Rozdział 2
Brunetka wróciła do recepcji z dwoma kawami w papierowych kubkach. Z ulgą odłożyła gorące kubki na blat recepcji. Była w szoku, że zdołała je w ogóle donieść i nie upuścić po drodze. Po takich rewelacjach?! Czuła się wyjątkowo dziwnie i choć ciałem niezmiennie była w domu mody, tak jej myśli odpływały w zupełnie innym kierunku. Ciągle nie potrafiła uwierzyć, że Lisa nie żyła i do tego została zamordowana. Dlaczego i kto to zrobił?! Jeszcze nigdy nie zetknęła się z taką sytuacją, żeby zamordowano kogoś, kogo znała!
- Nareszcie. Chcesz, żebym tutaj usnęła?- spytała Mac, zerkając na podpisy na kubkach, żeby zorientować się, która kawa należała do niej.- Strasznie długo ci to zajęło. Znowu ekspres się zaciął czy szukałaś Theo po całym budynku?
Mackenzie nie miała pojęcia o tym co się stało. Nie wiedziała o Lisie. Jak Joy miała przekazać jej te wieści? W każdej możliwej konfiguracji to brzmiało okropnie.
- Nie dlatego tak długo mi to zajęło- wydusiła z siebie po chwili brunetka. Rudowłosa ponagliła ją ruchem dłoni. Mac nie należała do osób cierpliwych.- Lisa została zamordowana. Dowiedziałam się tego w kawiarni.
Wyraz twarzy Mac diametralnie uległ zmianie. Rudowłosa zamrugała powiekami jakby chciała obudzić się ze złego snu. Niestety, to była rzeczywistość.
- Mówisz poważnie? Nie wkręcasz mnie? Wiesz, że to byłby wyjątkowo kiepski żart, no nie?
Pomimo tych pytań, Mac wiedziała, że Joy nigdy nie robiłaby sobie żartów z czegoś takiego. Dużo w pracy żartowały. Na przykład z rzucanych przez Claya "zaklęć", humorów Theo czy wyjątkowo snobistycznego zachowania niektórych pracowników. Jednak Clarke nigdy nie żartowałaby z czyjejś śmierci. Znała granice.
- Chciałabym, żeby to był żart- odparła Joy, po czym streściła przyjaciółce wszystko, co wydarzyło się przy barze po jej wejściu do kawiarni. Mac słuchała jej uważnie z szokiem wypisanym na twarzy i dłonią zakrywającą usta.
- Nie wierzę. Morderstwo? Biedna Lisa. Kto mógł jej zrobić coś takiego? Była najniewinniejszym stworzeniem pod słońcem.
Joyce wzruszyła ramionami. Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Rzeczywiście Lisa była dość urocza, spokojna, nawet lekko nieśmiała i niedawno ukończyła naukę na uniwersytecie. Studiowała marketing. Z tego co było jej wiadomo zajmowała się PR-em Luciano. Dom mody był jej pierwszą poważną pracą, nie licząc głównie pracy w weekendy podczas studiów. Jako jedna z niewielu osób naprawdę poważnie traktowała swoje obowiązki. Zawsze starała się wyjść z inicjatywą i dać z siebie wszystko, co prezentowało się nieco komicznie w porównaniu z jej dziecięcym wyglądem i nieśmiałością. Przez otoczenie była odbierana trochę jakby na siłę chciała się przypodobać i udowodnić, że jest lepsza, a wcale tak nie było. Ona raczej starała się dotrzymać kroku innym. Część z tego Joy sama zdołała zaobserwować podczas nielicznych sytuacji, gdy miała do czynienia z Lisą, a resztę opowiedziała jej Mac.
- East River mówisz? To całkiem blisko. Myślisz, że w okolicy grasuje jakiś seryjny morderca?
Joy obrzuciła przyjaciółkę zaskoczonym spojrzeniem. Jak Mac mogła w ogóle coś takiego sugerować?! Cokolwiek przydarzyło się Lisie to był jednorazowy przypadek.
- Daisy nic więcej nie powiedziała, ale skąd ci to przyszło do głowy? Jasne, że nie. Oby szybko złapano tego kto to zrobił.
- Tak, jeśli ktokolwiek mógł zabić Lisę, to musi być prawdziwym sukinsynem. Ona nie skrzywdziłaby muchy- zgodziła się z nią Mac, kręcąc głową z dezaprobatą.- I co? Znalazłaś Theo? Szukałaś go w ogóle? Jaki ma dzisiaj nastrój? Wie o Lisie?
Joy wzruszyła ramionami. Nie miała bladego pojęcia czy wiedział o morderstwie. Być może plotki już do niego dotarły, ale nie sposób tego potwierdzić.
- Nie zastałam go w pracowni.
Mac zmarszczyła lekko brwi. Ciężko powiedzieć, jak zareaguje na to główna dusza artystyczna Luciano. Czy odnajdzie w tej tragedii inspirację czy blokadę twórczą? Z nim nigdy nic nie wiadomo. Nagle rudowłosa poderwała się, żeby wziąć telefon. Szybko zaczęła coś wpisywać jakby pomysł, który przyszedł jej do głowy nie mógł czekać ani chwili dłużej. Skrzywiła się jakby zjadła cytrynę.
- W internecie nie ma żadnych informacji. Ani na stronie Skylight, ani w Timesie. Kompletnie nic. Nie sądzisz, że to dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności? Morderstwo całkiem blisko centrum.
- Fakt, to trochę dziwne- zgodziła się z nią Joy. Kiedy wypłynął już temat Theo, mimowolnie przypomniała sobie kogo zastała w jego pracowni. Milo. Zazwyczaj jej przyjaciółka chciała wiedzieć wszystko. Poza tym znała więcej osób niż ona. Joy miała wrażenie, że nawet gdyby jedynie przelotnie mijała tego faceta w firmie, na pewno by go zapamiętała. Musiał być nowy. Nie widziała innego wyjaśnienia. Chociaż z drugiej strony czy rzeczywiście miała ochotę wysłuchiwać pytań przyjaciółki, dlaczego nie umówiła się z Milo od razu na randkę? Nie, to zdecydowanie nie był odpowiedni moment. Zamordowano ich koleżankę z pracy. Jak nisko upadła, żeby w takich okolicznościach myśleć o facecie?
Ledwie zdążyły w spokoju wypić kawę, a zza rogu wyłonił się Clayton. Czy ten koleś naprawdę nie miał co robić tylko krążyć po budynku i co chwilę mieć do nich pretensje o byle co?
- Świetnie. Nic specjalnego nie robicie. Dalej się obijacie- ocenił blondyn, obrzucając kubki po kawie zdegustowanym spojrzeniem.- Za mną. Akurat potrzebuję kogoś do pewnego zadania. Nadacie się chyba.
Joy wymieniła z przyjaciółką pełne niezadowolenia spojrzenie. Nie żeby miała coś przeciwko temu zadaniu, które znając tutejsze standardy mogło być wszystkim. Chodziło bardziej o to w jaki sposób Clay im to zakomunikował. Jakby picie kawy w trakcie pracy było zbrodnią. Jeszcze to jego pełne wątpliwości "chyba" na końcu. Nie ma to jak wiara w swoich pracowników.
Clayton zaprowadził je do pierwszej pustej napotkanej pracowni. Ciekawe co było na tyle ważne, żeby nie mógł im tego powiedzieć przy recepcji. Zazwyczaj komunikował im swoje polecenia od razu, nie przejmując się czy ktoś to słyszał czy nie. Z reguły nie obchodziło go co uważali na jego temat inni. Obchodził go jedynie dom mody.
- Szukałam Theo. Nie zastałam go w pracowni, ale poprosiłam takiego jednego modela, żeby przekazał mu, że go szukasz- poinformowała Joy.
- Dobrze, chociaż nie przypominam sobie, żeby Theo miał dzisiaj zaplanowane przymiarki- rzucił blondyn, po czym wykonał ruch ręką jakby odganiał natrętną muchę. Plany, a realizacja w tej firmie znacząco się różniły i były bardzo elastyczne, o czym doskonale wiedział.- Zresztą, nie ważne. Na pewno słyszałyście, co się stało. Mam rację?
- Chodzi o Lisę? To okropne- odpowiedziała Mac. Jej spojrzenie na moment stało się nieobecne jakby się zamyśliła. Zaraz potem na jej twarzy ponownie zagościł lekki uśmiech.
- I tak i nie- odparł enigmatycznie Clay.- Oczywiście to okropna tragedia. Podobno to morderstwo. Wiem na ten temat równie mało co wy na chwilę obecną. Na polecenia szefa musicie dowiedzieć się więcej. Co się stało i czy mają jakichś podejrzanych z Luciano. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Postarajcie się po prostu. To ważne.
Clarke aż uniosła brwi z zaskoczenia. To się działo naprawdę? Czy Clay właśnie poprosił ją i Mac, żeby dowiedziały się, co przydarzyło się ich koleżance Lisie? Przecież to robota dla policji, a nie dla sekretarek z firmy modowej! Jak niby miały to zrobić?! Pójść na policję i powiedzieć "szef kazał nam dowiedzieć się czy podejrzewacie kogoś z Luciano o morderstwo Lisy"?! Przecież to się nie uda! To nie miało prawa się udać.
- Niestety sam fakt morderstwa to nie wszystko. Właściwie jeszcze bardziej martwi mnie miejsce, w którym do niego doszło. Przy East River. Za chwilę podam wam dokładny adres. Chcieliśmy tam zorganizować pokaz w plenerze. Załatwiliśmy już wszystkie niezbędne pozwolenia, a tu nagle coś takiego... Dowiedzcie się czy pokaz jest ciągle aktualny, chociaż jeszcze nie wiem jak zareaguje PR na taką rewelację... W każdym razie dowiedzcie się, kiedy zdejmą taśmy policyjne i wszystko sprzątną. Cholera. Nowa kolekcja Luciano nie może kojarzyć się z trupem, z całym szacunkiem dla Lisy rzecz jasna. Śmierć w tym momencie i miejscu bynajmniej nie jest nam na rękę. Jakieś pytania?
Joy ciągle przyswajała fakty. Luciano ciągle zastanawiało się nad zorganizowaniem pokazu mody w miejscu, gdzie znaleziono zwłoki jednej z pracowniczek? Jakoś jej to nie pasowało. Takie zachowanie nie wydawało jej się... Stosowne, już pomijając absurdalność sytuacji, że miałyby bawić się w detektywów. Już widziała jak wszyscy chętnie odpowiadają im na pytanie związane z toczącym się aktualnie śledztwem... Policjanci nie rozpowiadali takich informacji na prawo i lewo, co nie?
- Czyli możemy wyjść teraz z firmy i od razu się tym zająć?- zapytała Mac, czym zasłużyła sobie na zdumione spojrzenie przyjaciółki.
- Nawet powinnyście tak zrobić. Jak tylko będziecie coś wiedzieć, dzwońcie do mnie. Tylko proszę, nie spieprzcie tego. To bardzo ważne. Chodzi o nową kolekcję Theo. To miało być wielkie wydarzenie i nie bez powodu miało być zorganizowane akurat nad wodą. Nie zwiedźcie mnie i całego Luciano, a przede wszystkim szefa, który może nie być w stosunku do was zbytnio wyrozumiały. Takie spóźnianie się do pracy...
Po prostu świetnie, pomyślała z sarkazmem Joy. Clay jednocześnie prosił je o pomoc, wydał polecenie służbowe i zagroził, że powie szefowi o ich spóźnieniu. Brunetka nie zdążyła nawet otworzyć ust. Z odpowiedzią za je obie pośpieszyła Mac i to nie była odpowiedź, na jaką zdecydowałaby się Joy.
- Spokojnie, zajmiemy się tym. Będziemy w kontakcie.
Clarke spiorunowała przyjaciółkę spojrzeniem, czym Mac absolutnie się nie przejęła. Pociągnęła ją lekko w kierunku drzwi.
- Co ty wyprawiasz?- syknęła Joy, gdy znalazły się za drzwiami. Clayton wydawał się zadowolony z załatwionego spotkania i pogrążył się w rozmowie telefonicznej, ponownie je ignorując.
- Załatwiłam nam wyjście z firmy w godzinach pracy. To prawie jak wolne. Wystarczy, że zapytamy o to miejsce pokazu. Możemy spróbować dowiedzieć się czegoś o Lisie, ale wątpię czy policja cokolwiek nam powie. Clay będzie musiał jakoś pogodzić się z tym faktem czy mu się to podoba czy nie- odparła Mackenzie z zadowoleniem.
Joy nie wiedziała czy powinna podziwiać przyjaciółkę za jej lekkie podejście czy wręcz przeciwnie, zacząć się o nią martwić.
- Aż tak bardzo nie masz ochoty siedzieć w Luciano?
- Dawno nie byłam w galerii- niejako potwierdziła rudowłosa. Rzeczywiście ostatnio miały sporo pracy przez zbliżający się termin pokazu nowej kolekcji Theo. Tak właśnie wyglądała praca w domu mody. Mieli okresy luźniejsze, kiedy większość czasu się obijali, a były również momenty, gdy trzeba było wszystko dopiąć na ostatni guzik i w efekcie naprawdę długo przesiadywały w firmie.- A przy okazji mamy pretekst, żeby dowiedzieć się, co przydarzyło się Lisie. Na pewno jesteś ciekawa.
Brunetka ani nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła. W pewnym stopniu ciężko było się z tym nie zgodzić. Kto na jej miejscu nie zastanawiałby, co się stało z dwudziestoparoletnią pełną życia kobietą? Choć z drugiej strony, wydawała się ostatnią osobą, która powinna mieszać się w tę sytuację.
- Może trochę- przyznała z ociąganiem Clarke, czym wywołała triumfalny okrzyk przyjaciółki.- Ale zrobimy to po mojemu. Najpierw obowiązki, a później galeria.
Mac od razu się zgodziła.
*****
Zadanie powierzone im przez Claya wydawało się ciekawe i niezbyt wymagające, ale okazało się znacznie trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Natychmiast pojechały w miejsce wskazane przez Claya przy East River. Większość drogi metrem upłynęła im na dyskusji dotyczącej tego, co potencjalnie mogły tam zastać.
- Myślisz, że zobaczymy tam trupa?- spekulowała po drodze Mac. Wydawała się podekscytowana i lekko przestraszona jednocześnie wspomnianą przez nią perspektywą.
Joy wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłyby tam zobaczyć Lisę... Prawdopodobnie w dość kiepskim stanie i jeszcze... Martwą.
- Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że nie. Wolałabym nie widzieć jej w takim stanie.
Najlepiej nikogo w takim stanie, dodała w myślach brunetka. Do tej pory nie widziała trupów i było jej z tym faktem dobrze. Nie potrzebowała takich emocji.
- Myślisz, że poproszą nas o identyfikację, pójdziemy do kostnicy i no wiesz, zobaczymy ją na stole sekcyjnym?- kontynuowała rudowłosa tym samym tonem, co wcześniej.
- Naoglądałaś się za dużo filmów kryminalnych- stwierdziła Clarke. W głębi duszy miała nadzieję, że to się nie wydarzy. Dopiero po chwili przypomniała sobie o fakcie, który niejako ratował ich od takiego ewentualnego rozwiązania. Czy Joy nie wspominała, że kompletnie nie znała się na pracy policji? Nie miała pojęcia czy mogłyby zostać poproszone o coś takiego, a może identyfikacja była zarezerwowana tylko dla członków rodziny, chociaż dla nich ten widok byłby sto razy gorszy?- Skoro do Luciano dotarły plotki o śmierci Lisy, to znaczy, że ktoś już ją rozpoznał.
- Faktycznie.
W taki oto sposób minęła im droga. Mac rzucała wyimaginowane, rodem wzięte z seriali scenariusze, a Joy z każdą chwilą miała coraz więcej obaw. Choć obaliła większość absurdalnych pomysłów przyjaciółki, powoli zaczęły ją nachodzić myśli czy aby rzeczywiście były to jedynie nieprawdopodobne sytuacje. A jeśli jednak Mac miała rację? Jak tak dalej pójdzie, to dostanie przez nią paranoję albo uwierzy w istnienie ukrytego w Luciano seryjnego zabójcy, który zacznie polowanie na pracowników domu mody.
Przy East River rzeczywiście zastały radiowóz policyjny, furgonetki prawdopodobnie należące do techników i słynną żółtą taśmę. Nie zastały jedynie powodu dla całego tego zbiorowiska. Zwłoki Lisy zostały już zabrane, dzięki czemu Joy mogła odetchnąć z ulgą. Nie musiała widzieć tego na własne oczy.
Przez chwilę kręciły się z Mac w bezpiecznej odległości, aczkolwiek obserwując działania techników. Zastanawiały się do kogo podejść i zapytać o pokaz. Powinny wybrać policjanta, ale czy ktoś taki rzeczywiście będzie chciał rozmawiać z nimi o śledztwie? Mało prawdopodobne.
- A co sądzisz o tamtej techniczce?- zapytała Joy, skinąwszy głową w odpowiednim kierunku. Wyglądała na niewiele starszą od nich. Była szatynką i zdawała się mieć wyjątkowo nieadekwatny nastrój do sytuacji. Wręcz tryskała energią i z ciekawością przyglądała się zebranym próbkom. Do tego była ubrana w długą niemal do kolan pastelowo niebieską bluzę i sportowe legginsy.
- Ciężko powiedzieć. Ma mega dobry nastrój jak na... Miejsce zbrodni, więc albo jest pasjonatką albo ma zapędy psychopatyczne, ewentualnie jest naćpana. Chociaż ta trzecia możliwość nie wyklucza poprzednich. Tak czy siak, warto spróbować. Inni nie wyglądają tak przyjaźnie i chętnie do rozmowy- wzruszyła ramionami rudowłosa.
Joy i Mac poczekały aż techniczka wyjdzie zza taśmy i trochę oddali się od policjantów, a następnie do niej podeszły. Teraz albo nigdy, pomyślała Joy.
- Hej, nazywam się Joyce, ale możesz mówić do mnie Joy, a to jest Mackenzie...
- Możesz mówić do mnie Mac- wtrąciła się jej przyjaciółka, po czym zgrabnie przejęła temat. Właściwie mogły wcześniej ustalić która i co dokładnie mówi, ale za długo debatowały na temat tego, kogo zagadać.- Pracujemy w domu mody o nazwie Luciano. Musiałaś o nim słyszeć.
Techniczka również się przedstawiła, chociaż wydawała się nieco zaskoczona tą "przypadkową" integracją. Pewnie sama się domyśliła, że to spotkanie wcale nie było przypadkowe i czegoś od niej chciały.
- Owszem, słyszałam tę nazwę dzisiaj. Jesteście koleżankami z pracy ofiary?- spytała Lindsay, uśmiechając się pogodnie jakby to było najzwyklejsze pytanie pod słońcem, a ona wcale nie była zdziwiona, że ją zagadnęły.
- Eee... Tak- odpowiedziała zdziwiona Mackenzie.
Clarke wpadła na dość ryzykowny pomysł, ale nic innego nie przychodziło jej do głowy. Lindsay Graham od razu ich przejrzała. Joy postanowiła postawić na szczerość.
- Będę z tobą szczera, Lindsay- zaczęła brunetka.- Nasz szef chciał zorganizować pokaz mniej więcej tutaj. To znaczy, chyba na wodzie, ale tuż obok gdzie... Znaleźliście Lisę. Jak szybko to będzie możliwe? Na jak długo policja zamierza wyłączyć ten kawałek z użytku? Mogłabyś nam to powiedzieć?
Techniczka uniosła lekko brwi.
- Myślałam, że będziecie pytać o śledztwo, postępy, podejrzanych... Tego nie mogłabym wam powiedzieć. Zresztą, póki co i tak niewiele wiadomo. Policja chce sprawdzić jeszcze rzekę, więc powiedziałabym, że zajmie im to trzy, może cztery dni. Potem ten fragment wróci do użytku publicznego.
Joy podziękowała Lindsay, po czym pożegnały się i odeszły na bok. Tym razem to Mac przystanęła w miejscu, nie zgadzając się ze słowami przyjaciółki.
- Nie dowiedziałyśmy się nic o Lisie- zauważyła blondynka.- Nie możemy tak po prostu odejść...
- Słyszałaś Lindsay. I tak nic by nam nie powiedziała i przytoczę dokładny cytat "niewiele wiadomo". Poza tym to robota dla policji, a nie dla nas. Zrobiłyśmy to o co prosił Clay. Nic tu po nas. To co, idziemy do tej galerii?
Mac wydawała się tylko odrobinę niezadowolona z faktu, że Joy odebrała jej możliwość zaspokojenia swojej wiecznie nienasyconej ciekawości. Zaraz potem zaczęła opowiadać o wyprzedażach, o których słyszała i wymieniła kilka sklepów, do których koniecznie musiały zajrzeć. Brunetka nie miała nic przeciwko. Chętnie oddaliła się od miejsca zbrodni i dużej krwawej plamy widniejącej na betonowym brzegu przy East River. To przerażające myśleć, że w tym miejscu zginęła jej koleżanka z pracy.
*****
Corrie Martin wiedziała, że nic tutaj po niej. Powinna wracać na komisariat razem ze swoim nowym partnerem tylko i wyłącznie służbowym. Aczkolwiek postanowiła poczekać jeszcze i wymienić spostrzeżenia z jedyną osobą, której ufała w stu procentach. Podeszła do szeroko uśmiechniętej techniczki.
Na początku ich znajomości zastanawiała się, co było z nią nie tak. Żeby mieć tak dobry humor na miejscu zbrodni? Wydawało jej się to nieprawdopodobne, chociaż sama już dawno przywykła do mniej lub bardziej drastycznych scenerii. Jednak później Lindsay zyskała w jej oczach. Po prostu kochała swoją pracę i niezmiernie fascynujące było dla niej odkrywanie, co rzeczywiście wydarzyło się w danym miejscu lub co spotkało ofiarę. Wcale nie chodziło o chore zainteresowanie trupami, przemocą i tym podobnymi kwestiami.
Zabawne było to, że poznała Graham dzięki wspólnemu znajomemu, którego szczerze nie znosiła. Ona, bo Lindsay i James świetnie się dogadywali. Razem z Jamesem Fosterem prowadzili skomplikowane śledztwo w sprawie Artysty. Techniczka pomagała im w trakcie i w pewnym momencie Corrie uświadomiła sobie, że znalazła kogoś na miarę przyjaciółki. Biorąc pod uwagę jej trudny charakter i niezdiagnozowany aczkolwiek obecny w jej życiu pracoholizm, to było sporo. Od tamtej pory regularnie utrzymywały kontakt.
- Kim one są?- spytała Corrie. Widziała jak Graham rozmawiała z dwoma młodymi kobietami, które kręciły się wokół miejsca zbrodni od dłuższej chwili.- Dziennikarki? Czyżby Times zwęszył temat?
- No widzisz, to ciekawa sprawa. Też myślałam, że chcą dowiedzieć się czegoś o samej zbrodni. Oczywiście nic bym im nie powiedziała, ale je interesowało co innego. Pracują w tym samym domu mody co ofiara. Szybko rozchodzą się te informacje, co nie? W każdym razie, wysłał je szef, żeby dowiedziały się kiedy będzie można zorganizować tutaj pokaz.
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi. Zastanawiała się czy dobrze słyszała, a jednak nigdy nie miała problemów ze słuchem.
- Jaja sobie robisz? Tutaj jako... Co?
Lindsay zakreśliła dłonią łuk w powietrzu, wskazując na miejsce, gdzie jeszcze godzinę temu znajdowały się zwłoki niejakiej Lisy Ferny. To było dla Corrie zaskoczeniem. Niemałym. Była przyzwyczajona do niejakiego znieczulenia w sprawie morderstw. Jej to nie ruszało, chociaż oczywiście darzyła ofiary szacunkiem. Niezmiennie uważała, że nie zasługiwały na taki koniec. Za to kompletnie nie spodziewała się podobnego, zdaniem niektórych bezdusznego, podejścia po domu mody.
- Na wodzie albo na lądzie. Nie wiem, ale tak, planowali zorganizować pokaz gdzieś tutaj i nie zmienili zdania.
- Nieźle- skwitowała Martin. Zastanawiała się czy szef domu mody byłby tego samego zdania, gdyby widział na własne oczy miejsce zbrodni. Było ono dość nietypowe, nawiasem mówiąc. Ktokolwiek to wymyślił musiał być naprawdę mocno popieprzony.
Lisa Ferny wisiała powieszona na lampie ulicznej, a właściwie jej ciało zwisało dobre pół metra poniżej latarni, na której zawiązano sznur. Był to naprawdę mocny, gruby sznur owinięty wokół szyi ofiary związany w charakterystyczny wisielczy sposób. Denatka była częściowo zanurzona w wodzie, tak prawie do pasa. Niestety, zanim ją znaleziono do akcji wkroczyły siły natury. Po pierwsze, nogi zanurzone w wodzie rozkładały się wolniej niż pozostawione poza wodą części, które od rana były narażone na nadmierną ekspozycję promieni słonecznych. Po drugie, tkanki mimo wolniejszego procesu rozkładu, zostały nadgryzione przez ryby. Palce rąk lekko wystające nad wodą również. Jednak to ptaki dokończył dzieła i wydziobały denatce oczy.
Podsumowując, widok był makabryczny i dla większości ludzi absolutnie przerażający. Mógłby prześladować do końca życia w koszmarach. W każdym razie, Corrie nie była tym wstrząśnięta. Widziała sporo trupów w różnym stadiach rozkładu w swojej policyjnej karierze. Jeden więcej nie robił na niej wrażenia. Za to właściciel domu mody pewnie momentalnie zrezygnowałby z pomysłu organizowania w tym miejscu pokazu. Tego była pewna, ale z racji obowiązujących przepisów nie mogła pokazać mu nawet zdjęć.
- Myślisz, że coś będzie z zebranych śladów i próbek?- zapytała Corrie, nieznacznie zmieniając temat. W końcu to ona miała prowadzić śledztwo w sprawie morderstwa, a że już miała za sobą staż w policji, po raz pierwszy zostanie potraktowana na serio. Miała wręcz nieprawdopodobne szczęście, że trafiła na morderstwo.
Lindsay wzruszyła ramionami.
- Jak by to powiedzieć? Na moje oko szanse są naprawdę niewielkie, minimalne, praktycznie znikome. To miejsce publiczne, więc przewinęło się tutaj mnóstwo ludzi. Śmiem twierdzić też, że dawno tutaj nie sprzątano, więc lista potencjalnych właścicieli włókien, włosów czy czegokolwiek innego może być długa. Narzędzia zbrodni również nie udało się znaleźć, chociaż ofiara zginęła niewątpliwie w tym miejscu- mówiąc to Lindsay skinęła głową w kierunku ogromnej krwawej plamy zdobiącej chodnik.- Już po samej utracie takiej ilości krwi denatka miała dosłownie kilka minut zanim doszło do niedotlenienia mózgu.
Techniczka przesunęła palcem po szyi. Corrie pokiwała głową utkwiwszy wzrok w krawej plamie. Wiedziała, że gest techniczki nie był dosłowny. Tętnica szyjna denatki była nienaruszona. Sznur jedynie trochę podrażnił skórę z zewnątrz. Nic ponadto.
Martin zerknęła na zbiornik wodny. Jego obecność bynajmniej im nie pomagała. Może właśnie dlatego nie znaleźli narzędzia zbrodni, bo zostało wrzucone do wody? Jeśli tak było, to nie mieli żadnych odcisków palców. Równie dobrze mogliby wrzucić do foliowej torebki pierwszy lepszy świeżo kupiony nóż. Efekt byłby identyczny. Gówno by im to dało.
- Dzięki, Lindsay. Powiedz mi jeszcze jedno. Słyszałaś o Albercie Lopezie? Mam z nim współpracować i byłabym wdzięczna za jakiekolwiek informacje na jego temat.
Szatynka pokręciła przecząco głową.
- Niestety nie. To ktoś młody czy może przeniósł się z innego komisariatu? Do tej pory o nim nie słyszałam.
- Przeniósł się.
Corrie była bardzo ciekawa co skłoniło tego policjanta do przeniesienia się. Instynkt podpowiadał jej, że coś było na rzeczy. Nikt ot tak nie przenosił się z nudy do innego miasta. Nie pamiętała konkretnej nazwy, ale Lopez nie pochodził z zadupia.
Jednej rzeczy Martin nauczyła się dzięki współpracy z agentką Larą Cross. Krótkiej aczkolwiek bardzo efektywnej współpracy, bo finalnie schwytali Artystę i osobę, która mu pomagała, jednocześnie go kryjąc. Jeśli zdobędzie haka na swojego nowego współpracownika, będzie miała władzę i to ona będzie decydować o dalszych działaniach. Nie zostanie zlekceważona.
- To może zadzwoń do Jamesa? Może on będzie coś wiedział?- zasugerowała Lindsay.
Corrie nie odpowiedziała. Musiała się poważnie zastanowić czy rzeczywiście chciała z nim rozmawiać. Nie przepadała za Jamesem i to się nie zmieniło.
*****
Corrie dotarła na komisariat, gdzie miała spotkać się ze współprowadzącym śledztwo policjantem. Była niezmiernie ciekawa z kim przyjdzie jej pracować. Czy Lopez osiągnie poziom upierdliwości Jamesa, a może będzie gorzej lub lepiej? A może powinna skontaktować się z agentką specjalną Cross, żeby zdobyć haka? Ona na pewno by ją zrozumiała i jej pomogła. W końcu uznała, że później do niej zadzwoni. Na razie miała sporo pracy i musiała poznać tego Alberta.
Ciemnowłosa weszła do gabinetu, który tymczasowo miała z nim dzielić. Lopez siedział przy biurku. Był wysoki, miał szerokie barki, a jego sylwetka wskazywała na wiele godzin spędzonych na siłowni. Pomimo takiego wyglądu, nie wydawał się ani odrobinę groźny czy cyniczny lub złośliwy. Na jej widok od razu wstał z miejsca, podszedł do niej i przedstawił się.
- Jestem Albert Lopez i mam nadzieję na owocną współpracę- powiedział blondyn, wyciągając do niej dłoń i jeszcze, co było dla niej zaskakujące, uśmiechał się.
- Corinne Martin. Nie próbuj zwracać się do mnie pełnym imieniem. Dla ciebie jestem Corrie i radzę ci to zapamiętać dla twojego bezpieczeństwa. No i też mam nadzieję na owocną współpracę.
Ciemnowłosa naprawdę starała się być miła, dlatego dorzuciła ten tekst o owocnej współpracy. Tak się składało z że uprzejmość nie leżała w jej naturze. Nie była przyzwyczajona do tego, że koledzy z pracy traktują ją poważnie. Większość uważała, że skoro jest kobietą i to jeszcze młodą, to na pewno nie jest dobrą policjantką. Niemal z automatu przyjmowała wojowniczy ton opiewający w dużą ilość przekleństw.
Lopez jednak wydawał się traktować ją jak równą sobie, co było dziwne. Dlatego w połowie wypowiedzi postanowiła spuścić z tonu i nie grozić mu śmiercią taką, że "nawet nie znajdą jego trupa", jeśli użyje jej pełnego imienia. No i ograniczyła przekleństwa, bo jeszcze nie przeklęła w jego obecności. Pytanie tylko jak długo to wytrzyma. Może powinna zapytać Lindsay o jakieś wskazówki? Ona dla wszystkich była uprzejma i miła.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, bo pozwoliłem sobie powiadomić rodzinę Lisy o jej zabójstwie. Telefonicznie oczywiście. Z pytaniami postanowiłem poczekać na ciebie.
Kolejna pozytywna niespodzianka, pomyślała Corrie. Dosłownie nienawidziła przekazywać rodzinie wieści o śmierci bliskiej osoby. Może współpraca z tym gliną nie będzie istną torturą? Tak czy siak, teraz mieli mnóstwo rzeczy do zrobienia. Rozmowy z rodziną, znajomymi, czekanie na wyniki sekcji, być może odwiedzenie patologa w tym celu i mnóstwo innych rzeczy.
Zapowiadał się długi, ale też całkiem ciekawy dzień w pracy, stwierdziła w myślach policjantka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro