Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Następnego dnia Joy zjawiła się w pracy punktualnie. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubiła się spóźniać. Takie sytuacje zawsze generowały niepotrzebny stres czy akurat w tym momencie ktoś pilnie czegoś od niej nie chciał i czy przypadkiem jej szef się o tym nie dowie. Szanse były minimalne, ale po co komplikować sobie życie? Poza tym, będąc punktualna odbierze Clayowi argument do wciskania jej i Mac nietypowych zadań takich jak to wczorajsze.

Brunetka cały czas nie potrafiła zapomnieć widoku z poprzedniego dnia. Beton upstrzony ogromną krwawą plamą... Wzdrygnęła się na samą myśl, że wiedziała do kogo ta krew należała. Biedna Lisa. Cokolwiek jej się przydarzyło to nie mogła być szybka i bezbolesna śmierć. Aż do wczoraj Clarke była przekonana, że morderstwa zdarzają się niezmiernie rzadko, a tu takie zaskoczenie. Jednak seriale i filmy aż tak bardzo nie przekłamywały rzeczywistości.

Po Luciano jak zwykle kręciło się mnóstwo ludzi, pomimo dość wczesnej pory. Przy recepcji, która była stanowiskiem pracy jej i Mac zastała jeszcze znajomego fotografa. Wolfgang nazywany w skrócie "Wolfie" był zbliżającym się do trzydziestki przyjaźnie nastawionym szatynem. Facet był perfekcjonistą, ale mimo wszystko, był jednym z łatwiejszych we współpracy fotografem. Jego wymagania nie były wzięte z kosmosu, chociaż potrafił spędzić mnóstwo czasu, żeby znaleźć to idealne ujęcie. Tak przynajmniej słyszała, bo z reguły nie współpracowała z fotografami. To po prostu nie była jej działka.

- Cześć wam- przywitała się Joy, odkładając torebkę na blat. Tej nocy spała całkiem nieźle. Czuła się pełna energii, wypoczęta i gotowa na cały arsenał poleceń służbowych Claya.- Jak leci?

Wolfie spojrzał na Mac pytająco, na co rudowłosa skinęła energicznie głową.

- Przecież ona tam była- zauważyła swobodnie Mac.- Nie wspomniałam o tym? Dziwne.

- Nie, nie zrobiłaś tego. Trzeba było mówić tak od razu. Wybacz, Joy, ale myślałem, że nie jesteś wtajemniczona. Rozmawialiśmy o Lisie jak chyba większość pracowników Luciano. Od wczoraj wszyscy mówią tylko o tym.

Brunetka nie była tym ani odrobinę zaskoczona. Nie na co dzień dochodzi do morderstwa osoby z twojego otoczenia, którą mniej lub bardziej znali pozostali pracownicy.

- Mac wspomniała o waszej specjalnej misji- kontynuował Wolfie, a w jego jasnych szarych oczach zobaczyła mieszankę ciekawości i podziwu. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, co było w tej sytuacji warte podziwu.

- W zasadzie niewiele zrobiłyśmy- zwróciła uwagę Clarke.- Tylko zapytałyśmy techniczkę o możliwość zorganizowania pokazu. Stwierdziła, że uwiną się w trzy, może cztery dni.

- Joy nie dała mi zapytać o śledztwo- wtrąciła rudowłosa, czym zasłużyła sobie na piorunujące spojrzenie przyjaciółki. Serio?! Będzie jej to teraz wypominać? Jeszcze te wyrzuty pobrzmiewające w głosie.

- I tak nic by nam nie powiedziała.

Mac wzruszyła ramionami.

- Teraz już się tego nie dowiemy, ale mam pomysł. Wystalkowałam na Facebooku siostrę Lisy. Można byłoby spróbować się z nią skontaktować i dostać info prosto ze źródła. W końcu rodzinie mówią co i jak, no nie?

Joy czasami zapominała, że jej przyjaciółka uwielbiała stalkować ludzi przez różne portale społecznościowe. W wolnym czasie lub w pracy z ciekawości zaglądała na różne konta, żeby dowiedzieć się więcej o danej osobie. To niemal przerażające ile informacji można zdobyć już dzięki samemu sprawdzeniu na przykład Instagrama. Ludzie publikowali tam mnóstwo szczegółów z życia, wydarzeń towarzyskich czy wycieczek. Nawet wrzucając zwykłą relację ze sobą w roli głównej, mogli w tle pokazać coś jeszcze. A jej przyjaciółka chętnie to wykorzystywała i nie widziała w tym nic złego, skoro ludzie sami to publikowali. Właściwie miała rację.

- Nie uważasz, że to lekka przesada? Może i znaliśmy Lisę, ale nie jakoś przesadnie dobrze- zauważyła Clarke.

- Pamiętaj, że ona właśnie straciła siostrę. Myślisz, że ma ochotę o tym rozmawiać z obcą osobą?- poparł ją Wolfie.

Miała ochotę przybić z nim piątkę. Ten to ją rozumiał. W zasadzie od momentu, kiedy pierwszy raz ujrzała go w Luciano, wiedziała, że się dogadają i nadają na tych samych falach. Im dłużej go znała, tym bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu. W wielu przypadkach pierwsze wrażenie nie zawodziło, chociaż zawsze istniały wyjątki od reguły.

- Ja tylko chciałam wykonać polecenie służbowe od Claya- broniła się rudowłosa, chociaż to było jasne jak słońce, że przemawiała przez nią ciekawość i może lekki niepokój.

- Swoją drogą słyszałem, że chcieli zaszaleć z tą nową wystawą Theo, ale nie wiedziałem, że mają na myśli East River- rzucił Wolfie, lekko zmieniając temat. Joy do wczoraj również nie miała pojęcia, co szykowali. Chyba po raz pierwszy udało im się w Luciano utrzymać cokolwiek w tajemnicy. Wszelkie inne informacje o pokazach czy zwyczajne plotki roznosiły się w błyskawicznym tempie.- Pokaz na wodzie byłby ciekawy, ale nie jestem pewien czy w tych okolicznościach.

- Właśnie- poparła go Mac.- Pokaz mody tuż koło miejsca, gdzie zamordowano pracownicę Luciano... To byłby skandal. Aż dziwne, że jeszcze się nad tym zastanawiają.

- PR na to nie pójdzie. Nie ma mowy. Jak jeszcze prasa się do tego dobierze...- brunetka w tym momencie urwała, ale cała trójka wiedziała, że to się skończy medialną katastrofą.

W tym momencie Mac wzięła do ręki telefon i w skupieniu zaczęła coś przeglądać. Wolfie spojrzał na Joy pytająco jakby chciał dyskretnie zapytać, co rudowłosa tak uważnie studiuje. Brunetka wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia. Błagała w myślach, żeby to tylko nie był Dylan. Ten dupek był zdolny do wszystkiego, a Joy nie była pewna czy przyjaciółka zablokowała go na social mediach. A co jeśli wrzucił zdjęcie z nową dziewczyną? Clarke nie uśmiechało się kolejne wyjście do klubu w tygodniu. Pewnie znowu usłyszałaby od Claya, że wygląda jak zombie...

- Cholera. Gazety dorwały się do tematu Lisy i jeszcze... Zdobyły zdjęcia- poinformowała Mac, a z jej twarzy momentalnie zniknął uśmiech. Joy zauważyła, że rudowłosa zrobiła się jeszcze bardziej blada niż zwykle, a miała naprawdę jasną karnację.

Wolfie wyciągnął dłoń w kierunku Mac.

- Mogę zerknąć? Zostawiłem telefon u siebie w pracowni.

- Tylko jeśli jesteś gotowy na wyjątkowo drastyczny widok. W mojej opinii co najmniej dwadzieścia na dziesięć. Zastanów się dobrze, bo tego nie odzobaczysz.

Szatyn spojrzał na urządzenie, a z jego ust wydobyła się soczysta wiązanka przekleństw. Joy przez chwilę walczyła ze sobą czy rzeczywiście chce to widzieć. Wiedziała, że Mac nie przesadza z tą swoją skalą okropności. Zresztą, widziała jak bardzo pobladła. Reakcja fotografa również nie pozostawiała wątpliwości, że jest źle.

Ostatecznie brunetka pochyliła się w kierunku trzymanego przez Wolfie'ego urządzenia. Natychmiast tego pożałowała. Sformułowanie "źle" było eufemizmem roku. Było znacznie gorzej. Aż brakowało jej słów, żeby opisać ten przerażający widok. Lisa zwisała częściowo zanurzona w wodzie na linie, owiniętej wokół jej szyi. Jej palce wyglądały jak obgryzione, ale najgorsze były oczy albo raczej dwie ziejące dziury, w których kiedyś były oczy.

Joy gwałtownie odsunęła się od ekranu, zastanawiając się co ją podkusiło, żeby na to spojrzeć. Przeszedł ją dreszcz. Na chwilę zapadła cisza. Cała trójka w ciszy starała się przyswoić to, co widzieli. Brunetka w tym momencie była jeszcze bardziej wdzięczna, że to było jedynie zdjęcie, a nie widok na żywo.

- Ostrzegałam- mruknęła Mac, odbierając od Wolfie'ego telefon.

Ludzka ciekawość bywa zgubna, pomyślała Clarke. Rzeczywiście sami byli sobie winni.

- Mogłabyś mi jeszcze powiedzieć, która jest godzina?- spytał Wolfie po chwili.

- Prawie dziewiąta- odparła Joy, na co Wolfie wytrzeszczył oczy.

- Już? Tak szybko? Jasna cholera, robię sesję za pół godziny i nie mam nic przygotowanego. Muszę lecieć. Widzimy się później.

Wolfie oddalił się pośpiesznie. Joy z żalem pomyślała, że to koniec obijania się i czas również zająć się pracą.

- Wiadomo co mamy dzisiaj ogarnąć?- zapytała brunetka. Mac była wcześniej w Luciano, więc pewnie zdążyła już sprawdzić maila albo ktoś przyszedł zakomunikować jej czym trzeba się pilnie zająć. Ich zakres obowiązków nie był do końca jasny, więc zazwyczaj zajmowały się tym, co było na ten moment potrzebne.

- Tak, Clay wysłał obszernego maila. Zaczyna się szał przed pokazowy. Obawiam się, że najbliższą przerwą będzie obiad albo nawet kolacja.

Wprost cudownie, pomyślała Joy, wydając z siebie pełne niezadowolenia westchnienie.

*****

Jak zaczęły wypełniać swoje obowiązki o dziewiątej, tak były na nogach przez najbliższe kilka godzin, a wciąż miały kilka rzeczy do załatwienia. W międzyczasie miały wątpliwą przyjemność rozmowy z Claytonem. Był zadowolony, że pokaz może odbyć się bez przeszkód w wyznaczonym terminie. Poza tym wyraził swoją dezaprobatę, że nie dowiedziały się niczego o Lisie. Jemu zawsze coś nie pasowało.

- Nie mogłyście się bardziej postarać?- zapytał, gdy skończyły mu relacjonować tylko nieco ubarwiony i udramatyzowany przebieg rozmowy z policjantką. Nawet jeśli rozmawiały z techniczką, to nie było istotne.- Prosiłem, żebyście się dowiedziały czy podejrzewają kogoś z Luciano. Jeśli szykuje się taki skandal, to musimy o tym wiedzieć.

Joy próbowała wytłumaczyć Clayowi, że policja nie widzi sprawy w ten sam sposób, ale blondyn uciszył ją ruchem dłoni jakby była denerwującym owadem latającym wokół niego.

- Mogłyście wymyśleć cokolwiek. Na przykład, że jedna z was była partnerką Lisy bez ślubu. Gdyby ciągle nie chcieli nic powiedzieć, mogłybyście postraszyć, że zrobicie aferę. Homofobia i te sprawy. Zero kreatywności. Wracajcie do pracy.

Tak właśnie wyglądała rozmowa z Claytonem. Równie dobrze mogłyby mówić do ściany. Efekt byłby identyczny. W najmniejszym stopniu nie dało się wpłynąć na opinię blondyna. Łatwo mu mówić, żeby coś wymyśliły. A co jeśli policja chciałaby przesłuchać tę domniemaną "dziewczynę" Lisy? Nawet Mac nie była skłonna wciskać policji kitu o rzekomym związku, żeby zaspokoić ciekawość i zadowolić Claya.

Na drodze losowania zdecydowały która z nich pójdzie do Theo, żeby zdobyć ostateczną listę modeli i modelek do nowego pokazu. Clarke miała tak wielkie szczęście, że musiało trafić akurat na nią. Po raz kolejny to ona miała radzić sobie z Theo. Może tym razem też go nie zastanie? Zawsze istniała jakaś szansa, chociażby minimalna.

Brunetka szła do pracowni Theo jak na autopilocie. Jej nogi same kierowały się w znane miejsce, a jej myśli błądziły w kierunku niebotycznie długiej listy obowiązków. Doszły z Mac do wniosku, że dzisiaj się z tym nie wyrobią i zostawią sobie mniej pilne sprawy na jutro. Musiały tylko jeszcze sprawdzić, co wymaga ich uwagi dzisiaj. Obie były już potwornie zmęczone. Jedynym marzeniem Joyce w tym momencie był powrót do domu, zdjęcie tych cholernych butów na obcasie i położenie się na łóżku. Pewnie szybko by zasnęła...

- Witaj, Joy.

Z zamyślenia wyrwał ją głęboki męski głos z naleciałościami obcego akcentu. Nie musiałaby nawet patrzeć w bok, żeby wiedzieć do kogo on należał. Jej spojrzenie zetknęło się z ciemnymi tęczówkami bruneta okolonymi długimi rzęsami.

- Cześć- przywitała się brunetka. Po raz kolejny uderzyło ją to jak przystojny był Milo. Jego ciemniejsza, brązowa karnacja wyglądała świetnie. Poza tym, jej imię w jego ustach brzmiało tak miękko, niemal jakby samo w sobie było komplementem.

- Gdzie się tak śpieszysz? Prawie mnie minęłaś- powiedział brunet z uśmiechem, taksując ją wzrokiem.- Swoją drogą, pięknie wyglądasz.

Clarke miała nadzieję, że się nie zarumieniła. Dlaczego tak reagowała na tego faceta? No dobra, znała odpowiedź. Było w nim coś... Onieśmielającego. Zresztą, to nie była odpowiednia chwila, żeby roztrząsać tę kwestię. Musiała mu odpowiedzieć, skrócić rozmowę do minimum i wrócić do pracy. Dlatego ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć, że on też świetnie wyglądał. Tym razem miał na sobie szarą bluzę i inne czarne jeansy, które nie miały już dziur na kolanach. Mimo tak zwyczajnego ubioru, wyglądał dobrze. Nawet lepiej niż dobrze... To powinno być karalne. Tak niewiele wysiłku i taki cudowny efekt.

- Dzięki. Jak zauważyłeś, jestem w pracy. Mam mnóstwo rzeczy do ogarnięcia. Właśnie idę do Theo po ostateczną listę modeli i modelek do pokazu, więc...

Joy już chciała pożegnać bruneta i iść do pracowni głównego projektanta, ale Milo przejrzał jej zamiary i stanął jej na drodze, mocno niwelując dystans pomiędzy nimi do jednego niedużego kroku.

- Nie odchodź. Rozmawiam z tobą, a przynajmniej bardzo bym chciał. Czym właściwie zajmujesz się w Luciano?

Clarke wiedziała, że powinna po prostu odmówić i odejść, ale nie potrafiła tego zrobić. Nie, kiedy tak na nią patrzył z tym lekkim uśmiechem, błądzącym na ustach. Milo nawet nic szczególnego nie robiąc ani nie mówiąc, roztaczał wokół siebie jakiś urok. To brzmiało idiotycznie i była tego boleśnie świadoma, ale tak było. Aż samej było jej trudno nie uśmiechać się w jego towarzystwie.

Zaczęła tłumaczyć mu co mniej więcej robi w Luciano. Choć pytanie było stosunkowo proste, nie istniała konkretna nazwa na ubranie w słowa wszystkiego co robiła w tej firmie. Zajmowała się różnego rodzaju kwestiami organizacyjnymi, a od czasu do czasu również czymś kompletnie innym. Nie wspomniała Milo o swojej "misji specjalnej" z poprzedniego dnia, jak to określił Wolfie. Nie miała nastroju na kolejną rozmowę o Lisie. Zwłaszcza, że wystarczyła chociażby przelotna myśl o niej, a stawało jej przed oczami tamto zdjęcie z artykułu.

- Brzmi interesująco- skwitował brunet. Zdawał się z uwagą słychać wszystkiego co mówiła. Czasami o coś dopytywał, ale ogólnie starał się jej nie przerywać jak opowiadała o swoich obowiązkach.

- Wcale nie. To jest przeraźliwie nudne, ciągle tylko gdzieś chodzę, pytam i dzwonię- odparowała Joy.- Ale nie narzekam. Podoba mi się tutaj. A ty? Jesteś modelem? Jak długo?

- Można tak powiedzieć. Dopiero zaczynam przygodę z modelingiem. Znajomy mnie wkręcił, żebym mógł sobie trochę dorobić, chociaż jak na razie to jest dla mnie kompletną abstrakcją.

Brunetka była zaskoczona. Spodziewała się, że Milo jest nowy w Luciano, ale ogólnie zajmuje się modelingiem już od dłuższego czasu. Już na pierwszy rzut oka widać było bijącą od niego pewność siebie, a jednocześnie luz, przez co nie wydawał się arogancki. Zresztą właśnie otwarcie przyznał, że nie czuje się zbyt komfortowo w tym środowisku. Nie każda osoba decyduje się na tak drastyczną szczerość, zwłaszcza niejako ujawniając swoją słabość, coś w czym nie czują się dobrzy.

- Tak, Luciano jest specyficzne. Może i nigdy nie pracowałam jako modelka, ale już samo zetknięcie się z tą firmą było... Ciekawe. Uwierz mi, z czasem przywykniesz do wszelkiego rodzaju dziwności.

- Ciężko mi uwierzyć, że nie pracujesz jako modelka- odparł Milo.

Znowu to słyszała? W przeciągu dwóch dni kolejna osoba sugerowała jej ten zawód. O ile taksówkarz niemożliwie wręcz ją tym zirytował, tak z ust Milo brzmiało to jak kolejny komplement, którym swoją drogą było.

- Nigdy mi się to nie podobało. To nie moja bajka. Poza tym brakuje mi wzrostu.

Nawet w butach na obcasie Joy miała zaledwie metr siedemdziesiąt pięć. Na sesje może i by się nadała, ale przy wybiegach projektanci mogliby mieć wątpliwości. Nierzadko też kreacje były wykonane na osoby co najmniej metr siedemdziesiąt, nie licząc obcasów. W każdym razie, nigdy jej to nie przeszkadzało, bo jak wspomniała, nie interesował jej modeling.

- Też póki co nie czuję, żeby to było coś, czym chciałbym zajmować się na poważnie- stwierdził ciemnowłosy.

- Daj sobie trochę czasu. Poznałeś już Theo?

W tym momencie uśmiech niejako zamarł mu na ustach, a jego dłoń bezwiednie powędrowała do włosów. Joy zaśmiała się na widok tej reakcji.

- Czyli tak. Rozumiem, że nie miał zbyt dobrego nastroju, co?

- Zdecydowanie nie. Krążył po pracowni, narzekając na dostawców, modeli, a jak usłyszał ode mnie, że szuka go Clayton...- tutaj ciemnowłosy zrobił przerwę i odwrócił wzrok z widocznym zakłopotaniem. Joy uśmiechnęła się. Doskonale wiedziała jak potrafił zachowywać się główny projektant i jak bardzo dezorientujące wydawało się to na początku. Zwłaszcza, jeśli ktoś słyszał o jego karierze i licznych sukcesach w branży modowej.- Porównałbym jego reakcję do wybuchu wulkanu.

Brunetka ponownie się zaśmiała. Milo lekko przekrzywił głowę, cały czas nie przerywając kontaktu wzrokowego.

- Przepraszam, że zrzuciłam na ciebie takie niewdzięczne zadanie.

- Nie przejmuj się tym. Nic nie szkodzi- zapewnił ją ciemnowłosy.- Masz śliczny uśmiech, wiesz? Powinnaś się częściej uśmiechać.

Joy wymamrotała niewyraźne "dziękuję". Najchętniej zostałaby z Milo do końca dnia, a przynajmniej tyle czasu, ile miała jeszcze spędzić w pracy. Jednak wiedziała, że i tak już miała drobne opóźnienie. Powinna wracać do swoich obowiązków.

- Naprawdę muszę iść. Już i tak Mac będzie zastanawiała się, gdzie się podziałam.

- Rozumiem. Szkoda. Kto to jest Mac? Nie znam jeszcze zbyt wielu osób w Luciano.

- Mac to skrót od imienia Mackenzie. Jest moją koleżanką z recepcji i jednocześnie przyjaciółką. Razem tutaj aplikowałyśmy, ale to dłuższa historia. Może ci ją kiedyś opowiem, ale nie teraz.

- Jasne, chętnie bym ją poznał, i historię i Mackenzie. Nie zatrzymuję cię dłużej. Do zobaczenia, Joy.

- Do zobaczenia.

Brunetka minęła Milo i udała się w kierunku pracowni Theo. Uświadomiła sobie, że ciągle nie powiedziała Mac o nowo poznanym modelu. A jeszcze gdyby go zobaczyła... Pewnie opadłaby jej szczęka i prawdopodobnie miałaby do niej pretensje, że wcześniej nie podzieliła się tak istotnym szczegółem. Dla niej tego rodzaju informacja była niemal równoznaczna ze zdobyciem nagrody Nobla, co najmniej.

Z kolei Joy nie uważała, żeby to było aż tak istotne. Okej, Milo był naprawdę sympatyczny, przystojny i był dobrym słuchaczem. Jego komplementy też były mile widziane... A poza tym wyraźnie się nią interesował. Raczej. No chyba, że był jednym z tych facetów, którym komplementy przychodzą z łatwością i nic nie znaczą. Clarke skarciła się w myślach. Nie potrzebowała obecnie żadnych dodatkowych komplikacji w życiu, większego zamętu niż obecnie, a do tego właśnie prowadziły związki czy przelotne romanse. Wolała utrzymać z Milo czysto koleżeńską relację i przecież właśnie tak było, prawda?

Brunetka zmarszczyła brwi na widok wylatującego zza drzwi pracowni Theo segregatora. Ktoś go cisnął z całym impetem o ścianę naprzeciwko drzwi, które zaraz po tym geście zamknęły się z trzaskiem.

Joy westchnęła ciężko. Jeśli do tej pory zastanawiała się, jaki nastrój miał Theo, właśnie zobaczyła odpowiedź. Podeszła do spoczywającego na podłodze segregatora, jednocześnie zerkając w kierunku drzwi czy przypadkiem nie polecą w jej stronę kolejne przedmioty. Nie chciała oberwać segregatorem w twardej oprawie.

Zaczęła zbierać porozrzucane projekty. Segregator był wypchany foliowymi koszulkami, a pomiędzy nimi znajdowało się mnóstwo luźnych kartek, które obecnie wyścielały posadzkę. Przeklęła pod nosem, widząc że to projekty. To nie był dobry znak. Jeśli główny projektant wyrzucał swoje szkice, to znaczyło, że coś mu w nich nie pasowało. Więc teraz pewnie będzie głowił się nad kwestią czym było owe brakujące "coś". Z tego co się orientowała planowali pokaz na za tydzień lub dwa. Moment na poprawki w projektach już dawno minął! To będzie katastrofa!

*****

- Koniec pracy na dzisiaj- oznajmiła Joy po powrocie do recepcji. Była zmęczona i cholernie chciało jej się kawy. Jej organizm wręcz domagał się kolejnej dawki kofeiny i dlatego w drodze powrotnej zahaczyła o kawiarnię. Nawet nie zastała tam kolejki. Dla Mac oczywiście też wzięła, żeby nieco udobruchać ją po tak długiej nieobecności.- To było okropne. Theo jest totalnie nie w nastroju. Przebywanie w jego towarzystwie dosłownie grozi fizycznymi urazami. Rzucał swoimi projektami, segregatorem, przewracał manekiny... Właściwie rzucał czymkolwiek co wpadło mu w ręce.

- Cieszę się, że mnie tam nie było- obwieściła Mac, uśmiechając się przepraszająco. Brunetka obrzuciła przyjaciółkę morderczym spojrzeniem.- Poza tym masz rację. Czas najwyższy skończyć na dzisiaj. Więc jak poszło z Theo, pomijając zagrożenie życia?

Clarke skrzywiła się jakby zjadła cytrynę.

- Ciężko powiedzieć. Ma kryzys egzystencjalny. Wątpi w jakość swoich projektów. Twierdzi, że brakuje im "tego czegoś".

- Kiepsko. Dwa tygodnie do pokazu, a on odwala coś takiego?- spytała z niedowierzaniem rudowłosa, biorąc łyk swojej kawy. Pokręciła głową z dezaprobatą.

- Właśnie. Z trudem udało mi się zdobyć listę modeli i modelek, a wiesz, że jak zmieni projekty...

- To będzie chciał również dopasować do nich modeli. Napiszę o tym maila do Claya. Nie chce mi się z nim rozmawiać, a to nie brzmi dobrze. Powinien o tym wiedzieć. Niech sam się tym zajmie albo zleci to komuś innemu niż nam.

Joy przytaknęła, stwierdzając w duchu, że to dobry pomysł. Też nie miała ochoty na konfrontację z Clayem. Jak to dobrze, że w tych czasach istniało tyle możliwości, żeby uniknąć rozmowy twarzą w twarz. Maile, wiadomości, ewentualnie nagranie głosowe. Tymczasem rudowłosa od razu wzięła do ręki telefon i pośpiesznie wystukała na ekranie maila do ich przełożonego. Pokazała efekt końcowy brunetce. Ta przeczytała maila i pokiwała głową. Krótki, treściwy i bez niestosownych aczkolwiek adekwatnych do sytuacji określeń w stosunku do projektanta. Właśnie o to chodziło.

- Muszę ci się do czegoś przyznać- odezwała się po chwili Mac. Joy spojrzała na przyjaciółkę badawczo. Byle tylko nie powiedziała jej, że zamierza wrócić do dupka D. O zgrozo, a jak ona go odblokowała?! To się nie skończy dobrze. Dylan za jakiś czas znowu zrobi to samo i tylko jej przyjaciółka będzie bardziej cierpieć.

- Okej, mów. Postaram się nie wściekać, ale nic nie obiecuję- odparła ostrożnie Clarke.

Mackenzie wzięła głęboki wdech, po czym powoli wypuściła powietrze ustami. Zazwyczaj tak robiła, kiedy rzeczywiście coś przeskrobała i obawiała się jak na ta zareaguje rozmówca. Czyli chyba chodziło o jej byłego... Mac doskonale wiedziała jakie zdanie ma na jego temat Joy. Nie było ono zbyt pochlebne, lekko mówiąc.

- Po wczoraj jak już wróciłyśmy z galerii, czułam lekki niedosyt. Nie zakupów oczywiście. Raczej niedosyt związany z naszą misją specjalną.

- Naprawdę chcesz to tak nazywać?

- Tak, to dobra nazwa. Masz lepszą? Nie? Tak myślałam. Więc wróciłam do domu i napisałam do siostry Lisy. Wiem, miałam tego nie robić, ale... Ciekawość zwyciężyła. Ale zanim się wściekniesz, zobacz co mi odpisała. To brzmi poważnie.

Joy obrzuciła przyjaciółkę pełnym niedowierzania spojrzeniem. Nie wierzyli w to. Dlaczego Mac nie potrafiła czasami zachować się... Jak by to powiedzieć? Rozsądniej? Bardziej adekwatnie do sytuacji?

- Słucham?! Co zrobiłaś?! Mówiłam ci...

- Ciii- przerwała jej rudowłosa, podsuwając jej pod nos telefon z włączonym chatem na messenerze. Clarke tylko była jeszcze bardziej zdenerwowana tą próbą uciszania jej. Już miała powiedzieć, co o tym myślała, ale jej wzrok spoczął na wiadomości.

Od Rebecca: Dobrze, że napisałaś. Potrzebuję pomocy. Nie wiem do kogo się z tym zwrócić. Wiem, że się nie znamy, ale może ze względu na Lisę zechcesz mi pomóc. Mogłybyśmy się jutro spotkać?

To rzeczywiście brzmiało poważnie. Joy wpatrywała się w wiadomość przez chwilę jakby na ekranie miała pokazać jej się odpowiedź, co takiego się wydarzyło. Sama na miejscu przyjaciółki nie potrafiłaby odmówić osobie, która prosiła o pomoc i właśnie straciła siostrę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro