Rozdział 14
Joy skrzywiła się, gdy do jej świadomości zaczął przedzierać się bliżej niezidentyfikowany hałas. Przynajmniej w jej głowie był wyjątkowo głośny i dodatkowo niezmiernie irytujący, ponieważ ją obudził. Próbowała ignorować ten dźwięk, ale stało się, za bardzo się rozbudziła i nie mogła ponownie zasnąć. Otworzyła oczy i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu zobaczyła Mac i Adele, które spały razem z nią na tym samym łóżku. Dziwne, pomyślała. W ogóle nie pamiętała jak kładła się spać. Zastanawiając się, co działo się poprzedniego wieczoru, odkryła, że od pewnego momentu miała w głowie dość pokaźnych rozmiarów lukę. Miała nadzieję, że nie zrobiła czy powiedziała głupot. Ewentualnie, że reszcie również urwał się film. Wtedy cokolwiek się działo, to i tak nie miałoby znaczenia, bo nikt niczego by nie pamiętał.
Clarke czuła się jakby coś ją przejechało. W głowie jej szumiało, każdy dźwięk echem odbijał się jej w czaszce, a poza tym światło ją oślepiało. Zasunęła zasłonę i od razu było lepiej. Do czasu aż telefon ponownie nie zadzwonił. Spojrzała na niego z wyraźnym wahaniem, po czym odebrała aż do ostatniego momentu, nie uświadamiając sobie swojej pomyłki.
- Wiesz który raz dzwonię, Mac? Próbuję się do ciebie dodzwonić od dobrej godziny. Nie obchodzi mnie co aktualnie robisz i że miałaś mieć dzień wolny. Wyższa konieczność. Przyjedź do Luciano i jeśli uda ci się skontaktować z tą twoją przyjaciółeczką to przekaż jej, że również ma przyjść- oznajmił nie kto inny jak Clay.
Brunetka nie wiedziała co powiedzieć. Już pomijając fakt, że miała kaca i Mac również, to Clayton rozmawiał z inną osobą niż mu się wydawało. Pozna ją po głosie? Czy istniał chociaż cień szansy, że widział je razem na tyle często, iż nie usłyszy różnicy? To było możliwe. Joy jak widać na załączonym obrazku pomyliła swój dzwonek z tym Mac. To dlatego że przebywały razem tyle czasu, że słyszała ten dzwonek równie często co swój własny.
- Dobrze, przyjadę- odparła krótko Joy, w duchu modląc się, żeby jednak je pomylił. Mimowolnie zerknęła na śpiącą nieopodal rudowłosą. Będzie musiała ją obudzić. Właściwie ją i Adele oraz resztę. Ciekawe czy do Wolfie'ego również dzwoniono w celu pojawienia się w pracy. Nie ośmieliła się o to zapytać.
- Poważnie? Masz mnie za idiotę? Słyszę, z kim rozmawiam, Joy- odparował ku jej rozczarowaniu Clay. A jednak wtopa. Poza tym po raz kolejny zadawał to samo pytanie. Liczyła, że było ono retoryczne. Jej rozmówca zdecydowanie nie chciałby usłyszeć na nie odpowiedzi.- Swoją drogą ciekawe, czemu odbierasz telefon Mac. Zresztą, nie chcę wiedzieć i mnie to nie obchodzi. Ogarnijcie się i przyjedźcie do firmy. Jak najszybciej.
- Postaramy się- mruknęła Joy, przewracając oczami. Na szczęście Clay nie mógł tego zobaczyć i było to całkiem korzystne.
Rozłączyła się, odłożyła telefon Mac na szafkę nocną, a następnie udała się do salonu zobaczyć resztę imprezowiczów. Rozłożyli sobie kanapę i na niej spali w poprzek, tak że im nogi wystawały, ale mieścili się na łóżku. Właściwie obecnie na kanapie spały dwie osoby, bo Wolfie wyszedł z jej kuchni z kubkiem kawy.
- Cześć, obsłużyłem się- poinformował szatyn.- Też obudził cię Clay?
- Tak i nie uwierzysz jaką wpadkę zaliczyłam.
Brunetka w tym momencie uświadomiła sobie jak wielką ochotę miała na kawę. Skierowała się do ekspresu i dopiero tam opowiedziała Wolfie'emu o swojej pomyłce. Fotograf skwitował to śmiechem.
- Serio?- spytała Joy, nie uznając swojej pomyłki za tak zabawną. Nie ma to jak liczyć na inne osoby.- Ledwie się obudziłam, jeszcze nie kontaktowałam, a w telefonie co słyszę? Claya pytającego Mac dlaczego nie odbierała.
- Z mojej perspektywy brzmi to zabawnie, chociaż rozumiem, że dla ciebie było inaczej- stwierdził fotograf po chwili, jak już przestał się śmiać.- Uwierzysz, że Jace i Milo przespali głośno dzwoniący telefon? Nawet nie drgnęli.
- To tak jak Mac i Adele. Swoją drogą, chyba powinniśmy ich budzić. Niektórzy muszą iść do pracy, a inni będą musieli odsypiać u siebie.
Wolfie przyznał jej rację, chociaż równie niechętnie myślał o pójściu do Luciano. Na ogół lubili swoją pracę, ale kto miał ochotę chodzić tam dzień w dzień, zwłaszcza po imprezie?
*****
W Luciano zastali wyjątkowe zamieszanie, nawet patrząc na sytuację przez pryzmat ostatnich dni. Niedaleko od wejścia do firmy przy chodniku stał zaparkowany radiowóz. Choć żadne z nich nie powiedziało tego na głos, wszyscy zastanawiali się czy chodziło o Lisę. Czy w końcu złapano mordercę? Skoro policja znajdowała się w tym miejscu, to czyżby jednak morderca znajdował się w najbliższym otoczeniu? Ta myśl sama w sobie była przerażająca. Joy nie raz przekonała się, że nie zawsze dana osoba jest taka za jaką się podaje albo jakie sprawia wrażenie, ale bez przesady. Nie zamierzała popadać w paranoję i wszędzie widzieć zamaskowanych morderców.
- Wiecie, że statystycznie rzecz biorąc większość morderstw jest spowodowana przez osoby z bliskiego otoczenia?- odezwała się Mac, jakby czytając jej w myślach.
Clarke skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Podobna myśl wydawała jej się niedorzeczna albo raczej nie mieściła jej się w głowie. Jak można było zamordować kogokolwiek, a tym bardziej znajomą osobę? Nie wyobrażała sobie tego. Ewentualnie brała pod uwagę nieszczęśliwy wypadek, ale nic ponadto.
- W dodatku wyjątkowo często brat, siostra lub inny członek rodziny, ewentualnie przyjaciel pomagają pozbywać się zwłok- dodała po chwili rudowłosa, nie doczekawszy się żadnej słownej reakcji.
- Skąd bierzesz te niepokojące fakty?- spytał Wolfie.- Bo jeśli planujesz jakieś morderstwo, to nie licz na mnie. Nie pomogę ci pozbywać się ciała.
Rudowłosa udała zawód.
- Kurczę, a już myślałam, że będą miała kogoś z samochodem i wolnym bagażnikiem. A tak na serio słyszałam o tym w podcaście i akurat mi się przypomniało. Tak jest. Podcast był robiony na podstawie autentycznych badań i statystyk policyjnych.
- Aha, okej- mruknęła Joy. Zaskoczyło ją to. Rozumiała, że członkowie rodziny przeważnie sobie pomagają i wyciągają z kłopotów, ale żeby pomagać w uniknięciu odpowiedzialności karnej za zabójstwo?! To wydało jej się mocną przesadą. Gdyby do niej zadzwonił ktoś z rodziny i przyznał, że zrobił coś strasznego, jej ostatnią myślą byłoby "podaj adres, razem ukryjemy zwłoki, nie martw się, policja cię nie złapie". Każda znajomość miała swoje granice i morderstwo zdecydowanie znajdowało się daleko poza polem tolerancji.
- Nieco przerażające- dodał Milo.
Tuż po obudzeniu imprezowiczów okazało się, że Milo również musiał iść do firmy. Udało mu się załapać do nowej koncepcji na pokaz głównego projektanta. Tak więc Adele i Jace zostali zmuszeni do powrotu do własnych domów, a reszta w czwórkę pojechała razem do Luciano. Wszyscy mieli potężnego kaca, chociaż w chwili obecnej czuli się trochę lepiej . Wypili elektrolity oraz mocną kawę, co postawiło ich na nogi.
- Chcesz nam się do czegoś przyznać?- zapytał Wolfie, oczywiście żartując. Rudowłosa nie odebrała tego w taki sposób i spiorunowała fotografa spojrzeniem.
- Mam nadzieję, że nie mówisz tego poważnie, bo w życiu niczego podobnego bym nie zrobiła. Zwłaszcza Lisie. Chciałam tylko przekazać info z podcastu.
- Wiem, to miał być żart- usprawiedliwiał się fotograf. Mac odpuściła mu dopiero jak ją przeprosił.- Myślicie, że znowu chodzi o jakieś przesłuchania?
Tym razem obecność policji w najmniejszym stopniu jej nie stresowała. Nie miała żadnych ukrytych czy chociażby nowych informacji. Więc cokolwiek policja chciałaby uzyskać, nie udałoby im się to.
- A mają jeszcze o co pytać? Przesłuchali wszystkich z tego co wiadomo. Z niektórymi rozmawiali jeszcze później. Moim zdaniem wyciągnęli już wszystko co się dało- oceniła Mac, jak zwykle bardzo krytycznie podchodząc do tematu.- Ale nie jestem policjantką. Kto wie, czego chcą?
Pytanie rudowłosej oczywiście było retoryczne, ponieważ nikt z ich czwórki nie znał na nie odpowiedzi.
- Dobra, to dziękuję gospodyni i organizatorce za bardzo przyjemny wieczór, a może jeszcze poranek? Mniejsza z tym. Było świetnie. Powtórkę mogę zorganizować u siebie- wyszedł z propozycją Wolfie. Mac od razu się rozpromieniła. Joy również przypadł do gustu ten pomysł, ale nie mogła się powstrzymać przed pewnym wtrąceniem.
- Nie powinieneś był ogłaszać tego tak otwarcie. Teraz przy najbliższej okazji Mac wparuje ci do mieszkania i oznajmi, że organizujesz imprezę. Nie będziesz miał nic do powiedzenia w kwestii daty- stwierdziła Joy z udawanym przejęciem, czym zasłużyła sobie na mordercze spojrzenie przyjaciółki. Absolutnie się tym nie przejęła. Wolfie nie dał wciągnąć się w dyskusję.
- Widzę Claya na horyzoncie. Zmykam do pracy. Do zobaczenia.
- Też lecę- rzuciła Mac, wodząc przez chwilę wzrokiem pomiędzy nią, a Milo, jakby wyczuwała, że ta dwójka ma sobie coś do powiedzenia.
Joy nie przejęła się wizją zbliżającego się Claya, nawet jeśli tego randka albo raczej popołudnia zaliczyła spektakularną wpadkę. No cóż, nie był to pierwszy i z pewnością nie ostatni raz, podczas jej pracy w domu mody. Uznała, że nie warto się tym przejmować. Clay i tak był typem szefa, który był zbyt zajęty jako tako własnymi obowiązkami, żeby pamiętać kto i co zrobił nie tak.
- Zgodzę się z Wolfie'im. Było bardzo przyjemnie. Poza jedną chwilą.
Brunetka z zakłopotaniem poprawiła kosmyk swoich długich do ramion włosów, który poleciał jej na twarz. Domyślała się o czym mówił. Przyszło jej do głowy, że ostatnio zaliczała same spektakularne wpadki. Najpierw wzięła kuzynkę Milo za jego dziewczynę, a potem odebrała telefon Mac i co ciekawe, bynajmniej nie zauważyła własnej pomyłki do momentu, kiedy usłyszała imię właścicielki telefonu. Miała nadzieję, że to pasmo pecha w końcu minie, bo bała się pomyśleć, co będzie następne.
- Kiedy bez powodu zrobiłam aferę o Adele? Wiem, to było idiotyczne i jeszcze raz chciałam cię za to przeprosić. Nie wiem co...
- Nie o to chodzi- przerwał jej brunet, unosząc lekko kąciki ust w wyrazie rozbawienia. Znowu to samo? Ciągle miał ubaw z tamtej sytuacji? Automatycznie odwróciła wzrok z powodu zakłopotania. Poczuła jak Milo chwycił ją lekko za podbródek i uniósł go, sprawiając że ich spojrzenia znowu się spotkały. Naprawdę lubiła te jego ciemne tęczówki zlewające się ze źrenicami.- Przecież mówiłem, że nic się nie stało. Miałem na myśli to jak prawie cię pocałowałem, na co swoją drogą ciągle mam ochotę...
Milo automatycznie spuścił wzrok na jej usta. Serce zabiło mocniej Joy. Żadne z nich nie zdążyło zrobić nic więcej, ponieważ podeszła do nich para policjantów. Corrie i Albert. Ciemnowłosa obrzuciła ich niechętnym spojrzeniem.
- Muszę wam przerwać i wcale nie zamierzam was za to przepraszać. Z tego co wiem to jest wasze miejsce pracy- oznajmiła ciemnowłosa. Joy zaczęła zastanawiać się czemu musieli mieć tak wielkiego pecha? Po raz kolejny im przerwano. Milo zrobił krok w tył, odsuwając się od niej.- Nie wiem również co na to polityka firmy. Możecie umawiać się z kim chcecie z pracy?
Joy przytaknęła, chociaż miała ochotę stwierdzić, że to nie jej sprawa. Poza tym na twarzy Martin malowała się głęboka odraza. Brunetka była przekonana, że jak policjantka odwróciła się do nich tyłem, usłyszała "porzygać się można". Jak miała to odebrać? Corrie miała awersję do związków, relacji romantycznych? Była bardzo dziwną osobą. Jeszcze ta uwaga o polityce w Luciano.
- Widzimy się później, Joy- powiedział do niej Milo. Brunetka automatycznie się uśmiechnęła, słysząc to stwierdzenie, które zdecydowanie nie było pytaniem.
- Gdzie jest ten twój rudowłosy cień?
Clarke zmarszczyła brwi, słysząc to absurdalne określenie. W życiu nie nazywałaby przyjaciółki w ten sposób. Prędzej to ona byłaby jej cieniem. Mac była zbyt przebojowa, żeby być w czymkolwiek cieniu.
- Masz na myśli Mackenzie?- spytała dla pewności Joy, czując się wyjątkowo dziwnie z faktem, że zwracała się do policjantki na "ty".
- Jeśli tak nazywa się ta twoja ruda koleżanka, to tak, o nią mi chodzi. Zawołaj ją, proszę- rzuciła ciemnowłosa policjantka. Słowo "proszę" brzmiało tak protekcjonalnie i nienaturalnie w jej ustach jakby ktoś ją zmusił do jego powiedzenia. No i całość zabrzmiała jak rozkaz. Corrie odnalazła by się dobrze w wojsku, wydając polecenia. Oczami wyobraźni brunetka zobaczyła ją w mundurze jak terroryzowałaby stojących przed nią w rządku podwładnych.
- Mamy kłopoty? Przysięgam, że nic nie wiemy- powiedziała Joy i tym razem mówiła szczerze.
- Nie wiem, to się okaże- oznajmiła Corrie, tym samym kończąc dyskusję.
Clarke nie była ani trochę usatysfakcjonowana otrzymaną odpowiedzią. Zgodnie z rozkazem policjantki poszła po Mac. Przyjaciółka zdziwiła się, że ponownie chcieli z nimi rozmawiać. O ile ostatnim razem to było uzasadnione, tak obecnie nie miały pojęcia, czego od nich chcieli. Może i podsłuchała ostatnim razem rozmowę, której nie powinny, ale to nie było karalne. Nie przekazały tego dalej. Może wspomniały o tym trzem osobom, ale to tyle. Prasa nie dowiedziała się o kleju oraz karmie dla ryb i ptaków.
Równie przypadkowo okazało się, że Adele znalazła zamordowanego doktoranta. Jednakże czerwonowłosa rozmawiała z policją i wszystko im powiedziała. Na serio nie miały absolutnie nic do przekazania policji.
- Witam, siadajcie- przywitał je Albert w jednym z pomieszczeń zwyczajowo służących do sesji, a obecnie wykorzystanym jako prowizoryczny pokój przesłuchań. Joy miała lekkie deja vu, choć tym razem nie stresowała się. Była ciekawa, czego chcą. Czy to był uzasadniony powód do obaw? To że tak lekko podchodziła do tematu rozmowy z policjantami?
- Wiem, że zapowiadałam wam, że nasza kolejna rozmowa odbędzie się na komisariacie, ale nie mam podstaw, żeby was zamknąć. Pomyślałam, że możecie coś wiedzieć i radzę być szczerym. Wcześniej was o to nie pytałam, więc teoretycznie nie zrobiłyście nic niezgodnego z prawem, jasne?
Ani Mac ani Joy nie odpowiedziały zbyt zaskoczone słowami policjantki.
- Czy to ma coś wspólnego z Lisą? Macie mordercę?- odezwała się Mac.
- I tak i nie- odparła ciemnowłosa, co było odpowiedzią na pytanie, a jednocześnie absolutnie nic nie wyjaśniało. Cóż za cudownie dyplomatyczna odpowiedź.- Od razu ostrzegam, że jeśli coś wycieknie, to będziemy wiedzieć, od kogo. Nie radzę kontaktować się z prasą.
W ustach policjantki zabrzmiało to groźnie, niemal jak groźba. W każdym razie, Joy się tym nie przejęła. Czyżby to była kwestia przyzwyczajenia? Tyle razy rozawiała z policją, że tym razem nie robili na niej najmniejszego wrażenia? A może po prostu była przekonana, że nic nie mogą jej zrobić, skoro niczego nielegalnego nie zrobiła. Tak czy siak, zaczynała się troszkę niecierpliwić. O co chodziło?
- Znacie go?- zapytała Corrie, podsuwając do przodu zdjęcie młodego mężczyzny z jasnymi włosami. Jeszcze kilka dni temu Clarke nie miałaby pojęcia, kim był ten facet. Z kolei ostatnio słyszała o nim niezwykle często, a jego zdjęcie kojarzyła z różnych stron internetowych. To był Randy, zamordowany doktorant o nazwisku, którego nie zapamiętała.
- Osobiście nie. Słyszałam o jego morderstwie. To jest ten zamordowany doktorant, prawda?- odparła Mac, zerkając jeszcze na zdjęcie. Joy również zapewniła, że go nie poznała, ale ostatnio o nim słyszała. Jego morderstwo było dość głośną sprawą. Nie na co dzień mordują kogoś nożem, tak po prostu.
Corrie i Albert wymienili sugestywne spojrzenia, cokolwiek to miało znaczyć. Clarke nie miała pojęcia o co im chodziło.
- Zastanówcie się dobrze. Może go widziałyście. Przypadkiem, ale jednak. Dajmy na przykład, że kręcił się gdzieś w okolicy- wtrącił się Lopez.
- Nigdy nie widziałam go na żywo- oznajmiła po chwili namysłu Joy. Mogła zaprzeczyć od razu, ale postanowiła chociaż udawać, iż rzeczywiście bierze sugestię rozmówcy do siebie. Była całkowicie pewna, że nigdy go nie widziała, a tym bardziej z nim nie rozmawiała. Był kompletnie obcą osobą. Brunetka miała dobrą pamięć do twarzy, ale jego zdecydowanie nie pamiętała.
Mac również zaprzeczyła jakoby rzeczywiście go kojarzyła.
- Czy to ma coś wspólnego z Lisą? Nie rozumiem.
Przyjaciółka niemal wyjęła jej z ust to pytanie. Raczej policja nie chodziła po Nowym Jorku i wypytywała każdą napotkaną osobę czy znała tego mężczyznę. Musieli mieć jakieś powody, żeby przyjść akurat tutaj, do miejsca pracy uprzednio zamordowanej pracownicy domu mody. Joy aż przeszedł dreszcz. Czyżby podejrzewali, że ta dwójka została zamordowana przez tę samą osobę?! Już sama myśl ją przeraziła. Gdyby jeszcze podejrzanym był ktoś z firmy... Wzdrygnęła się.
- Uważacie, że Lisa miała z nim kontakt? Może się z nim spotykała? Albo mieli wspólnych znajomych? Już wcześniej wtykałyście nosy w tę sprawę, dlatego pytam. Jeśli coś wiecie, czas to powiedzieć.
Tym razem to Joy i Mac wymieniły zaskoczone spojrzenia, uprzednio przecząco kręcąc głowami.
- Skąd to pytanie?- odważyła się rozwiać nurtującą ją kwestię Joy. Najwyżej po raz kolejny Corrie powie im, że to nie ich sprawa i odeśle je do pracy. W zasadzie, po to zjawiły się w firmie. Clay i tak nie będzie zadowolony z tego drobnego opóźnienia.- Wiecie, że się znali?
- Nie mamy pieprzonego pojęcia. Właśnie w tym problem. To śledztwo to jedno wielkie pierdolone bagno bez dna. Mówiłam, że macie to zachować dla siebie, jasne?
Tutaj policjantka zrobiła pauzę, czekając na potwierdzenie. Clarke czuła się mile zaskoczona, że policjantka rzeczywiście chciała im coś powiedzieć. Najwidoczniej coś poufnego. Jakim cudem znalazły się w tym punkcie?
- Więc znaleźliśmy włos Lisy na bluzie doktoranta. Istnieją na to dwa wyjaśnienia. Po pierwsze, znali się i włos był na ubraniu przez cały ten czas- policjantka miała na myśli te kilka dni pomiędzy śmiercią Lisy, a śmiercią doktoranta.- Albo zostawił lub zgubił go tam morderca. Ta druga ewentualność pozostawia dużo więcej pytań.
Joy wytrzeszczyła oczy. Takich rewelacji się nie spodziewała. Mordercą miałaby być ta sama osoba?! W dodatku być może zostawiła ten włos celowo?! To definitywnie nie mieściło jej się w głowie.
Corrie pożegnała ich jak zwykle, czyli decydując się na lekko, aczkolwiek niepokojąco prawdziwie brzmiącą groźbę. Zapewniła je, że jeśli to wycieknie, będzie wiedziała od kogo. No cóż, Joy i tak nie zamierzała kontaktować się z prasą. Nie była taka. Nie sprzedałaby informacji.
- Jasna cholera- skwitowała rudowłosa.
Joy pokiwała głową. To było idealne podsumowanie tego "przesłuchania", o ile tak to można było nazwać.
*****
Okazało się, że Rebecca nie zrobi afery ani nie pozwie Luciano. Wręcz przeciwnie, po namyśle uznała, że sam pomysł pokazu nie był zły. Doszła do wniosku, że jednak nie chodzi o żerowanie na tragedii, jaka spotkała jej siostrę, a o jej upamiętnienie. Zgodziła się, żeby wspomnieć o Lisie na początku, niejako dedykując jej cały pokaz mody. Szczegóły mieli ustalić w trakcie.
- Jak dobrze. I tak mamy z tym pokazem za dużo zachodu- stwierdził Clay. Na szczęście nie było wtedy przy nich Rebecci. Jego lekceważące podejście do reszty świata mogłoby wydać jej się niestosowne, lekko mówiąc. Ich przełożony miał takie podejście do wszystkich, czy żywych czy martwych.
Kogo wyznaczył do kontaktu z Rebeccą i ustalenia wszelkich istotnych kwestii? Rzecz jasna, Mac i Joy. Jakby brakowało im pracy... Niemniej Clarke uważała, iż było to lepsze rozwiązanie niż gdyby Clayton zajął się tym osobiście. Co jak co, ale nie nadawał się do kontaktu z ludźmi.
Joy starała się skupić na pracy, ale nie potrafiła. Jej myśli ciągle oscylowały wokół tematu Lisy. Czy mogła znać doktoranta? Może mieli romans? Nie ośmieliła się spekulować o tym na głos. Nie lubiła plotkować o zmarłych, którzy w żaden sposób nie mogli zweryfikować danej wersji zdarzeń czy faktów.
W każdym razie, nie potrafiła o tym zapomnieć. Włos Lisy został znaleziony na miejscu zbrodni. Albo się znali albo mieli do czynienia z kimś kto zabił już dwie osoby, z tego co wiadomo... Ta myśl była przerażająca i niepokojąca na tyle, że nie potrafiła wyrzucić jej z głowy. Niby wykonywała swoje obowiązki, ale co chwilę łapała się na tym, że jej myśli odpływały w tamtym kierunku. Ewentualnie zaczynała coś robić, a w pewnym momencie się zacinała.
Do tego stopnia była nieobecna, że w pewnym momencie była przekonana, iż widzi Jace'a. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w odległą sylwetkę, która wydawała jej się znajoma. Wzrost się zgadzał, kolor włosów też. Usilnie starała się przypomnieć sobie chód Jace'a. Wbrew pozorom właśnie to wyróżniało ludzi i było najbardziej wiarygodnym wyznacznikiem. O ile ubrania i kolor włosów można było zmienić, tak chodu człowiek nie zmieniał. No chyba, że celowo w ramach uniknięcia odpowiedzialności za drobne lub poważniejsze przestępstwo.
Brunetka na moment zostawiła odpalony służbowy laptop i udała się w kierunku znajomej sylwetki. Musiała podejść bliżej, żeby mieć pewność. Umysł nie raz płatał figle, upodabniając niewyraźne czy odwrócone sylwetki do znajomych osób. Była przekonana, że to była dokładnie taka sytuacja. Co by tutaj robił Jace? No chyba, że postanowił zrobić niespodziankę Mac. To by zmieniało sytuację i było całkiem prawdopodobne.
Joy nie zdążyła podejść bliżej, ponieważ "Jace", ciągle będąc do niej tyłem, udał się wgłąb firmy. Chciała iść za nim albo tym kimś, kto był do niego uderzająco podobny. Od tyłu przynajmniej. Nie zdążyła, ponieważ zatrzymała ją Georgia. Zaczęła żywo spekulować na temat powodu pojawienia się policji. Brunetka dała jej się wygadać, bo kiedy odwróciła wzrok, "Jace" zniknął. Straciła go w przechodzącym tłumie modeli i modelek z castingu. Rzecz jasna, nie wspomniała Georgii, że rozmawiała z policją. Z całą sympatią do koleżanki, ale uważała ją za plotkarę.
Jeszcze tego samego dnia, gdy już zdążyła przekonać się, że wcale nie widziała na oczy Jace'a, a podobnego do niego mężczyznę. W końcu nie widziała jego twarzy, więc jak mogłaby mieć pewność? Akurat przyszła do niej Mac.
- Mam dość. Nogi bolą mnie od chodzenia. Spaceruję po tej firmie na jeden koniec, a potem na drugi... Jestem najzwyczajniej w świecie zmęczona. O aż tyle proszę? Dzień wolnego?- rzuciła rudowłosa, kładąc głowę na opartych o blat, skrzyżowanych ramionach z wyraźną rezygnacją.
Joy też już odczuwała zmęczenie. Niewiele spały w nocy. Obiecała sobie, że następna impreza, na którą pójdzie, będzie tuż przed dniem wolnym. Więcej nie pójdzie do pracy na kacu. Niech się Clay wypcha. Nie będzie wydzwaniał do nich, kiedy mu się podoba, żeby przyszły do pracy...
- Jestem do tego stopnia zmęczona, że mam omamy. Wiesz kogo wydawało mi się, że widziałam w Luciano? Uwaga, zabrzmi to absurdalnie. Jace'a. Co on by tutaj robił? Zresztą, gdyby przyszedł to by chociaż się przywitał...
Brunetka nie wiedziała, co powiedzieć. Przeklęła w myślach. Też wydawało jej się, że go widziała. To nie mógł być przypadek. Jednej osobie może się wydawać, ale dwóm, kiedy znajdowały się w różnych miejscach w firmie? Mało prawdopodobne. Coś jej tutaj mocno nie pasowało. Jace okłamał Mac. No chyba, że tak się nieszczęśliwie złożyło, iż miał brata bliźniaka w firmie, a co wątpiła.
Postanowiła, że dowie się o co chodzi. Bez wiedzy Mac, przynajmniej początkowo. Już raz facet ją oszukał i to całkiem niedawno. Jace wydawał się porządniejszy, ale nie zaszkodzi, jeśli upewni się czy przypadkiem czegoś nie ukrywał. W końcu nie było nic złego w trosce o przyjaciółkę, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro