Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52


Pov Viviane

- Pojadę już - mówię do ojca. Zaciągnął on mnie do swojego pokoju na górę. Muszę opłakać matkę, a teraz nie mogę tego zrobić. Chcę by on za to odpowiedział, ale na razie nic poradzić nie mogę. Nie narażę jedynej osoby, którą jeszcze kocham.

- Nie zgadzam się byś teraz wsiadała do samochodu. Później zadzwonię do Harry'ego niech po ciebie przyjedzie albo najlepiej przyśle Aidena. Tak pokombinuje byś miała z kilka godzin tylko dla niego - próbuję mnie przekupić. Naprawdę sądzi, że dzięki temu iż będę mogła spędzić trochę czasu z blondynem zapomnę o tym jak brutalnie i okrutnie zamordował moją mamę. Gdybym nie była w tej sytuacji jakiej się znajduję to już bym to zgłosiła odpowiednim służbom.

- Nie trzeba, poradzę sobie.

- Vivi skup się lepiej na sobie. Jeszcze trochę, a będziesz miała l życie takie jakie tylko sobie zamarzysz.

- Nie raz to już słyszałam. A teraz potrzebuję chwili samotności.

Wstaje i go wymijam. Schodzę na dół i widzę, że już nie ma tam mamy ani tego dywanu. Zatrzymuje się na chwilę w miejscu gdzie do tej pory leżała moja matka. Ocieram łzę, która spłynęła po moim policzku, a następnie wychodzę z tego przeklętego domu. Nic do tego mnie tu nie spotkało.

Wsiadam do auta i jadę prosto do miejsca, z którego także marzę tylko by uciec. Gdyby nie Aiden to by uciekła jak najdalej się tylko da nie bacząc na żadne konsekwencje.

Opuszczam samochód i maszeruje do budynku, który obecnie imituje dom. Wchodzę do środka i idę przed siebie. Nie zwracam uwagi na nic co jest poza mną.

- Vi gdzie ty idziesz? - ktoś do mnie podchodzi i łapię mnie za ramię. Dopiero po chwili orientuję się, że to Harry. - Jak ty wyglądasz? Płakałaś?

- Muszę się położyć.

- Jeśli coś się stało to mi powiedz.

Udaje, że o niczym nie ma pojęcia. Musiałabym być głupia żeby w to uwierzyć. Pewnie obaj się zmówili żeby zamordować moją mamę.

- Nie udawaj, że nie wiesz. Specjalnie wywiózłeś mnie do tego hotelu, przyczyniłeś się do śmierci mojej mamy - warczę w jego stronę, a następnie idę dalej.

Czemu nikt nie chce zrozumieć, że chcę pozostać sama.

***
Wiele razy słyszałam, że płacz pomaga. Kiedyś czytałam, że pozwala na uwolnienie jakiegoś hormonu dzięki czemu później jest tylko lepiej. Ja chyba zbyt wiele wylałam już łez i są one pozbawione tego co trzeba.

Już od pół godziny łzy lecą mi jedna za drugą, a w ogóle nie czuję się lepiej. Jedyne o czym marzę to by zasnąć, ale nie na chwilę lecz na zawsze.

Bym już nie musiała czuć tego wiecznego cierpienia.

- Vi, przyniosłem ci soczek.

- Nie chcę - odpowiadam i odwracam się do niego plecami.

- Jesteś bardzo blada, nie wymagam bys coś zjadła, bo pewnie nie dałabym rady cię namówić, ale picia to ci nie odpuszczę.

On nie stąd nie wyjdzie dopóki się nie napije, więc odwracam się i biorę od niego tę szklankę i ją opróżniam.

Ma trochę dziwny posmak, ale to ignoruje.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro