Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Larry *7*

Hej :) to i ja złoże swoją propozycję.
Larry:
H i L idą na lodowisko. Niestety L upada i robi sobie wielkiego siniaka na tyłku. Nie może chodzić, dlatego H bd się nim zajmował. Sam cukier poproszę.

Proszę bardzo yasma1616

~~~~~~~~~~

-Hazz, Harry- Loui podszedł do mnie i sie przytulił.
-co sie stało, kochanie- pocałowałem go w czubek nosa.
-jedźmy wieczorem na lodowisko, prooosze- zrobił oczka smutnego psiaka.
Zagryzłem wargę i skinąłem głową na tak.
-dziekuje- pisknął, pocałował mnie w usta i pobiegł do naszego pokoju. Westchnałem cicho. Była godzina czwarta. Louis pewnie będzie chciał być już tam, za dwie godziny. Ruszyłem do sypialni. Louis leżał na łóżku i bawił sie telefonem. Ja przygotowałem nam czapki, szaliki i rękawiczki.
- kochanie, idę się wykąpać- on usmiechnał sie i powrocil do dalszego przeglądania komórki.
W łazience rozebrałem się i wziąłem prysznic. Umyłem szybko włosy i całe ciało.

15 minut później stałem okryty czarnym ręcznikiem. Suszyłem włosy. Na siebie ubrałem czyste ubrania i bokserki.
Louis stał juz ubrany w czarne rurki i bordowa bluzę z kapurem, ja miałem takie same spodnie, czarna koszulkę, bluzę wkładaną przez głowę i kurtkę. Włożyłem czapkę i rękawiczki, louis zrobił to samo. Szalik owinąłem wokół jego szyi. Zabrałem telefon, kluczyki od auta i pieniądze. Zanim wyszlismy z domu, była godzina piąta. Przed nami było dobre 40 minut drogi.
- Lou skarbie zapnij pasy- upomniałem go. Jak tylko to zrobil, włączył radio.
Usłyszałem pierwszą melodię, bardzo dobrze znanej mi piosenki.
- Hazz, przy tej piosence pierwszy raz mnie pocałowałeś- kochałem widzieć go uśmiechniętego.
-pamiętam Lou-pocałowałem go szybko. A potem skupiłem sie na drodze.

Dokladnie 40 minut później byliśmy na miejscu. Zaparkowałem auto, by po chwili z niego wysiąść, chwyciłem Lou za rękę i ruszyliśmy do kasy.
-dzień dobry- usmiechnąłem sie do starszej pani, za lada- poprosze numer 6* i 8*- podala nam łyżwy, Lou ubrał mniejsze.

Louis po założeniu łyżew, odrazu wjechał na lód.
-Lou tylko prosze cie, uważaj- on skinął głową z uśmiechem. Robil kilka kółek. Co jakis czas podjeżdżał, by dostac buziaka w usta.

W pewnym momencie zauważyłem jak traci równowagę, chciałem jak najszybciej pod jechać do niego, by go złapać. Ale zanim tam dojechałem, Louis już leżał na lodzie z grymasem na twarzy.
-Hazz, chce do domu- pomogłem mu wstać, ściągłem mu łyżwy i wziąłem go na ręce. Gdy zeszlismy z lodowiska, przebraliśmy się na swoje buty i poszliśmy do auta. Znaczy no.. Ja poszedłem Lou był przyczepiony do moich pleców, jak miś koala. Posadziłem go delikatnie na miejscu pasażera. Ja sam usiadłem za kierownicą.
-Loui co cie boli kochanie?-zapytałem.
-tyłek i troche plecy- splótł nasze palce.
-jak tylko dojedziemy do domu, zajme się tobą- uśmiechnąłem się.

Będąc w domu, polożyłem Lou w sypialni. Kazałem mu leżeć na brzuchu. Poszedłem po maść. Wrociłem do niego.
-będzie troche zimne- nalałem żel na dolną część pleców i wtarłem w zaczerwienienie. Tak samo zrobiłem z pośladkami. Ubralem na niego dresy i czystą koszulkę.
Zabrałem LouLou do salonu.
-kochanie, chcesz herbaty?- zapytałem.
-skarbie, ale mam tylko stłuczony tyłek, a nie złamane nogi, mogę sam sobie zrobić- złapałem sie za serce, z dramatyczną miną.
-coo, siedzisz na tych pośladkach i czekasz twoje Hazziątko, zaraz ci zrobi kanapeczki i herbatke- zasmiał się. Ruszyłem do kuchni, wyciągłem dwa kubi z tęcza, herbate i rzeczy do kanapek. Nalałem wody do czajnika, by później go postawić, by woda się zagotowała. Pokroiłem ogórki, pomidory i paprykę.

Karmiłem Lou jak małe dziecko.
-Ha..- uciszyłem go wkładając mu do buzi kanapke. Wiedziałem co chciał powiedzieć, że ma rączki i sobie poradzi. Ale on jest poszkodowany, powinien sie oszczędzać. Okryłem go kocem, gdy zjadł. On sam położył głowę na moim brzuchu.
-ide siku, albo Harry zaniesiesz mnie proosze- wziąłem go na ręce. Oplutł nogami mój pas. Postawiłem go dopiero na zimnych płytkach. Louis załatwił swoje potrzeby.
-kochanie, może pójdziemy już spać- poglaskałem go po policzku. On wtulił się w moja klatkę.
-mhmmm- ziewnął. Zabrałem go na ręce, poszedłem do sypialni, by położyć go na łóżku. Sciągłem z niego spodnie, których ja także się pozbyłem. Przykryłem nas kołdrą.
Lou położył swoją głowę na mojej klatce.
-dobranoc słońce- pocałowałem go w czoło.
-Dobranoc Hazz- uśmiechnął sie.

Zakmnąłem oczy, tylko po to by zasnąć z uśmiechem na ustach.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Powinnas mnie zamordować, za to, ile musiałas na niego czekać. Mam nadzieje, ze w jakimś stopniu jest tak jak chcialaś.

*Love*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro