Rozdział 9
Joy chętnie wróciła do domu po męczącym przesłuchaniu. Clay wysłał informację na służbowego maila, że osoby, które zostały już przesłuchane mogą iść do domu. Brunetka zdała obszerną relację z przesłuchania Wolfie'emu, który ciągle czekał na swoją kolej. Przyjaciółki nie zastała w firmie. Podobno już wyszła. Mogła na nią poczekać, ale nie miała jej tego za złe. Może się gdzieś spieszyła albo z kimś się umówiła? Myśląc o kimś, oczywiście miała na myśli Jace'a. W każdym razie nie musiały być nierozłączne. Właściwie i tak spędzały razem całkiem sporo czasu.
Ostatecznie przesłuchanie przebiegło chyba całkiem dobrze. Przybrało dość nieoczekiwany obrót, ponieważ nie spodziewała się tak szybkiego przyjścia na "ty" z policjantką. W zasadzie w ogóle nie spodziewała się przejścia na "ty" z policjantką. Czy to było standardowe zachowanie policjantów czy sama trafiła na tak osobliwy przypadek? Skłaniała się ku tej drugiej możliwości.
Czy czuła wyrzuty sumienia? Dobre pytanie. W zasadzie to nie. Mimo wszystko, uważała, że zrobiła właściwie, chociaż może mogły jednak wspomnieć z Mac o konkretnym miejscu dorabiania sobie Lisy? Teraz i tak było już stanowczo za późno na tego rodzaju myślenie. Stało się, a czasu nie dało się cofnąć. Jednego była pewna: kolejny raz rozmawiać z policją nie zamierzała. To było dziwne i wyjątkowo stresujące doświadczenie.
Cały czas zastanawiała się po co były te ostatnie pytania dotyczące, w co ciągle nie mogła uwierzyć, zwierząt. Psy, koty, ptaki i ryby? Co to miało wspólnego z morderstwem i Lisą? Ona nie miała żadnych zwierząt, prawda? Złośliwym trafem nie potrafiła wyrzucić tego wątku z głowy, zupełnie jakby zakorzenił się na dobre w jej myślach i nie sposób było się go pozbyć.
Brunetka postanowiła zadzwonić do Mac i zapytać jak u niej przebiegło przesłuchanie. Dopiero teraz tknęła ją myśl, która wcześniej nawet nie przyszła jej do głowy. A jeśli coś poszło nie tak? Może została aresztowana? Zatrzymana na dwadzieścia cztery godziny? To możliwe? W niektórych dziedzinach jej zasób wiedzy był wyjątkowo niewielki.
Joy wybrała numer przyjaciółka i czekała w napięciu aż ta odbierze. Stało się to dopiero za trzecim razem. To że odbierała znaczyło, iż nie siedziała w areszcie, czekając na adwokata, jak to pokazywali w filmach, no nie?
- Jak dobrze, że odbierasz. W końcu. Dlaczego nie poczekałaś na mnie po przesłuchaniu?- zapytała Clarke z pretensjami w głosie. Tak, była świadoma, że jeszcze chwilę temu myślała coś zupełnie przeciwnego, ale w tym momencie do głosu doszedł nagromadzony stres i napięcie.
- Wyluzuj, byłam w toalecie. Przepraszam, że nie noszę ze sobą telefonu nawet tam- odparła przyjaciółka. Joy mogłaby przysiąc, że tamta przewróciła oczami.- A nie zaczekałam na ciebie po przesłuchaniu, ponieważ spieszyłam się do fryzjerki. No i sama mówiłaś, że ostatnio spędzamy zbyt wiele czasu razem. Uznałam, że dasz radę wrócić sama do mieszkania, ale najwidoczniej się pomyliłam.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Mogłaś chociaż zadzwonić czy wysłać głupiego SMSa, że wszystko jest w porządku- kontynuowała brunetka, którą czasami tak jak w tej sytuacji irytowało lekceważące podejście do sprawy.
- Gdyby mnie zamknęli, na pewno byś o tym wiedziała. Nie ma plotki, która nie przebiłaby się przez ściany Luciano. Zwłaszcza takiej plotki. Wszyscy wiedzieliby, gdyby czysto potencjalnie ktoś został odprowadzony przez policję do radiowozu.
Mac akurat tutaj miała rację. To że Joy wyszła z firmy bynajmniej nie znaczyło, że kanał informacyjny by się urwał. Ktoś i tak postanowiłby do niej z tym zadzwonić. Zresztą trzymały się razem z Mac i wszyscy o tym wiedzieli. Zapewne pytaliby się jej, dlaczego zamknęli Mac, gdyby do tego doszło. Na szczęście tak się nie stało.
- Nawet tak nie żartuj. Być może lekko przesadziłam z reakcją, ale zrozum, nie na co dzień okłamuję policję.
W tym momencie złość brunetki wyparowała, a napięcie z niej zeszło.
- Nie ma problemu. Mi też się to do tej pory nie zdarzało. Poszło gładko. Glina uwierzył we wszystko co mówiłam. A jak u ciebie?
Joy zrelacjonowała jej niezbyt dokładnie rozmowę. Prawdę mówiąc, nie chciało jej się tego powtarzać po raz kolejny. Postanowiła, że przyjaciółka będzie ostatnią osobą, z którą zamierzała tego dnia rozmawiać o przesłuchaniach. Potem zrelaksuje się, może przypomni sobie czasy, gdy wcale nie miała na głowie zmartwienia w postaci martwej koleżanki z pracy. Oczywiście było jej szkoda Lisy, która absolutnie nie zasługiwała na taki los. Pomimo tego, chciała żyć normalnie.
- Ciebie też pytano o zwierzęta? Masz pomysł dlaczego?
- Tak, o ptaki i ryby. Nie wiem czemu- odpowiedziała Mac.
Przez chwilę wspólnie zastanawiały się jakie mogły być ku temu przesłanki, ale nic nie wymyśliły. Żaden powód nie wydawał się na tyle dobry, żeby był brany pod uwagę przez policję, a jednak musieli mieć ku temu solidne i przede wszystkim racjonalne podstawy.
Brunetka również doszła do wniosku, że policjantka specjalnie dodała psy i koty do pytania, żeby odpowiedź nie była taka oczywista. Nagle coś ją tknęło. Do głowy przyszła jej pewna myśl albo raczej coś jej się przypomniało. Nie była pewna czy to dobry traf. Ptaki i ryby. Gdzieś już to widziała.
- Poczekaj chwilę- rzuciła do telefonu Joy, przerywając Mac w połowie słowa. Clarke zignorowała pytania przyjaciółki dotyczące powodu tego czekania. Odłożyła na chwilę telefon na stolik, po czym weszła w przeglądarkę na laptopie. Akurat miała go włączonego, więc nie musiała długo czekać. Wpisała w wyszukiwarkę imię i nazwisko swojej zamordowanej koleżanki z Luciano. Znalazła nagłówek z adresem strony Manhattan's Skylight i weszła w niego. Przebiegła wzrokiem tekst aż trafiła na interesujący ją fragment. Dopiero wtedy ponownie przyłożyła telefon do ucha, żeby kontynuować rozmowę.
- Nic nie wkurwia mnie tak jak ignorowanie mojej obecności bez słowa wyjaśnienia- powiedziała rudowłosa.- Mam nadzieję, że masz dobrą wymówkę, bo inaczej...
Brunetka przerwała przyjaciółce zanim ta zdążyła w pełni sformułować rozpoczętą groźbę.
- Wybacz, ale wpadłam na coś. Musisz to usłyszeć. Przeczytam ci fragment artykułu o znalezieniu ciała Lisy i jego stanie. Po prostu słuchaj- powiedziała Joy, która z jednej strony była podekscytowana, a z drugiej zaniepokojona. Sam tekst również nie czytało jej się przyjemnie, ale starała się spojrzeć na to z dystansu. To wcale nie tak, że ciężko zachować dystans, kiedy ktoś morduje osobę, którą widywało się całkiem często w pracy.
Lisa nie miała gałek ocznych, która prawdopodobnie zostały wydziobane przez ptaki. Z kolei jej nogi i palce dłoni zostały obgryzione przez ryby.
- O kurwa- skomentowała Mac z autentycznym zaskoczeniem.- Jesteś genialna. Czy to było napisane w jednym z pierwszych artykułów z tamtego dnia?
Rudowłosa nie musiała precyzować, co miała na myśli, mówiąc "tamtego dnia". Obie dobrze wiedziały o co chodzi. Ciężko zapomnieć dzień, w którym dzieje się coś tak wstrząsającego. Zresztą od tamtego dnia całe Luciano żyło głównie tematem Lisy. Jeśli do wtedy ktoś jej nie znał, tak teraz mogło kojarzyć ją pół Nowego Jorku, a przynajmniej Manhattan. Gazety starały się zdobyć jakiekolwiek informacje. Pracownicy Luciano się niepokoili. Tak jakby właśnie przypomnieli sobie o własnej śmiertelności i potencjalnej możliwości spotkania osoby, która mogła chcieć ich zamordować. Brzmiało nierealnie, ale póki co tak właśnie media przedstawiały morderstwo Lisy. Nawet wzmianek pochodzących rzekomo z policyjnego źródła było niewiele, co już było lekko podejrzane. Aż tak dobrze chronili
- Dokładnie. Jeśli się nie mylę, to znalazłam nawet ten artykuł, który pokazał nam Wolfie.
- Jezu, ty to masz pamięć- mruknęła Mac z mieszanką podziwu i niepokoju ogólną sytuacją.- Ale wybacz, ciągle czegoś w tym nie rozumiem. Po co policja nas o to pytała, skoro to była przyroda, że tak powiem?
Cholernie trafne pytanie, pomyślała Joy.
- Nie mam pojęcia. Nie jestem policjantką.
Po tych słowach na chwilę zapadła cisza. Obie starały się przyswoić nową informację i jakoś ją umiejscowić w głowie. Clarke starała się umieścić jakoś ten element w całej układance, ale marnie jej to szło. Skoro policja o to pytała, to musiało mieć jakiś związek ze sprawcą. Tyle że sprawca nie mógł manipulować zwierzętami. Chyba że... Jednak w jakiś sposób na nie wpłynął.
Joy przypomniała sobie zdjęcie Lisy z gazety. To był przerażający widok, ale właśnie dlatego tak dokładnie wrył się jej w pamięć. Coś za coś. Brunetka absolutnie się na tym nie znała, ale czy... Dobór zjedzonych części nie był nieco dziwny? Automatycznie skarciła się w myślach za samo sformułowanie takich wniosków. Zdecydowanie powinna zostawić tego rodzaju rozkminy profesjonalistom.
- Swoją drogą dałam twój numer Milo- poinformowała po chwili przyjaciółka. Joy zdawało się czy właśnie się przesłyszała? Jej przyjaciółka nie mogła zrobić tego, co właśnie twierdziła, że zrobiła, prawda?!
- Co zrobiłaś?- spytała brunetka, ciągle łudząc się, że jednak źle usłyszała. Może jej umysł po dnia intensywnego stresu płatał jej figle?
- Zacznę tłumaczyć od początku, bo pewnie będziesz pytać się o szczegóły. Po wizycie u fryzjerki, do której udało mi się umówić istnym cudem. Zazwyczaj ma terminy ustalone co najmniej na tydzień, ale akurat jej ktoś wypadł... Zresztą, to teraz nie ważne. Zadzwoniłam do Jace'a, a ten zapytał przy okazji czy mogłabym dać mu twój numer dla kumpla. Miał na myśli Milo oczywiście. Zgodziłam się i tak jakby wysłałam mu twój numer, a on przekazał go dalej.
Joy wprost nie mogła w to uwierzyć. Czuła się zdziwiona, zestresowana, nieco zdradzona i kompletnie skonsternowana. Mimowolnie przyłapała się na tym, że zastanawiała się, czemu jeszcze do niej nie zadzwonił. Ciekawe jak dawno Mac wysłała jej numer. Rzecz jasna, nie zamierzała o to pytać i jeszcze bardziej się kompromitować.
- Czyś ty zwariowała?! Dlaczego wcześniej nie zapytałaś mnie o zdanie?!
Mac zdecydowanie powinna była najpierw zapytać ją co myśli na ten temat, a nie informować po fakcie!
- Właśnie dlatego. Żebyś nie świrowała, tylko zrobiła to na co masz ochotę. Milo jest świetnym facetem i nie mam pojęcia co cię powstrzymuje.
Joy chcąc szybko zakończyć rozmowę, przeprosiła Mac, mówiąc że przyszedł do niej kurier. Wiedziała, iż była to dość kiepska wymówka i przyjaciółka prawdopodobnie od razu się zorientowała, ale aktualnie miała inne zmartwienia na głowie. Chciała zakończyć ten temat, a przynajmniej nie omawiać go na głos.
Brunetka zdążyła obejrzeć jeden odcinek przekoloryzowanej, lekkiej i zabawnej komedii romantycznej, kiedy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz pełna obaw. Dzwonił do niej nieznany numer i domyślała się, kto to był. Z jednej strony chciała od razu sięgnąć po telefon i przekonać się czy to rzeczywiście znajomy model albo raczej tancerz z Luciano. Była ciekawa z jaką sprawą do niej dzwonił. Czyżby chciał ją gdzieś zaprosić? Ostatni spacer oraz spotkanie w barze wspominała całkiem miło.
- Halo?- rzuciła do telefonu Joy, odbierając połączenie. Na serio starała się zachowywać i brzmieć przy Milo normalnie, ale nic nie mogła poradzić na to, że ją onieśmielał.
- Jak dobrze cię słyszeć, Joy. Tutaj Milo. Może chciałabyś pójść ze mną dzisiaj na kolację? O której mam po ciebie przyjechać?
Brunetka zgodziła się. Na jej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Sam widok czy nawet głos Milo sprawiały, że miała ochotę się uśmiechać, a jej nastrój błyskawicznie ulegał poprawie. Chyba właśnie to ją powstrzymywało. Łatwość z jaką Milo pojawił się w jej życiu i od razu wywrócił je do góry nogami. Kilka komplementów, jego głęboki głos, po prostu jego obecność sprawiały, że serce jej mocniej biło. To nie była normalna sytuacja. Jak można kogoś tak szybko i tak bardzo polubić? Nie ośmieliła się użyć innego określenia, choć byłoby ono bardziej adekwatne do sytuacji.
*****
Kolacja z Milo przeciągnęła się. Ciemnoskóry jak zwykle z łatwością wciągnął ją w rozmowę. Jak on to robił, że zawsze wiedział co powiedzieć, podczas gdy ona w jego towarzystwie miała problem z zebraniem myśli? Jak już pierwsze lody zostały przełamane, tematy do rozmów same się pojawiały. Milo dużo żartował, obsypywał ją komplementami... Po prostu bardzo dobrze im się spędzało razem czas. Z przyjemnością dowiadywała się o nim coraz więcej, lepiej go poznawała. Brunetka w momencie zapomniała o całym ciężkim dniu. Wszelkie zmartwienia odeszły w niepamięć i cała jej uwaga była skupiona na siedzącym naprzeciwko niej mężczyźnie.
Robiło się późno. Zmrok już zapadł. Po wyjściu z restauracji przeszli się na spacer, co było miłym przedłużeniem tego spotkania. Może powinna nazwać to randką, ale Milo tak tego nie nazwał, więc wolała nie wyprzedzać faktów.
- Było świetnie, ale na serio muszę iść. Jutro idę do pracy- powiedziała Joy.
- Jasne, rozumiem.
W tym momencie ciemnowłosy jeszcze bardziej zmniejszył znajdujący się między nimi dystans, który i tak był niewielki. Chciał ją pocałować, ale ona zamiast tego przytuliła go i jeszcze raz podziękowała za przyjemnie spędzony wieczór. Dla niej to tempo było nieco za szybkie. Miała nadzieję, że to zrozumiał i odebrał w taki sposób, jak chciała. Nie odważyła się odwrócić i spojrzeć mu w oczy.
- Również dziękuję. Do zobaczenia w Luciano. Słodkich snów.
*****
Corrie zaczynała czuć presję ze strony przełożonych, a ona jak wiadomo nie znosiła dobrze mówienia jej co ma robić. Wkurwiało ją to i z czystej złośliwości miała ochotę zrobić coś dokładnie przeciwnego. Problem polegał na tym, że była policjantką i w tym momencie pracowała już na własne konto. Nie mogła pozwolić sobie na złośliwość w stosunku do Colby'ego potocznie zwanego Everestem, choć bardzo nad tym ubolewała. Żeby móc wkurwiać innych policjantów musiałaby mieć solidne kontakty albo wyższe od nich stanowisko. Dlatego musiała ograniczyć się do ponurego spojrzenia, potulnego kiwania głową i obiecywania, że niedługo będą mieć sprawcę do czasu awansu przynajmniej.
Jednak nie tylko presja ją dobijała. Coraz bardziej frustrowało ją samo śledztwo. Jego marny w efektach przebieg. Niezależnie od tego jak mocno się starała, ciągle nie mieli sprawcy. Dwadzieścia cztery godziny na dobę, no poza kilkoma godzinami snu, podczas których czasami śniła o śledztwie, jej myśli krążyły wokół morderstwa Lisy. Zamordowana nie opuszczała jej myśli ani na chwilę. Dodatkowo pojawiała się w jej rozmowach średnio kilkanaście razy dziennie, przeważnie więcej.
Martin robiła wszystko, co była w stanie. Rozmawiała z kim się dało. Pytała o wszystko co miało wspólnego z ofiarą. Wymyśliła nawet cholerne przeszukanie East River, żeby znaleźć narzędzie zbrodni! Zamiast tego jeden z nurków cudem uniknął wysadzenia sobie płuc i znaleziono zaginioną przed piętnastu laty kobietę. Jakby dodatkowe ciało było im potrzebne... Na szczęście przekonała Everesta, że póki co prowadzą już jedno śledztwo i nie potrzebują kolejnego. Wyłowioną zaginioną miał zająć się ktoś inny. Nie wiedziała kto i nieszczególnie ją to interesowało.
Ale wracając do tego co zrobiła dla śledztwa, było tego sporo. Rozmawiała z siostrą ofiary. Była w zakładzie medycyny sądowej. Na własne oczy widziała Lisę na stole sekcyjnym z charakterystycznym, aczkolwiek już zaszytym wycięciem w kształcie litery "Y". Uprzednio widziała również miejsce zbrodni. Rozmawiała z antropolożką sądową, chociaż to nie miało bezpośredniego związku z Lisą. Nawet wymyśliła wywiad środowiskowy w Luciano, a było z tym mnóstwo zachodu i stracili jeszcze więcej czasu. Przesłuchania trwały dobrych kilka godzin. Mieli od cholery notatek i mało konkretów. Akta sprawy rosły w zastraszającym tempie.
Ciemnowłosa powoli traciła entuzjazm. W zasadzie traciła zainteresowanie do sprawy, bo niezależnie od tego ile wysiłku w nią wkładała, nie widziała efektów. Czuła się jakby krążyła w miejscu, chociaż powinna iść do przodu. Mimowolnie przypomniała sobie teorię na temat wszechświata, którą kiedyś słyszała. Podobno ich wszechświat miał koniec, tyle że jak się do niego dojdzie to teleportuje cię na jego drugi koniec, więc w zasadzie wydaje się nieskończony.
Właśnie tak czuła się, prowadząc to śledztwo. Kiedy wydawało jej się, że w końcu będzie jakiś przełom, trafiała do punktu wyjścia. Jakby niemal doszła do końca, ale cofnęło ją do początku. Denerwowało ją to. Albert cierpliwie znosił brak rezultatów, ale ona zawsze miała z tym problemy. Była zbyt gwałtowna i porywcza. Nie wierzyła w nagłe przełomy, które magicznie spadają z nieba. Sama musiała do nich dojść, tylko powoli wyczerpywała zasoby swoich pomysłów. Zaczynała docierać do martwego punktu, miejsca, w którym wyczerpała wszelkie tropy i okazywało się, że morderca był sprytniejszy niż się wydawało albo dopisało mu szczęście. Rezultat dla niej w obu przypadkach był tak samo do dupy.
Lopez wszedł do gabinetu, niosąc dwa kubki kawy. Sam zaoferował, że zrobi im kawę. Postanowiła nie odbierać mu tej przyjemności. Zamiast podziękowania, ponieważ nie była do tego przyzwyczajona, posłała mu nieco przychylniejsze niż zwykle spojrzenie. O dziwo, ciągle nie traktowała współprowadzącego śledztwo policjanta jako wroga. Albert był całkiem znośnym towarzyszem.
- Są wyniki badania kleju?- zapytał Lopez, siadając przy swoim biurku.
Corrie pokiwała głową, krzywiąc się mimowolnie. Informacje od Lindsay były ważne, ale ostatecznie wniosły więcej dodatkowych pytań niż odpowiedzi do trwającego śledztwa.
- Tak i za cholerę nie się dojść do tego, gdzie został kupiony. Jest powszechnie dostępny. Popularny skład. Nic co mogłoby wskazać konkretne miejsce- odpowiedziała ciemnowłosa. Tego dnia rozmawiała z Lindsay. Techniczka nie miała dobrych wieści i wymieniła kilka fachowych nazw. Ostatecznie podsumowała ekspertyzę tak, że nie ma szans wskazać jednego miejsca na Manhattanie. Może i klej był wodoodporny, ale ludzie takie też kupują. Zwykle w innym celu niż żeby przykleić karmę dla ryb do nóg trupa, ale jednak takowy zakup nie odbiegał od normy.
- Szkoda- skomentował Albert.
Corrie nie odpowiedziała, chociaż uważała, że miał pieprzoną rację. Oczywiście, że kurwa szkoda. Mogli mieć trop. Konkretny sklep. Gdyby się im poszczęściło byłyby tam kamery monitoringu albo świadek, który widział osobę zadającą nietypowe pytania, kupującą rzadki produkt. Wtedy mieliby jakiś trop. Obecnie gówno mieli.
- Ciągle w to nie wierzę. Co za świr wkłada do oczu ofiary karmę dla ptaków, już nie mówiąc o kleju? To jest... Chore.
W ostatniej chwili zreflektowała się przed użyciem przekleństwa. Jej mózg dużo chętniej podpowiadał inwektywy niż zwykłe przymiotniki. Tak już miała.
- Nie zapominaj o tym, że powiesił ofiarę.
- Pamiętam o tym. O anonimie też. Jak dla mnie ten sznur i wisielcza pętla mówią, że sama ściągnęła na siebie ten los. Według mordercy oczywiście- odparła ciemnowłosa, trochę myśląc na głos. Lopez pokiwał głową, zachęcając ją do kontynuowania. Ogólnie rzecz biorąc, logika popaprańców rzadko kiedy trzymała się ogólnie przyjętej logiki.- Ale po co ten klej? Jeszcze wyjedzone gałki oczne mogły dodać dramatyzmu, ale klej? To bardzo niepraktyczne.
- I czasochłonne. Mógł zostać w tym czasie zdemaskowany. Ktoś mógł go zobaczyć- dodał Lopez.
- A Lisa nie miała żadnych powiązań z ptakami czy rybami. Czy to osobisty aspekt przeniesiony z życia mordercy?
Albert wzruszył ramionami. Tak jak ona nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Możliwe, że klej jest fragmentem jego modusu operandi, podpisu...
- Podsunąłeś mi pomysł- przerwała mu Corrie.- Sprawdź proszę czy były jakieś podobne morderstwa w okolicy. Z klejem na przykład. Ewentualnie karmą dla ptaków lub ryb. Albo rozszerz zakres poszukiwań do po prostu karmy dla zwierząt. Jakichkolwiek.
Albert zgodził się. Bez słowa narzekania czy komentarza, że się rządzi. Nie wytknął jej, że mieli to samo stanowisko, więc sama mogła się tym zająć. Ona miała inne plany. Musiała coś sprawdzić i oczywiście to miało związek ze śledztwem.
- A ja w tym czasie pojadę do siostry ofiary. Dwie osoby z Luciano stwierdziły, że Lisa sobie gdzieś dorabiała. Nie wiedziały gdzie. Z kolei trzy osoby z bliskiego otoczenia ofiary stwierdziły, że rzeczywiście poprawiła się jej sytuacja finansowa. Z dnia na dzień. Postaram się ustalić gdzie sobie dorabiała- poinformowała Martin.
- Dobry pomysł. Chociaż myślisz, że Rebecca by nam tego nie powiedziała, gdyby wiedziała o co chodzi?
Albert trafił w sedno problemu. Corrie jeszcze nie wiedziała jak to rozwiązać. Po prostu instynkt podpowiadał jej, że powinna tam iść, a ona słuchała swojej intuicji. Przeważnie miała rację. Nie lubiła również siedzieć bezczynnie w gabinecie. Musiała działać.
- Czasami świadkowie kłamią. Ewentualnie jak o tym powiem to istnieje cień szansy, że coś sobie przypomni. Jak to zawiedzie to pójdę przeszukać jej mieszkanie.
- W porządku. W takim razie będziemy w kontakcie.
Ciemnowłosa przytaknęła, po czym wzięła torebkę i wyszła z komisariatu. Po drodze skinęła głową jednej czy dwóm osobom. Nie była szczególnie towarzyska, więc też zdecydowanie nie należała do osób, które z uśmiechem witają wszelkie znajome osoby na korytarzu.
Prawdę mówiąc, trochę okłamała Lopeza. Najpierw zamierzała przeszukać mieszkanie, a później porozmawiać z Rebeccą. Jeśli znajdzie dowody, siostra ofiary nie będzie mogła ich podważyć. Zostanie postawiona przed faktem dokonanym. W taki właśnie sposób obejdzie problematyczną kwestię kłamstwa lub niewiedzy siostry ofiary. Pomysł przyszedł jej do głowy dosłownie przed chwilą. Bez głębszego zastanowienia postanowiła wprowadzić go w życie.
*****
Corrie starannie przygotowała się do tego na wpół legalnego przeszukania. Już raz uczestniczyła w przeszukaniu tego mieszkania, ale wtedy sprawdzali je pod innym kontem. Informatycy zbadali komputer ofiary, ale nie znaleźli tam nic wskazującego na potencjalnego sprawcę. Żadnych podejrzanych stron czy kontaktów. Tym razem policjantka zamierzała szukać wizytówek do potencjalnych miejsc pracy, ukrytej gotówki czy droższych ubrań lub przedmiotów, potwierdzających istnienie dodatkowego źródła pieniędzy.
Jako że nie była fanką papierologii oraz nie chciało jej się czekać na policyjnego ślusarza, wzięła ze sobą zestaw wytrychów. Posiadała takowy i całkiem sprawnie potrafiła się nim posługiwać, chociaż daleko było jej do profesjonalistki. Poza tym wzięła nitrylowe rękawiczki i ochraniacze na buty. Technicy już tutaj byli, ale i tak wolała nie zostawiać śladów swojej obecności. Tak było bezpieczniej. Może i miała odznakę policyjną, ale nie miała nakazu.
Klucza do mieszkania Lisy również nie miała. Znajdował się on na komisariacie w jednym z kartonowych pudeł na materiały dowodowe. Jako że nie miała nakazu, nie mogła go stamtąd wziąć. "Pożyczenie" go było zbyt ryzykowne. Dlatego właśnie w tym momencie majstrowała wytrychem przy drzwiach, klnąc pod nosem. Zamek nie chciał ustąpić. Ta cholerna zapadka się nie ruszała...
- Proszę się odsunąć od drzwi i unieść ręce do góry- usłyszała ciemnowłosa, dobiegający zza jej pleców damski głos. Spojrzała do tyłu i niemal nie parsknęła śmiechem na widok staruszki z gazem pieprzowym w ręku, wyciągniętym do przodu jakby trzymała pistolet.- Taka próba kradzieży w biały dzień...
- Jestem z policji- poinformowała, unosząc brwi. Odłożyła na chwilę wytrych z myślą, że będzie musiała zaczynać od początku, po czym pokazała staruszce odznakę. Przez dłuższą chwilę trzymała ją na wysokości oczu kobiety, żeby ta miała czas dokładnie ją obejrzeć.- To nie jest włamanie, tylko rutynowe przeszukanie w związku z nowym tropem w śledztwie.
Dobrze, że trafiła na staruszkę. Ta na pewno nie zorientuje się, że potrzebny jest nakaz do tej rzekomo rutynowej czynności.
- Wygląda na prawdziwą- mruknęła staruszka, mrużąc nieufnie oczy.- To policja nie ma klucza albo ślusarza, tylko korzysta z czegoś takiego?
Staruszka wskazała na wytrychy, które spokojnie uszłyby za zestaw dla włamywacza.
- Cięcia budżetowe, mało ludzi do pracy... Tak to wygląda- odparła ciemnowłosa, wzruszając ramionami. Staruszka obrzuciła ją ostatnim krytycznym spojrzeniem, po czym skierowała się do swojego mieszkania, uznając że interwencja sąsiedzka wcale nie była konieczna.
Corrie właśnie uświadomiła sobie, że nie trafiła na byle jaką mieszkankę bloku, a sąsiadkę Lisy Ferny. Pomimo okoliczności, ta kobieta jawnie groziła jej gazem pieprzowym, poszczęściło się jej.
- Przepraszam, jest pani sąsiadką Lisy? Mam pytanie.
- Chce pani wejść na herbatę?- odpowiedziała staruszka. Ciemnowłosa wzdrygnęła się na podobną myśl. To że chciała zadać kilka pytań wcale nie znaczyło, że zamierzała pisać się na herbatkę, ciasteczka i historię życia samotnej starszej pani. Mogłaby założyć się, że miała jakiegoś przekarmionego futrzaka, którego traktowała jak członka rodziny.
- Eee... Nie. Dziękuję. Mam dużo pracy. No wie pani przeszukanie. Chciałam zapytać czy Lisa w ostatnim czasie mówiła o jakiejś dodatkowej pracy.
Staruszka rozejrzała się konspiracyjnie, po czym odpowiedziała jej niemal szeptem.
- Nie lubię źle mówić o zmarłych. Lisa wydawała się dobrze wychowana. Pomagała mi czasami nosić zakupy albo dała się zaprosić na herbatę i ciasto... Ale w ostatnim czasie strasznie się pogubiła. Raz kurier przez nieuwagę pomylił numery i dał mi paczkę przeznaczoną dla Lisy.
Dobry początek, pomyślała Corrie. Nie ma skuteczniejszego sposobu szpiegowania niż posiadanie nadgorliwych starszych sąsiadów, który nie mają nic lepszego do roboty niż wtykanie nosa w sprawy innych mieszkańców.
- I co było w tej paczce?- spytała Martin, udając przejęcie. Bawiło ją zachowanie staruszki. Chyba właśnie dlatego jeszcze była dla niej uprzejma.
- Jeszcze raz zaznaczę, że to było dobre dziecko, tylko nieco się pogubiła. W tej paczce była... Bielizna. Skąpa, koronkowa... Bardzo grzeszna.
Policjantka omal nie parsknęła śmiechem. Staruszka z pełnym przejęciem i zgorszeniem opowiedziała jej o tym, że jej około dwudziestoletnia sąsiadka kupiła koronkową bieliznę przez internet. Co za poważny zarzut, pomyślała z sarkazmem. Podziękowała jej, po czym wróciła do otwierania drzwi mieszkania.
W środku znalazła trochę drogich przedmiotów. Głównie ubrań, butów i torebek, wspomnianą bieliznę oraz wizytówkę do klubu o nazwie Inferno. Coś ją tknęło na widok tej bielizny i wizytówki. Intuicja podpowiadała jej, że jedno z drugim było powiązane, a one nie lekceważyła tego głosu.
Wyszła z mieszkania, starannie zamykając za sobą drzwi. Kilka wiązanek przekleństw później udało jej się zablokować zamek. Otwieranie było do dupy, ale zamykanie to dopiero był syf. Wkurwiało ją to.
Policjantka uznała, że jest wystarczająco późno, żeby odwiedzić wspomniany klub i zapytać o Lisę. To co się tam dowiedziała przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Nie tylko dlatego że Lisa okazała się tancerką erotyczną. Dwie pracowniczki z domu mody ją okłamały. Zamierzała sobie poważnie z nimi porozmawiać i dowiedzieć się, dlaczego to zrobiły. Czyżby miały coś wspólnego z morderstwem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro