Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

Jason

Srogi powiew wiatru zadał mi otrzeźwiającego plaskacza w pysk, gdy wysiadłem z terenowego mercedesa. Trzasnąłem drzwiami, wcisnąłem przycisk na pilocie, a dłonie wsunąłem do kieszeni wełnianego płaszcza w odcieniu kości słoniowej.

    Końcówka jesieni nie zapowiadała się zbyt optymistycznie, a grząskie błoto jedynie utwierdzało mnie w przekonaniu, że ktokolwiek popełnił zbrodnię, był masochistą w rzeczy samej.

Switzer Falls, zalesiony kanion położony między górami Verdugo i San Gabriel. Dostanie się tutaj o siódmej rano z samego centrum było niemal tak samo łatwe, jak wysuszenie oceanu za pomocą wacika. Dźwięk szemrzącego strumienia niósł się gdzieś w oddali przy akompaniamencie pogwizdujących mu drzew. Wrony przecięły mgliste niebo swoimi atramentowymi skrzydłami, lecąc nisko nad ziemią.

    Zostałem wezwany na oględziny zwłok, na co czekali już biegli i zespół gliniarzy. Jeden z nich, Shaw Quinn, czekał na mnie oparty o spróchniałą ławkę. Trzymał papierosa między palcami, a na mój widok zaciągnął się po raz ostatni i rzucił go wprost pod swoje nogi. Wbił niedopałek ubłoconą podeszwą w ziemię, po czym wypuścił chmarę dymu.

    – Będzie mandacik. – Potrząsnąłem głową z nutą żartobliwej pogardy w głosie.

    – Dorzuć to do mojej listy niegrzecznych uczynków dla świętego Mikołaja – zadrwił równie kpiącym tonem, zanim wyciągnął kościstą łapę w moją stronę. – Dobrze, że jesteś, Hogan. – Kiwnął głową w stronę szlaku prowadzącego do kanionu. – Jest robota. Załatwiłem nam przepustki, mogliśmy zaparkować tak blisko, jak tylko się dało, by chłopaki nie miały problemu z załatwieniem sprzętu. Tylko uważaj, bo na górze łatwo o poślizg.

    – Co tym razem? – Para wypadła mi z ust, gdy dorównałem mu kroku.

    Szlak Gabrielino prowadził do krzyżówki strumieni, a później odbiliśmy w lewo.

    – Katarina Aslanov, Rosjanka od roku zamieszkująca na Cypress Hill. Studentka Uniwersytetu Kalifornijskiego, dwadzieścia cztery lata, nienotowana, niewiele o niej wiadomo. Wysłałem naszych, by powęszyli nieco wśród sąsiadów i studentów – podawał mi wszystkie fakty na tacy. – Sprawca brutalnie ją pobił i zgwałcił. Ślady na szyi denatki wskazują na uduszenie. Gość uciął jej piersi i poharatał ostrym narzędziem jej krocze – mruknął, a jego twarz wykrzywił gniew i coś na rodzaj obrzydzenia. – Co do piersi... tam też wsadził penisa.

    Obrzuciłem go badawczym spojrzeniem w chwili, w której przycisnąłem dłoń do zbocza góry.

    – Czekaj, kurwa, co? – Próbowałem zrozumieć to, co właśnie powiedział. – Wsadził chuja w miejsce po uciętej piersi?

    – Dosłownie. Wydrążył sobie tunel i wiesz... – Ugryzł się we wnętrze policzka, a usta wygiął w grymasie. – Co gorsza, zrobił to w gumie.

    – Pierdolony dżentelmen. – Skręciło mnie w żołądku na samą myśl. – Czyli żadnego nasienia?

    – Na pierwszy rzut oka nie. – Zaprzeczył niepewnym ruchem głowy. – Ale chłopcy powiedzą ci więcej na miejscu.

    – Kto ją znalazł? – mruknąłem, zerkając na niego spode łba, kiedy byliśmy na ostatniej prostej.

    – Tutejszy biegacz, a właściwie to jego pies. – Wskazał ręką w stronę zahukanego faceta, który zapewne składał zeznania dwóm policjantom.

Był wysoki, chudy, ubrany w przeciwdeszczową kurtkę i czarne dresy. Co jakiś czas nerwowym ruchem przenosił ciężar z jednej szczudłowatej nogi na drugą. Owczarek niemiecki z wywieszonym jęzorem zerkał to na właściciela, to w stronę ogrodzonego taśmami miejsca zbrodni.

– Widział kogoś podejrzanego? – Zabrałem rękę z kieszeni, by przeczesać nią włosy.

– To dość często odwiedzany szlak, Hogan. – Mówiąc to, wyjął papierosa z paczki, po czym mi ją podsunął. Odmówiłem. – Niezależnie od pory roku, każdego dnia kręcą się tutaj setki osób takich jak on. – Wskazał brodą w stronę psiarza, a następnie zapalił szluga przy pomocy zapalniczki i zaciągnął się nikotyną. – Wiesz... – Wydmuchał dym, oblizując przy tym spierzchnięte wargi. – Jogging, rodzinne spacerki, wyprowadzanie piesków, selfiaczek na insta, taka sytuacja.

– Czyli to mógł być każdy. – Zassałem dolną wargę, zanim puściłem ją wolno.

– No nie każdy – wtrącił z przerwą na puszczenie chmury z ust. – Tylko facet z jakimś dwunastocentymetrowym fiutem. – Czuł się w obowiązku poprawienia mnie.

– To już jakiś trop – prychnąłem, klepiąc go po ramieniu. – Wniosę nakaz o spuszczenie gaci wszystkim kolesiom w Kalifornii, by znaleźć dwunastocentymetrową pałę, która lubi taplać się w wyciętej piersi.

– Prokurator nasz pan. – Wybuchł śmiechem, udając, że mi się kłania.

Potrząsnąłem głową, a sekundę później przybrałem najbardziej poważny wyraz twarzy, na jaki było mnie stać.

– Czy miejsce odnalezienia ciała jest tożsame z miejscem, gdzie nastąpił zgon? – zwróciłem się do policjantki, która podała mi parę lateksowych rękawiczek.

– Wszystko na to wskazuje – wymamrotała, wodząc oczami po okolicy. – Żadnych śladów, które świadczyłyby o tym, żeby ofiara czy jej zwłoki były przeniesione z innego miejsca.

Lateks zaskrzypiał mi na palcach, gdy naciągnąłem rękawiczkę aż po nadgarstki. Nachyliłem się, by przejść pod żółtą taśmą barykadującą z napisem „Nie przekraczać". Grupa techników ostrożnie poruszała się przy ciele denatki. Działali niczym zaprogramowane androidy, a każdy realizował swoje zadania: jeden zbierał nośniki śladów biologicznych, inny zabezpieczał mechanoskopijne fragmenty uszkodzonego ubrania, a jeszcze inny cykał zdjęcia przy użyciu miarki centymetrowej.

– Długo wam to zajmie?

– Kończymy – skwitował fotograf, nawet nie odrywając oczu od kadru, w którym uwieczniał dokumentację.

Poświęciłem ten czas na rozejrzeniu się dookoła. Quinn wspominał, że to miejsce zazwyczaj roiło się od ludzi. Przekręciłem nadgarstek, by odsłonić zegarek i sprawdzić czas. Za piętnaście ósma. Nie byłem fanem joggingu, ale sądząc po porze, w tej chwili powinno zbierać się tu coraz więcej fanatyków przebieżek.

Idąc przy samej krawędzi taśmy, zbliżyłem się do krańca wzgórza, z którego spływał mały wodospad otoczony skalistym piargiem. Wygrywał dekadenckie nuty; sprawiał, że wszystko wokół traciło na znaczeniu tylko po to, by wysłuchać tego, co miał do powiedzenia w wodnych, kaskadowych strunach. U stóp kanionu leżały powalone przez wiatr drzewa, a mech rozrastał się u ich podnóży, przypominając pnącza wodorostów. Poza tym to ciąg potężnych drzew, który wydawał się nie mieć końca.

Zamknąłem oczy. Wypuściłem powietrze z ust, by wciągnąć potężną porcję tlenu z otoczenia. Pomimo sceny rozgrywającej się za moimi plecami poczułem się błogo i bezpiecznie.

– To raj dla astmatyków – wykrztusił Shaw zza mojego ramienia, zanim jego głos rozpadł się w przeciągłym kaszlu. – Pooddychaj sobie, póki możesz. W betonowym mieście tego nie ma.

– Dziewczyna musiała krzyczeć, gdy ją napadł. Skały odbijają echo, to miejsce jest jak opera, ktoś musiał ją słyszeć – wywnioskowałem, ignorując przytyki Quinna.

– Dobry wniosek, jednak nie tym razem. – Przekazał mi zafoliowany identyfikator. – Należała do Międzynarodowego Stowarzyszenia Komunikacji Wspomagającej i Alternatywnej. Znaleziono też przy niej zaświadczenie o niepełnosprawności.

– Czyli była niema – wychrypiałem do siebie, a kciukiem przesunąłem po legitymacji. – A kamery? Parking, leśniczy, nie wiem, jakiś bloger z telefonem? Coś musi przecież być. Mówiłeś, że to popularny szlak.

– Tak, ale ten wzdłuż wąwozu rzeki, który prowadzi do niższych wodospadów. – Wskazał palcem na południowy wchód. – Normalnie, żeby tutaj dojść, trzeba iść w górę rzeki, gdzie nie ma szlaku, czyli od tych niższych wodospadów, w górę strumienia, przez przejście po wąskiej grani.

– W którym to miejscu?

– Tam. – Skierował palec w prawą stronę, gdzie znajdował się stromy grzbiet górski.

Podążyłem za wskazówką Shawa. Buty miałem pokryte błotnistą mazią, a stąpnięcie nimi na wilgotne skały nie zapowiadało niczego optymistycznego. Z kroplą rozsądku rozstawiłem palce na kamieniu, wczepiając w niego opuszki. Ścieżka obejmowała wiele stromych zakrętów bez zabezpieczającego pasa.

Zaschnięte błoto ozdabiało trasę, po której się poruszałem. Wysunąłem komórkę z kieszeni, by zrobić kilka zdjęć. Przechylając głowę w kierunku niższych wodospadów, pozwoliłem oczom wędrować po okolicy. Betonowy słup miał przy metalowym upięciu pozostałości po grubej linie jutowej. Po drugiej stronie dostrzegłem, jak z podobnego słupa rozwija się wanta, spływająca w dół kanionu. Ktoś musiał ją odciąć, by uniemożliwić lub zniechęcić do przejścia.

Po zebraniu wystarczającej ilości materiału ostrożnie wróciłem na bezpieczny teren.

– Ktoś przeciął linę, która wyznaczała barierę do przejścia na drugą stronę – przemówiłem, udostępniając zdjęcia przez AirDrop na telefon Quinna. – Zerknij na to.

– Nieźle – mruknął z trzecim już papierosem w ustach. – Jak przeszedł na drugą stronę?

– Musiał naciąć ją na lewym brzegu, a gdy znalazł się na prawym, mocniej za nią szarpnął. – Poruszyłem ramionami, a następnie schowałem telefon do kieszeni płaszcza.

– Dobre. – Wypuścił dym z ust. – Chłopaki, zajmijcie się tym – rzucił do grupy policjantów.

– Skończyliśmy – oznajmił technik, zachęcając mnie do podejścia prostym ruchem głowy.

Schyliłem się, by przejść pod taśmą i zmniejszyć dystans prowadzący do denatki. Mężczyzna przykucnął po jej prawej, a ja po lewej stronie. Przesunąłem spojrzeniem po długich, gęstych włosach, roztrzepanych w każdą stronę świata. Zielone oczy stały się matowe, a zwiotczałe gałki zapadły się do oczodołów. Podkreślone kości policzkowe, pełne, zsiniałe wargi, wysunięty podbródek, spiczasty nosek. Ostrożnym ruchem palców opuściłem powieki, by pozwolić jej zasnąć.

Choć technicy z grubsza oczyścili jej twarz z błota, gdzieniegdzie wciąż były jego nieliczne znamiona. Wyglądała jak bajkowa księżniczka, choć wygrzebana z ziemi.

– Piękna – szept sam wypadł mi z ust.

– Ma koleś gust, to trzeba mu przyznać – burknął Quinn bez humoru.

Skóra była sinoczerwona, wpadająca w odcienie fioletu. Krew z upływem czasu spłynęła do najniżej położonych części ciała. Na szyi miała pergaminową, wyschniętą linię otarcia naskórka. To przejaw zagardlenia. Przesunąłem palcami po jej krtani. Miała złamaną chrząstkę, ale bez podbiegnięcia krwią. Ta zaś odznaczała się w przydance tętnic szyjnych.

Spuszczając wzrok niżej, poczułem nagłą suchość w ustach. Rozerwany materiał kombinezonu do biegania odsłaniał nagi korpus. Quinn nie przesadzał, gdy wspominał o odciętych piersiach i wyżłobionej dziurze w prawej części. Niezły spierdoleniec.

Owinąłem rękę wokół odsłoniętego nadgarstka kobiety i podniosłem jej dłoń. Wywarłem nacisk na mięsień, a następnie zwolniłem, oceniając spojrzeniem pojawiające się zblednięcie, które flegmatycznie wypełniało się krwią.

– Trzy godziny? – Zerknąłem pytająco na mężczyznę.

– Myślę, że coś koło czterech. – Złapał za drugą rękę i poruszył palcami zmarłej. – Nagromadzony wapń doprowadził do stężenia pośmiertnego. – Mówiąc to, ostrożnie poruszył przegubem kobiety. – Sztywność mięśni następuje po mniej więcej tylu godzinach.

Powtórzyłem jego ruch, przy czym skupiłem spojrzenie na paznokciach kobiety. Środkowy i serdeczny były pozbawione płytek, a reszta pokryta była sztucznymi tipsami, pod którymi zalegało błoto.

– Musiała walczyć – zauważył, po czym złapał za palec wskazujący u drugiej dłoni. – W tym ma złamane paliczki środkowe, a u twojej lewej kość śródręczną małego palca.

– I to jak... – mruknąłem, marszcząc przy tym czoło. – Sprawdziłeś jej plecy?

– Tym zajmie się patolog, chłopcy zaraz zapakują ją do worka.

– Macie już zebrany cały materiał? – Nie odrywałem wzroku od twarzy szatyna.

– Tak, zabezpieczyliśmy wszystko, co się dało. – Pokiwał lakonicznie głową.

– W takim razie obróć ją na brzuch – wydałem polecenie. – Coś jest nie tak z tymi plamami.

– Ślady wydrążone przez jej paznokcie znajdują się w obrębie ciała – stwierdził, podnosząc się z klęczek. – Myślisz, że by ją przeniósł?

– Myślę, że ułożył jej zwłoki – odparłem, wskazując na nierównomierny koloryt skóry na łydkach kobiety. – Krew odpływa względem kierunku grawitacji, tego nie powinienem cię uczyć. Jest po obu stronach, więc jej nie udusił, tylko powiesił, a później położył w tym miejscu. – Ostrożnie obróciłem ciało z opóźnioną pomocą technika.

Bruzda łączyła się z przednią częścią za małżowinami denatki, znikając w owłosionej części potylicy.

– Kurwa mać... – chlapnął, zanim przełknął głośno ślinę. Szczęka niemal mu opadła. – Zebraliśmy już cały materiał i...

– Znalazłem linę – wtrąciłem, kiwając głową w stronę stromego zbocza góry. – Tą, która pozwalała przejść tutaj z dolnej części kanionu. Zerwał jutę, przywiązał ją do szyi dziewczyny, powiesił ją, później przeniósł jej ciało tutaj i dokonał reszty – wydedukowałem możliwy scenariusz. – Tam próbowała się bronić, stąd zerwane paznokcie, dlatego nie znaleziono ich w obrębie ciała. Używał jej dłoni jak kukiełki i upozorował wszystko tak, jakby wyglądało, że całość rozegrała się tutaj – dodałem, a następnie podniosłem się z klęczek. – Ułożenie ciała nie pokłada się z układem plam opadowych. Zatem zgwałcił ją, gdy leżała na brzuchu, a później zajął się przodem, więc obrócił ją na plecy.

Technik jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w martwą Rosjankę. Potrząsnął głową, po czym wypuścił zirytowany świst powietrza. Niemal zerwał rękawiczki z dłoni, by wściekłym ruchem rzucić je na ziemię.

– Pierdolony kutas – wypluł te słowa z odrazą, jakby wadziły mu na języku. – Zrobił to specjalnie, wiedząc, że zmarnujemy czas.

– Zabezpieczcie zbocze – zwróciłem się do chłopaków, zanim sam pozbyłem się lateksowego materiału z rąk. – Trzeba zebrać dodatkowy materiał. Może tam zostawił jakiś ślad biologiczny.

– Zapowiada się na deszcz – jęknął młody policjant.

Przesunąłem językiem po wnętrzu ust, a zaraz po tym zerknąłem na niego z rozbawieniem.

– Tak? – Zachmurzyłem się lekko, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza. – No to zapierdalaj, póki nie taplasz się w błocie, moja śliczna pogodynko.

Shaw palił już czwartego papierosa, kiedy pokonywałem drogę w dół stromej grani. Stał oparty plecami o range rovera, który był zaparkowany obok mojego mercedesa. Na mój widok wyszczerzył zęby w zadowolonym uśmieszku.

– Zdolna z ciebie bestia, Hogan – stwierdził wyniosłym, zabarwionym rozbawieniem tonem.

– Co powiedział ten biegacz? – Kiwnąłem głową w stronę wzgórza.

– Że przychodzi tutaj codziennie, że przygotowuje się z psem na jakieś zawody, coś tam pierdolił o tym, że nie będzie mógł spać w nocy – zarechotał, spluwając ślinę pod własne stopy.

– Kojarzył tę dziewczynę?

– Twierdzi, że widział ją z dwa czy trzy razy na szlaku, ale zawsze, gdy zaczynał trening, to ona z niego wracała. Ostatni raz widział ją żywą dwa dni temu, chwilę przed siódmą. Zapamiętał ją tylko dlatego, że witała się z jego owczarkiem.

– Skoro lina była zerwana, jak tam wszedł i znalazł ciało? – Ciekawość uniosła mi brwi.

– Psiak podobno zobaczył coś w krzakach i zerwał mu się ze smyczy. Facet trenuje wspinaczkę, więc przejście takiego stromego dystansu nie sprawiło mu większego problemu. – W końcu wyrzucił papierosa i przydeptał go podeszwą. – Jak dotarł na miejsce, to zobaczył, jak jego pupil obwąchiwał ciało denatki. To on powiadomił służby.

– Ktoś może to potwierdzić?

– Jego smartwatch połączony jest z aplikacją, która śledzi trasę, jaką pokonał. Chłopaki już to sprawdziły, mówi prawdę – mruknął. Zamaszystym ruchem przeczesał palcami ciemne włosy.

– Dziewczyna też miała przy sobie jakąś elektronikę?

– Nic poza pulsometrem, wiesz, takim dla biegaczy – nakreślał, gestykulując przy tym dłońmi. – On pozwoli nam zbadać dokładniejszy czas zgonu.

– Prześlij mi protokół z tego zdarzenia i z przesłuchania – zaleciłem. Wcisnąłem przycisk na pilocie i pociągnąłem za klamkę samochodu. – Zbadam, czy na przestrzeni lat miało miejsce podobne zdarzenie w Kalifornii. Muszę uruchomić archiwum.

– Myślisz, że to seryjniak ? – Z jakiegoś powodu usłyszałem zaskoczenie w jego głosie.

– Za mało śladów jak na świeżaka, ale za dużo chaotyczności jak na profesjonalistę. – Rozparłem poły płaszcza, po czym wygładziłem palcami czarny sweter. – Nie wygląda to na zabójstwo w afekcie ani coś przypadkowego.

– Zemsta? – Rzucił mi pytające spojrzenie.

– Po co miałby odcinać piersi?

– A chuj wie, Hogan – prychnął, kręcąc przy tym głową. – Dzisiejsze dzieciaki są popieprzone. Może nie chciała pokazać mu cycków, więc stwierdził, że je sobie weźmie? – Ostentacyjnie wyrzucił do góry ręce, zanim wybuchł gromkim śmiechem. – Przyjrzymy się społeczności, w której się otaczała. Może ktoś będzie wiedział, czy miała z kimś kosę lub jakiegoś alvaro.

– Powiadom mnie, gdy coś będziesz wiedział. – Po tych słowach usiadłem za kierownicą.

***

Przed wstąpieniem do biura wróciłem do apartamentowca. Pod gorącym strumieniem wody lejącej się z prysznica zmyłem z siebie zapach wilgoci i trupa. Założyłem czarną koszulę, którą wcisnąłem w ciemne spodnie i przepasałem je grubym, skórzanym pasem.

    – ...ofiara to dwudziestoczteroletnia studentka Uniwersytetu Kalifornijskiego. Policjanci z departamentu policji Los Angeles poinformowali, że została ona odnaleziona w Switzer Falls w porannych godzinach przez przechodnia. Była osobą niemą, aktywną i działaczką na rzecz osób niepełnosprawnych. Śledczy przeprowadzili oględziny ciała, mieszkania oraz teren, gdzie odnaleziono zwłoki kobiety. Sprawca jednak nie jest znany, choć uważa się, że ze względu na sposób, w jaki dokonał swojej zbrodni, jest to mężczyzna. Jakie pobudki nim kierowały? Czy coś łączyło go z ofiarą? Zemsta? Pojedynczy przypadek? Czy kobiety w Los Angeles mają powody do obaw? Na te pytania odpowie nam rzecznik departamentu poli... – Głos reportera uciął się w momencie, w którym wyłączyłem telewizor.

    Odgłos wylakierowanych butów odbijał się od marmurowej podłogi, gdy zmierzałem do windy.

    – Panie Hogan, czy do obiadu przygotować...

    – Mam za dużo pracy, Stello – przerwałem kobiecie, kiedy wkroczyłem do środka. – Zjem na mieście. Zrób sobie wolne – dodałem, wciskając przycisk podziemnego garażu.

    W chwili, w której drzwi się zamykały, dostrzegłem przygnębiony wyraz twarzy Stelli. Od czasu, gdy Chantel wróciła na odwyk, biznes spoczął na moich barkach, a moje dobre imię zostało nieco zszargane po procesie dotyczącym studenckiego gangu narkotykowego, w pełni poświęciłem się pracy na rzecz wymiaru sprawiedliwości.

    Nigdy nie przegrałem żadnej sprawy. Nigdy też nie było sytuacji, w której rozprawa zostałaby zawieszona z mojego wniosku. W Kalifornii czas od aresztowania do wniesienia oskarżenia wynosi czterdzieści osiem godzin. Jeżeli sędzia uzna, że istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, a podejrzany przyznaje się do winy, to rozprawa wstępna musi odbyć się w ciągu dziesięciu dni od daty wniesienia oskarżenia.

    Zostałem zmuszony do odmówienia wniesienia zarzutów i zawieszenia rozprawy. Wypełniłem formularz odmowy, wyjaśniając powody, dla których sprawa nie została wniesiona, tłumacząc się działaniami następczymi w celu wniesienia zarzutów w przyszłym czasie. Został on przekazany organom ścigania, a jego kopia wciąż śmiała mi się w twarz.

    Moje cholerne nazwisko widniało na dokumencie, którym najchętniej podtarłbym sobie dupę.

    Po tym, jak dotarłem pod budynek prokuratury, wysiadłem z samochodu z kamiennym wyrazem twarzy. Reporterzy w ułamku sekundy zaprzestali prowadzenie wywiadu z rzecznikiem i rzucili się w moją stronę niczym dzikie, wygłodniałe gepardy.

    – Czy prokuratura wie już, jakie zarzuty postawi mordercy?

    – Czy to prawda, że w chwili popełnienia morderstwa ofiara była w ciąży?

    – Jakie środki podjęli śledczy, by znaleźć sprawcę? Czy w ogóle istnieje realna szansa, by dowiedzieć się, kto stoi za tą okropną zbrodnią?

    Nie zwalniając kroku, oblężony grupą reporterów, ruszyłem schodami na górę i rzuciłem krótkie spojrzenie na zegarek. Piętnaście po dziesiątej, w sam raz na mocną kawę. Zniknąłem dziennikarzom z oczu za rzeźbionymi, mahoniowymi drzwiami.

    Vanessa błysnęła zębami w uśmiechu, pospiesznie truchtając w moją stronę na szczudłowatych nogach.

    – Reporterzy dobijają się do nas drzwiami i oknami, telefony dosłownie się urywają. – Próbowała dotrzymać mi kroku w drodze do gabinetu.

    – Żadnych wywiadów, Ness.

    – Proszą chociaż o komentarz!

    Zatrzymałem się, by w kolejnej chwili ostrożnie zwrócić się w stronę ciemnowłosej. Podekscytowany wyraz jej twarzy w sekundę został zastąpiony posępną miną.

    – Komentarz jest taki: żadnych wywiadów – odparłem z naciskiem na ostatnie słowa.

    – Ale...

    – Znaleziono martwą kobietę, na dodatek w stanie, w którym nikt nie chciałby znaleźć swojej siostry, matki, córki, żony, absolutnie nikogo. – Mój głos był surowy. Wziąłem głęboki wdech, by rozproszyć rozbiegane myśli. – Sprawa jest naprawdę poważna, a po sposobie, w jakim dokonano morderstwa, wiem, że gość tylko na to czeka: na rozgłos. Więc nie – przerwałem, ani na moment nie odrywając spojrzenia od jej zielonych oczu. – Nie dostanie go. A już na pewno nie ode mnie.

    Zacisnęła wargi w wąską linię, opuściła nieśmiało wzrok niczym skarcony dzieciak, po czym bąknęła:

    – Oczywiście, proszę pana.

    O nie, znów na nią krzyczysz. Wciągnąłem powietrze przez nozdrza, by za moment wypuścić je na jednym wydechu.

    – Vanesso... – Dotknąłem jej ramienia, tym samym zmuszając ją do podniesienia wzroku. – Robisz świetną robotę. Proszę, nie dawaj im tego, czego chcą. Poza tym... – Otworzyłem drzwi do gabinetu, pokonując krok do jego wnętrza. – Dużo lepiej wyglądam z aresztowanym podejrzanym niż sam. – Mrugnąłem do niej dla rozluźnienia atmosfery.

    Brunetka wypuściła cichy chichot. Już sekundę później spoważniała.

    – Przepraszam, po prostu sama jestem tym podekscytowana. – Przeczesała włosy palcami, a usta liznęła koniuszkiem języka. – Czy to naprawdę może być seryjniak?

    – Ness... – Potrząsnąłem litościwie głową. – Nie dobijaj mnie.

    – Czuję dreszcz ekscytacji, kiedy myślę o tym, że może nam się teraz przyglądać – wyszeptała, nachylając się w moją stronę. – Widzi pan to? – Przesunęła wypolerowanym paznokciem po skórze na ramieniu. – Aż dostałam gęsiej skórki.

    – Podnieca cię myśl, że możesz być jego potencjalną ofiarą? – prychnąłem z nutą rozbawienia.

    Obserwowała mnie spod półprzymkniętych powiek.

    – A jestem? – Podtrzymywała cichy ton. – O rany. Tak. Chyba tak. Ta nuta adrenaliny rzeczywiście mnie pobudza.

    – Vanesso...

    – Nie powinnam mówić takich rzeczy własnemu szefowi, prawda? – Skrzywiła się, stawiając krok w tył.

    – Zdecydowanie.

    Uniosła dłonie w geście obrony, a następnie wygładziła materiał szarej sukienki.

    – Kawy? – Wygięła brew.

    – Koniecznie. Czy mogłabyś dostarczyć mi ją do gabinetu wraz z dokumentami od Foresta? – Mówiąc to, wskazałem kciukiem na pomieszczenie.

    – Oczywiście, panie Hogan!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #korepetytor