Larry *7*
Hej :) to i ja złoże swoją propozycję.
Larry:
H i L idą na lodowisko. Niestety L upada i robi sobie wielkiego siniaka na tyłku. Nie może chodzić, dlatego H bd się nim zajmował. Sam cukier poproszę.
Proszę bardzo yasma1616 ❤
~~~~~~~~~~
-Hazz, Harry- Loui podszedł do mnie i sie przytulił.
-co sie stało, kochanie- pocałowałem go w czubek nosa.
-jedźmy wieczorem na lodowisko, prooosze- zrobił oczka smutnego psiaka.
Zagryzłem wargę i skinąłem głową na tak.
-dziekuje- pisknął, pocałował mnie w usta i pobiegł do naszego pokoju. Westchnałem cicho. Była godzina czwarta. Louis pewnie będzie chciał być już tam, za dwie godziny. Ruszyłem do sypialni. Louis leżał na łóżku i bawił sie telefonem. Ja przygotowałem nam czapki, szaliki i rękawiczki.
- kochanie, idę się wykąpać- on usmiechnał sie i powrocil do dalszego przeglądania komórki.
W łazience rozebrałem się i wziąłem prysznic. Umyłem szybko włosy i całe ciało.
15 minut później stałem okryty czarnym ręcznikiem. Suszyłem włosy. Na siebie ubrałem czyste ubrania i bokserki.
Louis stał juz ubrany w czarne rurki i bordowa bluzę z kapurem, ja miałem takie same spodnie, czarna koszulkę, bluzę wkładaną przez głowę i kurtkę. Włożyłem czapkę i rękawiczki, louis zrobił to samo. Szalik owinąłem wokół jego szyi. Zabrałem telefon, kluczyki od auta i pieniądze. Zanim wyszlismy z domu, była godzina piąta. Przed nami było dobre 40 minut drogi.
- Lou skarbie zapnij pasy- upomniałem go. Jak tylko to zrobil, włączył radio.
Usłyszałem pierwszą melodię, bardzo dobrze znanej mi piosenki.
- Hazz, przy tej piosence pierwszy raz mnie pocałowałeś- kochałem widzieć go uśmiechniętego.
-pamiętam Lou-pocałowałem go szybko. A potem skupiłem sie na drodze.
Dokladnie 40 minut później byliśmy na miejscu. Zaparkowałem auto, by po chwili z niego wysiąść, chwyciłem Lou za rękę i ruszyliśmy do kasy.
-dzień dobry- usmiechnąłem sie do starszej pani, za lada- poprosze numer 6* i 8*- podala nam łyżwy, Lou ubrał mniejsze.
Louis po założeniu łyżew, odrazu wjechał na lód.
-Lou tylko prosze cie, uważaj- on skinął głową z uśmiechem. Robil kilka kółek. Co jakis czas podjeżdżał, by dostac buziaka w usta.
W pewnym momencie zauważyłem jak traci równowagę, chciałem jak najszybciej pod jechać do niego, by go złapać. Ale zanim tam dojechałem, Louis już leżał na lodzie z grymasem na twarzy.
-Hazz, chce do domu- pomogłem mu wstać, ściągłem mu łyżwy i wziąłem go na ręce. Gdy zeszlismy z lodowiska, przebraliśmy się na swoje buty i poszliśmy do auta. Znaczy no.. Ja poszedłem Lou był przyczepiony do moich pleców, jak miś koala. Posadziłem go delikatnie na miejscu pasażera. Ja sam usiadłem za kierownicą.
-Loui co cie boli kochanie?-zapytałem.
-tyłek i troche plecy- splótł nasze palce.
-jak tylko dojedziemy do domu, zajme się tobą- uśmiechnąłem się.
Będąc w domu, polożyłem Lou w sypialni. Kazałem mu leżeć na brzuchu. Poszedłem po maść. Wrociłem do niego.
-będzie troche zimne- nalałem żel na dolną część pleców i wtarłem w zaczerwienienie. Tak samo zrobiłem z pośladkami. Ubralem na niego dresy i czystą koszulkę.
Zabrałem LouLou do salonu.
-kochanie, chcesz herbaty?- zapytałem.
-skarbie, ale mam tylko stłuczony tyłek, a nie złamane nogi, mogę sam sobie zrobić- złapałem sie za serce, z dramatyczną miną.
-coo, siedzisz na tych pośladkach i czekasz twoje Hazziątko, zaraz ci zrobi kanapeczki i herbatke- zasmiał się. Ruszyłem do kuchni, wyciągłem dwa kubi z tęcza, herbate i rzeczy do kanapek. Nalałem wody do czajnika, by później go postawić, by woda się zagotowała. Pokroiłem ogórki, pomidory i paprykę.
Karmiłem Lou jak małe dziecko.
-Ha..- uciszyłem go wkładając mu do buzi kanapke. Wiedziałem co chciał powiedzieć, że ma rączki i sobie poradzi. Ale on jest poszkodowany, powinien sie oszczędzać. Okryłem go kocem, gdy zjadł. On sam położył głowę na moim brzuchu.
-ide siku, albo Harry zaniesiesz mnie proosze- wziąłem go na ręce. Oplutł nogami mój pas. Postawiłem go dopiero na zimnych płytkach. Louis załatwił swoje potrzeby.
-kochanie, może pójdziemy już spać- poglaskałem go po policzku. On wtulił się w moja klatkę.
-mhmmm- ziewnął. Zabrałem go na ręce, poszedłem do sypialni, by położyć go na łóżku. Sciągłem z niego spodnie, których ja także się pozbyłem. Przykryłem nas kołdrą.
Lou położył swoją głowę na mojej klatce.
-dobranoc słońce- pocałowałem go w czoło.
-Dobranoc Hazz- uśmiechnął sie.
Zakmnąłem oczy, tylko po to by zasnąć z uśmiechem na ustach.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Powinnas mnie zamordować, za to, ile musiałas na niego czekać. Mam nadzieje, ze w jakimś stopniu jest tak jak chcialaś.
*Love*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro