Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Brunetka miała bardzo dokładny plan na zbliżający się dzień. Zamierzała nie robić nic, co wymagałoby od niej chociaż odrobinę wysiłku albo co by ją denerwowało. Chciała delektować się nicnierobieniem i spokojem. Zrelaksować się i odpocząć. Brakowało jej tego w tym całym zamieszaniu, które ostatnio nie opuszczało Luciano ani na moment.

Na początku lubiła ten chaos, spontaniczność i nieprzewidywalność nowej pracy, która na każdym kroku stawiała przed nią kolejne wyzwania. Nie zawsze wiedziała, co konkretnie miała zrobić albo co Clay rozumiał pod danym pojęciem. Prawdę mówiąc, większości obowiązków uczyła się w trakcie, konsultując swoje wyniki z osobami, które miały dłuższy staż w firmie. Niemniej, ciągle sprawiało jej to satysfakcję, a przynajmniej tak było do pewnego momentu.

Ostatnio miała wrażenie, że tego było za dużo. Za dużo obowiązków, wrażeń, już nie mówiąc o coraz to nowych wydarzeniach związanych z Lisą, doktorantem i Natalie. Tęskniła za spokojem, względną ciszą i czasem, kiedy głównym tematem rozmów wcale nie były nowe rewelacje dotyczące morderstwa. Ostatnio każdy jej dzień zaczynał się w ten sposób i bynajmniej jej to nie odpowiadało. Bądźmy szczerzy, kogo nie zaniepokoiłoby nierozwiązane zabójstwo, a nawet więcej niż jedno w dość bliskim otoczeniu? To było przerażające i również męczące w połączeniu z innymi bodźcami.

Brunetkę naszła pewna myśl. Może to czas na zmiany? Luciano nie miało być jej docelowym punktem kariery zawodowej, a zaledwie tymczasowym rozwiązaniem, które pozwoli jej zdobyć doświadczenie i oczywiście też trochę zarobić. Jakoś musiała się utrzymać, prawda? W każdym razie chyba rzeczywiście traciła entuzjazm do tej pracy. Postanowiła sobie, że po pokazie zastanowi się co dalej. Może rzuci pracę, a może zacznie studia lub zrobi jakiś kurs.

Tak, to był dobry pomysł, uznała w myślach. Od pewnego czasu miała wrażenie, że jej życie tkwiło w miejscu, a tak być nie mogło. Chciała się rozwijać i przede wszystkim żyć, być szczęśliwa. Chciała kiedyś z perspektywy czasu spojrzeć na swoje życie wstecz i powiedzieć, że była z niego zadowolona, a jej decyzje były właściwe. No i rzecz jasna, chciała mieć mnóstwo pięknych wspomnień. A może powinna zacząć podróżować? To dopiero byłoby ciekawe doświadczenie. Nowe kraje, nowe kultury, nowe miejsca i ciekawi ludzie...

Jej myśli odpłynęły w kierunku ciepłych, egzotycznych krai, które zdawały się być rajem na ziemi. Przynajmniej w jej głowie. W rzeczywistości wszystko wyglądało nieco inaczej i nie było czarno białe. Tak naprawdę świat był skąpany w odcieniach szarości, ale nawet taki światopogląd nie był w stanie zabić w jej głowie wizji odległego, szalenie pięknego miejsca z plażą i krystalicznie czystą, turkusową wodą, gdzie zniknęłyby wszystkie jej problemy.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Ten głośny dźwięk sprowadził ją na ziemię. Znajdowała się w Nowym Jorku, mieście ruchliwym i głośnym o każdej porze dnia i nocy, daleko od pięknych plaż. Zdecydowanie potrzebowała wakacji. Postanowiła nieco zmodyfikować plan na bliską przyszłość. Najpierw wakacje, a później rozwój kariery zawodowej, jakakolwiek by ona nie była. Póki co, jeszcze nie miała konkretnego pomysłu. Liczyła, że podczas wakacji coś wymyśli.

Niechętnie udała się do drzwi, żeby dowiedzieć się, kto się do niej dobijał. To mógł być kurier, ponieważ ostatnio zamówiła kosmetyki, a te ciągle do niej nie dotarły. Jednak kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła w progu Jace'a. Jego wizyty bynajmniej się nie spodziewała. Czyżby chciał pogadać z nią o Mac, a może zainterweniować w imieniu Milo? Mimowolnie zaczęła się zastanawiać jak często jeszcze będzie pojawiać się w jej głowie to pytanie. To już kolejna osoba. Najpierw Adele, teraz Jace. Na szczęście nie znała więcej przyjaciół czy członków rodziny Milo, więc może przy nikim więcej nie będzie miała podobnego dylematu.

- Cześć, coś się stało?- spytała od razu Joy. W porę przypomniała sobie, że Jace był policjantem. A co jeśli był tutaj w kwestii zawodowej? Oby nie doszło do kolejnego morderstwa, poprosiła w myślach.

- Cześć, mogę wejść? Chciałem z tobą o czymś porozmawiać- powiedział blondyn, ograniczając się do enigmatycznego ogólnika.

Clarke momentalnie ogarnął niepokój, ponieważ Jace nie odpowiedział na jej pytanie. To zabrzmiało jakby coś rzeczywiście się zdarzyło, ale to nie był temat do rozmowy w drzwiach, a nawet częściowo na korytarzu. Tym bardziej nie chciał, żeby usłyszeli o tym sąsiedzi. Czyli jednak? Kto tym razem został zamordowany? Miała tego dość.

- Wejdź- rzuciła krótko Joy, otwierając szerzej drzwi. Kiedy tylko wszedł do środka, zamknęła drzwi. W normalnych okolicznościach pewnie wykorzystałaby okazję, żeby wybadać grunt i dowiedzieć się jak prezentowała się sytuacja między nim i Mac. Obecnie nie potrafiła nawet wydobyć z siebie słowa, bo jej myśli krążyły wokół tych wszystkich okropnych wydarzeń, które już się zdarzyły i które potencjalnie mogły wydarzyć się w przyszłości. Czy się nakręcała? Może trochę, ale nic nie potrafiła na to poradzić. Kto lubił dostawać kiepskie wieści? Kiepskie było wyjątkowo słabym eufemizmem, stwierdziła.- Po prostu to powiedz. Kto tym razem nie żyje? Nie mów, że znałam tę osobę...

Jace zmarszczył brwi jakby nie miał pojęcia o czym mówiła. Czyżby się myliła? W tym przypadku przyjęłaby taką informację z ulgą.

- A ktoś nie żyje? Nic mi nie wiadomo o żadnym nowym morderstwie- poinformował ją Jace, na co odetchnęła z ulgą. Nie sądziła, że kiedykolwiek tak mocno ucieszy się ze swojej pomyłki.- Myślisz, że przyszedłem tutaj w sprawie tej serii zabójstw? Przecież nie zajmuję się tą sprawą. Śledztwo należy do Corrie i Alberta. Poznałaś ich.

- Jak dobrze. Sądziłam, że o to chodziło. Jesteś policjantem, byłeś w Luciano, a ostatnio jak spotykam kogoś z policji to przeważnie okazuje się, że chodzi o nowe morderstwo albo o przesłuchanie w tej sprawie.

- To fakt, po ostatnich wydarzeniach policja może kojarzyć ci się tylko z tym, ale nie każdy policjant pracuje w dziale kryminalnym.

- Prawda, można jeszcze tropić bossa narkotykowego- mruknęła Joy, nawiązując do jego pracy w barze. Napięcie powoli zaczynało z niej schodzić i czuła się już trochę swobodniej. W tym momencie uświadomiła sobie, że nawet nie zapytała czy jej gość chciał coś do picia.- Chcesz herbaty albo kawy?

- Poproszę kawę. Czarną i bez cukru- odparł, a brunetka przytaknęła. Jace udał się za nią do kuchni, dzięki czemu mogli kontynuować rozmowę.- Tylko proszę, nie mówcie o tym nikomu. O prawdziwym charakterze mojej pracy. Colby mnie zabije, jeśli się dowie, że wygadałem komuś poufne informacje. Dostałem jasne instrukcje, które złamałem, a Colby na pewno nie zrozumiałby, czemu spaliłem swoją przykrywkę. Mógłbym mu powiedzieć, że chodziło o miłość mojego życia, a on i tak obstawałby przy swoim. Pewnie więcej nie powierzyłby mi tego rodzaju akcji.

Joy zamarła w połowie ruchu do przycisku na ekspresie. Miłości jego życia?! Dobrze usłyszała, a może umysł płatał jej figle?! Czy Jace myślał właśnie to, co powiedział?! Nie spodziewała się takich deklaracji z jego ust, a to mocno komplikowało sytuację!

- Czekaj. Chcesz powiedzieć, że uważasz, że Mac jest miłością twojego życia? Na poważnie?

- Jasne, że nie- zaprzeczył szybko Jace.- Zależy mi na Mac, ale nie wierzę w taki górnolotne bzdury.

- To znaczy? Jakie górnolotne bzdury?- spytała Joy z ciekawości. Chciała poznać jego pogląd na związki. Kto wie, może ta wiedza jej się kiedyś przyda?

- Nie wierzę w coś takiego jak druga połówka, że rzekomo każdy z nas ma tę jedną osobę, która jest dla niego przeznaczona. Nie potrafisz zdecydować, kto ci się podoba, ale już jak najbardziej decydujesz o tym z kim jesteś w związku. Zazwyczaj więcej niż jedna osoba z twojego otoczenia przechodzi wstępną selekcję, czyli jest w twoim typie. Jednak sam ten fakt nie powoduje, że od razu wyznajecie sobie miłość i jesteście parą. O reszcie decyduje przypadek. To czy akurat jesteście w związku, ile czasu spędzacie z daną osobą, czy któreś z was zrobi pierwszy krok. Rozumiesz o co mi chodzi?

Joy skinęła głową. Jakby się nad tym zastanowić, to może miał rację. Przykład miała przed sobą. Nigdy nie patrzyła na Jace'a w innej kategorii niż znajomy, ewentualnie przyjaciel, ponieważ widziała, że podobał się Mac. Z automatu założyła, że był zajęty i nigdy nie myślała tak nim w innych kategoriach, chociaż obiektywnie rzecz biorąc był fajnym facetem.

- Coś w tym jest- stwierdziła brunetka. Jego odpowiedź ją usatysfakcjonowała. Dobrze, że nie zamierzał wyznawać Mac miłości. Zbyt dobrze znała swoją przyjaciółkę, żeby wiedzieć, że gdyby coś takiego usłyszała, od razu by się zmyła.- W każdym razie, będę milczeć jak grób. Spokojnie, nikomu nie powiem o twojej tajnej misji.

Jace uniósł brwi z niedowierzaniem, słysząc to absurdalne określenie "tajnej misji".

- Skoro już o tym mówimy, to chciałbym cię jeszcze raz przeprosić za kłamstwo. To był kiepski początek znajomości. Już wiesz dlaczego to zrobiłem...

- W porządku. Przecież już o tym rozmawialiśmy w Luciano. Na serio. Nie mam do ciebie żalu- oznajmiła Joy.

- Wiem, że o tym rozmawialiśmy, ale nie dałaś mi wtedy skończyć. Zostawiłaś mnie z Kenzie.

- Ponieważ wasza dwójka miała między sobą zdecydowanie więcej do wyjaśnienia. Przecież pokazałam ci kciuk w górę. Naprawdę nie gniewam się i nie mam żalu.

- To dobrze. Cieszę się- rzucił Jace z lekkim uśmiechem.

Joy akurat skończyła robić kawy i przeszli do salonu, gdzie usadowili się na kanapie. Kubki położyli na stoliku przeznaczonym na właśnie takie okazje. Specjalnie kupiła kiedyś taki mały stolik i postawiła go koło kanapy. W taki sposób zdecydowanie wygodniej piło się kawę niż siedząc przy stoliku na twardych krzesłach.

- Wolałem osobiście wyjaśnić tę sprawę, ale nie tylko dlatego przyszedłem. Mam propozycję. Sądzę, że nadasz się do tego świetnie i doskonale sobie poradzisz.

Nieco podejrzanie miły wstęp, pomyślała Joy. W zasadzie mogła się domyślić, że Jace czegoś od niej chciał. Nie byli aż tak dobrymi przyjaciółmi, żeby wpadał do niej na kawę czy żeby pogadać o byle czym. Jeszcze nie byli na tym etapie znajomości.

- Jeszcze nie konsultowałem tego pomysłu z Corrie i Albertem. Najpierw wolałem zapytać cię o zdanie. Bądź co bądź, to będzie bezpośrednio dotyczyło ciebie. W każdym razie wysłuchaj mnie do końca, a potem zdecydujesz.

- Dobra, mów o co chodzi- powiedziała Joy, nie domyślając się ani przez moment o co Jace chciał ją poprosić. Czy była na to gotowa? Bynajmniej się tego nie spodziewała. Niemniej zżerała ją ciekawość. Mówiło się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Najwidoczniej tkwiła na tym stopniu od dawna.

Wysłuchała Jace'a uważnie i bez wstępnego uprzedzenia, ale kiedy skończył wyjaśniać o co chodzi, z niedowierzania uniosła brwi.

- Chcesz, żebym bawiła się w szpiega w dziale PR-u?- podsumowała brunetka w dużym, aczkolwiek zgodnym z prawdą uproszczeniu.

- Chcę, żebyś zrobiła wywiad środowiskowy na temat wszelkich możliwych powiązań pomiędzy Lisą i Natalie w dziale PR-u- poprawił ją rozmówca.- Nie nazwałbym tego szpiegowaniem. Chodzi o to, żebyś popytała o nie, ale nie jako policjantka tylko zwyczajna koleżanka z pracy. W taki sposób zdecydowanie więcej się dowiesz niż podczas przesłuchania.

- Raczej jako zwyczajna koleżanka z pracy zwerbowana do pomocy policji przez znajomego. Przecież ja nawet nie mam tam znajomości. Mac by się do tego lepiej nadała- stwierdziła Clarke, uznając ten pomysł za nieco absurdalny.

Miałaby pomagać policji? Ona? Jasne, że chciała jak najlepiej, żeby śledztwo zostało rozwiązane najszybciej jak to tylko było możliwe. Jednak była bardziej skłonna do pomocy w postaci odpowiadania na pytania, a nie przeprowadzania wywiadu środowiskowego, jak to ujął Jace. I niby takie działanie miałoby być skuteczniejsze niż przesłuchanie? Wolne żarty. Nie wierzyła w to ani przez moment.

- Uwielbiam Kenzie, z czego pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę, ale ona by się do tego nie nadała. Dlatego jej o to nie pytałem i nie zamierzam. Słyszałaś o czymś takim jak dyskrecja? Jej zdecydowanie tego brakuje. Do pomocy potrzeba kogoś dużo bardziej dyskretnego i myślę, że ty byś się nadała.

Miała wątpliwości czy to aby na pewno był tak świetny pomysł. Postanowiła zaproponować kogoś innego, kto jej zdaniem lepiej by się tego nadał. Właściwie według niej każdy byłby lepszy niż ona. Tego typu akcje nie były w jej stylu.

- A Milo? Przecież też pracuje w Luciano. Potrafił milczeć jak zaklęty o twojej pracy. Jest wygadany, łatwo zawiera nowe znajomości... Wyślesz go tam i w pięć minut załatwi ci wszystkie możliwe informacje- zaoponowała Joy.

Nie dodała, że jego urok osobisty też zdziałałby cuda na niczego niespodziewających się pracowniczkach PR-u. Tego rodzaju komentarz wolała zachować dla siebie, chociaż nieco ją to irytowało. Jak to jest, że niektórzy dosłownie nic nie robiąc sprawiają pozytywne wrażenie na otoczeniu? Jak chociażby na próbie pokazu, kiedy to słyszała przesycone uwielbieniem komentarze koleżanki na temat modela zamykającego i otwierającego pokaz.

- Zbyt dobrze go znam- rzucił Jace, krzywiąc się lekko.

- To źle?- odparowała Joy, unosząc brwi ze zdziwienia. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała.- Mnie znasz krócej. Skąd wiesz, co mi przyjdzie do głowy?

- Wiem, do czego on jest zdolny i jak idiotyczne pomysły potrafi mieć. Wolałbym, żebyś ty się tym zajęła. To zadanie nie jest ryzykowne. Ani odrobinę. Pójdziesz, popytasz i tyle.

Łatwo mu mówić. Zawsze łatwiej się o czymś mówiło niż wprowadzało się to w czyn, zwłaszcza czyimś kosztem. Zastanawiało ją również czy powinna uznać słowa Jace'a za komplement. Z tego co zrozumiała potraktował ją jako osobę bardziej godną zaufania niż przyjaciela, którego znał od kilku lat.

- Uważasz, że to jest konieczne? Od czego jest policja? Corrie i Albert z pewnością wszystkich przesłuchali. Dlaczego ktoś miałby powiedzieć mi coś, czego nie przekazał im? To jest nielogiczne.

- Nie chcę ci niczego wytykać, ale pomyśl o tym jak ty i Mac zataiłyście pewien fakt odnośnie Lisy. Nie trzeba być mordercą, żeby nie powiedzieć pewnych niewygodnych faktów policjantom- zwróciła delikatnie uwagę rozmówca.

Joy przyłożyła dłoń do czoła i przymknęła na chwilę powieki. To była jedna z tych decyzji, których się później żałuje. Czuła to. Ale jak miała mu odmówić? Jace zdawał się faktycznie wierzyć, że mogłaby pomóc w śledztwie. Oczywiście, że chciała, żeby schwytano mordercę. Czy odmowa nie będzie zaprzeczeniem tej postawy?

- Czyli jednak mi to wytykasz. A skoro już o tym mowa, to ty nas wsypałeś przed Corrie i Albertem. Teraz już wiem dlaczego- odparła Clarke. Jak zwykle kluczyła wokół tematu, kiedy nie wiedziała co zrobić. Typowe zachowanie tchórza, który ucieka zamiast stawić czoła problemom. Oj tak, była świetna w tej metodzie działania.

- Przecież stwierdziłaś chwilę temu, że nie masz żalu.

- Bo nie mam. Po prostu się bronię, skoro ty wyciągasz tego rodzaju argumenty.

- Czyli zgadzasz się? Obiektywnie rzecz biorąc, nie masz nic do stracenia. Jeśli się nie uda, będziesz mogła przynajmniej z czystym sumieniem stwierdzić, że próbowałaś pomóc.

Brunetka czuła się jak zwierzę zapędzone w ślepą uliczkę. Jeszcze Jace próbował grać na jej emocjach. Jasne, że chciała, żeby ten zabójca skończył za kratkami. Automatycznie pomyślała o Lisie, przypominając sobie zdjęcie z gazety. Bardzo drastyczne zdjęcie, przedstawiające jej martwą koleżankę z pracy, zwisającą bezwładnie z pętlą samobójczą na szyi nad taflą wody... Te puste oczodoły będą prześladowały ją do końca życia, tego była pewna. Nie potrafiła wyrzucić z głowy tamtego obrazu i teraz tym bardziej skłaniał ją ku pomysłowi Jace'a. Ktoś kto zrobił coś tak potwornego nie powinien być na wolności. Nie zasługiwał na to, jeśli odebrał tę możliwość innym, niczemu niewinnym osobom.

- A co na ten pomysł powie Corrie? Nie sądzę, żeby była zadowolona, widząc mój udział w śledztwie, biorąc pod uwagę argument, który sam przytoczyłeś. No i nie mam żadnego doświadczenia w tym zakresie.

To był jej ostatni argument. Jej obrona topniała w zastraszającym tempie. Chyba musiała popracować nad asertywnością. Jak miała odmówić tak słusznym argumentom przedstawionym przez osobę, którą szanowała i lubiła? Miała problem z odmawianiem sympatycznym znajomym z bliskiego otoczenia.

- Nie potrzebujesz żadnego doświadczenia, a Corrie się nie przejmuj. Wezmę to zadanie na siebie. To świetnie. Dziękuję ci. Może od razu pojedziemy na komisariat? Co o tym myślisz?

Tyle było z jej dnia wolnego od obowiązków. Jak nie praca, to co innego. Chyba właśnie dała się wplątać w śledztwo policyjne, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Jednak czuła się zobowiązana do pomocy, chociażby przez wzgląd na ofiary. Nie zasłużyły na taki los.

*****

Brunetka pojechała razem z Jace'em na komisariat. Zaskoczyło ją niemal spartańskie wyposażenie poczekalni na komisariacie. Zupełnie jakby celowo przystosowali tę przestrzeń do warunków zbliżonych do tych w więzieniu. Choć nie każda osoba, znajdująca się w tym budynku była kryminalistą z bogatą listą przestępstw na sumieniu. Ona znalazła się tutaj z pobudek przeciwnych, niemal altruistycznych.

Jace zniknął w pomieszczeniu, które miało być gabinetem Corrie albo Alberta dobrą chwilę temu i od tego czasu nie dał żadnego znaku życia. Aż można byłoby pomyśleć, że już stamtąd nie wyjdzie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę temperament Corrie. Ponadto nie było słychać żadnych krzyków, co również było niepodobne do ciemnowłosej policjantki. Ta potrafiła krzyczeć bez powodu, a tym razem miała jak najbardziej realne powody do zrobienia awantury. Jace zapewne nalegał na włączenie cywila do jednego z istotnych aspektów śledztwa.

Clarke z nudy zaczęła przeglądać media społecznościowe na telefonie. Co miała innego do wyboru? Mogła gapić się w ścianę i myśleć nad swoim życiem albo oglądać głupoty w internecie i podglądać życie znajomych. Wybrała tę drugą możliwość.

Wprost nie mogła w to uwierzyć. Jej koleżanka ze szkoły się zaręczyła! Wrzuciła zdjęcie obrączki. Joy była w szoku. Nie wyobrażała sobie małżeństwa w tym wieku, według niej była na to stanowczo za wcześnie, nawet pomijając fakt, że nie miała partnera, z którym mogłaby się zaręczyć.

*****

Corrie nie wierzyła w to, co aktualnie słyszała. Pomysł Jace'a, żeby wciągać cywila do śledztwa był absurdalny i kompletnie niepotrzebny! Wręcz niedorzeczny! Co on sobie myślał i dlaczego założył, że potrzebowali pomocy?!

- Jak już mówiłam: nie. Nie ma takiej opcji- oznajmiła twardo ciemnowłosa, krzyżując ramiona pod biustem. Niezależnie od tego ile razy i z jakim przekonaniem Jace przedstawi swoje argumenty, nie zamierzała zmienić zdania. Już kiedyś brała udział w śledztwie, do którego został włączony cywil. Jej partner służbowy podrywał sobie "konsultantkę". Tym razem to ona rządziła i będzie tak jak ona tego chciała i koniec tematu.

- Czy mamy cokolwiek do stracenia? Warto spróbować. A może akurat okaże się, że ktoś wie coś, czego wam nie powiedział? Joy jest dyskretna. Naprawdę. Można jej zaufać, a jeśli się nie uda, to trudno. Nawet czasu nie stracicie, ponieważ to nie wy będziecie rozmawiać z pracownikami PR-u.

- Przypominam ci, Jace, że to nie jest twoja działka. Nie pracujesz przy sprawie tych trzech morderstw. Zajmujemy się tym ja i Albert. Ty masz swoje narkotyki i pracę po godzinach w barze, a z tego co wiem również nie możesz pochwalić się efektami- zauważyła Martin, która jak to miała w zwyczaju, od razu przeszła od obrony do ataku. Skoro on jej wytykał brak postępu w śledztwie, ona chętnie odpowiadała tym samym.

- Daj nam chwilę- poprosił Albert, którego ton głosu był jak zwykle przeraźliwie uprzejmy. Jakim cudem ten policjant potrafił zachować spokój przy tak spektakularnie tkwiącym w miejscu śledztwie?! A może on faszerował się lekami uspokajającymi w międzyczasie? W jej przypadku tylko spora dawka mogłaby odnieść efekt zbliżony do spokoju partnera.

Jace skinął głową, po czym wyszedł na korytarz. Corrie zmrużyła oczy i spojrzała na Alberta.

- Jeśli myślisz, że sprawisz, że zmienię zdanie, to się grubo mylisz- poinformowała go Martin.- Nie lubię, kiedy do śledztwa wtrąca się cywili.

- W porządku. Nie musimy tego robić, ale Jace ma rację. Nic na tym nie stracimy. Najwyżej ta osoba popyta i niczego pomocnego się nie dowie.

- Albo wzbudzi podejrzenia mordercy, jeśli on lub ona kryje się w firmie. Nie uważasz? A co jeśli będzie kolejną ofiarą?

Corrie uważała, że zabójca nie wybierał swoich ofiar przypadkowo, chociaż nie wiedziała jeszcze jak wygląda owy schemat. Jednak każdy morderca, który zabił już kilka osób, potrafił zmodyfikować swoje plany. Czym była kolejna osoba w obliczu więzienia do końca życia bez możliwości spełniania swoich chorych fantazji? Prawda była taka, że jeden trup więcej nie robił psychopacie różnicy. Tak przynajmniej uważała na podstawie własnych obserwacji i wiedzy.

- Założę się, że sporo osób w firmie wykazuje zainteresowanie tą sprawą. Działalność domu mody została zawieszona na cały dzień, a każdy obecny pracownik został przesłuchany. Te morderstwa jak nic są obiektami plotek, a zdaniem Jace'a ta osoba jest godna zaufania.

Corrie prychnęła pod nosem.

- Jasne. Skoro on twierdzi, że jest godna zaufania, to nie mam najmniejszych wątpliwości. W ogóle.

- Dobrze wiesz, że śledztwo idzie powoli. Takie działanie nie może nam zaszkodzić, a pomóc już owszem.

- Przypominam ci, że już załatwiłam nam wsparcie. Za chwilę zjawi się tutaj agentka specjalna Lara Cross. Pomoże nam nieoficjalnie, rzecz jasna. Tylko tymczasowo. Mówiłam jej, że góra dwa dni, a potem ona wraca do swoich obowiązków, a my rozwiązujemy do końca śledztwo. Idealny układ, który być może ułaskawi nawet Colby'ego, chociaż o pomocy agentki powiem mu dopiero w ostateczności.

Albo jeśli jeszcze raz zawoła ją do swojego gabinetu, żeby wyrazić swoje niezadowolenie, dodała w myślach ciemnowłosa. Czy już wspominała, że miała problem ze zgadzaniem się z innymi ludźmi, szczególnie tymi, którzy uważali się za lepszych? Colby miał nieco przerośnięte ego i potrafił zdecydowanie zbyt długo mówić o tym, jaki to był wyczyn dostać się na kierownicze stanowisko, będąc ciemnoskórym. Teraz kolor skóry nie miał znaczenia, ale podobno w czasach jego młodości, to był niesłychany wyczyn i niekończący się powód do dumy. O czym wspominał przy każdej możliwej okazji, co było przeraźliwie irytujące. Nie dość, że Corrie musiała udawać, że to słucha, to jeszcze sztucznie przytakiwać.

W tym samym czasie usłyszeli na korytarzu poniesiony męski głos. Kto tak hałasował?! W takich warunkach nie dało się prowadzić śledztwa. Corrie i Albert wyjrzeli z pomieszczenia. Ich oczom ukazał się nietypowy widok. Gliniarz zza biurka z recepcji z wściekłością wypisaną na twarzy próbował dogonić rudowłosą agentkę, którą Corrie dość dobrze znała.

- Proszę się zatrzymać! Tutaj nie wolno wchodzić bez pozwolenia albo obecności policjanta z tego komisariatu- poinformował ją mężczyzna, wyraźnie wkurzony, że został zignorowany.

Zanim Corrie zdążyła się wtrącić, Cross wyciągnęła z kieszeni odznakę FBI i mignęła nią skonsternowanemu policjantowi przed nosem.

- Och, przepraszam. Zapomniałam pokazać odznaki. Agentka specjalna Lara Cross- przedstawiła się rudowłosa. Jej rozmówca przewrócił oczami, mamrocząc coś gniewnie pod nosem o marnowaniu czasu i niepotrzebnym zachodzie. Rudowłosa odprowadziła go niezbyt przychylnym spojrzeniem.

- To jest ta agentka, która rzekomo ma nam pomóc?- zapytał Albert. W jego głosie pobrzmiewało wyraźne powątpienie. W zasadzie Martin mu się nie dziwiła. Cross potrafiła robić fatalne pierwsze wrażenie, ale była nadzwyczaj skuteczna, choć jej metody również pozostawiały sporo do życzenia.

- Tak. Sama jestem zaskoczona, że to mówię, ale jeśli ktoś ma ruszyć to śledztwo do przodu, to ona.

Cross podeszła do nich. Z Corrie się przywitała, a Albertowi jeszcze raz się przedstawiła. Ten odpowiedział jej uprzejmie, ale z rezerwą.

- Corrie mówiła mi co nieco o śledztwie, ale z przyjemnością zapoznałabym się z aktami, jeśli jest taka możliwość. Najlepiej niezwłocznie. Nie ma co marnować czasu, nieprawdaż?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, do rozmowy wtrącił się Jace.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chciałbym poznać werdykt. Co powiecie na wprowadzenie zaufanej osoby do Luciano?- spytał Jace. Kilka kroków za nim stała Joy, przyglądając się całej sytuacji.

- Luciano to ten słynny dom mody, w którym doszło ostatnio do morderstwa i gdzie pracowała pierwsza ofiara, mam rację?- wtrąciła się Cross. Jace pokiwał głową. Corrie już miała odmówić, ale uprzedziła ją agentka.- Moim skromnym zdaniem to wyśmienity pomysł, żeby mieć kontakt z kimś z firmy. Taka osoba mogłaby być bardzo pożytecznym źródłem informacji.

- Również tak uważam- odezwał się Albert.

Corrie zacisnęła usta w wąską linię i zmrużyła ze złości oczy, wpatrując się głównie w Alberta, ale też trochę w agentkę. Zdradzili ją, popierając ten zbędny pomysł.

- Wybacz, Corrie, ale demokracja zwyciężyła- stwierdził Albert z przepraszającym uśmiechem.

Zajebiście, pomyślała Martin. Do tej pory myślała, że miała w Albercie sojusznika, a jednak się myliła. Jako policjantka zdecydowanie wiedziałaby, gdzie ukryć zwłoki tak, żeby nikt ich nie znalazł albo żeby nikt jej nie podejrzewał o zabójstwo partnera z pracy. Może rzeczywiście powinna rozważyć ten scenariusz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro