Sweet Theater
Propozycja od luv_my_duck. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)
Larry: Louis to 16-latek kochający czytać książki a Harry to zauroczony w nim chłopak chcący odegrać dla niego książkę. Zbiera przyjaciół i próbuje zrobić scenę z ulubionej książki L aby ten się nim zainteresował, nie wiedząc że podoba się niebieskookiemu, gdyż ten się tego wstydzi.Cała scena będzie w domu H, będzie alkohol i kiedy H będzie podpity będzie zaczynał dobierać się do szatyna. Tamten zbyt zachwycony przebiegiem zdarzeń poddaje się brunetowi.
Let's go
Harry
Harry był zakochany po uszy w Lou. Każdego dnia wypatrywał go na szkolnym korytarzu. Szatyn był dla niego jak Bóg. Chciał go czcić. Jednak niebieskooki go nie zauważał. Zawsze siedział w tych swoich książkach. Ale z nimi wyglądał jeszcze bardziej słodko i Hazz zakochiwał się w nim coraz bardziej. Dlatego wymyślił pewien plan. Postanowił odtworzyć jakąś scenę z jego ulubionej książki. Oczywiście tytuł nie był tak trudny do odgadnięcia. Chłopak wiecznie chodził z "Małym Księciem" pod pachą. Najgorzej jednak było to, że H nie czytał owej książki. Musiał nadrobić. Dlatego jeszcze tego samego dnia udał się do księgarni, aby ją zakupić.
Wieczorem zasiadł do lektury.
Następnego dnia miał już cały plan co do odtworzenia sceny. Musiał jeszcze do tego namówić przyjaciół. Co oczywiście było mega trudne. Zayn mruczał coś pod nosem co brzmiało: chyba cię pojebało. Niall patrzył na niego jakby urosła mu kolejna głowa. Koniec końców zgodzili się, co oczywiście wywołało szeroki uśmiech i wybuch radości u bruneta.
Przez długi tydzień każdy z nich uczył się wyznaczonej roli.
Styles wyrywał sobie praktycznie włosy, aby wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Dzień przed weekendem chłopak cały spięty podszedł do szatyna, który jak zawsze był zanurzony w książce. H przystanął, aby napawać się cudnym wyglądem Louis'a. Jego wąskie usta układały się w nikły uśmiech. Oczy lekko przymrużone wpatrzone w rząd słów zapisane czarnym atramentem na białych kartach książki. Grzywka co jakiś czas opadała mu na czoło, a on odgarniał ją swoją drobną dłonią. Brunet nie mógł oderwać od tego wzroku.
Louis
Jakiś cień padł na książkę Louis'a. Chłopak zaciekawiony tym co zasłoniło mu światło odwrócił się i zobaczył kogoś kto wywoływał u niego rumieńce na twarzy. Szatyn od samego początku podkochiwał się w lokowatym, ale nie zdradzał swoich uczuć, bo się bał, że chłopak go wyśmieje. Przecież Harry był najbardziej pożądanym chłopkiem w szkole. Można było rzec, że jest jej królem. Każdy wiedział kim jest Harry Styles. Jego piękna twarz mogła zdobić każda witrynę sklepu z modą.
Teraz gdy na niego patrzył, też wyglądał jak heros.
- Louis?
Lou odłożył delikatnie książkę i wstał. Spojrzał trochę zdezorientowany na loczka. Bo niby co od niego chciał taki chłopak jak on?!
- Tak? - jego głos drżał. Chyba tak naprawdę to bał się Styles'a. Jednym krzywym spojrzeniem mógł zniszczyć jego życie w szkole. I możliwe, że teraz to chciał zrobić, a L tego nie przeżyje. Tyle lat żył w cieniu unikając wszystkich, nie chciał się narażać nikomu. A teraz stał przed nim Bóg, jak na sądzie ostatecznym.
- Co robisz jutro?
- Ja? - szatyn nie mógł zrozumieć skąd to pytanie wzięło się u chłopaka.
- Nic
- Pomógłbyś mi z matmy? - no tak. Czego Lou się spodziewał. Przecież ten Bóg seksu nie pyta go o wolny weekend tak po prostu. Musiał być jakiś w tym haczyk. Na szczęście ten "haczyk" to tylko pomoc w nauce a nie ośmieszanie.
- Oczywiście - niebieskooki lekko się uśmiechnął - Gdzie się spotkamy i o której?
- U mnie. Może na szóstą wieczorem?
Harry
Sobota dla Harry'ego zaczęła się o piątej rano. Na początek przypomniał sobie rolę. Przejrzał kostiumy. Około dziesiątej wyrzucił wszystkich z domu i zaczął gotować. Musiał uraczyć jakimiś przekąskami uroczego szatyna. Chciał go zdobyć. Pokazać, że nie jest takim dupkiem na jakiego go kreują w szkole.
*
Godzinę przed przyjściem Lou, pojawili się chłopcy. Mieli w ten sposób czas na przebranie się, ustawienie wszystkiego. H stresował się niemiłosiernie. Niall musiał go uderzyć w twarz, aby wreszcie zaczął kontaktować. Loczek tak dramatyzował, że żaden z nich już nie mógł tego wytrzymać. Ale to było nic. Najgorsze schody zaczęły się, gdy szatyn zadzwonił do drzwi. Brunet o mało nie zemdlał.
Dał jednak radę pójść i otworzyć drzwi. Kiedy zobaczył uroczego szatyna, słowa ugrzęzły mu w gardle.
Chłopak miał na sobie ciemne rurki, białą koszulkę. Wyglądał całkowicie inaczej niż w szkole.
- Cześć
- Wejdź - H wydukał to cicho i wpuścił chłopaka do środka
- Przyniosłem notatki..
- Nie będzie to potrzebne
Tommo zmierzył Harry'ego wzrokiem. Kiedy ten nic nie powiedziała, odpuścił. Zaprowadził go do salonu. Posadził na kanapie.
- Co to?
- Zrobiłem dla ciebie niespodziankę.
Mimo stresów Harry'ego i przerażenia Louis'a wszystko się udało. Chłopcy się spisali, a Lou popłakał się z radości. H był dumny jak paw.
Kiedy "aktorzy" wyszli pozostawiając bruneta i szatyna samych, zielonooki zaczął zastawiać stół wszelkimi smakołykami, które przygotował.
- Dlaczego to robisz? - Lou cicho zapytał
- Zawsze chciałem zaprosić cię na randkę, ale nigdy nie wiedziałem jak.
Szatyn opuścił zawstydzony głowę.
Później było już z górki. H przyniósł wino, które po wypiciu rozwiązało niebieskookiemu język. Nagle z nieśmiałego chłopca zrobił się rozgadany facet. Oczywiście większemu to się w stu procentach podobało.
Ale alkohol to nie najlepszy podkład pod taką znajomość. Nasi bohaterowie oczywiście przekonali się o tym na własnej skórze.
H pod wpływem dużej ilości alkoholu zaczął się dobierać do L. Mniejszy były tym uradowany. Dalej nie mógł zrozumieć jak takie ciacho mogło teraz siedzieć obok niego i tak bardzo dobrze go całować. Chłopak poddał mu się całkowicie nie dbając o konsekwencje, które później mogą się pojawić. Teraz dla niego liczyło się to, że jest tu. A alkohol zaćmiewał mu umysł i dlatego nie słyszał tego cichego głosu, który był rozsądkiem i kazał mu wiać tam gdzie pieprz rośnie.
I wszystko poleciało. W sekundę obaj byli nadzy, a Louis'a prawdopodobnie słyszeli sąsiedzi H. Tak, tak Harry będzie miał się z czego tłumaczyć.
*
Coś cicho zadzwoniło. Louis delikatnie otworzył oczy i potrzebował kilku sekund aby doszło do niego co się stało. Uśmiech wyszedł na jego twarzy i mocniej przytulił się do rozgrzanego ciała jego kochanka. Nigdy nie pomyślałby, że jego najskrytsze marzenia spełnią się. Tak bardzo marzył o tym, aby brunet był jego pierwszym.
"Kocham cię" wyszeptał do jego ucha przytulając go do siebie tuż po zbliżeniu. To było takie cudowne! Chciał jeszcze raz to usłyszeć.
Kiedy ciało pod nim się poruszyło od razu spojrzał do góry. Musiał zobaczyć piękną twarz kochanka.
- Louis? - chłopak spytał trochę zdezorientowany
- Tak
- Co.. - Harry spojrzał na ich nagie ciała z przerażeniem - Czy my?
Lou usiadł na łóżku i przyjrzał się chłopakowi. Miał nadzieję, że ten robi sobie z niego żarty.
- Żartujesz sobie, prawda? - zapytał ostrożnie zakrywające się kocem.
- Ja.. - złapał się za głowę - Nic nie pamiętam.
- Nic nie pamiętasz? - wstał z łóżka i odsunął się od niego - W ogóle?
- Chyba wczoraj przesadziliśmy z alkoholem
Krew zmroziła się w żyłach Lou. Czyli wszystko było tylko jakimś bełkotem pijaka. Był pijany i tylko dlatego poszedł z nim do łóżka. Prawda była przecież taka, że L był okropny i nikt by go nawet palcem ruszył.
I nagle to do niego doszło. Przecież H zaprosił go, zrobił przedstawienie, upił, bo chciał go zaciągnąć do łóżka i tylko przelecieć. Teraz ściemnia, aby się go pozbyć.
- Jesteś obrzydliwy - wyszeptał zbierając swoje ubrania - Nienawidzę cię i mam nadzieję, że spotka cię podobny los do mojego - pośpiesznie się zaczął ubierać
- Lou, o czym mówisz? - H był trochę zdezorientowany. Wstał z łóżka i chciał podejść do chłopaka, ale ten szybko się odsunął.
- Nie podchodzi, bo oskarżenia ci o gwałt!
Harry stał na środku pokoju patrząc na to jak chłopak się ubiera i nie może nic zrobić. Miłość jego życia właśnie uciekała mu przez palce, a on nie mógł tego powstrzymać. Miał ochotę się zabić. Alkohol nie był najlepszym pomysłem, a szczególnie przy jego słabej głowie.
- Lou, pogadajmy
- Spierdalaj
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro