Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A long way from the playground | 23




Legenda głosi, że yoonminy z Promise się ogarną... ;))

...

Jego dłonie były chłodne, gdy w kwietniowy wieczór spacerował samotnie nad rzeką Han i przyglądał się odbijającym w wodzie światłom latarni.

Brakowało mu kogoś, kto potrzymałby go za rękę.

Zabawne, bo przecież od niespełna miesiąca miał męża. Nie wymienili się obrączkami, nie spali ze sobą, a ich wzajemna miłość wciąż pozostawała zagadką, a jednak to nie stało na przeszkodzie do uczynienia ich małżeństwem.

Może tak właśnie kończyli ludzie, którzy spiskowali przeciwko związkom swoich przyjaciół? To była dla niego nauczka na przyszłość, by zapamiętać sobie, że gdy kogoś kochał, powinien zawsze myśleć najpierw o szczęściu tej osoby, a nie własnych uczuciach. Czas na miłość do Tae upłynęła bezpowrotnie wraz z pojawieniem się w jego życiu Jungkooka, a on nie miał prawa zrobić nic, żeby ich rozdzielić.

Bez planu na spędzenie wieczoru, jego nogi poprowadziły go do baru. O zgrozo, tego samego, w którym został zapoznany z Jiminem i Jungkookiem. Wspomnienia nie miały teraz jednak nic do rzeczy. Przecież w każdym miejscu na świecie mógł użyć alkoholu, by się ich pozbawić. Problemem okazał się natomiast siedzący przy ladzie szatyn.

Yoongi przeklął pod nosem, ale było za późno, żeby się wycofać; już go zauważył. Szybko odwrócił swój wzrok, opróżniając pełny kieliszek soju.

— Czy w tym mieście jest tylko jeden bar, w którym można się napić? — syknął Yoongi, podchodząc do krzesła tuż obok niego, a Jimin spojrzał na niego kątem oka.

— Od razu zaznaczam, że byłem tu pierwszy. — Przerwał na moment, żeby powstrzymać czkawkę, a następnie wskazał palcem jakiś punkt za nim. — I tam są drzwi.

— No właśnie, byłeś. Twój czas dobiegł końca. A teraz wracaj do domu, odmów pacierzyk, policz baranki i idź spać. — Yoongi położył mu dłoń na plecach, ale ten szybko obrócił się na krześle z nadąsaną miną.

— Nie będziesz mi rozkazywać! Nie jesteś moją matką, żeby mówić mi, co mi wolno, a co nie! — Podniósł głos i zamachnął się w jego stronę spowolnionymi ruchem.

— Ale jestem twoim mężem.

— Bardzo słabym, skoro wprowadzasz swojego męża w alkoholizm — prychnął, czkając.

— Nie jesteś alkoholikiem.

— Ale mógłbym być!

— Więc to pan doprowadził go do takiego stanu? — Przysłuchujący się ich rozmowie barman, pokręcił głową na widok Yoongiego. Nawet nie zdołał mu wyjaśnić, co się tu dzieje, bo Jimin znowu go wyprzedził.

— Bo to egocentryk! Uważa się za wyjątkowego i dostrzega tylko czubek własnego nosa!

— No nie udawaj, że nagle ci na mnie zależy! Sam powiedziałeś, że chcesz rozwodu. — Przewrócił na niego oczami.

— A złożyłem papiery? Pytam się czy jakieś złożyłem?! Nie, to ty straszysz mnie pismami z sądu! Barman, polej jeszcze. — Machnął ręką na młodszego od siebie mężczyznę i wystawił kieliszek, czekając aż napełni się drogocenną miksturą.

— Bardzo proszę.

— Jimin, porozmawiajmy. — Yoongi skrzywił się, obserwując jak ten wlewa w siebie kolejne procenty. Po raz kolejny spróbował pochwycić kieliszek z jego dłoni, gdy ten z uśmiechem pochylił się, drapiąc go pod brodą.

— Kotki i dzieci głosu nie mają.

Pijany Jimin był po prostu dużym, nieznośnym dzieckiem.

— Dobra, nie chcesz mnie słuchać, twój wybór — westchnął, rezygnując z wszczynania kłótni. — Ale i tak zamierzam ci to opowiedzieć. — Położył ramiona na blacie i zamyślił się. — Kiedyś jak ja i Taehyung byliśmy jeszcze dziećmi, mieliśmy swój własny domek na drzewie. Wybudowaliśmy go własnymi rękami, no, trochę z pomocą mojego taty i jego brata, ale był tylko nasz. Latem przychodziliśmy do niego prawie codziennie. Mieliśmy tam dosłownie wszystko. Nasze ulubione zabawki, zdjęcia, medale, koszulki z meczów bejsbolowych, teleskop... Czas w nim zawsze szybko nam mijał, więc z każdym rokiem coraz ciężej było nam pogodzić się z myślą, że wkrótce staniemy się na niego za duzi. Że zapomnimy o miejscu, które przez długi czas było naszym domem i poprawiało nam humor. Zaczęli się od siebie oddalać, coraz mniej czasu spędzaliśmy razem. Zanim się obejrzałem, byłem już dorosły. Taehyung wyjechał, a ja nie potrafiłem odnaleźć się w nowym miejscu. Bo żadne z nich nie było dłużej moim domem. Żadne mieszkanie nie dawało mi tego uczucia, które chowaliśmy w domku na drzewie. Parę razy wróciłem do rodzinnego domu, ale to już nie było to samo. Byłem pewien, że to koniec. Do czasu, aż poznałem jednego chłopaka. Wtedy jeszcze mu nie ufałem. Broniłem się przed nim, myśląc, że okradnie mnie z tego wspomnienia, ale on dał mi coś znacznie większego. Dzięki niemu pierwszy raz w życiu zrozumiałem, że dom to nie miejsce, a osoba, z którą przebywasz.

— Yoongi, to było naprawdę... — jąkał się, biorąc go za rękę z błyszczącymi od łez oczami. Zbierał się na odpowiednie słowa, ale już po sekundzie stwierdził, że walić to i po prostu go pocałował. Pocałował go z taką ochotą, że brunet musiał przytrzymał się lady, żeby nie zlecieć.

Spędzili tak kilka minut, ignorując spojrzenie barmana i kilku mężczyzn, którzy pomimo późnej pory dalej siedzieli w barze. Potem wypili kilka shotów dla porozumienia. W zasadzie, to Yoongi wypijał wszystkie za Jimina, w obawie, że chłopak zbytnio się upije, a tamten opowiadał mu w tym czasie wesołe historie ze swojego dzieciństwa.

I opowiadałby tak dalej, dopóki z głośników nie poleciała znajoma dla niego melodia, całkowicie odwracając uwagę od rozmowy.

— Moja ulubiona piosenka! Wstawaj! — Pociągnął Yoongiego za sobą, tak, że ten o mało nie spadł ze stołka i wskoczył na parkiet.

— Żartujesz sobie? — Brunet może i wypił kilka szklanek, ale to wciąż było stanowczo za mało, by pozbawić go oporu przed tańczeniem. Jednak widząc roześmianą minkę swojego chłopaka, męża, a już na pewno oczka w głowie, musiał spróbować.

— No dalej, pokaż te swoje kocie ruchy! — Jimin zachęcił go do tańca, samemu poruszając się biodrami w rytm muzyki, kiedy starszy bez ostrzeżenia przyciągnął jego ciałko do swojego.

On splótł palce na jego karku, a Yoongi trzymał go w pasie. Kołysali się na boki, wpatrując się w swoje oczy i słuchając muzyki z gatunku R&B. To był po prostu ten moment.

— Wyjdź za mnie.

Jimin uchylił usta ze zdumienia.

— S-Serio?

— Naj serio na świecie. — Dotknął jego policzka, w chwili gdy drobna łza wypłynęła z jego kącika, a on starł ją palcem, coraz szerzej się uśmiechając.

— Dobrze. — Wtulił się w jego ramiona, w pośpiechu odwzajemniając pocałunek, a wkrótce owijając nogi wokół jego pasa, żeby być jeszcze bliżej. I nic na świecie, nie miało teraz znaczenia.

Późna godzina, ludzie obecni w parze czy niezapłacony rachunek po alkoholu...

— Panowie? Nie chciałbym przerywać wam tego momentu, ale właśnie zamykamy.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro