Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5


Pov Viviane

- A ja nie mam ochoty cię poznawać. Tak samo jak tu być - zupełnie jakby nie zwracał uwagi na to co do niego mówię podaje mi butelkę z sokiem. A przez to, że mam zaschnięte gardło odkręcam butelkę i biorę kilka łyków.

- Myślałem, że Louis sam ci to wytłumaczy, ale najwyraźniej postanowił zrzucić to na mnie. Nie zamierzam ci jednak mówić o tym czym zajmuje się twój ojciec, bo to jest jego obowiązek. Wszedliśmy jednak w pewnego rodzaju układ, a żeby on okazał się trwały to potrzebne jest zabezpieczenie. A nie istnieje lepsze niż małżeństwa - powoli zaczynam rozumieć, ale przez to coraz bardziej zaczynam się denerwować. Nie to się nie może dziać.

- Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że my - te słowa nie chcą mi przejść przez gardło.

- Tak Viviane, pobierzemy się. Oczywiście nie teraz, za miesiąc albo półtora - nie potrafię pojąć jak on może tak po prostu mówić o takich rzeczach. Dla mnie to jest nie do pomyślenia.

- I co myślisz, że ja pozwolę wam decydować o tak ważnych sprawach dotyczących mojego życia? Nie, jestem dorosła i nikt nie ma prawa za mnie podejmować decyzji. Nie interesuje mnie gdzie jestem, w tej chwili wracam do domu - w tej chwili nie obchodzi mnie to, że słabo się czuję i kręci mi się w głowie od tych wszystkich informacji. Te nowości sprawiają, że ciężko mi jest zaczerpnąć powietrza. Nie mogę tu dłużej zostać.

- Wracaj do łóżka Viviane, masz odpoczywać - za kogo on się uważa żeby mówić mi co mam robić. Już go nie znoszę.

- Nie rozkazuj mi! Nic nas nie łączy i nigdy nie połączy! - kieruję się w stronę drzwi, ale on chwyta mnie za ramiona, a następnie dość gwałtownie popycha na łóżko. Mimo, że jest miękko to i tak odczuwam ból.

- Przestań walczyć z tym co jest nieuniknione i pogódź się z losem, bo naprawdę nie trafiłaś źle - nie podoba mi się sposób w jaki do mnie mówi.

- Co to za wrzaski, mieliście normalnie porozmawiać - do pokoju na szczęście wpada mój ojciec. Wiem, że to on mnie w to wszystko wplątał, ale jego przynajmniej trochę znam w odróżnieniu od tego dziwnego mężczyzny. Jego wzork zostaje skierowany na mnie. - Miałeś jej nie denerwować. Wyjdź lepiej - o dziwo robi to co każe mu mój tata.

A on siada obok mnie na łóżku i obejmuje mnie ramieniem. Powinnam jak najszybciej od niego odskoczyć, ale nie mam na to siły. Skupiam się żeby opanować nerwy.

- Doskonale pamiętam, że jak się denerwowałaś to miałaś problemy z oddychaniem. To pewnego rodzaju atak paniki. Lecz przeważnie gdy cię przytulałem i sadzałem na swoich kolanach to ci przechodziło. Może teraz też tego spróbujemy - proponuję.

Spoglądam na niego swoimi załzawionymi oczami.

- Tylko, że teraz to ty jesteś tego powodem. Przez ciebie jest to całe zamieszanie, ale jedno jest pewne. Nie zmusisz mnie do tego. Już wolałabym umrzeć niż wyjść za tego kretyna - komunikuje pewnym głosem.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro