27
Pov Viviane
Siedzimy w aucie na parkingu pod kawiarnią i pijemy kawę z papierowych kubków. Nie możemy się za bardzo oddalać, bo jestem pewna, że w tym samochodzie ten jest nadajnik, który sprawdza każdy nasz krok.
- A może cię tak teraz uprowadzę i pojedziemy na koniec świata tak, że nikt nas już nie odnajdzie i nie rozdzieli - opieram głowę o jego ramię, bo siedzimy na tylnych siedzeniach.
- Jestem pewna, że za kilka godzin, a najdalej za dwa dni mój tatuś by nas odnalazł. Ja wróciłabym do Stylesa, a ty wylądowałbyś w dole. Nie podoba mi się taka perspektywa.
- Mi też, ale wcale nie musi tak być. Twoja mama mówiła, że jak tylko uda nam gdzieś uciec to pomoże. Porzućmy to auto, wezwijmy taksówkę na lotnisko i może polecieć choćby do Ameryki Południowej, taka Kolumbia albo Argentyna wcale źle nie brzmią - uśmiecham się na jego słowa. Taka opcja mi się podoba, ale to jedynie bajka, która nie ma możliwości się spełnić. Tylko w filmie podróż na inny kontynent jest prosta.
- Nie masz pojęcia jakie oni mają wielkie wpływy. Ten niby ślub odbył się w gabinecie mojego ojca bez mojej zgody i urzędnik patrzył jak Harry mnie zmusza do podpisania papierów. Do tej pory nie wierzyłam, że takie coś może mieć miejsce.
- A może pójdziemy na policję - proponuję. - Powinni dać ci ochronę w takiej sytuacji.
Żeby to jeszcze było takie proste.
- Tata już uprzedził moją mamę, że jak zrobi coś takiego to sama pójdzie siedzieć. Ja oberwe, a ciebie zamkną albo zabiją. Daj spokój.
- W jakim kraju my żyjemy skoro takie rzeczy mają miejsce! - wykrzykuje wyraźnie wzburzony. Rozumiem to sama mam ochotę krzyczeć z frustracji. Może i powinnam być bardziej skora do ryzyka, ale ja już na własnej skórze przeżyłam złość i nie zadowolenie Harry'ego. Jeśli mam podjąć ryzyko to muszę być tego całkowicie pewna.
- Czasem mam wrażenie, że żyję w ukrytej kamerze i zaraz ktoś wyskoczy i powie, że to wszystko nie jest prawdą. Nie chcesz nawet wiedzieć co mi robił Styles - nie zamierzam mu tego opowiadać ze szczegółami, bo chyba nadal jesteśmy i to by było bardzo niezręczne.
- Może go zabiję - znam Aidena i wiem, że nie byłby do tego zdolny. Dalej się dziwię, że dał radę się zatrudnić u mojego ojca.
- Nie rób tego, nie chcę byś się do niego upodobnił. Tym powinien się zająć ten, kto mnie do władował - chodzi tu o mojego ojca.
***
Niechętnie wracamy do domu, bo mój tata nie jest taki głupi żeby uwierzyć, że przez kilka godzin kupywałam podpaski i tampony. Wchodzimy do środka, a Aiden niesie moje na szybko zrobione zakupy. Wspomnę też o wizycie w kawiarni.
- Już jestem tato! - wołam, a on szybko do nas podchodzi. Nie ma jednak zbyt zadowolonej miny.
Zbliża się do blondyna wyciąga pistolet i przykłada mu do głowy.
- Wy naprawdę sądzicie, że jestem aż takim idiotą?
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro