Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7


Pov Louis

- Ona miała być trochę bardziej uległa, nie wycofuje się z umowy, ale nie zamierzam też jej na wszystko pozwalać - mówi do mnie Harry. Dobrze wiedziałem, że Viviane nie będzie zadowolona z tego co dla niej przyszykowałem, ale nie podejrzewałem, że będzie aż tak bardzo się sprzeciwiać. To co jej powiedziałem może być szokiem, ale z drugiej strony życie jakie zapewni jej życie na bardzo wysokim poziomie. Sam też to robiłem, ale ta idiotka Alicia wszelkie zasługi przypisywała sobie. Sama nigdy nie byłaby w stanie kupić i utrzymać takiego domu, w jakim mieszkali i dawać Viv te wszystkie drogie prezenty.

- Nie masz też prawa, zrobić jej jakiejkolwiek krzywdy. To moja córka i nawet włos ma jej z głowy nie spaść - ból Vivi nie jest wart tych wszystkich milionów, które zarobię na tym układzie, ale z drugiej strony jak się po pewnym czasie dogadają to moja  to, to wszystko będzie należeć do mojej córki.

- Jeśli tylko nie będzie sprawiała kłopotu to nic jej się nie stanie - nie za bardzo podobają mi się jego słowa, ale nie wchodzę już w szczegóły.

Viviane nie jest głupia i niedługo uświadomi sobie, że lepiej się poddać i nie stawiać sprzeciwu.

***
Idę do pokoju mojej córki. Dla pewności zamknąłem ją na klucz. Owszem pozwolę jej chodzić po domu, ale teraz jest jeszcze na to za wcześnie. Już jutro inaczej na to spojrzy. Przekręcam zamek i wchodzę do pomieszczenia. Vivi siedzi na łóżko z nogami podciągniętymi i nawet nie zwraca uwagi na to, że ją odwiedziłem.

- Kochanie może pójdziemy coś zjeść. Jest już po czwartej, a ty na pewno jesteś już głodna.

- Nic od ciebie nie chcę - mówi wściekłym tonem, a jej wzrok nadal jest spuszczony w dół. Kurwa, czemu to wszystko jest takie trudne.

- Sama robisz sobie krzywdę takim zachowaniem. Jestem twoim ojcem, więc mi zaufaj - chcę ją dotknąć, ale gwałtownie się ode mnie odsuwa. Nie podoba mi się to. Zachowuje się zupełnie tak jakbym coś jej zrobił. A tak nie jest. - Viviane nie przesadzaj! Nic ci się tu nie dzieje!

Nie powinienem na nią krzyczeć, ale nie potrafię się powstrzymać.

- Louis jest sprawa - przychodzi do nas Harry. Może gdyby on jakoś milej do niej podszedł to nie byłoby żadnego problemu. - Musimy gdzieś pilnie jechać, a ona nie może być w tym czasie przytomna. Nie będę ryzykować, że ucieknie i będziemy jej szukać.

Wyciąga chusteczkę i nalewa z butelki na nią trochę płynu. Viv spogląda na nas przerażonym wzrokiem.

- Tato nie pozwól mu na to, błagam - znowu zaczyna mówić z trudne i ledwo oddychać. Ona się boi i to bardzo.

Biorę od niego ten materiał i do niej podchodzę. Widzę w jej oczach strach.

- Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie. Za kilka godzin się obudzisz - głaszczę ją po ramieniu, chcę ją przynajmniej odrobinę uspokoić.

- Nie rób mi tego. Jeśli chociaż trochę mnie kochasz to mi tego nie zrobisz.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro