Slave||Larry
Pomysł od Shadow-of-spectrum ❤️
Uwagi:
* 1.5 k słów
* Smut
*a/b/o
Od autorki: Drugi dziś ode mnie, staram się nadrobić te wszystkie prompty bo jest ich tyyyyle 😂
- Nie obijaj się, bo będziemy rozmawiać jak wczoraj. - alfa krzyknął na bezbronnego Louisa.
Szatyn momentalnie spiął się i mimo odczuwalnego bólu po wczorajszym pobiciu wrócił do kopania w ziemi. Louis miał dość swojego życia, był niewolnikiem faceta, który szantażował jego matkę, więc sam oddał się mu w niewolę. Każdego dnia walczył wręcz o życie, jedzenie dostawał w minimalnych ilościach, a noce spędzał w tragicznych warunkach. Louis rozejrzał się wokół siebie, na horyzoncie nie było jego pana, a kilkanaście metrów od niego pracowały jeszcze trzy inne omegi. Szatyn wiedział, że to może być jedyną okazją do uwolnienia się od tego losu. Rzucił łopatę i zaczął biec przed siebie ile miał sił w nogach, przeskoczył przez ogrodzenie nie zwracając uwagi na ból promieniujący na całe jego ciało. Szatyn nie patrzył gdzie biegnie, chciał porostu znaleźć się jak najdalej tego okropnego miejsca. Chcąc zmylić potencjalne osoby, które mogły go gonic wpadł w krzaki i przedzierał się przez nie. Odetchnął widząc prześwit i przyspieszył jescze bardziej. Wyskoczył na asfaltową ulice i usłyszał pisk samochodu. Stał jak jeleń w świetle reflektorów, bał się że to jego pan lub któryś z jego pracowników trafili na niego i chcą go do niego dostarczyć. Z pojazdu wyszedł wysoki mężczyzna o brązowych bujnych włosach, wyraźnie było czuć od niego alfę.
- Hej! Wszystko z tobą w porządku? - spytał brunet.
- T-Tak. - wydusił z siebie.
- Napewno nie potrzebujesz pomocy? - zielonooki przyjrzał się omedze - Masz poranione ręce i nogi, zdecydowanie jedziesz ze mną.
- Dam sobie radę! - spanikował i powiedział to zdecydowanie za szybko.
- Hej spokojnie, tylko chciałbym pomóc. Obiecuję, że potem będziesz mógł zrobić co chcesz albo ja zawiozę cię tam gdzie potrzebujesz. - odparł Harry.
- D-Dobrze. - rzucił niebieskooki.
- Jestem Harry. - brunet wyciągnął rękę.
- Louis. - chłopak delikatnie ją ujął.
Po chwili oboje byli w samochodzie alfy i zmierzali do domu Stylesa. Harry próbował jakkolwiek zagadać Tomlinsona, jednak ten milczał w wielu sprawach. W końcu dotarli do niewielkiego domu bruneta, Louis rozglądał po przyulnym wnętrzu i musiał przyznać, że bardzo mu się podobało.
- Czuję się jak u siebie. Mieszkam sam, więc nic nie powinno cię zaskoczyć. Jeśli masz ochotę na coś do picia to śmiało, ja pójdę po coś do przebrania dla ciebie i jakiś ręcznik żebyś mógł się wykąpać. - rzucił brunet i poszedł na piętro.
Szatyn skierował się do kuchni i zauważając karton soku pomarańczowego od razu się do niego dorwał. Nie pił go od tak dawna, a uwielbiał więc nim się obejrzał połowa kartonu została opróżniona.
- Widzę, że ci smakuje. - usłyszał alfę.
- Przepraszam. - zawstydził się szatyn.
- Spokojnie, na zdrowie. Mam dla ciebie rzeczy, oczyść się i opatrzyły rany. Ubrania mogą być za duże, ale nie mam nic innego, a cóż jestem od ciebie wyższy. - wzruszył ramionami Styles.
- W porządku to dla mnie i tak dużo. - uśmiechnął się delikatnie Louis.
Szatyn napawał się ciepłą wodą i wszystkimi pachnącymi żelami oraz szamponami, które Harry posiadał w swojej łazience. Pierwszy raz od dawna czuł się właściwie czysty. Wytarł się dokładnie i złapał za szare dresowe spodnie, które przesiąknięte były zapachem alfy. Wciągnął je na siebie i pokrecił głową widząc, że chwila moment i pięknie się o za długie nogawki. Schylił się i zaczął je wywijać tak żeby były zdatne do noszenia i bezpieczne dla jego zdrowia.
- Mogę wejść? - krzyknął Harry zza drzwi.
- Tak. - odparł Louis bezwiednie.
- Boże! - brunet zakrył usta - Louis kto ci to zrobił?
Szatyn początkowo nie wiedział o co chodzi, dopiero jak się wyprostował i spojrzał w lustro dostrzegł kilka sporych siników w okolicach żeber i łopatek.
- Długa historia. - westchnął.
- Ktoś kto ci to zrobił powinien za to odpowiedzieć. - Harry starał się opanować.
- Właściwie czegoś potrzebujesz, że wszedłeś mi do łazienki. - zmienił temat.
- Ahh, tak. Chciałem spytać czy lubisz makaron z serem i brokułami bo mam w lodówce wczoraj zrobiony, a pewnie jesteś głodny. - odparł lustrując mnie wzrokiem.
- Umm, tak jasne. Zjem cokolwiek mi podasz. - odpowiedziałem.
- Dobrze. Tak. Czekam w kuchni. - odwrócił wzrok i wyszedł z pomieszczenia.
Louis założył równiez koszulkę, która sięgała mu porządnie za tyłek, a rękawy praktycznie do łokci. Wrócił do kuchni, gdzie roznosił się cudowny zapach posiłku. Na stole czekał już na niego pelen talerz jedzenia, Harry nie musiał dwa razy zapraszać Louisa do stołu. Szatyn był zachwycony posiłkiem i skierował do alfy wiele pochwał z nim związanych.
- Louis powiedz mi co się stało? - Harry spoważniał.
- Serio to nic. - zmarkotniał niebieskooki.
- Możesz mi zaufać, jestem policjantem mogę ci pomóc. - wyznał.
- Nie chce, żeby on miał problemy, szantażował moja matkę, jeśli jej się coś przez to stanie to sobie tego nie wybaczę. - pokrecił głową.
- Okej w porządku, ale wyrzuć to z siebie Lou. - poprosił Styles.
Szatyn zmiękł na to urocze zdrobnienie, które wyszło z ust alfy. Powiedział Harry'emu wszyko od deski do deski, jak był traktowany, co przeżywał ile innych omeg tam jeszcze było. Niebieskooki nie wytrzymał emocjonalnie i łzy niekontrolowanie wypływały z jego oczy. Harry przesiadł się tak, że siedział obok niego i objął go pocieszająco ramieniem.
- Możesz zostać u mnie Lou. Mieszkam sam, więc będzie mi miło jeśli nie będę wracał do pustego mieszkania. - zaproponował Styles.
- Mówisz poważnie? - spojrzał w piękne zielone tęczówki.
- Jasne, zaopiekujesz się moim domem i ogrodem. Zaopiekuje się tobą poprawnie, a nie jak tamten facet. - prychnął brunet.
- Dziękuję Harry, to dla mnie tak dużo. - przytulił alfę.
- Nie ma problemu Lou. - objął młodszego.
***
- Harry kiedy wrócimy do domu? - jednak szatyn.
- Musimy zajść jeszcze do jednego sklepu. Cierpliwości Lou. - mruknął zielonooki sprawdzając coś na telefonie.
- Mam cię uciekinierze. - nagle przed nimi stanął mężczyzna z koszmarów Louisa.
- Chwila... - Harry spojrzał się na niego z mordem w oczach - To ty katowałeś Louisa?
- Tak niewdzięczne stworzenie. Idziesz ze mną. - złapał za ramię omegę.
- On nigdzie nie idzie. Odpuść sobie jeśli nie chcesz mieć problemów. - warknął Harry.
- Bo co mi zrobisz? - prychnął.
- Pracuje w policji, a wiem czym się zajmujesz. - powiedział groźnie.
Pewny siebie brunet wyglądał jakby urósł kolejne pięć centymetrów. Mężczyzna zrozumiał z kim ma do czynienia i po zrozumieniu z kim ma do czynienia postanowił odpuścić i odszedł od nich. Louis odetchnął i oparł się o Harry'ego, miał nadzieję że to było jego ostatnie spotkanie z tym mężczyzna.
***
Louis leżał na kanapie wtulony w bruneta, oglądali ich ulubiony serial w telewizji i raczyli się gorącą herbatą. Mieszkali razem od dobrych czterech miesięcy i szatyn mógł spokojnie stwierdzić, że w końcu czuje się szczęśliwy. Takie wieczory jak ten zaczęły być ich mała tradycją, Louis bardzo przywiązał się do Harry'ego i nie był wstanie wytrzymać dnia bez chodźby przytulenia się do bruneta.
- Louis? - brunet zwrócił się do omegi.
- Hyym? - mruknął przylagajac jeszcze bardziej do Stylesa.
- Kocham cię. - wydusił z siebie.
- Ty co? - szatyn usiadł prosto i pojrzal prosto w oczy Harry'ego.
- Ten cały czas, który razem spędziliśmy upewnił mnie tylko w tym, że czuję cię do ciebie Louis. - powiedział pewnie.
- Ty też nie jesteś mi obojętny. - powiedział niebieskooki dość niepewnie.
Styles natychmiast połączył ich usta, Louis skakał z radości w środku, bo od jakiegoś czasu czuł że to coś więcej. Harry przeciągnął szatyna na swoje kolana i pogłębił pocałunek, zaczął gładzić jego plecy podwijając do góry koszulkę. Tomlinson jęknął czując podniecenie i zaczął się ocierać o alfę czując napięcie.
- Spokojnie kochanie, zaraz się tobą zajmę. - mrugnął całując jego szyję.
Brunet zaniósł omegę do swojej sypialni i ułożył na łóżku. Harry rozebrał szatyna i napawał się widokiem jego ciała.
- Taki idealny. - odparł zdejmując swoją koszulkę - Twoje ciało bez tych siniaków jest takie nieskazitelne. - spodnie Stylesa wylądowały na podłodze koło koszulki - Przybrałeś kilka kilogramów i wyglądasz tak apetycznie. - pochylił się i ucałował jego klatkę piersiową.
Oddech Louisa znacznie przyspieszył, dalej nie mógł się przyzwyczaić do komplementów, choć bardzo często dostawał je od Harry'ego. Brunet obcalowywal całe ciało omegi, nie mógł się nim nacieszyć, a miał nadzieję że będzie należało tylko do niego. Zielonooki ułożył omegę na brzuchu zaraz po tym jak pozbył się bielizny ich dwójki. Przejechał opuszkami palców po plecach Louisa, aż dotarł do pośladków. Sięgnął do szafki nocnej po lubrykant i wylał go na swoje palce. Harry starał się dokładnie rozciągnąć Louisa nie chcąc zrobić mu krzywdy.
- Harry, proszę. - jęknął Louis próbując ponaglic alfę.
Styles rozprowadził jeszcze trochę nawilżacza na swojej erekcji oraz wejściu omegi, po czym powoli się w nim zatopił. Obydwaj jekneli donośnie, a gdy Harry poczuł że szatyn się rozluźnił zaczął pracować biodrami. Dźwięki z nich wychodzące wypełniały cały pokój, Louis zaciskał ręce na pościeli, bo to uczucie które go ogarniało było zbyt dobre. Dodatkowo erekcja Louisa ocierała się o pościel co sprawiło tylko, że niebieskooki doszedł szybciej niż się spodziewał. Harry czując jak omega się na nim zaciska zwolnił swoje ruchy i doszedł mocno w chłopaku. Spełniony opadł na ciało omegi, obaj starali się unormować oddechy. Kiedy Harry w końcu wyszedł z szatyna od razu zgarnął go w ramiona.
- Kocham cię Lou, zostań ze mną na zawsze. - wymruczał prosto do ucha omegi.
- Na zawsze twój. - ziewnął szatyn - Też cię kocham Hazz.
*******************************************************
Zapraszam na moje inne prace:
♥ Sweet lies|| Ziall
♥ Holiday madness || Ziall
♥Mistake || Ziall
♥ Christmas miracle || Ziall
♥ Babysitter || Ziall
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro