87
Pov Viviane
- Które ładniejsze? - pytam się Aidena. Muszę wziąć jakieś buty, bo Harry zacznie się czegoś domyślać. Na razie zastanawiam się nad brązowymi lub czarnymi. Oba to są botki na dość wysokim obcasie i różni je tylko kolor.
- Weź oba i coś z niższym obcasem, bo jak się jeszcze bardziej ochłodzi to się poślizgniesz na tym lodzie - przewracam oczami na jego słowa. Z takimi rzeczami to ja sobie poradzę. Lecz ten pomysł by kupić sobie dwie pary bardzo mi się podoba. - A pójdziemy sobie na kawę? Podczas drogi niepotrzebnie się pokłóciliśmy, że chciałbym normalnie z tobą porozmawiać.
- Okej - zgadzam się chociaż nie powinnam, bo i tak zbyt dużo czasu natraciliśmy. Oby Harry się czymś zajął i nie zwrócił uwagi na moją nieobecność.
Biorę, więc dwie pary tych butów, a następnie razem z Aiden'em opuszczamy sklep. A następnie kierujemy się do małej kawiarni. Tam wybieramy stolik, który znajduje się najbardziej na uboczu i Ethan składa zamówienie.
- To wszystko idzie w naprawdę niedobrym kierunku. Zaczynamy się kłócić, a dobrze wiesz, że teraz powinniśmy się trzymać razem. Styles to bardzo dobry manipulator, nie mam pojęcia czemu zaczął się tak dziwnie zachowywać, ale może znalazł sobie inny sposób by cię dręczyć. Stwierdził, że jak cię w sobie rozkocha to łatwiej będzie mu cię ranić.
- Ja wcale się w nim nie zakochałam! - nie krzyczę, ale mówię dosadniej. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że ja byłabym w stanie zakochać się w kimś takim jak Harry Styles. Ten człowiek zamienił moje życie w piekło! Owszem ostatnio trochę lepiej się z nim dogadywuje, ale jest to spowodowane tym, że martwię się o los mojego taty. Nic więcej.
- To czemu wtedy nie chciałaś ze mną jechać? Może wszystko by było teraz inaczej.
- Nie próbuj mnie obwiniać za śmierć dziecka. Poza tym nie ma pewności czy ono w ogóle było twojej - cholera, Aiden coraz bardziej zaczyna mnie irytować.
- Nie ciebie winie tylko twojego męża, chociaż sama wcześniej twierdziłaś, że przez sposób w jaki twoje małżeństwo zostało zawarte nie ma mocy prawnej. Nie zrobiłaś tego z własnej nie przymuszonej woli tylko z obawy o swoje życie - czy jemu sprawia przyjemność przypominania mi tych nie przyjemnych rzeczy.
- Aiden przestań już.
- Nie skarbie, bo widzę, że z tobą dzieje się coś złego. Zaczynasz akceptować tę chorą sytuację i godzić się z tym co zrobili z twoim życiem - upijam łyka mlecznej kawy.
- Przesadzasz - on naprawdę nie ma pojęcia o czym mówi. Nie mogę myśleć tylko o sobie.
- Wcale nie. Oni specjalnie zamordowali twoją mamę, bo sądzili, że nie będziesz już miała nikogo kto będzie mógł przemówić ci do rozsądku. Dlatego twój ojciec chce się mnie pozbyć. Przeszkadza mu, że ktoś ci mówi jak to wszystko wygląda.
Cholera zaczyna mi się w głowie robić coraz większy mętlik.
- Wracajmy już, bo jest późno - mówię i kieruję się do wyjścia.
Czemu to wszystko musi być takie trudne.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro