Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.

Isabella

Przewróciłam się na drugi bok, ale zamiast odczuć znajome ciepło, spotkałam się z melancholijnym poczuciem chłodu. Rozchylając powieki, zatrzepotałam rzęsami, by pozbyć się resztek snu.

    Malcolma nie było w łóżku. Na sąsiedniej poduszce odnalazłam natomiast samoprzylepną karteczkę. Zostawiał mi takie zawsze wtedy, gdy budził się przede mną. Pochwyciłam papier między palce i odczytałam treść:

    Dzień dobry dla najpiękniejszej dziewczyny w całym tym szalonym świecie. Powodzenia na rozmowie!

    Uśmiech sam wkradł mi się na usta, choć ciężar, który się we mnie kotłował, nie pozwolił mi na podtrzymanie grymasu zadowolenia. Porzuciłam satynową pościel, by podnieść się z łóżka.

    Poranny prysznic był tym, czego potrzebowałam, by postawić się na nogi... wliczając w to także kawę, którą zgarnęłam po drodze do prokuratury. W momencie, kiedy niebotyczne wysokie modrzewie utorowały drogę do strzelistego budynku, poczułam się sparaliżowana wspomnieniami.

    – Okej, nie możesz się teraz wycofać – szepnęłam do siebie.

    Zaparkowałam hondę w wydzielonej części parkingu. Wygładziłam palcami czarną sukienkę z białym kołnierzykiem i sięgnęłam po torebkę.

    Wolność i sprawiedliwość pod prawem – mówiła pieczęć wyryta w murach departamentu. Wejście zapamiętałam odrobinę inaczej. Drzwi były teraz rozsuwane. Co jakiś czas wychodzili z niej ludzie odziani w coś, czego zdecydowanie nie dało zdobyć się na wyprzedaży. Jeszcze raz zerknęłam na swoją sukienkę i przełknęłam ślinę. Hej, co prawda była z wyprzedaży, ale to wciąż kolekcja Kate Spade.

Kilka głębszych wdechów wystarczyło, bym mogła pokonać schody do wnętrza budynku. Środek wciąż pozostawał taki sam. Styl eklektyczny, czarno-białe elementy. Mój wzrok niemal natychmiast pomaszerował w stronę pamiętnego gabinetu. Serce łomotało mi o żebra, gdy przechadzałam się po gigantycznym holu niczym ostrożny kociak. Wzięłam kolejny wdech.

Widziałam to oczami wyobraźni. Nas. Właśnie tam, za potężnymi, mahoniowymi drzwiami.

– Czy mogę pani w czymś pomóc?

Przywołana przez kobiecy głos zwróciłam głowę w stronę recepcji. Och. Znałam ją. To jego asystentka. Suchość w ustach była dokuczliwa, jednak nie tak, jak drżące kolana.

– Zostałam tu przydzielona na staż. – Chrząknęłam, by nadać tonowi ostrość. – Z USC, wydział prawa.

Ciemnowłosa poderwała się z eleganckiego stołka i podskoczyła podekscytowana.

– To ty! – pisnęła radośnie, wyciągnęła ręce w moją stronę i pospiesznie okrążyła wyspę, by złapać mnie za ramiona. – Tak się cieszę, że jesteś kobietą! – Klasnęła w dłonie, zanim sama sięgnęła po moją prawą. – Jestem Vanessa Holdman, asystentka prokuratora, Jasona Hogana.

Kąciki moich ust niemal natychmiast opadły na wybrzmienie tych dwóch słów. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

– Już się bałam, że przydzielą nam jakiegoś chłopaka. Ostatnim razem pan Hogan nieźle się zirytował, kiedy taki jeden student z waszego wydziału przedstawiał się jako adwokat i próbował w ten sposób podrywać dużo starsze od siebie klientki – westchnęła, ruchem ręki przepędzając to wspomnienie. – A jako kobieta będę miała na ciebie oko. Wszystko ci pokażę, zaczniemy od szatni. – Mówiąc to, wskazała palcem na mój płaszczyk. – A później napijemy się kawy. Prokurator w tej chwili ma spotkanie z ważnym klientem, więc pewnie do tej pory będzie wolny.

Zatrzymałam się w półkroku i zwęziłam oczy.

– Mam z nim rozmawiać? – Patrzyłam na nią tak, jakby urosła jej druga głowa.

– Otrzymanie przepustki nie daje ci gwarancji bycia przyjętą na staż – wyjaśniła rzeczowo. – Chodzi oczywiście o rozmowę kwalifikacyjną przed podpisaniem kontraktu.

– Czy nie mogę tej rozmowy przeprowadzić z panią? – Złapałam ją za rękę niemal w błagalny sposób. Tak. To zdecydowanie była sprawa życia i śmierci. – Jest pani przecież jego asystentką. Kto, jak nie pani, zna tak dobrze pana prokuratora?

Posłała mi zaskoczone spojrzenie. Przyglądała mi się nieco badawczo, aż wreszcie zerknęła w stronę jego gabinetu.

– Och, już rozumiem... – Uśmiechnęła się pobłażliwie, gdy jej oczy znów padły na mnie. – Obawiasz się rozmowy z kimś takim jak on, ponieważ jest człowiekiem prawa?

– To nie do końca tak. – Ściszyłam głos, w międzyczasie pozbywając się płaszcza. – Po prostu kiedyś zrobiłam coś bardzo złego i... nie wiedziałam wtedy, że jest prokuratorem. Boję się, że mnie zapamiętał i przez to zostanę odrzucona.

Rozchyliła usta z przejęciem, kiedy odwiesiła moje odzienie. Skrzyżowała ramiona na piersiach, nucąc w zamyśleniu.

– To prawda, ma doskonałą pamięć – mruknęła po chwili, prowadząc nas do wydzielonej części, w której niósł się aromat kawy. – Nie jest typem szefa, któremu można kilka razy w miesiącu podrzucić kit o tym, że zdechł ci pies.

Uciekłam wzrokiem w stronę holu. Nie ukrywałam, że trudno było mi skupić się na udawaniu, że mężczyzna, o którym mówiłyśmy, nie był niegdyś powodem, dla którego traciłam oddech. Starałam się odrzucić wspomnienia związane z tym, do jakiego stanu doprowadzał mnie jego dotyk, jedno spojrzenie, ton czy sama obecność.

– Hej... – Poczułam muśnięcie palców na dłoni. – Nie stresuj się. On nie gryzie. Co najwyżej podniesie głos. – Błysnęła perłowobiałymi zębami, by dodać mi otuchy. – Ostatnio mamy sporo zamieszania w związku z nową sprawą, którą przejął pan Hogan. Jeśli będzie zdenerwowany, to dlatego, że jest pracoholikiem. I nie nadużywam tu tego określenia.

– Wiem – przyznałam, a po chwili potrząsnęłam głową. – To znaczy... tak słyszałam.

Nic się nie zmieniło. Jason wciąż w pełni oddawał się pracy. Byłam poniekąd ciekawa, co zmieniło się w jego życiu. Co z jego byłą żoną? Wrócili do siebie? A może on kogoś ma? I co z jego upodobaniami?

Nawet jeśli starałam się nie wracać myślami do tamtych czasów, to niejednokrotnie martwiłam się o niego. Ilekroć słyszałam jego imię lub mózg narzucał mi wspomnienia, wyrzuty sumienia boleśnie skręcały mi trzewia i doprowadzały do okropnego samopoczucia.

A teraz miałam się z nim spotkać. Po tylu latach. Twarzą w twarz. Sam na sam.

– Ja chyba... – Naparłam zębami na dolną partię ust, a oczami powiodłam po twarzy kobiety. – Nie mogę.

Odwróciła się do mnie z zaskoczeniem, trzymając w dłoniach kubki wypełnione po brzegi kawą. Nie zarejestrowałam momentu, w którym je zamówiła.

– Co? Nie tolerujesz laktozy?

– Nie mogę się z nim spotkać. – Czułam, jak panika podchodzi mi do gardła.

Odstawiła naczynia na stolik, przyglądając mi się tak, jakbym teraz to ja miała więcej kończyn.

– Rozumiem twój stres, ale...

– To za dużo. – Próbowałam ubrać myśli w słowa, jednocześnie strzegąc ich zasobu, by nie powiedzieć zbyt wiele. – Nie mogę. Muszę zmienić instytucję.

Rozchyliła usta. Wiem, czym było to spowodowane: studenci zazwyczaj bili się o to jedno miejsce w prestiżowym departamencie sprawiedliwości, tymczasem ja zamierzałam stąd zwiać.

Vanessa patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, dopóki nie wypuściła cichego chichotu.

– Dobre. – Pokiwała głową z uznaniem. – Prawie ci uwierzyłam.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli dobrowolnie odejdę z miejsca, do którego mnie przydzielono, to szansę na dostanie się na staż do innej instytucji lub kancelarii będę miała dopiero za rok... o ile ktoś przyjmie mnie z wiedzą, że uciekłam z prokuratury.

Albo poświęcę karierę... albo siebie.

– Chodź, wypijemy kawę podczas oprowadzania – oznajmiła, wyciągnęła rękę i czule mnie objęła. – I nie martw się. On naprawdę nie jest taki zły, jak o nim mówią.

Starałam się zignorować metaliczny posmak w ustach od zbyt częstego przygryzania policzka. Nie zabrałam kawy w obawie, że mój żołądek postanowi się zbuntować.

Pani Holdman opowiadała o historii tego budynku, o tym, że sam prezydent Reagan, mąż stanu, położył jedną z cegieł, że jej poprzedniczka osobiście znała się z Monicą Lewinsky, a później po prostu słyszałam, że mówi.

Zatrzymałyśmy się przed recepcją. Myśl o ucieczce nasiliła się w chwili, w której usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Powiew chłodu musnął mi kark, przyprawiając o dreszcze. Wyprostowałam głowę, a zęby zagłębiłam mocno w dolnej wardze. Cholera, w końcu ją też przegryzę do krwi.

– Dzięki za spotkanie, Hogan – przemówił męski głos. – Mój agent skontaktuje się z tobą. Nie chcę do tej sprawy angażować nikogo innego.

– Interesy z tobą to czysta przyjemność.

Ten tembr. Każda komórka w moim ciele została pobudzona na jego wydźwięk, dokładnie tak, jakby organizm otrzymał upragnioną dawkę narkotyku po zbyt długim czasie bycia na głodzie. Nie wiedziałam, co robić z dłońmi, a te oblały się potem. Patrzyłam na asystentkę, lecz ona oddała się pracy za biurkiem.

– Vanesso, dostarczysz kawę do mojego gabinetu?

Nie odwracałam się, wiedząc, że jeśli tak zrobię, tylko skomplikuję sytuację.

– To może zrobimy chrzest naszej nowej stażystce? – Kobieta wygięła brew ze znaczącym uśmieszkiem.

Omal nie zadławiłam się śliną. Pokręciłam głową na tyle ostrożnie, by mężczyzna tego nie zauważył.

– No idź! – ponaglała mnie szeptem.

– Nie mogę! – odparłam w podobnym tonie.

– To twoja szansa na złagodzenie relacji – wycedziła, zachowując szeroki uśmiech. – No już. Pospiesz się. On nie lubi czekać.

– Gdzie jest Forest? – No i masz, aż nogi mi zadrżały.

Nastąpiły kroki. Nawet jego chód się nie zmienił. Był prężny, pewny siebie. Swoją obecnością zdominował całą przestrzeń. Zatrzymał się gdzieś za mną.

– Dzwonił, że złapał jakiegoś okropnego wirusa i póki co nie opuszcza łazienki. – Mówiąc to, nie oderwała wzroku od monitora. – Och, ale przesłał coś, co może pana zainteresować. W sprawie... – urwała na moment, przeskakując wzrokiem to ode mnie, to od niego – ...wie pan czego.

– Dowiedział się czegoś nowego? – Tym razem zmniejszył odległość między nami, a ramieniem musnął moje.

Wciągnęłam powietrze, kiedy wyrósł przede mną. Sięgnął po papiery i zagłębił się w odczytywaniu treści. Zaskakujące. Nic się nie zmienił. Wciąż był niebiańsko przystojny, postawny niczym amerykański futbolista i... cholera, nie.

Masz chłopaka. Rzeczy między wami zakończyły się dwa lata temu. To był błąd. Nieszczęsny wybryk moich fantazji. Teraz liczył się tylko Malcolm. Uczucie przyciągania do tego mężczyzny byłoby poważnym wykroczeniem.

– Szczerze to nie miałam okazji, by się temu przyjrzeć. Podkreślił najważniejsze szczegóły w sprawie. Podobno to ważne.

– Dzięki – mruknął jedynie, a gdy miał mnie minąć, nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Coś we mnie podskoczyło. Nie wiem, czy to żołądek, czy może serce. Karmelowe oczy patrzyły na mnie, jednak nie tak, jak kiedyś. Były pełne rezerwy, powagi i raptem stały się zimne. Przysięgam, że pasek sukienki nagle stał się cholernie ciasny.

– Zgubiła się pani? – przerwał ciszę, która wydawała się trwać wieki.

Rozchyliłam usta, by cokolwiek powiedzieć. Zajęło mi to chwilę.

– Przyszłam, by odbyć tu staż. – Miałam ściśnięte gardło, przez co mój głos brzmiał niemal jak jęk.

Powietrze niespodziewanie zgęstniało albo to mnie zaczynało go brakować. Poruszył nadgarstkiem, by rzucić ostentacyjne spojrzenie na zegarek.

– Myślę, że już jest zakończony. – W jego głosie rozbrzmiewała dwuznaczność, choć przecież była tak zrozumiała. – Vanesso, odprowadź panią do wyjścia.

Ta oschłość była jasnym komunikatem. Nie chciał mnie znać i nawet się z tym nie krył. Nie potrafiliśmy utrzymać rozmowy, mimo że jeszcze kilka lat temu oddałam mu każdy fragment siebie. Czułam na sobie intensywny wzrok jego asystentki. Podbródek mi drżał; robiłam wszystko, by nie rozluźnić szczęki.

– Może najpierw zrób mi kawy – wtrącił, kiedy ciemnowłosa podniosła się z miejsca.

Wciąż tu był, stojąc przede mną. Oczekiwał chwili, w której kobieta zniknęła za rogiem. Odwrócił od niej oczy wyłącznie po to, by za moment wbić mnie chłodnym spojrzeniem w ścianę.

– Dziwię się, że wciąż trzymają cię na tym uniwersytecie. – Nie szczędził sobie zgryźliwych uwag. – Wiedzą, że mają wśród swoich kogoś, kto maczał palce w przemycie narkotyków?

Spuściłam głowę, nie mogąc znieść jego oskarżającego wzroku. Nerwowo wyginałam palce, jakbym próbowała wyzbyć się bólu.

– Dobrze wiesz, że nie brałam w tym udziału. – Dbałam o to, by mój głos pozostał twardy, gdy zerkałam na niego spod rzęs.

– Z zebranych informacji śmiem twierdzić, że współudział to poważne wykroczenie. – Przekrzywił głowę z wypranym z emocji uśmiechem. – A utrudnianie śledztwa? Kolejne lata do wyroku.

– Nie brałam w tym udziału – podkreśliłam, cedząc wyraźnie każde słowo.

– W twoim idealnym liście referencyjnym nie zostało podkreślone, że zaliczasz się do takiego samego grona kryminalistów co oni? – zaśmiał się gorzko, kręcąc przy tym głową. – Zabawne. Przemytniczka narkotyków w prawniczym świecie.

– Obowiązuje cię tajemnica prokuratorska – postawiłam się mu. – Wszystko, co powiedziałam, musi zostać między nami.

– Nie bądź naiwna... – Oblizał usta z kpiącym uśmieszkiem, stawiając śmiało krok w moim kierunku. – Nie zabieraj się za coś, o czym nie masz pojęcia. Osoba, która chroni przestępcę lub wspiera przestępstwo, nie może być objęta zasadą poufności – kontynuował, lustrując mnie spojrzeniem. – A ty ukrywałaś fakty, w dodatku celowo.

Stałam tak w milczeniu, nie wiedząc właściwie, co miałabym mu na to odpowiedzieć.

– Nawet nie wiesz, ile mnie to kosztowało – odparłam, cofając się o krok.

Poczułam się zaatakowana brzmieniem jego słów. Ledwo co zdążyłam otoczyć się murami obronnymi, a on z bezczelną łatwością zburzył je niczym domek z kart.

– Jesteś egoistką. – Jego ciało emanowało gniewem, a surowość gniotła mnie w swojej pięści. – I doskonale o tym wiesz.

– Jason...

– Nie waż się tak do mnie mówić – warknął chłodno, powstrzymując się w ostatniej chwili, by nie złapać mnie za szczękę. – Nigdy więcej nie wypowiadaj mojego imienia. Ten przywilej już do ciebie nie należy.

Mój żołądek wywrócił się na drugą stronę, kiedy zderzyłam się z jego niebezpieczną aurą.

– Nie zajmuj mojego czasu. – Lekceważąco przesunął po mnie oczami, zanim skinął głową w stronę wyjścia. – A teraz wyjdź.

Nie czekając na powrót Vanessy, po prostu się odwrócił i ruszył w stronę gabinetu.

Nie. Nie możesz tego zrobić. On tego chce.

– Nie zrezygnuję – odpowiedziałam, nieco zaskoczona odwagą we własnym głosie.

Ta wiadomość zatrzymała go w półkroku. Odwrócił się bardzo powoli, jakby nie do końca zrozumiał to, co usłyszał.

– Słucham?

– Jeśli przeszłość nie ma dla ciebie znaczenia, to w czym jest problem? – Poruszyłam ramionami, zanim skrzyżowałam je pod piersiami. – To tylko pół roku.

Zmrużył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Nie chcę cię tutaj – podkreślił, machając palcem w powietrzu.

– Zaufaj mi, że lepiej ci będzie ze mną tutaj niż po drugiej stronie barykady, gdy spotkamy się w sądzie – wypaliłam, zadzierając dumnie brodę.

– Naprawdę myślisz, że możesz mieć ze mną jakiekolwiek szanse? – Chłód jego spojrzenia oblewał mnie niczym zimny deszcz. – Rozgonię twoje wątpliwości... – wychrypiał nisko, pokonując kolejny krok. Koniuszkiem języka nakreślił brzeg górnej wargi, po czym wygiął kącik ust w aroganckim uśmieszku. – Nie wygrasz ze mną.

– Jeszcze byś się zdziwił – fuknęłam, mierząc go wzrokiem.

– Nawet nie wiesz, na co się skazujesz, przychodząc tutaj – odpalił z błyskiem w oku. – Myślisz, że pozwolę ci paradować tu jak pieprzonemu ratlerkowi na wybiegu? – Zmarszczył brwi. – Nie rób sobie nadziei, że to będą dla ciebie wakacje.

Dreszcz przebiegł mi po plecach. Będę musiała być przy nim czujniejsza. Nie mogłam jednak tak łatwo odpuścić i pozwolić, by poczuł satysfakcję.

– Odkąd nie jestem uległa... – sapnęłam.

– Zamilcz – przerwał mi chłodno.

Wyglądał na nieco mniej stanowczego, jak gdyby nie on stał za karabinem, tylko przed nim. Wyłącznie to sprawiło, że znów poczułam się silna.

– Nie masz tu żadnego pola manewru – zaczęłam, stawiając pewny krok ku niemu, i przeniosłam ciężar ciała na jedną stronę. – I może to sprawia, że czujesz złość – wymruczałam i liznęłam górną wargę. – Wiesz, że nie możesz z tym nic zrobić. Możesz używać słów, podnosić głos, używać siły perswazji, bo w tym jesteś niezwykle dobry... – Powiodłam spojrzeniem od jego pasa aż do ciemnych oczu, a następnie przechyliłam głowę. – Ale to tyle. Nie możesz mnie ukarać. Uciszyć. Związać. Skuć. Przełożyć przez kolano czy...

– Isabello... – próbował warknąć.

– Panno Walker – poprawiłam go, choć przeciwstawienie się mu było wyjątkowo trudne. – Nie jestem już tą naiwną dziewczyną, którą poznałeś kilka lat temu. Traktuj mnie poważnie, Hogan – odparowałam z poczuciem wyższości. – Owszem, popełniłam błąd. Owszem, pozwoliłam sobie na zbyt wiele, nie byłam fair wobec ciebie. Nie wiem, jak bardzo uprzykrzyłam ci życie, jednak wiedz jedno: spotkanie cię wiele mnie kosztowało, podobnie jak to, co zrobiłam parę lat wstecz.

Zwęził sceptycznie oczy. Zerknął na coś, co było za mną, a ja nawet nie drgnęłam. Wreszcie poruszył szczęką, przejechał językiem po wewnętrznej partii ust i kliknął koniuszkiem o podniebienie.

– Chcesz być traktowana poważnie? – Na wargi wkradł mu się wyzywający uśmieszek, a jego oddech musnął mi skórę twarzy. – Dobrze. Będziesz tak traktowana. – Serce zabiło mi szybciej, gdy jedynym dystansem, który nas dzielił, stało się pół kafelka między nami. – Jedź do archiwum, prześledź akta od dwutysięcznego roku, zdobądź informacje o morderstwach dokonanych na kobietach w stanie Kalifornia i znajdź im wspólne modus operandi . Chcę znać każdy podobny przypadek i ewentualne odchyłki od sztywnego działania.

Ucieszyłam się na to zadanie, choć wydawało się brzmieć jak katorga.

– Bez problemu. – Wzruszyłam ramieniem, posyłając mu przy tym pewny siebie uśmiech. – Do kiedy mam czas?

– Do piątku – mruknął z podobnym grymasem, zanim zwrócił się w stronę swojej jaskini.

Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem.

– Przecież jest środa!

– Ojej. – Wydął wargę z udawanym współczuciem. – Witam w dorosłym życiu, panno poważna.

– To nie w porządku! – pisnęłam.

– I co zrobisz, pożalisz się tatusiowi? – zakpił, kręcąc przy tym głową. – Jeśli tego nie zrobisz, nie podpiszę kontraktu.

– To zajmie mi całe wieki!

– Poważna sprawa, panno Walker – prychnął, kiedy pchnął drzwi do gabinetu. – Chce pani wnieść pozew?

– Dupek – syknęłam, odwracając się na pięcie.

Vanessa patrzyła na mnie z rozchylonymi ustami. Zsunęła oprawki z nosa i zamrugała nieco oniemiała.

– Czy ty... – Wskazywała palcem ode mnie do królestwa Hogana. – Czy ty się z nim kłóciłaś?

Tak, bo to, że kilka lat temu zawitał w mojej waginie, nie znaczy, że może traktować mnie jak bezużytecznego manekina.

– Słyszałaś, co mi powiedział? – jęknęłam, przykładając dłoń do czoła. – W półtora dnia mam ogarnąć wszystkie akta z archiwum od dwutysięcznego roku!

– Masz szczęście, że istnieje rejestr elektroniczny – zagwizdała, trzymając między palcami filiżankę z kawą dla pana gbura. – Wystarczy szukać po frazach. Wyskoczą ci odpowiednie sygnatury. Większość akt jest wpisana do systemu, choć zdarzają się wyjątki, których musisz szukać sama.

– Jak mnie tam wpuszczą bez żadnego pozwolenia?

Asystentka wygięła wargę w zamyśleniu, zanim sięgnęła po gotowy druk. Postawiła pieczątkę, złożyła parafkę i wysunęła dokument w moją stronę.

– Powołaj się na niego. – Kiwnęła głową w stronę potężnych drzwi. – Hoganowi nikt nie odmawia.

Więc to jest to. Ta kartka to moje być albo nie być w prokuraturze.

Tak... te pół roku z pewnością będzie należało do niezapomnianych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #korepetytor