Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Joy właśnie piła kawę ze swojego ekspresu. Ostatnio rzadko z niego korzystała. Wychodziła wcześnie rano, kiedy zazwyczaj nie miała jeszcze głowy do myślenia o czymkolwiek. To był ten stan, gdy teoretycznie była obudzona i świadoma tego, co się działo, ale ciągle jeszcze nie w pełni kontaktowała. Przeważnie piła kawę w firmie. Z kolei po powrocie z pracy nie myślała o kawie. Przeważnie dochodził wieczór, więc chciała jedynie zjeść jakąś kolację, wziąć prysznic i pójść spać. Tak więc, ostatnio nie miała okazji nacieszyć się niedawno zakupionym ekspresem. Mimo wszystko, popijając ciepły napój, myślała, że to był dobry zakup, chociaż znacząco uszczuplił jej fundusze na ten miesiąc.

Kiedy włączyła internet w telefonie, zalała ją fala newsów. Zazwyczaj ignorowała powiadomienia. Z jakiegoś powodu skusiła się na subskrypcję Manhattan's Skylight, znanej w Nowym Jorku redakcji. Dzisiaj na ich stronie zagościło kilka nowych artykułów. Jej uwagę przykuł jeden z nich o niepokojącym nagłówku.

Kolejne morderstwo w East Village?

Już sam tytuł sugerował, że morderstwa mogły być powiązane, aczkolwiek pozostawiał to pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi. Bezpieczna opcja dla dziennikarzy, a jednocześnie bomba. Temat na pewno będzie miał mnóstwo wyświetleń. Brunetka nie lubiła podążać za większością, ale czasami ciekawość zwyczajnie brała górę. Weszła w artykuł i z mocno bijącym sercem przeczytała jego treść. Zastanawiała się czy ta ofiara również pracowała w Luciano i czy znała tę osobę. Miała nadzieję, że nie.

Imię i nazwisko ofiary absolutnie nic jej nie mówiło. Zamordowano niejakiego Randy'ego Fentona, doktoranta z pobliskiego wydziału chemii Uniwersytetu Nowojorskiego. Znaleziono go rano pod kamienicą, gdzie wynajmował mieszkanie. Jakiś sąsiad wychodzący na poranny spacer z psem natknął się na jego zwłoki. Biedny przechodzień, który chciał jedynie dać psu trochę ruchu przed wyjściem do pracy. Na pewno na długo zapamięta to wyjście.

Szczęście w nieszczęściu, Clarke nie znała nikogo z wydziału chemii. Zdecydowanie nie kojarzyła tego Randy'ego i raczej nie miała okazji go spotkać. Nie pracował również w Luciano, więc może zła passa odwróciła się od domu mody. Teraz mogła z czystym sumieniem wybić z głowy przyjaciółce pomysł o mordercy, który uwziął się na pracowników Luciano. To była zbyt pochopna i błędna teoria.

Sam artykuł opiewał w dużą ilość niewiadomych i niezupełnie jasnych aspektów. Z grubsza wiadomo było jedynie, że zamordowano doktoranta przed jego kamienicą. Zadźgano go. Noża nie znaleziono. Nie wiadomo było, co skłoniło autora artykułu do powiązania poprzedniego morderstwa z tym obecnym. East Village prezentowało się jako jedyny wspólny mianownik obu zbrodni, jak do tej pory. Ponadto nie pisano o żadnej dziwnej scenerii, kleju czy karmie dla zwierząt. Chociaż jakby się nad tym zastanowić, to przy Lisie również o tym nie pisano. Zatajono to przed opinią publiczną. Joy sądziła, że w tym przypadku również tak mogło być. Chyba. Równie dobrze tytuł mógł być jedynie sposobem na zwabienie czytelników, rządnych update'ów w sprawie Lisy. Ciężko stwierdzić z całą pewnością, co autor miał na myśli.

Brunetka dopiła kawę, po czym zajrzała kontrolnie do lodówki. Tak jak jej się wydawało, jej zawartość nie była oszałamiająca. Większość produktów jej się kończyła, ponieważ w dni kiedy chodziła do pracy, nie robiła większych zakupów. Kupowała tylko to co niezbędne. Resztę rzeczy uzupełniała w dni wolne, takie jak dzisiaj.

Nie zrobiła listy zakupów, ponieważ miała dobrą pamięć. Przejrzała jeszcze szafki i już wiedziała, co kupić. Wzięła torebkę, ubrała buty i już miała wychodzić, gdy zadzwonił jej telefon. Domyślała się, kto dzwonił. Jej przyjaciółka. Już się za nią stęskniła czy po prostu chciała przedyskutować kwestię kolejnego morderstwa w ich okolicy? Obie opcje były równie prawdopodobne i całkowicie w jej stylu.

Joy zmarszczyła brwi na widok imienia osoby, która do niej dzwoniła. To nie była Mac, ani Wolfie, ani ewentualnie Milo. Dzwonił do niej Clay. Skrzywiła się mimowolnie, wiedząc co to oznaczało. Pożar w domu mody. Nie dosłownie, rzecz jasna. Przez ułamek sekundy rozważała, co by było gdyby zignorowała połączenie, a następnego dnia wymyśliła jakąś wymówkę o chorobie, wyjeździe albo wyładowanym telefonie. Niezależnie od wymówki miałaby kłopoty, a Clay nie dałby jej żyć przez najbliższe tygodnie, wypominając jej to zdarzenie. Stoczyła ze sobą naprawdę ciężką walkę, ale ostatecznie odebrała przychodzące połączenie.

- Halo?- rzuciła do telefonu. W duchu ciągle liczyła, że to pomyłka i może Clayton chciał jedynie zapytać ją gdzie podziały się jakieś dokumenty lub zestawienia. Jego telefon wcale nie musiał oznaczać konieczności zjawienia się w firmie.

- Potrzebuję, żebyś natychmiast zjawiła się w pracy, Joy. Tak, wiem, dzień wolny bla bla bla. Nie obchodzi mnie to. Mamy kryzys i potrzebuję jak najwięcej siły roboczej, żeby go zażegnać- oznajmił Clayton, pomijając wszelkie uprzejmości. Zawsze przechodził prosto do sedna, jasno dając znać, czego od niej wymaga.

Jak miło usłyszeć określenie "siła robocza" z ust przełożonego, pomyślała brunetka. Oczywiście zachowała ten komentarz dla siebie. Nie zamierzała irytować Claya z tak błahego powodu. On i tak w żadnym stopniu by się tym nie przejął. Za każdym razem wyskakiwał z jakimiś kąśliwymi komentarzami. Zdecydowanie łatwiej było je zignorować przez telefon, nie widząc jego znużenia i jawnej dezaprobaty faktem, że w ogóle musiał z nimi rozmawiać.

- Przyjadę najszybciej jak to tylko będzie możliwe. Mogę wiedzieć, co to za kryzys?- odparła brunetka z niezadowoleniem. Zerknęła w stronę lodówki, rozważając w myślach czy z taką jej zawartością przeżyje do jutra. Musiała iść na zakupy po pracy czy nie?

- Theo zmienił koncepcję. Widzimy się w firmie- rzucił Clayton, po czym zakończył połączenie.

Joy oparła się o ścianę, uniosła wzrok ku sufitowi i westchnęła ciężko. Ten projektant piekielnie mocno ją irytował. Na niecały tydzień przed pokazem postanowił zmienić koncepcję! To niedopuszczalne! Całe już i tak mocno przyśpieszone przygotowania będą musieli zaczynać od początku. Nowe dekoracje. Nowe plakaty promujące. Nowe kreacje, które ktoś będzie musiał na czas uszyć, a co za tym idzie również mogły nastąpić zmiany wśród modeli i modelek. To z kolei oznaczało nowe próby oraz zamówienie stosownych materiałów.

Żeby tylko Theo nie wymyślił czegoś cholernie rzadkiego, co się skończyło. Słyszała od Wolfie'ego, iż mieli kiedyś taką sytuację, że Theo zażyczył sobie materiał sprowadzany zza granicy. Jego wyczucie czasu jak zwykle było rozbieżne z realiami rzeczywiście. To znaczyło, że zażyczył sobie owy materiał na ostatnią chwilę i ktoś specjalnie musiał jechać do inne stanu do hurtowni po niego. Podobno to i tak był cud, że mieli go na składzie. Praca z Theo była ciężka, oględnie mówiąc.

Brunetka spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, po czym z wyraźną niechęcią wyszła z mieszkania. Zamykając drzwi na klucz, żegnała się jednocześnie ze swoim dniem wolnym, który miał się dopiero zaczynać. Wyjątkowo szybko się rozpoczął, a jeszcze szybciej zakończył.

*****

Luciano było wręcz kwintesencją chaosu. Dział PR-u musiał zmienić całą kampanię reklamową, ponieważ była ona dostosowana do poprzedniego planu na pokaz. Nowa koncepcja nowa kampania. Dział HR-u również miał mnóstwo roboty. Musiały ruszyć nowe castingi do pokazu. Oczywiście brały w nich udział osoby, które wcześniej przeszły pomyślnie wszelkie procedury i zostały zaakceptowane przez Theo. Tyle że jego akceptacja ulegała modyfikacjom wraz z nową koncepcją. Część modeli pewnie zostanie, a część zostanie wymieniona. Ci od zamówień również mieli mnóstwo pracy. Fotografowie i graficy uwijali się przy nowym magazynie. W skrócie, jeden wielki chaos.

- Powiedzcie mi, że to zły sen i zaraz się z niego obudzę u siebie w mieszkaniu w łóżku- rzuciła Joy, podchodząc do recepcji, gdzie Mac rozmawiała z Wolfie'im.

- Niestety to rzeczywistość- poinformował ją z równie wielkim niezadowoleniem fotograf.- A teraz muszę iść. Jeśli znajdę później chwilę, to przyjdę do was.

Brunetka pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Jasne. Udanej sesji- powiedziała Mac. Wolfie podziękował, po czym poszedł na wspomnianą sesję. Przynajmniej póki co nie miał powodu, żeby narzekać, że chcieli go zastąpić. Właśnie poszedł robić zdjęcia do najnowszego magazynu, a to coś musiało znaczyć. W jej opinii i tak był zbyt dobrym fotografem, żeby chcieli się go pozbyć.- Tyle było z naszego dnia wolnego, co? Szkoda. Miałam się umówić z Jace'em.

Rudowłosa skrzywiła się, lekko mrużąc umalowane oczy. Ten makijaż zdecydowanie był przeznaczony na inną okazję niż pójście do pracy. Joy zazdrościła przyjaciółce, że ta potrafiła tak ładnie się malować. Jej by to zajęło wieki, a efekt nie byłby nawet w połowie tak ładny.

- Umówić?- podłapała Joy z sugestywnym uśmiechem. Cieszyła się, że przyjaciółce układa się po niewypale, jakim okazał się dupek D.- Masz na myśli randkę?

- Oczywiście. A co innego?- odparła Mac takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.- Wiesz, że lubię stawiać sprawę jasno. To dużo ułatwia i sprawia, że nie tracisz czasu na coś, co z góry jest skazane na niepowodzenie. Jeśli ktoś nie jest mną zainteresowany, to idę dalej i tyle. Zero podchodów, niejasności, interpretowania zachowań czy pojedynczych wypowiedzi... Nie mam ochoty się w to bawić.

Clarke zazdrościła jej tego podejścia. Mac rzeczywiście potrafiła od razu dać do zrozumienia facetowi, że jej się podoba i liczy na więcej. Wprost. Bez żadnych gierek i domysłów. Sytuacja była jasna. Joy tak nie potrafiła. Zdecydowanie dużo bardziej krępowała się w towarzystwie facetów, którzy byli w jej typie. W efekcie przeważnie kończyła w relacjach, które nie wiedziała w jaką stronę zmierzały. Przyjaźń, przelotny romans, miłość albo przynajmniej dłuższy związek? Zazwyczaj zgadywała, czekając aż to druga strona zrobi jakiś ruch lub jednoznacznie da jej do zrozumienia, na co liczy. Pod pewnymi względami były z przyjaciółką kompletnymi przeciwieństwami, przez co dochodziło między nimi do wielu sprzeczek. Aczkolwiek, nie były one poważne i na ogół świetnie się dogadywały, rozumiejąc pewne różnice.

- To dobrze. Jace wydaje się naprawdę w porządku oraz robi świetne drinki- odparła Joy, nawiązując do okazji, kiedy to przez przypadek poznali się w klubie. Jace wymyślił grę, podczas której robił im drinki i kazał zgadywać, co w nich było.

- Skoro już mówimy o randkach i mega porządnych facetach, to jeden właśnie się tutaj zbliża. Nie obracaj się i tak wiesz kto to- oznajmiła beztrosko Mac. Brunetka nie obróciła się i owszem, wiedziała kogo jej przyjaciółka miała na myśli. Jak to jest, że zawsze przed rozmową z nim czuła mieszankę zdenerwowania i ekscytacji?- Wiesz co masz robić. Zastanów się co ja bym zrobiła i to zrób. Zapewniam, że moje metody są niezawodne.

Joy uniosła brwi, słysząc tę absurdalną radę. Gdyby zachowała się jak Mac, już skończyłaby w łóżku z Milo. Dla niej coś takiego jak podryw i własne zainteresowanie daną osobą wystarczały, żeby iść dalej. Mac z reguły dopiero po fakcie zastanawiała się co z tym zrobić. Ona za to wolała wcześniej przemyśleć swoją sytuację zanim zrobi coś, czego nie będzie mogła cofnąć.

- Cześć Milo- przywitała się Mac. Brunetka od razu wiedziała, że rudowłosa wciśnie mu pierwszą lepszą wymówkę i zostawi ich samych. Milo przywitał je z czarującym uśmiechem. Joy nie potrafiła nie odwzajemnić tego gestu. Tak właśnie działała na nią obecność ciemnoskórego.- Wybaczcie, ale muszę pilnie ogarnąć listę dla Claya.

Tak jak Clarke przewidywała, jej przyjaciółka zmyła się. Oby tylko rzeczywiście zajęła się jakimiś obowiązkami, bo miały ogromnie wiele rzeczy do ogarnięcia. Obijanie się w tym momencie to był doprawdy kiepski pomysł, ale z drugiej strony jak miałaby odmówić sobie chwili wytchnienia w takim towarzystwie?

- Jak zwykle pozytywnie mnie zaskakujesz, Joy- stwierdził ciemnowłosy, który tym razem miał na sobie kremowe jeansy z dziurami oraz czerwoną koszulę polo. Brunetka musiała przyznać, że we wszystkich wyglądał świetnie, ale jego kolorami zdecydowanie były: czerwony, czarny i biały. W nich już w ogóle wyglądał zajebiście. To była jedynie luźna obserwacja.

- Czym tym razem?- spytała, nie rozumiejąc, co miał na myśli.

- Sprawdzałem rano czy jesteś w pracy i cię nie było, a jednak przyszłaś- odpowiedział Milo, nie odrywając od niej tych swoich ciemnych tęczówek. Mimowolnie zwróciła uwagę na to, że w jej towarzystwie nigdy nie gapił się w telefon. Co więcej, nawet przelotnie na niego nie spojrzał, a to było rzadkie.

Przewróciła oczami, ale nic nie mogła poradzić na uśmiech, który nie schodził z jej ust w jego towarzystwie. Zwłaszcza, kiedy słyszała coś tak miłego. Był przy recepcji. Specjalnie, żeby ją zobaczyć i porozmawiać. Niby tak zwykłe czynności, a jednak to sprawiało, że czuła się przy nim wyjątkowa, jakby jej towarzystwo było dla niego ważne.

- Prawdę mówiąc, miałam mieć dzień wolny, ale Clay zadzwonił, żebym przyszła. Kryzys w firmie, jak się wyraził.

- Słabo, ale może jakoś postaram się umilić ci ten dzień. W miarę możliwości.

Już to zrobił, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Podejrzewała, że samoocena tego faceta i tak była już mocno rozbudowana. Zresztą, nie wiedziała na ile dobrze kryła się ze swoimi uczuciami. Pewnie kiepsko. Odnosiła wrażenie, że można czytać z niej jak z otwartej książki.

- Nie jest tak źle. Przynajmniej się wyspałam.

Tylko nie zdążyła zrobić zakupów i jeśli chciała coś zjeść na kolację, musiała skoczyć do sklepu w drodze powrotnej z pracy. Niestety nie miała innej możliwości. Jej lodówka świeciła pustkami.

- A mogłabyś mi powiedzieć, co właściwie się tutaj dzieje? Od kiedy przyszedłem do Luciano, dzieje się... To wszystko- powiedział ciemnowłosy, skinąwszy lekko głową w bok.- Pracujesz tutaj dłużej i pomyślałem, że może wiesz co się dzieje.

Brunetka doskonale rozumiała jego konsternację. Na jego miejscu też byłaby nieźle zdziwiona, gdyby zastała w pracy tak wielki chaos bez żadnej zapowiedzi czy informacji. System informacyjny w domu mody był doprawdy tragiczny, pomijając plotki oczywiście. Te potrafiły dojść do każdego pracownika, niezależnie czy znajdował się w pracy czy akurat miał dzień wolny.

- Dobrze trafiłeś, doskonale wiem co tu się dzieje. Ostrzegam, że to nie są dobre wieści- poinformowała Joy, po czym od razu przeszła do tematu. Nie lubiła trzymać rozmówców w napięciu, bo sama nie cierpiała, gdy ktoś jej tak robił.- Theo zmienił koncepcję, co do pokazu. Tak o co najmniej sto osiemdziesiąt stopni.

Milo zmarszczył brwi. To znaczyło, że albo jeszcze nie wiedział, co to oznaczało albo domyślał się i mu się to nie podobało. Luciano było miejscem, gdzie rzeczy z pozoru niewiarygodne stawały się możliwe. Pomyślisz sobie, że żadna szanująca się firma nie zmieni planów na ostatnią chwilę, a taka niespodzianka.

- Co chcesz przez to powiedzieć? Zmienił projekty? Przesunęli datę pokazu?

- Owszem, zmienił projekty, ale to nie wszystko. Zmienił też modeli i modelki. Będą startować castingi od nowa. Przykro mi, ale jeśli Theo wybrał cię już raz, istnieje spora szansa, że zrobi to ponownie. Zwłaszcza, że wyróżniasz się na tle innych modeli. W dobrym sensie.

Brunetka chciała brzmieć czysto profesjonalnie. Po prostu znała trochę ten biznes i osoby wyróżniające się urodą miały łatwiej. Jeśli wygląd szedł w parze z fotogenicznością, to tym bardziej istniała spora szansa na zrobienie międzynarodowej kariery.

- Czyżbym właśnie usłyszał komplement? Ślicznie dziękuję. Masz na myśli, że wyróżniam się kolorem skóry?

Clarke zdecydowanie nie chciała ubierać tego w taki sposób. Nie chciała powiedzieć, czegoś co mogłoby go urazić albo zabrzmieć rasistowsko. Przecież nie miała totalnie nic przeciwko osobom z innym kolorem skóry. Uważała to za zdecydowanie pozytywną cechą i żywym przykładem tego był stojący przed nią Milo, którego jasnobrązowa karnacja zdecydowanie dodawała mu atrakcyjności.

- Eee... No tak. Po prostu nie chciałam, żeby to zabrzmiało... Nieodpowiednio- mruknęła brunetka z lekkim zakłopotaniem.

- W moim towarzystwie nie musisz zastanawiać się czy cokolwiek zabrzmi "nieodpowiednio". Cała ta poprawność polityczna jest w porządku, ale obecnie zaczyna już być przesadzona w drugą stronę. To tak jak z tymi wszystkimi filmami, gdzie na siłę wrzucają osobę z ciemniejszym kolorem skóry czy Azjatę, bo myślą, że tak wypada. Nie o to chodzi.

Joy odetchnęła z ulgą mentalnie, bo czasami rzeczywiście zastanawiała czy wypada coś powiedzieć w jego towarzystwie. Informacja o jego podejściu do tematu poprawności politycznej też była cenna. Zresztą ciężko było się z nim nie zgodzić. Obecnie rzeczywiście wrzucano osoby z innym kolorem skóry wszędzie, nawet do adaptacji książek, w których te osoby były opisane zupełnie inaczej. Jak już wspomniała, totalnie nie miała nic przeciwko Afroamerykaninom, ale skoro już robiono adaptację książki, to mogliby trzymać się treści. Tylko pod tym względem ją to irytowało.

- Dobrze, ale jeśli jednak kiedyś powiem coś, co ci się nie spodoba, to zwrócisz mi uwagę?

- Jeśli chcesz- zgodził się Milo. On cały czas był taki pozytywny, beztroski, bezproblemowy i biła od niego zadziwiająca szczerość. Każde jego zachowanie czy to co mówił, wydawało się w stu procentach autentyczne. W dzisiejszych czasach była to dość rzadka cecha.- Użyłaś słowa "kiedyś". Bardzo dobrze, bo to znaczy, że zakładasz, że będziemy mieli jakąś przyszłość.

Brunetka miała nadzieję, że się nie zaczerwieniła. W towarzystwie tego faceta wyjątkowo często się nad tym zastanawiała. To co mówił było takie... Słodkie. Jeszcze użył liczby mnogiej, mówiąc "będziemy". Poza tym wyłapał coś, co użyła przypadkowo. To słowo samo jej przyszło do głowy, kompletnie bez zastanowienia.

- Właśnie. Wspominałam ci o dacie pokazu?- spytała Joy, udając że nagle przypomniała sobie o czymś szalenie ważnym. Tak, była tchórzem i tak, właśnie uciekała od poważniejszej rozmowy. Co mogła poradzić na to, że taką miała naturę? Nie była jeszcze gotowa mówić szczerze o swoich uczuciach, dlatego zmieniła temat na pierwszą lepszą kwestię, która przyszła jej do głowy.- Bo to, że zmieni się koncepcja nie znaczy, że data zostanie przesunięta, przez co będziemy mieli okropnie dużo pracy. Brzmi świetnie, prawda?

Milo pokiwał głową, wyrażając swoje współczucie i zaskoczenie. Przez chwilę jeszcze rozmawiali o tym, jakie to absurdalne zmieniać cały pokaz niecały tydzień przed planowanym terminem. Tak mało czasu i tak wiele rzeczy do zrobienia. Już nie mówiąc o tym, że Milo nie wiedział czy w ogóle pójdzie w tym pokazie. Joy zapewniła go, że trzyma kciuki i jest pewna, że Theo go wybierze. Wbrew pozorom, główny projektant nie patrzył tylko na wygląd czy chód. Nierzadko zwracał uwagę również na charakter, a pod tym względem, według niej, Miło był wyjątkowy. Było w nim coś, co zdecydowanie przykuwało uwagę czy się tego chciało czy nie.

*****

Joy robiła właśnie coś bardzo głupiego i nieodpowiedzialnego. Mówiła Mac, że to zły pomysł, ale ta uparła się, żeby to zrobić. Przyjaciółka nie przyjmowała żadnych argumentów, ani logicznych ani tych które miały być szantażem emocjonalnym. Nic nie działało.

- Możesz mi pomóc albo zostawić mnie z tym samą. Twój wybór. Ja i tak to zrobię- oznajmiła rudowłosa tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Clarke, pomimo wyraźnej irytacji i niechęci, zgodziła się. Tylko dlatego żeby nie zostawiać z tym przyjaciółki samej. Kiedyś jak nic trafi przez nią do więzienia. Tego była pewna. Jak tak dalej pójdzie, to wylądują razem w celi, a Mac będzie zaklinać się, że nic takiego nie zrobiła. Brunetka wiedziała, że powinna być bardziej asertywna i na serio próbowała, tyle że finalnie przyjaciółka przeforsowała swoje zdanie.

- Droga wolna- poinformowała Mac, wychylając się w kierunku pobliskiego korytarza jakby co najmniej były na misji specjalnej i rzeczywiście nikt nie mógł ich zobaczyć.

- Ale wiesz, że to wygląda groteskowo?- spytała Joy, unosząc brwi i z rozbawieniem, obserwując absolutnie zbędne starania przyjaciółki. Miały prawo przebywać na tym korytarzu i to nie było zabronione, a tym bardziej karalne w żaden sposób.

- Ciii- uciszyła ją rudowłosa, przytykając palec wskazujący do ust. Mac była aż do przesady poważna, więc sytuacja tym bardziej bawiła Joy.

- Chodzi tylko o to, żeby nie zobaczyli, że włamujemy się do pracowni Theo- uściśliła brunetka.- Będąc na tym korytarzu, nie robimy nic podejrzanego. Równie dobrze mogłybyśmy jedynie tędy przechodzić.

- Psujesz zabawę- poskarżyła się Mac, krzyżując ramiona z niezadowoleniem. Taka już była jej przyjaciółka. Kochała dramatyzować i wyolbrzymiać akcje, które wcale nie były aż tak... Nielegalne? W tym przypadku to określenie całkiem pasowało do sytuacji.

- Bo to wcale nie miało być zabawne- odparowała Joy. Czy czuła choć cień satysfakcji, niszcząc dobrą zabawę Mac w tym momencie? Owszem. Jeśli czyniło ją to złym człowiekiem, to trudno.

Rudowłosa przewróciła teatralnie oczami, po czym rozejrzała się po raz około setny. Dopiero potem podeszła do drzwi pracowni i zapukała kontrolnie. Wcześniej już stwierdziła, że woli upewnić się czy w środku przypadkiem nikogo nie zastaną.

- Ha. Nikogo nie ma. To dobry znak- oceniła Mac z szerokim uśmiechem, który szybko zniknął z jej twarzy.- Tylko jest pewna luka w moim planie. Nie udało mi się wymyślić jak załatwić klucz do pracowni. Nawet nie wiem kto ma kopie. Theo ma oryginał oczywiście, ale kto jeszcze? Od głównego projektanta nie uda się...

Joy obrzuciła przyjaciółkę pełnym niedowierzania spojrzeniem. Od dobrych dwóch godzin opowiadała jej, że powinny włamać się do pracowni Theo, żeby podpatrzeć jego najnowsze projekty. Z ciekawości oczywiście. Z kolei kiedy w końcu znajdują się tuż pod pracownią okazuje się, że nie mają klucza. Brunetka była przekonana, że Mac wcześniej o tym pomyślała.

Wtem przyszła jej do głowy pewna myśl. Od kiedy to Theo zamykał drzwi na klucz? Zdarzało mu się opuszczać pracownię, ale przeważnie zostawiał ją tak po prostu. Panował tam zbyt wielki "nieład artystyczny" żeby ktoś z konkurencji mógł tam cokolwiek znaleźć. Zresztą, to był kolejny niejasny punkt w wyjątkowo chwiejnym, wręcz walącym się w posadach planie Mac.

Joy nacisnęła lekko klamkę. Dobrze, że nie mieli w firmie żadnych alarmów. Przynajmniej poza tymi przy wejściach.

- Otwarte- stwierdziła brunetka, chociaż była tym faktem tak mocno zaskoczona, że aż zabrzmiało to jak pytanie.

Tuż po wejściu do środka wszystko stało się jasne i Joy wcale nie miała na myśli lamp, które oświetliły to chaotyczne wnętrze. Jak Theo cokolwiek znajdował w pracowni? Ciężko stwierdzić, bo zdaniem Clarke nie dało się tutaj nawet przejść pomiędzy stertami projektów, kartek i manekinów. Niektóre były rozczłonkowane lub zakopane w stosie bliżej niezidentyfikowanych obiektów, co prezentowało się odrobinę upiornie. Przy odrobinie chęci mogłyby posłużyć jako dekoracje halloweenowe.

- Czyli na to wpadł Theo- podsumowała rudowłosa, wpatrując się w górującego nad nimi manekina. Na stoliku stała panna młoda w zwiewnej czarnej koronkowej sukni długiej do ziemi ozdobionej perłami w pasie. Na głowie manekina wisiał czarny welon z drobnym perłowym akcentem.

- To ma być kreacja pogrzebowa czy ślubna? Biorąc pod uwagę to co się ostatnio dzieje, stawiałabym na to pierwsze, ale ten projekt skłania mnie bardziej ku tej drugiej możliwości.

Mac wzruszyła ramionami, po czym zaczęła przeglądać najbliższe papiery w poszukiwaniu najnowszych projektów. Powinien mieć je na wierzchu.

Joy jakoś nie mogła się zmusić, żeby zacząć szperać po pracowni, dlatego tkwiła w miejscu, patrząc na manekina w sukni ślubnej. Wygląda na to, że Theo zainspirował się morderstwem Lisy. W tym momencie była przekonana, że już większych kontrowersji nie mogą wzbudzić. Pokaz Luciano w stylu pogrzebu w miejscu gdzie zamordowano jedną z pracowniczek domu mody. Niebywałe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro