82
Pov Viviane
Spodziewam się furii z jego strony, mam ochotę jak najszybciej stąd zniknąć, ale wiem, że nie jest to możliwe. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że to szybko się skończy.
- Jak to się stało? Upadłaś czy może ktoś ci coś zrobił? Może to twój ojciec? - zadaje mi mnóstwo pytań i jeszcze bardziej się do mnie zbliża. Jego bliskość sprawia, że czuję jeszcze większy uścisk w brzuchu. - Viviane powiedz coś.
- Nie, to było samoistnie poronienie. To był ostatni tydzień, w którym takie coś mogło się zdarzyć. Dziecko wyleciało ze mnie w całości, już nic nie dało się zrobić - mówię, a następnie spuszczam głowę czekając aż zacznie na mnie krzyczeć, tak jednak się nie staje. Siada na brzegu łóżka, a następnie chwyta mnie za rękę. Robi to dość delikatnie co mnie bardzo zaskakuje.
A następnie przyciąga do siebie i zamyka szczelnie w swoich ramionach. Przez dłuższą chwilę tkwimy tak przytulenie po czym się ode mnie odsuwa.
- Wtedy jak uciekłaś to wcześniej się mocno zdenerwowałem i długo dusiłem, a ty byłaś już w ciąży. Skoro ty nie mogłaś oddychać to dziecko także, a jeszcze wcześniej dawałem ci te cholerne narkotyki. To przeze mnie ta ciąża była zagrożona i teraz poroniłaś - naprawdę spodziewałam się po nim wielu rzeczy, ale nie tego, że weźmie całą winę na siebie. Przecież zupełnie niedawno powiedział, że to ja odpowiem za wszystko co się stanie z jego dzieckiem. Co takiego się zmieniło przez te kilka tygodni?
- Lekarz powiedział, że do końca tego czternastego tygodnia to bardzo często się zdarza bez żadnej przyczyny - sama nie mam pojęcia czemu go bronię. Powinnam jeszcze bardziej go utwierdzić w przekonaniu, że jest wszystkiemu winny.
- To dodatkowo się stało jak cię zostawiłem samą. Mogłem się wstrzymać z tym wyjazdem, ale teraz to już się tym nie martw. Odpoczniesz, minie trochę czasu i znowu zaczniemy się starać o dziecko. Jesteś jeszcze bardzo młoda i nie będzie z tym problemu - delikatnie popycha mnie tak bym musiała się położyć.
Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem znowu nie śnie.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic mojemu tacie. On mi bardzo pomógł - te dźwięki z dołu były bardzo niepokojące.
- Nie musisz się martwić o Louisa, nic mu nie jest. A teraz pomysł o sobie i się prześpij. Pewnie wypisałaś się na własne żądanie.
- Nie wiem, tata to załatwił, a ja chciałam jak najszybciej wrócić do domu - mam nadzieję, że się nie dowie się o tej planowanej ucieczce. Może tata jeszcze nie zdążył nikogo zamordować.
- Zapewniam cię, że tu ci będzie dobrze Vi - zamiast wyjść to ściąga tylko buty i kładzie się obok mnie, a następnie przykrywa nas oboje kocem.
Gdyby nie to, że wygląda tak samo to bym pomyślała, że ktoś go podmienił. Czuję się zupełnie tak jakbym poznała całkowicie innego Harry'ego. I liczę na to, że ten nowy już na zawsze tu pozostanie.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro