I wanna love like you made me feel | 13
Na dobranoc <3
...
Wszystko miało pójść po ich myśli.
To nic, że dobrowolnie zgodził się wpakować swój los prosto do paszczy wygłodniałego lwa (czyt. swojej matki). Było dobrze, dopóki posiadał w pobliżu kogoś, na kim mógł polegać, a w ostatnich dniach żaden jego przyjaciel, czy nawet przyrodni brat, nie mógł konkurować z rolą jaką odgrywał w jego życiu Yoongi.
Tak jak na początku nie przepadał za jego towarzystwem i uważał go za skończonego palanta, z którym nie chciał mieć nic wspólnego, im dłużej przebywał w jego otoczeniu, wychodziło na wierzch jak bardzo są do siebie podobni, albo jak bardzo ich dusze mają się ku sobie nawzajem, a dusza tego młodszego aż za bardzo tego chciała.
Kiedy nadszedł dzień wyjazdu do rodziny, żaden z nich nie przejmował się spotkaniem z bliskimi, a starali się zachowywać tak, jakby jechali na weekendowy nocleg poza miastem. Nie myśleli o tym, że mieli zobaczyć się z krewnymi chłopaka i że w tym samym czasie towarzyszyć im będzie Taehyung z Jungkookiem, ani o tym, że po raz kolejny będą zmuszeni udawać parę.
Zamiast tego żołądek Jimina skręcał się z dziwnego podekscytowania, gdy wkładał swoją walizkę do bagażnika pod mieszkaniem starszego. Ustalili, że w podróż wybiorą się samochodem Yoongiego, poniekąd dlatego, żeby wzbudzić jeszcze większy podziw wśród rodziny chłopaka (chłopakiem wypadało się chwalić), a po drugie, Jimin zawsze czuł się lepiej na miejscu pasażera. No i mógł bez przeszkód bawić się radiem, testując każdą napotkaną płytę w schowku, a Yoongi miał tego więcej niż udało mu się uzbierać przez całe życie. Dodatkowo co chwila dołączał do rapowania i chłopak nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
Jak do licha mógł w jednej chwili sprawiać wrażenie groźnego rapera z Daegu, a w drugiej zachowywać się jak uroczy kocur, aż chłopak miał szczerą ochotę pomiziać go za uszkami, by otrzymać w podzięce przyjemne dla uszu mruczenie.
— Stresujesz się? — Zaczerwienił się, gdy po dłuższym milczeniu Yoongi przekręcił twarz w jego stronę, wzrokiem dalej pilnując drogi. Błędnie zinterpretował jego maślane oczy. — Znowu się zamyśliłeś. — Ciekawe jakby zareagował, wiedząc, że to on jest powodem jego roztargnienia? Jimin nie dał niczego po sobie poznać, muskając palcami płytę amerykańskiego rapera.
— Byłem zdenerwowany, że pojadę tam sam, ale teraz jest lepiej. Bez ciebie nie dałbym sobie rady pojawić się przed nimi wszystkimi. — Dostrzegł jak kąciki jego ust podnoszą się do góry.
— Opowiedz mi o swojej rodzinie — poprosił go, bo chociaż trochę już o tym rozmawiali, to wciąż było wiele faktów, o których mężczyzna nie zdawał sobie sprawy. Chciał móc ułożyć sobie w głowie obrazek państwa Jeon. Czym się zajmowali, jacy byli, czego miał się po nich spodziewać?
Jimin oparł głowę na siedzeniu, wypuszczając powietrze i wyjmując z papierowego pudełka ciepłą frytkę, bo w drodze na miejsce nie mogli zrezygnować z odwiedzenia fastfoodowej restauracji, a musiało sprzyjać im szczęście, że przyjechali akurat po skończeniu oferty śniadaniowej.
— Moja mama uczy historii w liceum. I zanim zapytasz, to tak, czasem przychodziła na zastępstwa do mojej klasy. — Pamiętał ten zimny wzrok jakim obdarzała go wtedy, prosząc o podanie właściwej odpowiedzi, bo zagadał się z kolegą. Nawet będąc synem nauczycielki, nie miał szans na usprawiedliwienie. — A mój ojczym, ojciec Kooka, jest komendantem policji w Busan, ale za niedługo przechodzi na emeryturę. Jest dosyć pogodnym człowiekiem, tylko moja mama rozstawia tak wszystkich po kątach. Poza tym są jeszcze bliźniaczki, dziadek Jeon, mój wujek z ciotką; brat mojej mamy z żoną no i krewni ze strony Jeonów, których nigdy nie potrafię spamiętać, są jak królicza rodzina. A ty? — Przyjrzał mu się z zaciekawieniem. Mimo że przed zapisaniem się do programu interesował się jego osobą, nie dowiedział się zbyt wielu rzeczy z internetu, raptem o jego miejscu urodzenia i dacie urodzin. Chciał wiedzieć co takiego krytyk kulinarny ukrywał przed resztą świata.
— Nie mam zbyt wielu kuzynów, jestem jedynakiem, a moi rodzice prowadzą restaurację w Daegu. — Wzruszył ramionami, bo w porównaniu z życiem Jimina, w jego działo się raczej mało.
— Naprawdę? Nie pomyślałbym, że też są kucharzami! Muszą czuć się dumni z twoich osiągnięć... — Zacisnął dłonie między swoimi udami, wracając myślami do słów, które powierzył ostatnio Yoongiemu. Zrobiłby wiele, żeby jego rodzice także byli z niego dumni. — Chciałbym odwiedzić kiedyś to miejsce — wymsknęło mu się z ust, choć nie sądził, że mężczyzna coś na nie odpowie.
— Jeśli chcesz, zabiorę cię tam ze sobą, dawno u nich nie byłem — powiedział nagle Yoongi, wprawiając chłopaka w osłupienie. Czy on właśnie zaproponował mu, że zawiezie go do swojego rodzinnego domu?
— Serio, mógłbym?
— Aish, przestań udawać zaskoczenie — parsknął, napotykając jego szeroko otwarte oczy. — Serio, serio. Jestem pewien, że im się spodobasz — dodał, śmiejąc się pod nosem z jego reakcji, a Jimin położył rękę na brzuchu, gdy po raz kolejny wypełnił się on przyjemnym ciepłem.
Nie upłynęło dużo minut, gdy szczęśliwie dojechali na miejsce, wjeżdżając na wyłożony kostką brukową podjazd do całkiem sporej posiadłości, otoczonej żywopłotem i iglastymi drzewkami. Samochodu Jungkooka jeszcze nie było, więc mieli stać się pierwszymi gośćmi, a i pierwszymi ofiarami rodziny chłopaka, który drgnął, słysząc znajome szczekanie psa z ogrodu.
— Gotowy? — Yoongi czuwał nad sytuacją, pomagając mu wysiąść z samochodu; ujmując jego dłoń jak najkosztowniejszą tkaninę, aż chłopakowi nie przeszło na myśl, że to wszystko jest tylko częścią ich gry, kiedy odwzajemnił jego uśmiech.
Przy nim zawsze był gotowy.
...
Jiminie, odstaw cukier, to szkodzi zdrowiu...
nieodwzajemniona miłość też :))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro