Rozdział 19
Następnego dnia w pracy Joy nie potrafiła oderwać się od telefonu. Co chwilę odświeżała stronę Skylight w oczekiwaniu na nowy artykuł Sam. Nie potrafiła się na niczym skupić. Jej myśli cały czas odpływały w kierunku artykułu, mordercy i potencjalnych kłopotów, jakie ten tekst mógł wywołać. Zastanawiała się czy Adele również tak miała, ale nie mogła jej o to zapytać osobiście. Rozważała przez chwilę czy do niej nie zadzwonić, ale w międzyczasie stało się. Artykuł Samanthy Fox pojawił się na stronie redakcji i wywołał burzę.
Clarke szturchnęła lekko w ramię Mac. Bez słowa pokazała jej nagłówek nowego artykułu. Przyjaciółka już poprzedniego wieczoru usłyszała wszystkie rewelacje, dlatego nie rzuciła się na telefon, żeby przeczytać tekst.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że tyle mnie ominęło. Też chciałabym zwiedzić Skylight- mruknęła rudowłosa z rozczarowaniem. Co ciekawe, w żaden sposób nie skomentowała tego, że źródłem owych informacji był Jace.
Brunetka uniosła brwi.
- Serio? To zwykły sporych rozmiarów wieżowiec, w którym mieści się redakcja. Tam nie ma nic szczególnego- zauważyła Joy.- Pierwsze piętro jest reprezentatywne. Jeśli dotrzesz wyżej, możesz zobaczyć najzwyklejsze boksy, a później są elegancko umeblowane przestronne biura. Możesz tam zauważyć jawną niesprawiedliwość w umeblowaniu w zależności od stanowiska. No i jeszcze mają głośnego szefa, który wyżywa się na pracownikach. Sam dosłownie radziła nam uciekać, jeśli wyjdzie ze swojego biura.
- Mówisz tak, bo tam byłaś. Dlatego uważasz, że nie ma tam nic ciekawego. I tak chciałabym zobaczyć Skylight.
Brunetka przewróciła oczami. Nie miała ochoty ciągnąć tej dyskusji. Mac upierałaby się przy swoim, a ona przy swoim i do niczego by nie doszły. Joy starała skupić się na pracy, chociaż jej wzrok cały czas mimowolnie uciekał to na telefon to nieco wyżej, ponad ekran laptopa. Zupełnie jakby oczekiwała widocznych skutków artykułu. Zauważyła jedynie większe niż zwykle poruszenie i falę plotek, która stopniowo roznosiła się po budynku. Chociaż widziała jedynie skrawek tego zamieszania, domyślała się, że tak samo wyglądało to w pozostałych częściach Luciano.
Przyłapała się również na tym, że co chwilę zerkała w kierunku wejścia. Jakby w każdej chwili miała pojawić się policja. Chociaż nie zrobiła nic złego, czuła się jak kryminalistka. Myśląc policja, ciągle miała na myśli Corrie i Alberta. Nie potrafiła oswoić się z myślą, że Jace również był gliną. Pewnie dlatego że nigdy jej nie przesłuchiwał i do tej pory widziała go jedynie w wydaniu barmana. Ciężko było jej uwierzyć, że mógłby zadawać jej typowo policyjne pytania w profesjonalny zimny sposób. Ten obraz kłócił się z tym, co o nim do tej pory myślała.
- Idę po kawę- poinformowała brunetka. Miała nadzieję, że kofeina pomoże jej się skupić na tym, co robiła. Już trzeci raz zaczynała robić to samo zadanie. Za każdym razem szybko się rozpraszała i traciła wątek. Zdecydowanie nie nadawała się do takich akcji jak ta wczorajsza. Później nieustannie o tym myślała.
Świetnie, pomyślała z sarkazmem na widok kolejki do kawiarni. Nie mogła zrobić nic innego, jak stanąć na końcu tego długiego ogonka i słuchać dwóch plotkujących ze sobą modelek.
- Widziałaś artykuł?- spytała jedna drugiej z przejęciem. Ta przytaknęła.- Myślisz, że w Nowym Jorku grasuje seryjny morderca?
- Obawiam się, że tak. Juzu, to takie przerażające. Mam nadzieję, że policja szybko coś z tym zrobi. Zwłaszcza teraz, kiedy to wszystko wyciekło... Będą musieli uspokoić ludzi, prawda?
Clarke mimowolnie parsknęła śmiechem, przypominając sobie komentarz dziennikarki ze Skylight, czym zwróciła na siebie uwagę dwóch kobiet. Modelki odwróciły się w jej stronę. Nie o to jej chodziło.
- Coś cię śmieszy? Mówimy o poważnej sprawie- zwróciła uwagę jedna z nich, krzyżując ramiona na piersi. Ten pseudo poważny ton jeszcze bardziej rozbawił Joy. Te dwie nie miały pojęcia o czym mówiły. Mogłaby się założyć, że nie znały Lisy, nie były przesłuchiwane i z pewnością nie były związane z tą sprawą w choćby najmniejszym stopniu. Pomimo tego, chętnie się wypowiadały. Jednak tego Clarke nie zamierzała im mówić. Nie miała ochoty robić afery publicznie.
- Przepraszam, po prostu słyszałam, że policja nie może tego potraktować jako morderstw dokonanych przez seryjnego mordercę. Ten termin jest zarezerwowany dla zabójców co najmniej trzech ofiar- odparła Clarke.
Dokładnie to powiedziała im poprzedniego dnia Sam, która, jak to stwierdziła, przekonała się o tym fakcie dość dosadnie. Cokolwiek miała na myśli.
Od dalszej dyskusji uratował ją Milo. Ciemnoskóry podszedł do niej ze skruszoną miną, trzymając trzy kubki kawy na kartonowej podpórce. Zdecydowanie te trzy kubki nie były dla niego.
- Możemy chwilę porozmawiać? To dla ciebie i Mac- powiedział ciemnoskóry, wskazując głową na kubki.
Joy nie czuła się ani odrobinę gotowa na tę rozmowę, a jednak skinęła głową, chcąc oddalić się od plotkujących modelek. Po wyjściu z kawiarni wzięła dwa kubki, Milo pokazał jej które. Cały czas czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Miała wrażenie, że jeśli to zrobi, pęknie. Wybaczy mu i znowu będzie bezgranicznie naiwnie wierzyła we wszystko co jej powie.
- Dzięki za kawę- mruknęła sztywno.- Ale obawiam się, że nie mamy o czym rozmawiać.
Clarke odwróciła się, chcąc odejść, ale wtedy poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Czuła jakby przeszył ją prąd. Miała ochotę strzepnąć jego dłoń, odskoczyć do tyłu, ale nie mogła tego zrobić. Miała w rękach dwa gorące kubki kawy. Przez ułamek sekundy zastanawiała się czy aby przypadkiem tego nie zaplanował. Nie, zdecydowanie nie. Po prostu wiedział, o której przeważnie piły z Mac pierwszą kawę. Spotkanie w kawiarni było przypadkowe.
- Nie zgadzam się. Przepraszam. Jest mi cholernie przykro. Nie chciałem cię okłamywać- oznajmił ciemnoskóry, stanąwszy jej centralnie na drodze. Chciała iść, ale jej to uniemożliwiał. Nie chciała prowadzić tej rozmowy. Zwłaszcza, jeśli widziała smutek na jego twarzy. To bolało, bo wszystko co robił ciemnoskóry wydawało się takie szczere, a on przecież ją okłamał. Nie mogła mu ufać, chociaż jakaś jej część już się za nim stęskniła.
- Daj mi przejść...
- Nie, dopóki się nie wytłumaczę. Myślisz, że łatwo było mi ukrywać prawdę? Wcale nie. Chciałem ci powiedzieć, czym naprawdę zajmuje się Jace, ale on prosił o dyskrecję. Jako policjant działający incognito nie mógł pozwolić sobie na tak wielkie ryzyko spalenia całej akcji...
- Milo, ja naprawdę nie mam ochoty ani siły tego słuchać. Nie teraz, kiedy to wszystko się dzieje. Widziałeś artykuł? Gdzieś w okolicy być może jest seryjny morderca- przerwała mu Joy. Niejako wbrew sobie użyła terminu, który jeszcze chwilę temu uznała za niewłaściwy, aczkolwiek miała to obecnie gdzieś. Ten termin dodawał tej sytuacji dramatyzmu.- Nie potrafię wrócić do tego co było. Okłamywałeś mnie tak długo... Gdyby nie Adele, pewnie dalej byś to robił. Może i obiecałeś coś Jace'owi, ale myślałam, że jestem dla ciebie choć trochę ważniejsza. Że traktujesz nas poważnie, a teraz... Już w to nie wierzę.
Brunetka na moment spojrzała na twarz Milo. Widziała w jego oczach ból i smutek. Zraniła go. On ją też, więc niejako byli kwita, ale nie czuła z tego powodu ani grama satysfakcji. A podobno zemsta pomagała, co było bzdurą. Milo puścił ją, a ona odeszła. Nie padły żadne dodatkowe słowa. Chyba Joy mogła potraktować to jako koniec tego, co było pomiędzy nią a Milo. Ich związek zakończył się na dobre jeszcze zanim się rozpoczął. Od początku sądziła, że ta sytuacja była zbyt piękna, żeby była prawdziwa. To uczucie między nimi wydawało się zbyt idealne.
Joy wróciła do recepcji, gdzie po krótce streściła Mac rozmowę z Milo. Przyjaciółka wysłuchała jej uważnie, nie przyrywając jej ani niczego nie komentując, co było do niej niepodobne.
- Dlaczego jesteś tak cicho?- spytała w pewnym momencie Joy, marszcząc brwi. Nie wydawało jej się to normalne w przypadku przyjaciółki.
- Staram się być taktowna. Co mam powiedzieć? Zjebał na całej linii. Przeprosiny przeprosinami, ale to tylko słowa. Po fakcie każdy może być mądry.
Mac miała rację. Joy niechętnie wróciła do pracy. Starała się skupić na obowiązkach i nie myśleć o niczym innym, chociaż przez rozmowę z ciemnoskórym jej w tym nie pomogła.
Tymczasem do recepcji przyszedł Wolfie z telefonem w ręku i szokiem wypisanym na twarzy. Joy miała ochotę jęknąć z frustracji. Na serio?! Czy tego dnia w ogóle, przynajmniej na moment, uda jej się skupić?! Było zupełnie tak jakby świat postanowił sprzysiąc się przeciwko niej. Jak nie jej własne myśli, to znajomi z pracy skutecznie ją rozpraszali.
- Widziałyście artykuł na stronie Skylight?- odezwał się Wolfie.- To... Aż brakuje mi słów.
Joy i Mac wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Pierwszą reakcję miały już dawno za sobą. Wolfie z niezrozumieniem zmarszczył brwi, wodząc pomiędzy nimi zdziwionym spojrzeniem. Pewnie nurtowało go pytanie, skąd o tym wiedziały. Clarke czekało wytłumaczenie sytuacji i zapewne odpowiedzenie na dużą ilość pytań szatyna.
*****
Po powrocie z pracy brunetka miała ochotę jedynie położyć się na łóżku, zasnąć i obudzić się, kiedy wszelkie problemy się rozwiążą. Szkoda, że to nie było możliwe. Nie dość, że obowiązki służbowe szły jej bardzo mozolnie, to jeszcze w głowie miały taki sam mętlik jak wcześniej. W efekcie miała kiepski nastrój i zawalała przez to wszystko inne. Zajebiście, prawda?
Kiedy zerknęła na wyświetlacz, ujrzała połączenie przychodzące od Adele. Od razu odebrała. Tym razem nie miała żadnych obaw. Doskonale wiedziała w jakiej sprawie dzwoniła do niej czerwonowłosa.
- Jak sytuacja?- zapytała od razu brunetka.- Była u ciebie policja albo Jace? Wiedzą, że to my?
- Nie sądzę, żeby wiedzieli. Nikogo nie było, chociaż Jace próbował się do mnie dodzwonić. Nie odebrałam. Ostatnio zrobił się dość monotematyczny.
Clarke nie pytała się na czym owa monotematyczność polegała. Domyślała się, że Jace prosił o interwencję u Mac i może u niej. Dobrze, że Adele nie próbowała jej do niczego namawiać.
- Świetnie. Wiesz... Zrobiłyśmy dobrze i niczego nie żałuję, ale przez cały dzień obawiałam się, że zaraz wparuje do środka policja- wyznała Joy, czując ulgę, że mogła to z siebie wyrzucić. Czasami dobrze było porozmawiać z kimś, kto był w takiej samej sytuacji i doskonale cię rozumiał.
- Też tak miałam. Jak sytuacja w firmie?
- Tak jak zwykle. Plotki rozchodzą się z szybkością światła, a szczególnie tego rodzaju newsy... Claya dzisiaj nie widziałam. Panuje chaos przedpokazowy. Czyli mniej więcej po staremu.
Brunetka pomyślała, że może myliły się z Adele. Artykuł wcale nie wywołał jakichś ogromnych rewolucji. Co za różnica czy doszło do dwóch osobnych morderstw i gdzieś tam mieli dwóch różnych sprawców czy był tylko jeden, który dokonał dwóch zbrodni? Ofiary zginęły i nikt im życia nie przewróci. Policja na pewno prężnie działała, żeby złapać sprawcę. A cała reszta, zamieszana w śledztwo lub nie, żyła sobie dalej. Niezależnie od rodzaju tragedii, życie zawsze biegło dalej i choć mogło się wydawać, że stanęło w miejscu, nigdy tak nie było. Czas mijał nieubłaganie.
- Jeszcze raz dzięki, że zgodziłaś się mi pomóc wczoraj. Gdyby nie ty, nie wiem czy odważyłabym się pójść do Skylight.
Brunetka mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Milo, że tak mówiła, ale właściwie nie zrobiła nic wielkiego.
- Nie ma sprawy. To była ciekawa wycieczka, chociaż pewnie przez najbliższe miesiące będę słyszeć jak Mac będzie wypominać mi, że jej z nami nie było.
- Przepraszam.
- Nie przejmuj się tym. Poradzę sobie z Mac. Nie pierwszy i nie ostatni raz obraziła się na mnie za jakiś szczegół. Poza tym obraziła się to za duże określenie...
- Nie o tym mówię. To znaczy nie tylko o tym- przerwała jej nieśmiało Adele.- Jestem ci wdzięczna za pomoc. Jesteś cudowną osobą. Zasługujesz na wszystko co najlepsze i dlatego być może coś zasugerowałam kuzynowi pewne rozwiązanie. Pewnie niedługo dowiesz się o co chodzi. Do niczego cię nie namawiam. Po prostu to przeczytaj, tylko i aż tyle, a potem zrobisz co zechcesz.
Tymi słowami czerwonowłosa zakończyła połączenie. Joy zmarszczyła brwi. Czuła się zbita z tropu. O czym mówiła Adele? Co ma przeczytać?
W tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. To nie mógł być Milo, prawda? Może popadała w paranoję, ale dopiero co Adele mówiła o czymś, do czego namówiła kuzyna. Byleby tylko tutaj nie przyszedł. Już widziała go w firmie i to spotkanie było, lekko mówiąc, niezręczne. Nie chciała powtórki.
Po otwarciu drzwi w pewnym stopniu odetchnęła z ulgą. Nie było tam Milo. Zamiast tego za drzwiami stał kurier z kwiatami. Bukietem czerwonych róż, dokładnie mówiąc. Mimowolnie przypomniała sobie dyskusję z Milo na ten temat, podczas ich randki niespodzianki. Właściwie tylko dla niej ta randka była niespodzianką, bo ciemnoskóry nie chciał powiedzieć jej dokąd pójdą.
- Czerwone róże są przereklamowane- stwierdziła, kiedy wyszli z restauracji, gdzie na każdym stoliku był bukiet takich róż. Wystrój restauracji był elegancki, a jednocześnie utrzymany w ciepłych kremowych odcieniach.
- Wcale nie. To klasyk. Jak film, który oglądasz po raz dziesiąty, ale wiesz, że za jakiś czas znowu chętnie go obejrzysz. Czerwone róże dają prosty przekaz. Widzisz je i wiesz, dlaczego ktoś ci je wysyła albo dlaczego zabiera cię do miejsca pełnego tych kwiatów.
Brunetka zarumieniła się wtedy lekko i śmiechem zbyła dalszą dyskusję. Co jak co, ale Milo potrafił być czarujący i wyjątkowo łatwo było mu wprawić ją w zakłopotanie.
- Czyżby jakiś tajemniczy wielbiciel?- rzucił kurier, wyrywając ją z zamyślenia. Wzruszyła ramionami, podziękowała, wzięła kwiaty i zamknęła drzwi. Wkładając kwiaty do wazonu, dostrzegła w środku złożoną na pół karteczkę. W tym momencie wszystko zrozumiała. Więc o to chodziło Adele.
Joy była zmęczona już tą sytuacją. Otworzyła kartkę. Zamierzała jedynie przeczytać liścik i tyle. Wcale nie musiała wybaczać Milo czy chociażby z nim rozmawiać, nawet jeśli przeczyta liścik. To niczego nie zmieniało.
Jeszcze raz przepraszam za te wszystkie kłamstwa. Wiem, że nie powinienem był tak długo trzymać tego w tajemnicy. To marne wytłumaczenie, ale robiłem to ze względu na Jace'a i jego pracę. Wiedz, że to było jedyne kłamstwo, jakie ode mnie usłyszałaś i czułem się z tym okropnie. Powiedziałaś, że potrzebujesz czasu i przestrzeni, więc właśnie to dostaniesz. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i nie skreślisz mnie całkowicie ze swojego życia. Poczekam tyle ile będzie trzeba, bo jesteś dla mnie ważna.
Ps. Czerwone róże dają jasny przekaz, pamiętasz?
Joy pokręciła głową z niedowierzaniem. Musiał dodać to postscriptum. Nie byłby sobą, gdyby to pominął. Pomimo listu albo zwłaszcza przez niego, zamierzała na jakiś czas odpocząć od Milo. Potrzebowała czasu, żeby poukładać sobie wszystko w głowie i zdecydować, czego tak naprawdę chce.
*****
Corrie była niemożliwie wręcz wkurwiona. Czemu nigdy nic nie mogło iść po jej myśli?! Nie dość, że samo śledztwo było trudne i szło wyjątkowo opornie, to jeszcze w międzyczasie trafiały się takie niespodzianki. Przeciek do prasy, dosłownie ostatnia rzecz, jakiej aktualnie potrzebowali.
- Mamy, do jasnej cholery, kreta! Przysięgam, że ten skorumpowany lub gadatliwy gliniarz pożałuje, że się urodził!- warknęła ciemnowłosa, wparowując do biura.
Czy przejmowała się tym, że jej wybuch złości słyszał Albert? Odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Nie. Miała to głęboko gdzieś. Zdążyła już poznać policjanta, z którym przyszło jej współpracować. Nie obawiała się, że zrobi scenę, oskarży ją o mobbing czy po prostu utrudni jej dalsze prowadzenie śledztwa. Nie był taki, za co była wdzięczna losowi. A może Everestowi, że przydzielił jej Lopeza? Mniejsza z tym. Miała poważniejsze zmartwienia na głowie.
- Ten wyciek zdecydowanie nie jest nam na rękę- stwierdził krótko Albert, nie poświęcając tej myśli głębszej rozkminy, ani większej energii. Równie dobrze mógłby mówić o pogodzie. Jak mógł tak spokojnie mówić o tak haniebnym czynie?!
- Nie jest nam na rękę?!- powtórzyła Martin ze złością.- To pierdolona katastrofa! Rozmawiałam właśnie z komisarzem. Dostaliśmy opierdol za wyciek i brak efektów. Podobno guzdżemy się ze śledztwem. Oczywiście, przecież to nasza wina! Chciałabym zobaczyć jak Colby rusza te swoje szanowne cztery litery i sam zajmuje się tą sprawą, która jest jak cholerny trójkąt bermudzki!
Corrie aż buzowała z powodu nagromadzonej w niej złości. Nie mogła usiedzieć w miejscu, więc chodziła od jednej strony gabinetu do drugiej. Podczas mówienia żywo gestykulowała. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała. Taka była jej reakcja obronna. Podniesiony głos, przekleństwa i gniewny monolog.
- Wybacz, następnym razem ja spróbuję porozmawiać z Colby'im. Ty może więcej do niego nie idź- powiedział Lopez spokojnie, co tylko bardziej ją rozjuszyło. Jak można być tak spokojnym?! To w ogóle możliwe?! W jej przypadku nie, ale w jego tak.
- I co byś mu powiedział, Lopez?! Siedziałbyś cicho, a na koniec oznajmił, że postaramy się bardziej! Powiedziałam mu mniej więcej to samo.
Rozmowa z Colby'im była dla niej istną torturą. Nie mogła powiedzieć mu, co naprawdę myślała, bo prawdopodobnie wyrzuciłby ją z pracy za tak obcesowe zachowanie. Starała się użyć logicznych argumentów, ale szef co chwilę jej przerywał, nie dając jej dojść do słowa. To było cholernie irytujące i frustrujące. Aczkolwiek jeszcze nie wyleciała z pracy, co było swego rodzaju sukcesem. Chociaż kto wie jak długo jeszcze tutaj zostanie? Po fiasku prowadzonego przez nią śledztwa chętnie przeniosą ją gdzieś na zadupie, gdzie nic się nigdy nie będzie działo.
- Kawy, a może wody? Ochłonęłaś już trochę?- zapytał Lopez, kiedy opadła na krzesło, krzyżując ramiona pod biustem. Przewróciła oczami. Miała ochotę wyć z frustracji.
- Kawy- rzuciła po chwili namysłu.- A masz może jeszcze tę gorącą czekoladę i zechciałbyś mi zrobić tę mieszankę co ostatnio?
Albert od razu przytaknął, unosząc lekko kąciki ust, zupełnie jakby spodziewał się takiej reakcji. Jak to się stało, że przeszła od wybuchu złości do proszenia go o gorącą czekoladę? Nie ważne. Nie zamierzała tego obecnie analizować. Ciemnowłosa z nudy patrzyła jak jej kolega przygotowuje kawę, w międzyczasie dosypując jej do kubka gorącą czekoladę w proszku. Było w tym coś uspokajającego, w jego ruchach, postawie. Lopez zachowywał się tak jakby był przekonany, że z czasem wszystko się ułoży i nie ma co się wściekać. Chciałaby mieć takie wyluzowane podejście do życia.
- Dzięki- mruknęła, przyjmując kubek. Na początku policjantka była sceptycznie nastawiona do tej mieszaniny, ale posmakowała jej. Potrzebowała trochę słodyczy w tym ponurym paśmie rozczarowań zwanym życiem.- Za bardzo wkurwia mnie jak ktoś leci z informacjami do prasy. Takie działanie może ostrzec mordercę, że jesteśmy na jego tropie, co może doprowadzić do katastrofalnych skutków.
Corrie nawet nie chciała precyzować na głos, co morderca mógł zrobić z taką wiedzę. Mógł pozbyć się dowodów, zwiać z miasta, a może nawet kraju, zmienić modus operandi... Możliwości miał wiele.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem. Teraz będziemy mieli kłopoty. Założę się, że nawet Colby czuje nacisk z góry, żeby jak najszybciej rozwiązać tę sprawę.
Ciemnowłosa skinęła ponuro głową. Policja miała pewną zasadniczą wadę. Zawsze szukano kozła ofiarnego, a ci z góry zrzucali winę za niepowodzenia na tych niżej w hierarchii. Sieć pretensji leciała jak domino, Everest naciskał na Colby'ego, a Colby na nich, domagając się efektów w trybie natychmiastowym. Jeśli do tego wszystkiego włączał się prezydent, wtedy była kaplica. Koszmar każdego komendanta policji.
- Mamy przejebane- podsumowała Corrie krótko i konkretnie. Chyba nie pierwszy raz używała tego sformułowania w stosunku do tego konkretnego śledztwa.- Ledwie co udało się powiązać obie sprawy, a informacja wyciekła niemal od razu. Jakiś pomysł kto może być kretem?
Albert wzruszył ramionami. W zasadzie stosunkowo niedawno został przeniesiony do Nowego Jorku. Pracował na tym komisariacie około miesiąca. Z pewnością nie chciał oczerniać kolegów, ale za to ciemnowłosa nie miała z tym najmniejszego problemu.
- Podsumujmy, kto o tym wiedział poza nami. Colby, któremu musiałam zdać raport. Jego od razu możemy wykluczyć z listy podejrzanych. Prędzej Piekło zamarźnie niż on skontaktuje się z dziennikarzem.
- Prawda, Colby wyjątkowo nie znosi pismaków- zgodził się z nią Lopez. Nie musiał mieć długiego stażu na tym komisariacie, żeby uznawać ten fakt za absolutnie oczywisty.
- Oprócz niego wiedziała o tym Lindsay. Ciężko, żeby nie wiedziała, czego robi analizę. Jednak jestem przekonana, że to nie była ona. Pewnie poddasz to w wątpliwość, ale...
- Dlaczego miałbym to zrobić? Przecież znasz tą techniczkę dużo dłużej niż ja. Zdam się na twoją intuicję- przerwał jej Albert.
Martin czuła się skonsternowana. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś tak po prostu się z nią zgadzał, nie poddając w wątpliwość jej zdania. Zdecydowana większość palantów, z którymi miała do czynienia tak właśnie robiła. Część dlatego że była młoda i w ich mniemaniu niedoświadczona. Zdarzali się również szowiniści, którzy uważali, że policjantka zawsze będzie gorsza w tym zawodzie od faceta.
- Świetnie- mruknęła, starając się nie pokazać po sobie jakie wrażenie wywarło na niej to, że tak zwyczajnie się z nią zgodził.- W takim razie zostaje nam nasza wtyczka z baru. Wiedziałam, że ten glina nie nadaje się do akcji incognito.
- Dlaczego?- zdziwił się jej rozmówca.- Pytam z czystej ciekawości.
Jak miała mu wyjaśnić, że Jace miał w sobie coś, co przywodziło jej na myśl innego znajomego policjanta. Jamesa Fostera, z którym współpracowała, podczas śledztwa dotyczącego Artysty. Tamten też sypał informacjami dla swojej partnerki, która była w pewnym stopniu powiązana ze śledztwem. Corrie po prostu wiedziała, że Jace za bardzo się zaangażuje i zacznie sypać. Prędzej czy później. Najwidoczniej nadszedł ten moment.
- Intuicja i tyle. Ma dzisiaj nocną zmianę, o ile się nie mylę. Złożymy mu wizytę?
- Tylko jeśli odpowiednio się przebierzemy- odparł Albert, czym zarobił sobie zdziwione spojrzenie Martin. Coś było nie tak z jej strojem?- Przecież tam byliśmy. Poza tym właścicielowi mogłoby się wydać podejrzane, jeśli w jego lokalu ponownie pojawi się policja. Już i tak mocno zagroziliśmy powodzeniu zadania Jace'a.
Ciemnowłosa niechętnie przyznała mu rację. Jace docelowo musi zająć się ustaleniem czy w lokalu dochodzi do sutenerstwa. Szybko okazało się, że choć dzielność klubu nie była zbyt etyczna, tak nikogo nie zmuszano do pracy. Decydującym argumentem okazywało się niezłe wynagrodzenie. Szefostwo postawiło nie psuć przykrywki i przyjrzeć się większemu problemowi. Handlowi narkotyków, który kwitł w najlepsze. Liczyli, że niebawem uda im się dotrzeć poprzez klub do bosa i rozbić całą szajkę. Mogliby pozamykać drobnych dilerów, ale w ostatecznym rozrachunku to nic nie da. Musieli dopaść grubą rybę, żeby cokolwiek zmienić.
Niemniej to oznaczało, że Corrie rzeczywiście musiała się przebrać w coś, czego w innej sytuacji by na siebie nie założyła.
*****
- Przypomnij mi po co ten cyrk- rzuciła policjantka, obciągając materiał zdecydowanie za krótkiej jak dla niej kiecki. Okazało się, że nie miała nic odpowiedniego na takie wyjście, więc poprosiła Lindsay o pomoc. Efekt owej "pomocy" miała na sobie. Obcisła czarna sukienka z powycinanym dekoltem, która ledwie zakrywała jej tyłek. Techniczka próbowała jej również wcisnąć narzędzie tortur, jakim były obcasy, ale kategorycznie odmówiła.
- Idę w glanach i skórzanej kurtce. Ta sukienka to jedyny konieczny kompromis na jaki mogę pójść- oznajmiła twardo Corrie.
Lindsay zaakceptowała ten fakt. Była podekscytowana, że w końcu widziała ją w sukience. Swoją drogą, pierwszy raz od początku ich znajomości. Praca w policji czasami wymagała od niej poświęceń.
- Pytasz dlaczego idziemy porozmawiać z Jace'em? Chciałaś ustalić czy to on jest kretem, a że tak się złożyło, że akurat jest w pracy- tutaj Albert zrobił krótką pauzę, wzruszając ramionami.- Musieliśmy się stosownie ubrać.
Martin skrzywiła się mimowolnie. Zdaniem Lindsay wyglądała obłędnie. Ciemnowłosa nie miała co narzekać na sylwetkę, ponieważ regularnie chodziła na siłownię. Po prostu nie znosiła sukienek, które były kompletnie niepraktyczne i niewygodne.
- Łatwo ci mówić. Nie musiałeś ubierać takiej sukienki- poskarżyła się ciemnowłosa, omiatając wzrokiem zdecydowanie zbyt krótki, obcisły materiał. Przynajmniej sukienka była czarna, doskonale odwzorowując jej ponury nastrój.
- Fakt, to byłby ciekawy widok. Z pewnością wzbudzałbym przesadną sensację, a tego byśmy nie chcieli- powiedział Lopez, na co uniosła brwi. Cholera. Wyobraziła to sobie.
- Musiałeś to mówić? Teraz mam ten widok przed oczami i nieprędko mnie on opuści.
Albert zaśmiał się. Corrie mimowolnie zwróciła uwagę, że pierwszy raz widziała go w koszuli i garniturowych spodniach.
- Ja bym wyglądał w sukience śmiesznie, ale ty wyglądasz obłędnie. Mówię poważnie. Niejednemu facetowi wyszłyby oczy z orbit na twój widok.
Ciemnowłosa miała nadzieję, że się nie zarumieniła. Z zakłopotaniem odwróciła wzrok. Nie przywykła do komplementów, sukienek, wyjść do baru w ramach pracy, a już szczególnie do tak miłego towarzystwa. Ten dzień w pracy był dziwny. Zdecydowanie wolała odwiedzać miejsca zbrodni.
Albert i Corrie weszli do klubu. Zaczęli przeciskać się pomiędzy ludźmi w tłumie w kierunku baru. Ciemnowłosa poczuła, że na jej plecach wylądowała dłoń Lopeza. Na szczęście nie zjeżdżała ona niżej, bo wtedy, wyjście służbowe czy nie, chętnie by mu przyłożyła.
- A to po co?- spytała, mając na myśli jego dłoń. Mimowolnie poczuła, że dystans między nimi jeszcze bardziej się zmniejszył, a Albert niemal przywarł do jej pleców, pochylając się lekko, żeby jego usta znalazły się na tym samym poziomie co jej ucho.
- Wierz lub nie, ale ci faceci pożerają cię wzrokiem. Jako twój partner pilnuję, żeby nikt nam nie przeszkodził w zadaniu służbowym.
Po raz pierwszy od dawna Corrie zabrakło riposty lub ciętego pełnego wątpliwości komentarza. Czuła ciepło bijące od stojącego centralnie za nią policjanta, a jego dłoń ciągle obejmowała ją w talii. A mogła w tym momencie siedzieć w biurze. Przecież jutro też był dzień. Mogła poczekać ze zrobieniem afery Jace'owi do jutra.
W końcu dotarli do kontuaru. Przy barze uwijało się dwóch barmanów i jednym z nich był Jace.
- Musimy porozmawiać- oznajmiła poważnie Corrie. Sądząc po zaniepokojonej minie Jace'a barman doskonale wiedział, o czym chciała z nim rozmawiać.
- Chodźmy na zaplecze- zaproponował zmieszany glina.
Jeśli był przekonany, że zrobi mu aferę, miał rację. Corrie nie znosiła kretctwa. Wyciek do prasy jak dla niej mógłby być karany karą śmierci.
Jace po długim gniewnym monologu policjantki niechętnie wyznał, że owszem, powiedział komuś za dużo. Tłumaczył, że przypadkiem mu się wymsknęło. Skwitowała to śmiechem. Po wyjściu z zaplecza zgodnie skierowali się do baru. Corrie musiała się napić. Lopez za to uznał, że to była świetna okazja, aby chwilę odpocząć od tego wymagającego śledztwa, które pochłaniało mnóstwo czasu i energii.
*****
Odpoczynek albo raczej cisza przed burzą nie trwały długo. Następnego dnia Corrie rano odebrała telefon. Rozmówca nie napawał jej optymizmem.
- Mówi Martin. Co jest?
- Mamy problem- poinformował ją jakiś młodzik z komisariatu. Było wcześnie. Jeszcze nie zdążyła dojechać na komisariat, ale była już na nogach i szykowała się do wyjścia.
- Jakiego rodzaju?- westchnęła, przewracając oczami, czego oczywiście nie mógł zobaczyć jej rozmówca. Ciągle były jakieś problemy. Może znowu coś wyciekło do prasy? A może Colby miał zły dzień i chciał się na nich wyżyć?
- Jest zimny, sztywny, kilkugodzinny bodajże, ale głowy nie dałbym sobie uciąć... Trupioblady i trochę upstrzony szkarłatem.
Świetnie, pomyślała ironicznie.
- Wystarczyło powiedzieć, że mamy nowego trupa. Zachowaj sobie te epitety dla siebie. Nie waż się wpisywać czegoś takiego do raportu. Czy to jasne? Każdy policjant, który by to zobaczył miałby ubaw. Gdzie mam jechać?
Młodzik przytaknął, po czym odpowiedział na jej pytanie. Miała jechać do Luciano. Po raz kolejny. Co z tym domem mody było nie tak? Najpierw zamordowano pracowniczkę, a teraz znaleziono tam trupa. Zapowiadał się intensywny dzień pełen pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro