14
Pov Viviane
Leżę na łóżku, a po moich policzkach spływają pojedyńcze łzy. Moje słowo okazało się nie mieć żadnego znaczenia. Harry, mój ojciec, a także urzędnik, który akurat powinien przestrzegać prawa, potraktowali mnie jak osobę pozbawioną wszelkich praw i zmusi do zawarcia małżeństwa. Pocieszam się jednak, że to co oni zrobili nie jest ważne. Może mają papier potwierdzający ten fikcyjny ślub, ale ja nie czuję się żoną Harry'ego Stylesa. Łatwo uda mi się uzyskać unieważnienie. Kiedyś raz na zawsze się go pozbędę ze swojego życia.
Słyszę pukanie do drzwi. Pierwszy raz odkąd tu jestem ktoś pofatygował się żeby zapukać. Ja jednak się nie odzywam, bo to nie ma żadnego sensu. I się nie mylę, po krótkim czasie drzwi się otwierają. Podnoszę głowę i widzę Ashtona. Na szczęście siniaki, które miał przeze mnie już trochę zbledły.
- Mam ci przekazać byś wzięła wszystkie swoje rzeczy - też mi coś. Mam tylko kilka ubrań, które kupił mi ojciec, ale zostałam pozbawiona telefonu i komputera. - Niedługo pojedziesz ze swoim mężem do jego znaczy waszego już domu.
- Ja nie mam nic wspólnego z tym człowiekiem - komunikuje pewnie. - A i mógłbyś poprosić mojego ojca by na chwilę tu przyszedł. Mam mu coś ważnego do powiedzenia.
- Oczywiście - mówi, a następnie wychodzi.
Skoro to ma być zwyczajny układ to ja nie muszę mieszkać ze Stylesem. Mogę czasem się pokazać u jego boku, ale nic więcej.
Myślę by polecieć do lustra i sprawdzić czy nie rozmazałam sobie makijażu, ale po chwili uświadamiam sobie, że to jest bezcelowe. Niech wie jak przez niego cierpię to może łatwiej zgodzi się na moją propozycję. Chociaż nie mam pojęcia czy u niego występuje coś takiego jak wyrzuty sumienia.
Tata przychodzi choć przez chwilę myślałam, że mnie zignoruje.
- Chciałaś mnie widzieć Viviane.
- Zrób coś bym nie musiała z nim jechać. Mogę zostać tutaj, obiecuje, że nie będę wychodzić sama ani bez kogoś kogo mi przydzielisz. Nie będę uciekać - mówię całkowicie szczerze. Nie zamierzam ryzykować, że odesłałby mnie do tego wariata. Mogę zostać sama.
- Vivi to o co prosisz jest niemożliwe. Zostałaś dziś jego żoną, więc musisz z nim jechać. Obiecuję jednak, że będę cię bardzo często odwiedzać - zbliża się i siada obok mnie na łóżku. Łapię za moją rękę i łączy ją ze swoją.
- Ale on mnie zabije, już dziś prawie to zrobił - próbuję wstać, ale mi na to nie pozwala.
- Trochę przesadził, ale zrobił to tylko dlatego, że ty także źle się zachowałaś. Wszystko było umówione, a ty się wycofałaś. On chciał cię jedynie wystraszyć, bo jeśli twojemu życiu cokolwiek by zagrażało od razu by zareagował. Harry cię nie skrzywdzi, bo wie, że jeśli coś ci się stanie to ja go zabije. Jesteś moim dzieckiem, kocham cię - w jego ostatnie dwa słowa nie wierzę.
- To pozwól mi zostać tu chociaż kilka dni, później będziesz mógł mnie do niego zawieść.
- Vivi nie mogę, Harry jak najszybciej chce wrócić do domu i zabrać cię ze sobą. Jak skończymy rozmawiać to zejdziemy na dół.
Czuję ucisk w sercu i coraz ciężej mi jest oddychać. Czemu mnie to spotkało?
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro