3
Pov Viviane
Zanim całkowicie otwieram swoje ociężałe powieki to kilka razy mrugam. Dopiero po krótkiej chwili odzyskuje ostrość widzenia. Rozglądam się nieznamym mi pomieszczeniu, zauważam jakąś postać, która się do mnie zbliża. I jak już jest obok mnie to ja wprost przestaje wierzyć własnym oczom. To nie może być on.
- Nawet nie masz pojęcia jak wiele razy wyobrażałem sobie tę chwilę, w której będę mógł zobaczyć cię na żywo, dotknąć, przytulić.
- Nikt ci nie zabraniał się ze mną skontaktować. Później jak sama do ciebie dzwoniłam to przestałeś odbierać. Nie masz pojęcia ile przez ciebie przepłakałam. I właśnie teraz jak już pogodziłam się z faktem, że nie mam ojca to ty się pojawiasz. I to jeszcze w taki sposób. Czym mnie odużyłeś? - w ogóle nie rozumiem czemu to zrobił? Nie byłabym chętna do rozmowy z nim, ale na pewno zamieniłabym z nim kilka słów. Nie rozumiem jego postępowania.
- Nie znasz tej substancji, ale zapewniam cię, że to nie było nic szkodliwego. Przez jeszcze kilka godzin będziesz się trochę słabiej czuła.
- Jak zwykle nic dobrego mnie od ciebie nie spotkało. Powiedź mi lepiej wreszcie po co mnie tu ściągnąłem i kiedy odstawisz do domu, bo nie uwierzę, że nagle zacząłeś odczuwać brak mojego towarzystwa. Do tego potrzebne by było uczucia, a ty takich nie posiadasz - może i nie jestem dla niego zbyt miła, ale w pełni na to zasługuje. Pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie i może teraz liczy, że będę skakać do góry. Nie ma takiej możliwości.
- Mi naprawdę na tobie bardzo zależy Viviane - a ten znowu zaczyna opowiadać te kłamstwa. O nie, nie będę tego dłużej wysłuchiwać. Chociaż średnio mam na to siłę to zmuszam swój organizm do podniesienia się. Skoro on nie chce mi pomóc w powrocie do siebie to sama jakoś dam radę. Może będzie trudna, ale to nic. - Viv połóż się, nie wolno ci jeszcze wstawać - kładzie dłoń na moim brzuchu i nie pozwala mi się wyżej podnieść, znowu opadam na poduszki.
Cholera, zapomniałam o Aidenie. On na pewno zaczął się już o mnie martwić. Zaczynam, więc szukać swojego telefonu w kieszeniach, ale jego tu nie ma.
- Tego szukasz? - pokazuje mi mój fioletowy telefon. Wybrałam taką obudowę, bo uwielbiam ten kolor. - Jakiś chłopak ciągle się do ciebie dobija. Kto to jest?
- Jakbyś się mną interesował to byś wiedział - nie potrafię się powstrzymać przed powiedzeniem tych słów. On jednak wydaje się zupełnie nie wzruszony. - To mój chłopak, który na pewno się o mnie martwi, bo miałam zaraz do niego wracać.
- Nic mu się nie stanie, a ty musisz po odpoczywać - co? Jakim on prawem mi mówi co mam robić? Utracił tę możliwość wraz z zerwaniem wszelkich kontaktów.
- Nie! - wykrzykuje, bo coraz mocniej zaczyna mnie irytować. - Masz mnie w tej chwili odwieść do domu, a ja w zamian nikomu nie powiem jak mnie tu ściągnąłeś. I znowu o sobie na wzajem zapomnimy.
- Tylko, że nie ma takiej możliwości kochanie. Zdecydowałem, że przyszedł czas byśmy nadrobili to co straciliśmy. Teraz zostaniesz ze mną córeczko.
Co?
Postarajcie się, a dostaniecie dziś następne. I muszę wam powiedzieć, że bardzo dobrze mi się pisze to opowiadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro