Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Joy posłuchała rady Milo, a przynajmniej jej części. Nie zdążyła jeszcze zrobić wszystkiego. To nie tak, że nie chciała czy nie zamierzała tego zrobić. Zabrakło jej czasu i sposobności, żeby porozmawiać z Mac. Za to udało jej się porozmawiać z Clayem, który przyjął jej decyzję zaskakująco spokojnie i wyjątkowo... Konkretnie jak na niego. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zachował się jak typowy szef, a nie Clay, którego widziała i słyszała na co dzień. Nie skomentował jej decyzji w negatywny czy podszyty szyderstwem sposób, czego w zasadzie się spodziewała.

- Skoro taka jest twoja decyzja, nie mogę zrobić nic innego jak życzyć ci powodzenia w nowej pracy. Dobrze, że o tym mówisz. Mam nadzieję, że poczekasz aż będziemy mieli zastępstwo, prawda?

Brunetka natychmiastowo przytaknęła. Reakcja Claya była tak normalna, co tym bardziej doceniała w panującym wokół niej w ostatnim czasie zamieszaniu. Zwłaszcza, że ciągle nie rozmawiała z Mac. Wiedziała, że jej reakcja będzie diametralnie różna. Nie chciała tracić z nią kontaktu, a obawiała się, że rudowłosa dokładnie tak to odbierze. Przynajmniej na początku póki tego nie przemyśli i nie poukłada sobie tego w głowie. Nagle przyszła jej do głowy absurdalna myśl, chociaż całkiem trafna. Może Jace się za nią wstawi? To zaskakujące jak jeszcze niedawno sytuacja była dokładnie odwrotna.

Brunetka pokręciła głową, a jej spojrzenie spoczęło na szybie pokrytej kropelkami wody. Właśnie w dniu, kiedy miał się odbyć pokaz nad miastem od rana kłębiły się ciemne chmury zwiastujące co najmniej pokaźną ulewę. Zgodnie z planami pokaz miał się odbyć na świeżym powietrzu. Plany planami, ale życie zawsze je weryfikowało. Tak jak w tej sytuacji. Pokaz został przeniesiony do Luciano. Aktualnie w dziale PR-u trwała aktywna kampania z informacją o zmianie miejsca pokazu. Ktoś rzekomo zasugerował Clayowi, żeby zmienić datę, co nie spotkało się ze zbyt dobrym przyjęciem. Ten ktoś rzekomo został spiorunowany tak morderczym spojrzeniem, że wycofał się ze wstydem i bez słowa z pomieszczenia. Takie przynajmniej krążyły plotki. Luciano było wręcz siedliskiem wszelkiego rodzaju pogłosek i plotek, a te rozchodziły się po firmie z prędkością światła.

Tego samego poranka, kiedy to trwały intensywne przygotowania, Clay zapytał czy ktoś miał kontakt z prasą. Oczywiście miał na myśli większe redakcje. Po chwili zwłoki Joy nieśmiało się zgłosiła, przypominając sobie, że ciągle miała kontakt do Samanthy Fox, dziennikarki Manhattan's Skylight. Zadzwoniła do niej.

- Cześć, tutaj Joy. Mam prośbę i co najmniej dwa tematy- powiedziała na wstępie brunetka, uznając że to zachęci dziennikarkę do współpracy, gdyby jednak chowała urazę za wcześniejszą sytuację, kiedy Clarke jej odmówiła.

- Brzmi interesująco. Coś w związku z morderstwami?- spytała niby od niechcenia dziennikarka. Jednak Joy była przekonana, że Sam nie przepuści takiej okazji, nawet jeśli nie chodziło o morderstwa.

- Niezupełnie. Chodzi o nowy pokaz mody Luciano. Mogłabym załatwić ci wejściówkę, wywiad z Theo, a ty w zamian jedynie napisałabyś artykuł na już o zmianie miejsca pokazu. Miał być na zewnątrz na brzegu East River, ale widzisz tę pogodę, więc został przeniesiony do firmy. Co na to powiesz?

Dziennikarka nie odpowiedziała od razu, a w jej głosie czaiła się nieufność. Jakby doszukiwała się jeszcze jakiegoś haczyka.

- Czyli mówisz, że będę mogła przeprowadzić wywiad z kim będę chciała, a w zamian mam napisać o zmianie miejsca?- upewniła się blondynka, delikatnie przeinaczając jej słowa.

- Mówiłam o wywiadzie z Theo, ale tak, myślę, że nie będzie problemu. Oczywiście tekst powinien trafić do nas do autoryzacji przed publikacją.

- Zgoda- powiedziała Sam.- Dostanę jakieś zaproszenie czy w jakiś inny sposób zostanę wpuszczona na pokaz?

- Wystarczy twoja legitymacja prasowa. Wpuszczą cię.

Właściwie o tym z Clayem nie rozmawiała, ale zawsze mogła iść zapytać albo po prostu dać cynk ochronie. Raczej nie będzie z tym większych problemów. W każdym razie osiągnęła kolejny drobny sukces w tej pracy. Załatwiła dziennikarkę na pokaz. To był jeden z jej ostatnich sukcesów, pomyślała z nostalgią. Przynajmniej w tym miejscu. Wiedziała, że żegnając się z tym miejscem będzie czuła żal. Bądź co bądź, było ono jej drugim domem w ostatnich miesiącach. Przyzwyczaiła się do tego wszystkiego, ale czuła, że zmiana wyjdzie jej zdecydowanie na plus.

- Zupełnie jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko temu pokazowi- stwierdziła Mac, chętnie osuwając się na krzesło. Teraz kiedy spora część poprzednich planów organizacyjnych wzięła w łeb, wszystkie ręce do pomocy były mile widziane. Dlatego były w firmie. Początkowy plan zakładał, że będą miały wolne i przyjdą dopiero na pokaz.

- Dobrze wiesz, że to był idiotyczny pomysł, żeby organizować pokaz w tamtym miejscu. Aż dziwię się, że wcześniej nie wybuchła żadna afera z tym związana- oceniła Joy, wzruszając ramionami. Organizacja pokazu w miejscu gdzie zamordowano koleżankę z pracy było jak dla niej grubą przesadą.

- Fakt, ale teraz nawet nie wypuszczą nas z firmy, żebyśmy zdążyły się przygotować. Ledwie doczłapałam do firmy z torbą i pokrowcem. Noszenie tego było takie uciążliwe.

Rudowłosa rzeczywiście tego dnia przyszła do firmy z pokrowcem, w którym znajdowała się jej sukienka oraz taszczyła ze sobą walizkę. Podobno miała w niej buty i cały sprzęt do makijażu. Brunetka była w szoku, że przyjaciółce chciało się to wszystko przynosić i że miała aż tyle gadżetów do makijażu. Joy zazwyczaj się nie wysilała, a nawet jak próbowała to z marnym skutkiem. Nie była dobra w robieniu makijażu, ale Mac wychodził on fenomenalnie, czego po cichu jej zazdrościła.

- W ogóle Jace później tutaj wpadnie. Zawodowo. Policja będzie obstawiać pokaz- dodała Mac.

Joy o tym nie wiedziała. Pierwszy raz o tym słyszała, choć biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, nie było w tym nic nadzwyczajnego. Przynajmniej na pokazie nie wydarzy się nic niespodziewanego. Brunetka zauważyła Milo niedaleko, więc przeprosiła Mac i szybko udała się w jego kierunku. Miała z nim pewną sprawę do omówienia. Słysząc to, rudowłosa prychnęła ostentacyjnie. Zupełnie jakby nie uwierzyła jej i myślała, że to wymówka. W tym przypadku tak nie było, ale Joy nie traciła czasu na zbędną wymianę zdań. Od razu podeszła do Milo.

- Milo, jak dobrze, że cię widzę. Mam ważne pytanie- zapowiedziała brunetka. Ciemnoskóry uśmiechnął się na jej widok.

- Cześć, piękna. W czym ci mogę pomóc?

Joy tylko na ułamek sekundy się zawiesiła. Brunet jak zwykle patrzył jej prosto w oczy, przez co miała wrażenie, że wszystko wokół nich zniknęło i dla niego liczyła się tylko ona. Wiele osób, z którymi do tej pory rozmawiała rozglądało się na boki czy spoglądało w telefon. W przeciwieństwie do Milo. On zawsze poświęcał jej sto procent swojej uwagi.

- Kontaktował się z tobą znajomy z "Los hermanos"? Na którą będzie catering? Wie o zmianie miejsca?

Milo pokiwał głową, kładąc jej dłonie na ramionach.

- Spokojnie, oczywiście, że wie. Dzwonił, że ma być za jakąś godzinę w Luciano. Przywiozą jedzenie w przenośnych lodówkach, więc będzie świeże na pokaz, a właściwie na potem. To ja powinienem się tutaj denerwować, a nie ty.

W odpowiedzi brunetka jedynie przewróciła oczami.

- To moja wina, że zawsze jesteś taki wyluzowany?

Coś w spojrzeniu Milo kazało jej myśleć, że to były jedynie pozory.

- Czyżby?- mruknął, potwierdzając jej domysły.- Przy okazji słyszę, że ktoś tutaj w końcu nauczył się poprawnie wymawiać tę nazwę.

Początkowo źle przeczytała nazwę restauracji znajomego Milo i ten później ją poprawił. Po prostu to zapamiętała jako że z samym językiem nie miała wiele styczności. W zasadzie w ogóle.

- Miałam dobrego nauczyciela- rzuciła, parafrazując to co kiedyś usłyszała od ciemnoskórego tylko w innej sytuacji.- No i twój znajomy wyglądał na bardzo zdegustowanego, gdy w jego towarzystwie wymsknęła mi się zła nazwa... Wolałam ją poprawnie zapamiętać na następny raz. Może jeszcze kiedyś przyjdzie nam współpracować albo chociaż rozmawiać. Wolę go do siebie nie zrażać.

Milo zaśmiał się. Usłyszała, że zła hiszpańska wymowa rzeczywiście niezmiernie irytowała jego znajomego.

*****

Joy, Mac i Adele szykowały się w jednym z pomieszczeń przeważnie służących do robienia makijażu modelkom. Aktualnie nie było używane, więc postanowiły je wykorzystać. W końcu miały tutaj dobre światło i lustra, a było to znacznie wygodniejsze niż łazienka.

- Jak ja się cieszę, że mogę tutaj być- powiedziała Adele z autentycznym entuzjazmem.- Nie sądziłam, że kiedyś wyląduję na widowni prawdziwego pokazu mody. Jeszcze nie byle jakiego. Dobrze, że Milo wpadł na pomysł, żeby tutaj pracować.

Joy nie skomentowała tego w żaden sposób, chociaż ciągle pamiętała swoją konsternację, kiedy usłyszała od niego po raz pierwszy, że nie czuje się swobodnie w świecie mody. No i pamiętała, że modeling był jedynie fazą przejściową. Milo planował otworzyć własną szkołę tańca, tylko potrzebował do tego pieniędzy. Też chciałaby mieć tak jasno określony cel.

Clarke ciągle nie poinformowała przyjaciółki o swojej decyzji. Nie było kiedy. Cały dzień coś się działo, przygotowania szły pełną parą. Może powie jej już po pokazie? W końcu ciągle musieli znaleźć na jej miejsce zastępstwo, a to zajmie co najmniej tydzień, może trochę więcej. W tym czasie ona zdąży znaleźć sobie coś nowego i na spokojnie pogada z Mac. Tak, to był dobry pomysł, uznała w myślach, chociaż ciągle nie mogła odpędzić od siebie myśli, że była tchórzem. Nie chciała jej psuć tak wyjątkowego wieczoru.

- W takim tempie nie skończysz się malować do jutra- stwierdziła rudowłosa, spoglądając na nią krytycznie.

Zamyśliła się. Uświadomiła sobie, że przez chwilę kompletnie ich nie słuchała. No i zamarła z cieniem do powiek w połowie drogi.

- Ale ja już skończyłam- odparła zgodnie z prawdą brunetka. Jej makijaż był delikatny w przeciwieństwie do Mac i Adele. Obie wyglądały olśniewająco, a makijaż dodawał im jeszcze charakteru. Na szczęście z Mac zdążyły już kupić sukienki dobry miesiąc temu. Dobrze, że nie zostawiły sobie tego na ostatnią chwilę, bo w panującym zamieszaniu mogłyby mieć problem z wygospodarowaniem czasu. Brunetka dobrze to pamiętała, ponieważ spędziły dobre pół dnia w galerii. To był długi wypad.

- Skoro tak twierdzisz- wzruszyła ramionami Mac, otaksowując ją wzrokiem. Joy już miała oburzyć się czy ten komentarz oznaczał, że coś było nie tak z jej wyglądem, ale nie zdążyła. Komentarz rudowłosej skutecznie zamknął jej usta.- Milo i tak nie będzie mógł oderwać od ciebie wzroku.

- To prawda- zgodziła się z nią Adele.

Tymczasem Joy nie wiedziała, co powiedzieć. Ostatnio sytuacja pomiędzy nią, a Milo była... Inna. Chyba w pozytywnym sensie, ale nie potrafiła tego sprecyzować. Czuła się w jego towarzystwie dobrze, zdawało się, że ostatnio nadawali na podobnych falach, aczkolwiek ciągle bywały momenty, że czuła się onieśmielona jego obecnością czy chociażby intensywnością jego spojrzenia. A w głowie ciągle miała bardzo racjonalne argumenty, dla których powinna ograniczyć tę relację jedynie do przyjaźni. Już sama czuła się pogubiona we własnych myślach. Tym bardziej nie sposób było to wytłumaczyć tym dwóm.

- Mamy bardzo mało czasu. Za chwilę zaczyna się pokaz, a musimy tam jeszcze dojść. Znajdujemy się dosłownie po drugiej stronie budynku.

Rudowłosa przewróciła oczami. Czuła, że to wymówka, a jednak zerknęła kontrolnie na zegarek i w jej oczach odmalowało się zdumienie.

- Chyba masz rację. Dobra, ja już jestem gotowa. Możemy iść- oznajmiła Mac po ostatnim kontrolnym przeciągnięciu szminką po ustach. Wybrała rzecz jasna wyrazistą czerwień, która pasowała do jej rudych włosów i równie wyraźnej osobowości.

Na tyle szybko na ile pozwalały im szpilki pospieszyły w kierunku pokazu, który lada moment miał się zacząć. Joy czuła lekką ekscytację. Ciągle pozostawało to wielkim wydarzeniem, planowanym od kilkunastu tygodni. Włożyli w nie sporo pracy. Wszyscy.

*****

Mężczyzna spoglądał na swoje dzieło i czuł się usatysfakcjonowany. Młoda kobieta w długiej błękitnej sukni z wyciętym dekoltem leżała na ziemi, krztusząc się własną krwią. Nie mogła mówić, ani krzyczeć. Zadbał o to, przecinając jej struny głosowe, a jednak wydawała ciche rzężące dźwięki. Ostatnie przedśmiertne podrygi kontrolowane przez jej ulatującą świadomość.

Wraz z powiększającą się kałużą krwi robiła się coraz bardziej nieruchoma i spokojna, a powieki utrzymywała otwarte z wyraźnym trudem. O dziwo, wcale ich nie zamknęła, umierając. Jej wzrok w pewnym momencie stracił iskierkę życia, pozostawiając dobrze już mu znaną pustkę. Jej twarz zamarła w wyraźnie przerażenia i grozy osoby świadomej ze swojego pogarszającego się drastycznie stanu.

W zabijaniu było coś pociągającego, stwierdził w myślach. Patrzenie na osobę umierającą było wręcz hipnotyzujące. Czuł się wtedy silny i ważny. W końcu miał prawo o czymś decydować. W tym przypadku było to życie tej kobiety. Momenty zabijania były ostatnio jedynymi świetlistymi punktami w jego życiu, kiedy to czuł, że żyje. Czuł moc, władzę, wolność. To było wyzwalające uczucie.

Zaczął zabijać z zemsty. Chciał, żeby inni poczuli ten sam ból, co on. Za to obecnie czuł, że było w tym coś więcej. Jakby przypadkowo znalazł coś, w czym był dobry i co sprawiało mu przyjemność. Jakby... Swoje powołanie.

Mężczyzna oderwał wzrok od zwłok. Powinien stąd iść. Niebawem ktoś ją znajdzie, a on wtedy nie mógł być w pobliżu. Przed wyjściem z pomieszczenia wytarł jeszcze nóż w sukienkę ofiary, a właściwie jej część, która nie leżała w kałuży krwi. Dopiero później schował narzędzie zbrodni do kieszeni. Było coś upadającego w myśli, że trzymał w kieszeni coś tak śmiercionośnego, czego większość ludzi nie zauważała. Nie byli nawet świadomi czyhającego na nich niebezpieczeństwa dopóki się nie ujawnił, a wtedy z reguły było już za późno.

Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, po czym skierował się do miejsca, gdzie miał odbyć się pokaz. Czas zobaczyć to marne show i jeszcze bardziej namieszać. Ciągle zamierzał zniszczyć ten pokaz. Nie można budować sukcesu na tej tragedii. To byłaby zniewaga wobec jego poprzednich działań.

*****

Joy, Mac i Adele przyszły z samą porę, żeby ominąć wstęp zawierający powitanie znakomitych gości i przedstawienie osoby głównego projektanta. To drugie znały, przynajmniej Joy i Mac, niemal na pamięć. Słyszały to podczas poprzednich pokazów i każdego wystąpienia Theo, który nie grzeszył skromnością. Uwielbiał być w centrum uwagi, a pokazy były do tego idealną sposobnością.

Jednak okazało się, że tym razem formuła pokazu uległa zmianie. Większość świateł zgasła i pozostały jedynie reflektory zwrócone w kierunku wybiegu oraz kilka okrągłych, wbudowanych w wybieg światełek umieszczonych na jego brzegach. Z tyłu wybiegu na białym pulpicie ukazało się zdjęcie Lisy i Natalie, a z głośników poleciał nieznany jej spokojny męski głos.

- Wszyscy dobrze wiemy, co niedawno się wydarzyło. Doszło do okropnych tragedii, w wyniku których dwie spośród pracujących w Luciano osób straciły życie. Lisa i Natalie zostały brutalnie zamordowane. Policja nie ustaje w wysiłku, żeby złapać sprawcę. Tymczasem my, pracownicy domu mody, osoby, które znały ofiary, możemy uczcić ich pamięć chociaż w taki sposób. Ten pokaz jest dedykowany dla was. Śmierć tak samo jak i ślub bywa nowym początkiem, drogą w nieznane, którą można odbyć tylko w jeden sposób. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy.

Joy wymieniła zaskoczone spojrzenie z Mac. Mimo że ledwie się widziały w panującym półmroku, brunetka potrafiła wyobrazić sobie wyraz konsternacji na twarzy przyjaciółki. Nie śmiała się odezwać, bo zapadła wręcz grobowa cisza. Dopiero po chwili z głośników poleciała muzyka, a na wybiegu pojawiła się pierwsza modelka. Miała na sobie dobrze im znaną czarną koronkową suknię ślubną z perłowymi akcentami. Jej twarz skrywała czarna woalka. Zaraz za nią w równych odstępach czasu wychodziły następne osoby. Wszyscy chodzili w rytm muzyki, tak jak ćwiczyli i nikt nie odstawał od reszty brakiem profesjonalizmu. Clarke zwróciła na to uwagę, ponieważ naoglądała się już zbyt wiele prób i nie raz słyszała komentarze koordynatorów czy projektantów. Takie skrzywienie po zawodowe.

Brunetka musiała przyznać, że kreacje prezentowały się całkiem nieźle. Ciągle pozostawały bardzo modowe, co samo przez się rozumie dziwne, ale widziała podczas swojej pracy dziwniejsze. No i sam motyw był osobliwy. Połączenie ślubu i pogrzebu, aczkolwiek kreacje były ciekawe i eleganckie. Od różnego kroju czarnych sukienek po wymyślne garnitury.

- Idzie Milo- poinformowała ją, niepotrzebnie, Adele z wyraźnym ożywieniem. Joy od razu zauważyła go jak tylko pojawił się na wybiegu. Wszelkie obawy, że pójdzie źle błyskawicznie ją opuściły. Od samego początku aż do końca szedł jak rasowy model. Uśmiechnęła się na ten widok. Mógł twierdzić ile chciał, że to nie jest jego świat, ale był w tym dobry.- Wygląda świetnie.

- I idzie jak prawdziwy model- dodała Joy, nie odrywając wzroku od ciemnoskórego.

- Wiesz, że on się w tobie zakochał? Jako jego kuzynka mam prawo prosić cię, żebyś go nie skrzywdziła. Ten jego luz nie zawsze jest prawdziwy- powiedziała czerwonowłosa.

Ona miała go nie skrzywdzić?, zdziwiła się brunetka. Poza tym... Zakochał się w niej? Czuła się mocno skołowana. Dosłownie nie wiedziała co powiedzieć. Znowu. Tego samego dnia. Brunetka skupiła się na obserwowaniu pokazu, chociaż obecnie ledwo go widziała. Tak mocno była pogrążona w myślach.

*****

- Czy oni sobie jaja robią?!- syknęła Corrie do Alberta. Starała się być cicho, ale i tak zarobiła kilka nieprzychylnych spojrzeń od osób nieopodal. W zasadzie patrzyli się na nią nieprzychylnie do pewnego momentu, kiedy zauważyli, że jest policjantką. Wtedy odwracali wzrok speszeni. Świetnie, nie musiała im mówić, żeby się odpierdolili. Większość ludzi reagowała z przesadną złością i niechęcią na przeklinających policjantów, nie wiedziała czemu. Jakby to było jakieś przestępstwo.

- Nie sądzę, ale gwoli ścisłości mogłabyś powiedzieć kogo masz na myśli- wzruszył ramionami Albert.

Ciemnowłosa przewróciła oczami. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę było przychodzenie na pokaz mody. Gówno ją to interesowało, ale przynajmniej nie musiała się stroić, bo mieli ubrać mundury policyjne. Według Colby'ego mieli sprawiać wrażenie, że policja panuje nad sytuacją i pokazywać tym samym, że jest bezpiecznie. Według Martin to była bzdura. Nie było bezpiecznie. Była przekonana, że gdzieś tam krył się morderca. Gdyby tylko wiedziała jak go znaleźć...

- Widziałeś ten idiotyczny wstęp? Zrobili sobie dodatkowy punkt programu ze śmierci pracowniczek- prychnęła Corrie z niedowierzaniem.

- On nie był idiotyczny. Chcieli uczcić ich pamięć, chociaż pokaz mody to bardzo nietypowy sposób- zaoponował Lopez.

Ciemnowłosa uniosła brwi, spoglądając na swojego partnera z powątpieniem. To było idiotyczne. Taka była jej opinia i nie zamierzała jej zmienić. Nic dziwnego, że ciotka Lisy próbowała to zatrzymać. Bezskutecznie. Podobno odbiła się od drzwi. Nie dosłownie, ponieważ udało jej się porozmawiać z Clayem, ale i tak nic swoim działaniem nie osiągnęła. Pokaz odbył się zgodnie z planem i według ustalonego wcześniej planu.

- Jest zadziwiająco spokojnie- stwierdził po chwili Lopez.

- Cisza przed burzą- skwitowała Corrie. Intuicja mówiła jej, że jeszcze coś się zdarzy i z pewnością nie będzie to nic pozytywnego.

- Widzę, że pokazy mody nie leżą w gestii twoich zainteresowań.

Cóż za trafny wniosek, pomyślała Martin z sarkazmem. Kto by się tego domyślił? Był z niego pieprzony Sherlock Holmes.

- Oczywiście, że kurwa, nie. To jest bezsensowne i skrajnie głupie. Ludzie paradujący w strojach, w których nigdy w życiu nie wystąpiliby na ulicy. Nie ma w tym nic ciekawego.

- Też mnie to nie interesuje- skomentował dużo mniej krytycznie i bardziej swobodnie Lopez.- Ale jesteśmy tutaj jako ochrona.

Ciemnowłosa nie odpowiedziała. Gdyby nie przeczucie, że zdarzy się coś złego, uważałaby to widowisko za wyjątkową stratę czasu. Była policjantką stworzoną do pracy w terenie, badania zbrodni, a nie ochroną do pokazów mody. Jednak wiedziała, że to była sytuacja wyjątkowa i miała wrażenie, że niebawem zjawi się tutaj morderca, o ile jeszcze go nie było... W końcu będzie musiał się ujawnić, a wtedy go dorwą.

- A gdzie podziała się Cross?- zapytała policjantka, rozglądając się. Jeszcze przed chwilą tutaj była, a teraz nie mogła jej dostrzec. Może to kwestia przygaszonego oświetlenia i pomimo tego, że jej nie widziała, ta gdzieś tutaj była? W okolicy?

- Nie wiem. Straciłem ją z oczu.

- Jak zwykle.

Agentka znikała, pojawiała się kiedy chciała. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy Corrie dobrowolnie zaangażowała ją w śledztwo. Przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie popełni tego błędu. Kiedy jej wzrok ponownie skierował się na wybieg, coś sobie uświadomiła. Wydało jej się to osobliwe.

- To nie są jedynie osobliwe czarne pseudokorpo kreacje. To są jakby... Ubrania ślubne czy weselne?

Lopez spojrzał na nią, a w jego oczach czaiło się rozbawienie. Znowu miał jakiś powód do radości? Przecież prowadzili wyjątkowo nieudane śledztwo policyjne, do jasnej cholery! Z czego on mógł się cieszyć?!

- Nie słuchałaś wstępu, prawda? To są kreacje ślubne w ciemnych kolorach, sugerujących żałobę. Z tego co zrozumiałem ślub i pogrzeb zostały połączone i potraktowane jako nowy początek. Coś takiego.

Corrie zdębiała. Owszem, wyłączyła się na początku. Nużyły ją długie mowy witające i przestała słuchać, kiedy zaczęto wymieniać wspaniałych gości, którzy zechcieli zaszczycić ich swoją jeszcze bardziej znamienitą obecnością. Ble ble ble... Za to połączenie ślubu i pogrzebu wydało jej się tak... Osobliwe. Dziwne. Może nawet chore. Nawet ona nie była aż tak popaprana, żeby wpaść na coś takiego, ale jak widać, świat mody rządził się własnymi prawami.

*****

Blondyn przywołał kumpla ruchem dłoni. Kiedy ten, ewidentnie widząc ten ruch, nie ruszył się z miejsca ani o krok, Tad jęknął przeciągle. Jak z dzieckiem, pomyślał.

- No rusz te swoje cztery litery. Jeśli tak będziesz stał, pokaz się skończy i ludzie rzucą się na przekąski. Zjedzą to co najlepsze, a nam zostaną resztki- rzucił w kierunku ciągle niezdecydowanego bruneta.

- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł- stwierdził tamten, robiąc kilka niepewnych kroków do przodu. Co chwilę jego kumpel rozglądał się czy przypadkiem ktoś się nie zbliżał. Tad przewrócił oczami, widząc tę jakże tchórzliwą reakcję.

- Dlaczego? Przecież nie robimy nic nielegalnego. Przygotowali przekąski, przyszliśmy na ten idiotyczny pokaz, więc nam się one należą. Po prostu mamy nieco inną listę priorytetów niż reszta gości.

Gdyby nie dziewczyna Tada, ten nigdy nie zdecydowałby się tutaj przyjść. Nie kręciła go moda. Był... Jakby to powiedzieć? Typowym facetem wolącym oglądać football. Sport był ciekawy, cały czas coś się działo. Rywalizacja, godne podziwu akcje, odrobina przemocy... Takie rzeczy go pociągały. Nie jakieś chodzenie po wybiegu w dziwacznych strojach. Tyle że jego dziewczyna upierała się przy pójściu na pokaz i finalnie jej uległ. Jak miał jej odmówić, skoro obiecała mu coś w zamian? Doskonale wiedział co i uśmiech sam pojawiał się na jego ustach na tę myśl.

- Nie bez powodu nikogo tutaj jeszcze nie ma poza nami... Ja... Uważam, że powinniśmy poczekać. Wróćmy na pokaz i przyjdziemy tutaj za chwilę z wszystkimi- zaproponował ciemnowłosy.

Tad z trudem powstrzymał się przed wybuchnięciem śmiechem. On chyba sobie jaja robił. Nie zamierzał uciekać jak jakiś tchórzliwy kurczak, dlatego że tamtego obleciał strach. Gdyby jeszcze robili coś faktycznie nielegalnego, to jego zachowanie miałoby odrobinę sensu. A tak? Blondyn żałował, że przekonał go, aby wspólnie poszli coś przegryźć. Mógł przyjść sam. Wtedy przynajmniej nie wysłuchiwałby jego zrzędzenia.

- Ja nigdzie nie idę. Przyszedłem na ten cholerny pokaz, więc należy mi się choć odrobinę przyjemności. A to żarcie jest świetne- oznajmił Tad, wkładając sobie do ust kawałek tortilli z kurczakiem i jakimiś warzywami. W środku był jakiś wyjątkowo smaczny ostry sos. Nie spodziewał się, że jedzenie będzie tutaj takie dobre.

- Ale...- zaczął brunet niepewnie, wyglądając na korytarz.- Tu jest tak... Pusto. Ostatnio doszło tutaj do morderstwa i...

- Strach cię obleciał- bardziej stwierdził niż zapytał Tad, kręcąc głową z dezaprobatą. Myślał, że jego kumpel jest nieco bardziej rozgarnięty i mniej tchórzliwy, a tutaj taka niespodzianka. Wzmianka o morderstwie i już ma ochotę zwiewać jak najdalej.- Zjedz coś, a ci przejdzie. To jest naprawdę smaczne.

- Nie... Ja... Nie jestem głodny- stwierdził brunet, kręcąc głową i dalej z panicznym strachem, wyglądając na ciemny i pusty korytarz. Prawdopodobnie oszczędzali prąd, bo raczej nie zamierzali włączać światła w tej części, póki nie pojawią się tutaj goście. Mówi się trudno. Tad nie narzekał. Półmrok mu wystarczał. Nie musiał aż tak dokładnie widzieć co jadł. Grunt, że było dobre.

To po jaką cholerę się tutaj ze mną wybrałeś?, zapytał w myślach Tad. Nie powiedział tego na głos, bo ten gość był na każde jego skienienie od czasów liceum i czasami się przydawał. Nie chciał go doszczętnie do siebie zrazić, ale w przyszłości chyba ograniczyć z nim kontakt. Na kimś takim nie można było polegać.

- Twoja strata- rzucił Tad w dalszym ciągu beztrosko zajadając się przygotowanymi daniami. Kumpel również przyszedł tutaj z dziewczyną. Właściwie ich dziewczyny były dobrymi koleżankami, wpadły na pomysł, żeby pójść na "najważniejsze wydarzenie modowe w tym roku" i tak oto tutaj wylądowali.

- Chyba... Powinniśmy stąd iść. Wydaje mi się, że... Ktoś tutaj idzie- powiedział z wyraźnym niepokojem brunet. Tad już powoli zaczynam tracić cierpliwość.

- Wyluzuj. Nawet jeśli to ktoś z ochrony, to grzecznie przeprosimy i wrócimy na pokaz. Nie wyrzucą nas za zjedzenie odrobiny przekąsek.

Przynajmniej Katie nie będzie mogła narzekać, że zachowuje się jakby jedzenia na oczy nie widział, pomyślał Tad. Teraz się naje, a w jej towarzystwie będzie jadł jedynie symbolicznie. Tak. To był świetny plan. Nie dość, że on będzie zadowolony, to jeszcze u niej zapunktuje.

- Ktoś naprawdę tutaj idzie. Ten cień... On się poruszył- stwierdził brunet, wskazując na coś w ciemnym korytarzu. W jego głosie pobrzmiewała panika. Co za tchórzliwy idiota.

- Tak, na pewno ktoś właśnie się tutaj skrada- odparował Tad z powątpieniem. Gdyby ktoś tutaj szedł, z pewnością by tę osobę usłyszeli. Ochrona się nie skrada. Jego kumpe był przewrażliwiony.- Może kolejna osoba chce dorwać się do jedzenia zanim przyjdą tłumy.

- Mówię serio. Tam... Ktoś był- wyjąkał brunet, wskazując na korytarz. Obecnie rozglądał się tak jakby zgubił ten rzekomo skradający się cień.- A jeśli to morderca?

Tad tym razem parsknął śmiechem. Tego było już za wiele. Jego kumpel rzeczywiście trząsł portkami ze względu na te ostatnie morderstwa i brzmiał jakby był święcie przekonany, że w tym korytarzu czai się za zabójca.

- A ja jestem świętym Mikołajem. Co roku na święta zapuszczam brodę, wyciągam sanie z garażu i pożyczam renifery, żeby dostarczać dzieciom prezenty przez komin. No i zjadam ciasteczka zostawione przy kominku. Nie wygłupiaj się.

Kiedy Tad nie usłyszał żadnej strachliwej odpowiedzi, odwrócił się w kierunku bruneta, a przynajmniej miejsca, w którym jeszcze przed momentem był. Hmm, dziwne, pomyślał, nie dostrzegając strachliwego kompana.

- Gdzie jesteś?- rzucił w przestrzeń przekonany, że ten sobie z niego robi żarty. Pewnie ukrył się, żeby na niego wyskoczyć po drodze i go przestraszyć. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? Cały ten strach był jedynie szopką, żeby finalnie go przestraszyć. To było takie oczywiste, a on wcześniej się tego nie domyślił.- No dobra, przepraszam. Wygrałeś. Możemy wracać do naszych dziewczyn. Pewnie zastanawiają się gdzie nas wcięło.

Tad nie usłyszał żadnej odpowiedzi. W ogóle nie słyszał żadnego odgłosu poza tymi odległymi dochodzącymi z pokazu, które były mocno zniekształcone i ciche. W końcu roznosiły się echem po w większości pustych korytarzach.

Blondyn ledwie zdążył wyjrzeć na korytarz, a ujrzał przerażający widok. Jego kumpel leżał w kałuży krwi, trzymając się za szyję, z której wręcz tryskały ogromne ilości krwi. W jego oczach było czyste przerażenie. Tad natychmiast kucnął koło niego, nie wiedząc co powinien zrobić.

- Hej, wyjdziesz z tego. Słyszysz mnie? Nie odpływaj. Kto ci to zrobił?- pytał Tad, kompletnie przerażony i skołowany. Zdjął marynarkę i przyłożył ją do rany na szyi bruneta. Nie przejmował się tym, że pobrudzi, a nawet zniszczy sobie nową marynarkę. Miał to gdzieś.- Skup się na chwilę. Kto ci to zrobił?

Tad zaczynał panikować. Jak miał wezwać pomoc?! Telefon został w torebce jego dziewczyny i był razem z nią na pokazie. Mógł go tutaj w ogóle zostawić?! Gdzie podział się sprawca?!

W tym momencie zauważył, że jego kumpel próbował coś powiedzieć, mimo że niemal się przy tym krztusił. Tad pochylił się nad nim jeszcze bardziej, próbując cokolwiek usłyszeć. Zobaczył rozszerzające się z przerażenia źrenice kumpla, a potem poczuł silne uderzenie w głowę i nastała ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro