko zmienić jeśli go posłuchasz i jeszcze dziś się u mnie nie pojawisz. Oczywiście nadal będziesz traktowana jako moja żona — też mi coś. On nie raz już mi pokazał jak potrafi traktować swoją żonę.
— A wypuścisz tatę?
Słyszę jego śmiech.
— Najpierw to do mnie wróć, a dopiero zacznij stawiać warunki. Może niektóre z nich spełnię.
— Okej, zaraz będę — mówię, a następnie się rozłączam.
— Nawet nie myśl, że ci na to pozwolę — zaczyna blondyn, lecz ja go ignoruje i idę na górę.
Tu nie ma innego wyjścia, jak wrócić do Harry'ego.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro