79
Pov Viviane
- Jestem niesamowicie głupia - mówię chodząc po salonie. Tata siedzi i opróżnia barek Harry'ego. Nie wiem czy to dobry pomysł by w takiej sytuacji pił alkohol.
- Bez przesady, ale to co zrobiłaś naprawdę nie było zbyt mądre. Swoją wizytą u niego tylko go zmotywowałaś do działania. On narobi ci kłopotów no chyba, że pozbędziesz się go w porę - staje w miejscu i patrzę wściekłym wzrokiem na ojca. Jak on może mi w ogóle proponować zabicie Aidena, bo właśnie to rozumiem pod stwierdzeniem pozbyć się.
- Nawet o tym nie myśl.
- Przecież wiesz, że ja i tak nic nie zdziałam, ale skoro już tak się uparłaś to nie zamierzam więcej o tym mówić, bo nie chcę się z tobą pokłócić.
Nagle mój telefon wydaje dźwięk, no tak Harry miał do mnie zadzwonić. Zerkam na wyświetlacz i od razu widzę, że miałam rację. Szybko odbieram.
- No hej - pierwsza się odzywam.
- Nie ma mnie tylko jeden dzień, a ja już się za tobą stęskniłem Vi - nie mam pojęcia czemu w ostatnim czasie zaczął mi tak słodzić. - Już bym chciał do ciebie wrócić, ale zejdzie mi jeszcze ze dwa albo i trzy dni. A co tam u ciebie i u mojego maluszka?
- Okej, ale odprawiłam kucharkę, i tak ciągle chce mi się coś innego jeść, więc zamawiam sobie z restauracji żeby cały czas nie musiała siedzieć w internecie i szukać przepisów - tak naprawdę to chodziło o to bym mogła sobie z tatą normalnie porozmawiać bez strachu, że ktoś może nas podsłuchiwać.
- No dobrze, cieszę się, że apetyt ci dopisuje. Przechodziłem obok pewnego sklepu i tam na witrynie zauważyłem śliczne płaszczyki z futerkiem. Nie mogłem się powstrzymać i wziąłem dwa, jeden czerwony, a drugi czarny. Sądzę, że będziesz w nich wyglądać wspaniale. A i prześlij mi później swój numer buta, bo tu są śliczne szpilki, a z tego co zauważyłem to ty uwielbiasz takie buty - to akurat prawda.
- Jasne, później wyślę ci smsa.
- Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać słoneczko, ale niestety już muszę lecieć. Postaram się za kilka godzin do ciebie też zadzwonić, no chyba, że już będzie mocno późno i nie będę chciał cię budzić. Pa skarbie - mówi i się rozłącza.
- Ten kretyn naprawdę się w tobie zakochał - mówi ojciec. - Nawijał bez przerwy i bardzo mu zależało na zwróceniu twojej uwagi. Musisz to wykorzystać.
Brzuch zaczyna mnie pobolewać, chyba za duże dziś chodziłam, podchodzę do kanapy i na niej siadam.
- To już nie zamierzam mnie namawiać na ucieczkę?
- Oczywiście, że tak, ale skoro się sprzeciwiasz to trzeba poszukać alternatywnych rozwiązań - kurwa zamiast przestać to zaczyna mnie boleć jeszcze bardziej. - Vivi ty się dobrze czujesz? - pyta zmartwiony i do mnie podchodzi.
- Nie - odpowiadam z trudem. - Chyba z dzieckiem coś jest nie tak.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro