Rozdział 16
Clarke udała się do firmy w wyśmienitym humorze. Zdecydowaną większość poprzedniego dnia spędziła z Milo. Było cudownie. Spędzili razem bardzo przyjemnie czas. Brunetka czuła się tak odprężona w jego towarzystwie. To wprost niewiarygodne. W żadnym poprzednim związku nie czuła tego co teraz. Zazwyczaj starała się, mimo wszystko przypodobać facetowi i wychodziło na to, że wcale nie czuła się swobodnie w jego towarzystwie. Może to kwestia tego, że Milo bardzo widocznie pokazywał zainteresowanie jej osobą, w przeciwieństwie do jej byłych?
W każdym razie było świetnie. Dowiedziała się trochę o jego życiu, dzieciństwie i kilku pierwszych latach spędzonych za granicą. W pewnym sensie go podziwiała, bo sama nie zdecydowałaby się na tak drastyczną zmianę. Zaskakiwało ją również, że po osiągnięciu pełnoletności brunet nie myślał o powrocie. Właściwie to miało sens. Po co znowu wywracać życie do góry nogami, jeśli było dobrze, a on sam zaaklimatyzował się w Stanach Zjednoczonych?
Jej rozmyślania przerwał znajomy głos. Odwróciła się do tyłu i zobaczyła spieszącą w jej kierunku Mac. Przyjaciółka zatrzymała się przy niej, kręcąc głową z dezaprobatą i łapiąc oddech.
- Widziałam cię już chwilę temu. Wołałam cię, ale mnie nie słyszałaś- zauważyła z wyrzutem.- Wiesz, jakie to do dupy spieszyć się w tych butach? Już myślałam, że dogonię cię dopiero przy recepcji.
Joy uśmiechnęła się przepraszająco. Naprawdę jej nie słyszała. Celowo nigdy by jej nie zignorowała albo przynajmniej by się do tego przyznała. To zależałoby od sytuacji. Jak to się nazywa? Przyjacielski hate? Czasami aż kusi, żeby dogryźć tej drugiej osobie, po przyjacielsku oczywiście.
- Wybacz, nie słyszałam cię. Zamyśliłam się- wyjaśniła Clarke, wzruszając ramionami.
Rudowłosa obrzuciła ją krytycznym spojrzeniem, krzyżując ramiona pod biustem, po czym uśmiechnęła się szeroko. To zmiana nastroju spowodowała u Joy swoistą konsternację. To znaczyło, iż miała do niej pretensje czy nie? Czasami łatwo było pogubić się w nastrojach Mac.
- Ktoś tutaj się zakochał- stwierdziła z przesadnym entuzjazmem.- Dawno nie widziałam cię tak rozkojarzonej. Dodatkowo przedwczoraj pomyliłaś tabelki w kosztorysie.
Mac powiedziała to tak beztrosko jakby mówiła o czymś pozytywnym. Premii czy dodatkowym dniu wolnym. Przecież chodziło o ważną firmową sprawę! Jeśli Clay zobaczyłby, że się pomyliła, urządziłby jej piekło na ziemi! Jak mogła do tego doprowadzić?! Milo był świetnym facetem, ale nie zamierzała stracić przez niego pracy.
- I dopiero teraz o tym mówisz?! Nie mogłaś mi tego wczoraj powiedzieć?! Już wysłałam maila- spanikowała Joy, ignorując totalnie pierwszą część wypowiedzi. Oczami wyobraźni już widziała pogardę w oczach Claya, gdy z pełnym niezadowolenia spojrzeniem poinformuje ją, co zrobiła nie tak. A później by jej to wypominał... Już nie mówiąc o potencjalnej możliwości, że mógłby ją wyrzucić z pracy.
- Nic się nie stało- oznajmiła dziwnie spokojnym i radosnym tonem przyjaciółka. Joy nie była tego taka pewna. Oby przelewy nie poszły z firmowego konta. Wtedy dopiero będzie miała kłopoty.- Poprawiłam to. W zasadzie walnęłaś się o jedną kolumnę. Trzeba było tylko to wszystko poprzesuwać. Pamiętasz jak pokazałaś mi ten plik i poszłaś po kawę? Wtedy wprowadziłam zmiany.
- Dzięki, uratowałeś mi życie- stwierdziła brunetka, odetchnąwszy z ulgą. A już była przekonana, że doszło do tragedii i będzie musiała pożegnać się z Luciano. Przyjaciółka niemal przyprawiła ją o zawał, a następnie jak gdyby nigdy nic wyjaśniła, że naprawiła jej błędy. Na przyjaciół zawsze można liczyć, nieprawdaż?- Chociaż mogłaś mi o tym powiedzieć, zamiast po kryjomu wprowadzać zmiany.
Rudowłosa machnęła lekceważąco dłonią.
- Szczegóły- prychnęła, jakby to nie miało najmniejszego znaczenia. Joy przewróciła oczami.- Dobra, chodźmy do domu mody, bo jak tak dalej pójdzie to się spóźnimy. Po drodze opowiesz mi ze szczegółami, jak minęła randka z Milo. Chcę wiedzieć wszystko.
Brunetka po raz kolejny przewróciła oczami, chociaż tym razem nie z irytacji. Starała się powstrzymać uśmiech, ale i tak wyraźnie się rozpromieniła, opowiadając o spacerze, obiedzie na mieście, a następnie wieczorze. Właśnie wtedy dowiedziała się, jaką niespodziankę przygotował dla niej ciemnoskóry. Był nią pokaz taneczny, w którym brał udział. Uśmiechała się mimowolnie na wspomnienie tego jak tańczył. Naprawdę był w tym niewiarygodnie dobry. Każdy jego ruch, niezależnie od tego jak bardzo skomplikowany, wydawał się prosty. Tak dobrze miał to wyćwiczone, że nie widać było po nim ani odrobinę wysiłku. Była pod wrażeniem jego kondycji, bo po zakończeniu nie wyglądał na ani odrobinę zmęczonego. Praktycznie nie schodził ze sceny, chyba że na moment, aby się przebrać. Już wspominała, że był w tym nieziemsko dobry? Pewnie tak, ale to była prawda. Widziała tę pasję w jego ruchach, uśmiech na twarzy. Widać było, że sprawiało mu to przyjemność. Po prostu to kochał, a ją cieszył nie tylko sam pokaz, ale też dobrze było widzieć go w tak dobrym nastroju.
W Luciano panował umiarkowany chaos. To był znak, że wszyscy pracownicy byli już zmęczeni tym niekończącym się zamieszaniem. Pozostawało tylko dotrwać do pokazu i mieć go z głowy. Potem będą mogli odpocząć. Na jakiś czas. Później cykl zacznie się na nowo. Czasami brunetka dochodziła do dość pesymistycznego wniosku. Życie to niekończący się cykl udręk i powtarzających się schematów, przeplatających się pozytywnych i negatywnych wydarzeń. Zresztą, do czego to wszystko zmierzało? Do śmierci? Powolnej autodestrukcji narządów, które w pewnym momencie przestawały spełniać swoje funkcje?
Właśnie dlatego Clarke na ogół starała się nie analizować zbytnio celu życia. To nie miało sensu. I tak nie dostanie odpowiedzi na to pytanie, niezależnie od tego, ile będzie się nas tym zastanawiać. Dlatego starała się nie wybiegać za daleko w przyszłość i żyć w czasie teraźniejszym. Chciała być tu i teraz, czerpać z życia ile się dało. Wszystko co dobre kiedyś się kończyło. To było przykre, aczkolwiek prawdziwe. Dlaczego właściwie tak nagle naszło ją na tak głęboką dygresję? Dobre pytanie. Sama nie potrafiła na nie odpowiedzieć, ponieważ wcale nie miała kiepskiego nastroju.
- Kupiłam nam rogaliki do kawy- poinformowała brunetka, gdy Mac zaczęła sprawdzać pocztę w celu zorientowania się, czego tego dnia będzie wymagał od nich Clay.
- Te dobre? Z kremem czekoladowym?- spytała rudowłosa, unosząc wzrok znad ekranu. Kiedy Joy przytaknęła, rudowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Mówiłam już, że cię uwielbiam?
Tak, tylko jakieś tysiąc razy. Przeważnie w sytuacjach, gdy przynosiła jej jakieś jedzenie, które lubiła. Czas brać się do pracy, pomyślała brunetka z niechęcią.
*****
- No nie mogę!- jęknęła Mac z wściekłością wypisaną na twarzy. Joy znała tą reakcję. Przyjaciółka była wściekła i jednocześnie czuła się bezsilna, co kończyło się dokładnie tym co mieli przed sobą. Użyła liczby mnogiej, ponieważ w przerwie pomiędzy sesjami okładkowymi dołączyć do nich Wolfie. Szatyn miał niezły ubaw, obserwując reakcję rudowłosej. Wyglądał jakby brakowało mu jedynie popcornu, żeby w pełni cieszyć się z rozgrywającego się spektaklu.
- Co się znowu stało?- mruknęła Joy, przerywając swoje zajęcie i spoglądając na Mackenzie pytająco. Nie minęła jeszcze nawet połowa czasu ich pracy. Jeszcze sporo się mogło zdarzyć, a Mac juz miała dość.
- Jak to, co się stało?! Dzisiaj mam pasmo nieszczęść. Najpierw spotkałam Claya, potem wpadłam na kogoś, a właściwie jakiś dupek we mnie wszedł i wylałam kawę, a teraz jeszcze to! To cholerstwo nie działa!- poskarżyła się Mac, obrzucając służbowy komputer morderczym spojrzeniem.
Przyjaciółka jak zwykle wyolbrzymiała sytuację. Clay był ich przełożonym. Spotkanie go w Luciano nie było niczym nadzwyczajnym. Wypadek z kawą? Niestety, tak się czasami zdarzało. Nic nie dało się na to poradzić. A komputer? Działał dość powoli, ale to dlatego że dawno go nie czyszczono. Powinni oddać go do serwisu, ale najpierw musieli przeczekać zamieszanie z pokazem. Póki co sprzęt jakkolwiek kiepsko by działał, był niezbędny.
- Przecież to katastrofa- skwitował Wolfie. Mac chyba nie usłyszała rozbawienia w jego głosie, bo pokiwała głową, ciągle piorunując sprzęt spojrzeniem.
Joy wymieniła z Wolfie'im porozumiewawcze spojrzenie. Co z nią zrobić? Szatyn w odpowiedzi wzruszył ramionami. Czyli pozostawało to samo rozwiązanie co zwykle. Przeczekać aż jej minie.
- A żebyś wiedział. Jak mam pracować w takich warunkach? Z takim złomem? No nie da się!
- Oddychaj, cierpliwości- poradził jej Wolfie. Brunetka skrzywiła się mimowolnie. To nie była odpowiednia rada. Odniesie efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego. Tak jak przewidywała, Mac jeszcze bardziej się wściekła. Gdyby mogła strzelać piorunami z oczu, komputer służbowy już dłuższą chwilę temu zmieniłby się w kupkę popiołów. Wolfie pewnie też. Na szczęście nie miała takich umiejętności. W przeciwnym razie stanowiłaby poważne zagrożenie dla ludzkości. Joy wcale nie żartowała.
- Jeszcze słowo, a stąd wylecisz- poinformowała go rudowłosa.
Wolfie już otwierał usta, pewnie chcąc powiedzieć coś o tym, gdzie się znajdowali. Mac, technicznie rzecz biorąc, nie mogła go stąd wyrzucić. W końcu to było jego miejsce pracy. Od afery uratowała ich znajoma osoba. Adele? Co ona tutaj robiła? O co chodziło z tymi niespodziewanymi wizytami osób, które zdecydowanie tutaj nie pracowały i teoretycznie rzecz biorąc, nie powinny były przychodzić do Luciano? Gdyby nie fakt, że przeważnie kręciło się tutaj mnóstwo ludzi, pewnie by to nie przeszło.
- Adele? Eee... Cześć- przywitał się Wolfie, starając się przybrać normalny wyraz twarzy. Jeszcze ułamek sekundy temu uniósł brwi ewidentnie nie spodziewając się czerwonowłosej.
Joy i Mac również się przywitały. Brunetka starała się nie patrzeć na Adele przez pryzmat pierwszego spotkania, podczas którego omyłkowo wzięła ją za partnerkę Milo, choć była jego kuzynką. Przez to na początku przywitała ją dość oschle, a dopiero później starała się załagodzić sytuację i sprawić by czuła się mile widziany w nowym towarzystwie.
- Mogę usiąść?- spytała, wskazując wolne krzesło. Rudowłosa przytaknęła. Adele zajęła miejsce, rozejrzała się konspiracyjnie, po czym zadała kolejne pytanie.- Wybaczcie, że tak nachodzą was w pracy, ale koniecznie muszę wam o czymś powiedzieć. Myślicie, że to nie problem, że tutaj jestem? No wiecie, nie pracuję w Luciano...
Joy była ciekawa, co skłoniło Adele do przyjścia do domu mody i rozmowy z nimi. Bądź co bądź, poznała ich przez kuzyna. Nie byli przyjaciółmi. Zaledwie raz dobrze bawili się na posiadówce. To za mało, żeby powiedzieć, iż dobrze się znali, nie wspominając o czymkolwiek więcej.
- Luz, to nie problem. W domu mody cały czas pojawiają się nowe twarze. Głównie na castingi. Czasami później ktoś pojawia się na przymiarki, bo idzie w jakimś konkretnym pokazie... Nawet jak się tutaj pracuje, nie da się wszystkich spamiętać- uspokoiła ją Mac.
- To dobrze- skwitowała Adele, już z większym luzem. Przestała denerwować się czy aby przypadkiem nie robiła czegoś nie do końca legalnego i potencjalnie problematycznego.- Zadzwonisz po Milo?
- Ja?- spytała niezbyt inteligentnie Clarke, kiedy czerwonowłosa skierowała do niej to pytanie.
- A kto inny jak nie jego dziewczyna?- odparła Adele, puszczając do niej oczko. Czy to znaczyło, że Milo powiedział jej o tamtym początkowym nieporozumieniu? Oby nie, aczkolwiek po jej reakcji wnioskowała, że jednak tak. Po raz kolejny miała ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Jak jej miała teraz spojrzeć w oczy?- Wiem, też mam jego numer, ale od ciebie prędzej odbierze. Nie chce mi się powtarzać, a na pewno będzie chciał wiedzieć o co chodzi. Mogłabyś do niego zadzwonić, Joy?
- Jasne- przytaknęła szybko brunetka. Dopiero spoglądając na zegarek, sobie o czymś przypomniała.- To znaczy, chętnie bym zadzwoniła, tyle że jest teraz zajęty. Wspominał wczoraj o przymiarkach. Narzekał, że pewnie znowu będą trwać przeraźliwie długo, a zaczęły się raptem pół godziny temu.
Ostatnio spędził na nich aż dwie godziny, bo trafili na wybrednego projektanta, który nie był przekonany co do stylizacji do pokazu. Nie dość, że było sporo osób, to jeszcze każdego ubierał w trzy lub cztery różne projekty. Dodatkowo każdego modela uważnie obserwował. Nic dziwnego, że tak długo to zajęło.
W międzyczasie Mac rzuciła Joy sugestywne spojrzenie, uśmiechając się przy tym. Tak jakby znanie czyjegoś rozkładu dnia było dziwne. Po prostu miała dobrą pamięć do szczegółów, zwłaszcza jeśli dotyczyły kogoś, kto jej się podobał. Nic nie mogła na to poradzić.
- No trudno, w takim razie będą musiała się powtórzyć. Ja albo ktoś inny. Po raz kolejny rozmawiałam z policją- zaczęła czerwonowłosa z przejęciem.
Cała trójka od razu włączyła się w słuchanie. Początek był intrygujący, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia związane z Luciano i policją. O kogo chodziło? Lisę czy doktoranta?
- Na jaki temat?- wtrącił Wolfie.
- Znowu wypytywali o tego doktoranta, którego znalazłam. W ogóle, dziwna sprawa. Powiedziałam im wszystko, a oni nagle wzywają mnie na komisariat, ponieważ, cytuję, "pojawiły się nowe okoliczności". Tak mi powiedzieli przez telefon. Brzmiało to co najmniej tajemniczo. Pojechałam tam. Powtórzyłam im to co ostatnio. Będziecie zszokowani o co mnie zapytali- w tym miejscu czerwonowłosa zrobiła krótką pauzę. Napięcie wzrosło. Brunetka mimowolnie przypomniała sobie jak Corrie pytała ją o zwierzęta. Też wtedy razem z Mac nie wiedziały co myśleć. Czy to było pytanie z tej kategorii? Kompletnie absurdalne bez znajomości kontekstu?- Zapytali czy miał coś w ręce. Potwierdziłam. Mówiłam wam nawet, że miał nóż wtedy na imprezie. A oni zszokowani wymieniają pomiędzy sobą spojrzenia, dziękują mi i do widzenia. Tak mnie to zaskoczyło, że stwierdziłam, iż tutaj przyjadę, chociaż planowałam powiedzieć to też kuzynowi...
- Dziwne. Chyba nie uznali tego za samobójstwo, prawda?- skomentował Wolfie.
- Na stronie Skylight pisali, że raport z autopsji wykluczył taką możliwość- odpowiedziała Mac, po czym od razu odpowiedziała na pytanie, które jeszcze nie padło.- No co? Czytałam na ten temat. Być może śledzę tę sprawę w internecie, a teraz Skylight i Times prześcigują się w zdobywaniu informacji. Ciekawie obserwuje się ich konkurencję.
- Nie sądzę, chociaż kiedy tak na siebie spojrzeli... Coś w tym było. Oni wiedzą coś, o czym nie mówią, ale tak chyba być powinno. To w końcu policja, no nie? Oby tylko zapuszkowali niedługo winnego- powiedziała Adele.
Brunetka nagle coś sobie uświadomiła. Nie był to żaden odkrywczy wniosek, aczkolwiek wcześniej nie połączyła tych faktów. Adele była kuzynką Milo. Milo był przyjacielem Jace'a. Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że Adele również znała Jace'a od lat. Jak mogła wcześniej na to nie wpaść? Po co wypytywać Milo, który był raczej mocno subiektywnym źródłem informacji, skoro miała w zanadrzu Adele? Osobę nie tak mocno zaprzyjaźnioną z podejrzanym.
Przez to śledztwo i ciągłą obecność policji, czy to fizyczną czy duchową w licznych rozmowach, udzielił jej się żargon policyjny. Nie wiedziała czy bardziej śmiać się z tego czy nie. Czyżby ostatnie wydarzenia odcisnęły dużo głębszy ślad w jej myślach niż jej się zdawało? W pewnym sensie, jej problemy i zmartwienia wzniosły się na nowy poziom. Wcześniej nigdy nie zastanawiała się, kto mógł być mordercą i czy przypadkiem nie znała tej osoby. Ciężko myśleć, że policja kręciła się wokół Luciano bez powodu. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Clarke po chwili włączyła się w dyskusję, chociaż nie miała pojęcia, o czym rozmawiali. Starała się udawać, że cały czas nadążała za tokiem rozmowy i aktywnie słuchała, nawet jeśli na chwilę odpłynęła myślami w zupełnie innym kierunku. W pewnym momencie Wolfie uznał, że musi wracać do pracy. Mac również poinformowała, że mają kilka rzeczy do zrobienia. Nie chodziło im o wygonienie Adele. Zwyczajnie znajdowali się w miejscu pracy, gdzie ostatnio mieli sporo obowiązków.
- Odprowadzę cię do wyjścia- zaproponowała od razu Joy. Czerwonowłosa przytaknęła, po czym z uśmiechem wszystkich pożegnała i razem skierowały się do głównych drzwi.- Pomyślałam, że mogłybyśmy się lepiej poznać. Spędzić trochę czasu, pogadać... Sama rozumiesz, skoro jesteście kuzynami z Milo, a ja tak jakby zaczęłam się z nim spotykać...
- Tak jakby?- przerwała jej ze śmiechem czerwonowłosa. Clarke przez ułamek sekundy nie wiedziała jak to zinterpretować. Co to znaczyło? Że Milo się bawił jej uczuciami, przynajmniej zdaniem Adele? Kuzynka Milo musiała dostrzec jej zaniepokojoną minę, więc szybko się zreflektowała.- Oczywiście, że się spotykacie. Nie kwestionuję tego faktu. Chodziło mi o to, że kuzyn jak zwykle nie potrafi postawić sprawy jasno. Chyba będę musiała poważnie go opieprzyć. Nie raz mówiłam mu, że żadna kobieta nie lubi niejasnej sytuacji. Zwłaszcza, jeśli facet sprawia wrażenie bardzo lekkiego podejścia do życia... Mniejsza z tym, chętnie spędzę z tobą czas.
Joy odwzajemniła uśmiech, wymieniły się numerami telefonów, po czym Adele pożegnała ją krótkim uściskiem, co w zasadzie było miłe z jej strony. Od razu pozytywniej myślało się o kimś, kto niwelował dystans i przytulał cię na powitanie czy pożegnanie. To pozostawiało dużo cieplejsze wrażenie.
Brunetka patrzyła jak czerwonowłosa oddalała się od firmy. Chciała ją poznać nie tylko ze względu na potencjalną znajomość Adele z Jace'em, a również pokrewieństwo z Milo. Martwiło ją tylko czy w pewnym momencie jej kombinacje nie zwrócą się przeciwko niej. Miała również nadzieję, że Adele taktownie pominie wątek ich pierwszego spotkania i dość oschłego przywitania. Już za dużo wstydu najadła się z tego powodu w obecności ciemnoskórego, który wprawdzie twierdził, że nic się nie stało. A jednak się stało.
*****
- Nękając techniczkę telefonami i wiadomościami, wcale nie sprawisz, że szybciej będzie miała dla ciebie ekspertyzę- poinformował ją Albert, zaglądając jej przez ramię.
- Nie znasz Lindsay- odparowała Corrie, która pokładała w przyjaciółce ogromną wiarę. Wierzyła, że nie będzie jej trzymać długo w niepewności i postara się jak najszybciej uporać z problemem. Co nie przeszkadzało jej w bombardowaniu Graham wiadomościami. Policjantka nie była najbardziej cierpliwą osobą pod słońcem. Aż nie mogła usiedzieć w miejscu. Z trudem powstrzymała się, żeby osobiście nie pojechać do techniczki i nie popędzać jej swoją obecnością. No dobrze, być może miała taki plan, ale Lopez odwiódł ją od tego pomysłu.
- To prawda. A ty skąd ją znasz, jeśli mogę spytać? Widać, że nadzwyczaj dobrze się dogadujecie.
Lindsay była jednym z wyjątków. Corrie na ogół rzadko dobrze dogadywała się z ludźmi. Z kolei w pracy z większością osób łączyła ją czysto zawodowa relacja. Mogli rozmawiać o danym śledztwie, ewentualnych ustaleniach, ale nic ponadto. Ciemnowłosą również nie interesowały wyjścia na piwo po pracy. Nie bawiła się w żaden integracyjny syf. Za to Lindsay była inna. Nie irytowała jej. W dodatku ciągle pamiętała sytuację, kiedy była chora, a techniczka przyniosła jej obiad, leki i jeszcze dotrzymała jej towarzystwa, kiedy jej własne ciało zwróciło się przeciwko niej. Rozchorowała się w najgorszym możliwym momencie, w trakcie śledztwa. Niemniej, ciągle pamiętała gest brunetki.
- Poznałam ją przy jednym z prowadzonych śledztw. Artysty. Pewnie o nim słyszałeś. Później okazało się, że Lindsay jest również dobrą znajomą policjanta, z którym musiałam prowadzić tamto śledztwo. Potem jakoś utrzymałyśmy kontakt i jeśli mogę, staram się wkręcić ją do swoich śledztw, bo wiem, że nie odwali fuszerki- wyjaśniła ciemnowłosa.
- Rozumiem, chociaż to "musiałam" nie zabrzmiało zbyt dobrowolnie- skomentował Albert. To fakt, gdyby mogła w życiu nie pracowałaby z Jamesem Fosterem dobrowolnie. Był dupkiem. Nie zliczyłaby, ile razy wkurzała się na niego w czasie ich znajomości.- Dobrze mieć znajomości w środowisku. Ja na przykład znam kilku prokuratorów. To też się przydaje.
- Sprytne. Mogą wydawać ci nakazy. Może też powinnam poznać kogoś z prokuratury- stwierdziła Corrie, trochę myśląc na głos. Ile dałaby za to, żeby mieć znajomego prokuratura, który dawałby jej nakaz, kiedy tylko by o to poprosiła. To byłaby wręcz wymarzona sytuacja każdego gliny.
- To nie jest takie proste. No chyba że akurat do danego śledztwa przypiszą znajomego prokuratura. Wtedy rzeczywiście zdobycie nakazu jest łatwiejsze, ale oczywiście tego nie nadużywam. Poza tym zdarza się to niezwykle rzadko.
Martin zdecydowanie by tego nadużywała. Dla dobra śledztwa, rzecz jasna. Wyznawała zasadę wyższego dobra. Zdarzyło jej się kiedyś nagiąć lekko przepisy w celu schwytania pewnego mordercy. Było warto, chociaż sam podejrzany nie doczekał aresztowania. Zginął w międzyczasie, ale tym samym przestał zabijać. Odnieśli sukces i tylko to się liczyło.
- W każdym razie ja nie nękam Lindsay, tylko pytam czy już ma wyniki. Wtedy będziemy mieli jednoznaczny dowód, że mamy jednego mordercę i będziemy mogli połączyć sprawy, co być może pozwoli nam odkryć nowe fakty.
Ciemnowłosa ponownie spojrzała na wyświetlacz w nadziei, że zobaczy nową wiadomość czy połączenie. Oczywiście połączenie by usłyszała, ale jak wspominała, była bardzo niecierpliwa. W geście wyrażającym irytację i zarazem znudzenie odchyliła głowę do tyłu, wpatrując się w sufit. Bardziej poczuła niż zobaczyła utkwione w niej spojrzenie Alberta, więc zwróciła głowę w jego kierunku.
- Coś chcesz powiedzieć? Skomentować? Czy tak po prostu się gapisz?- zapytała ciemnowłosa, jak zwykle waląc prosto z mostu. Pewnie dlatego nie miała faceta. Kto by z nią wytrzymał?
- Wkładasz w tę pracę serce. Robisz nadgodziny, ciągle starasz się wyprzedzić bieg wydarzeń i odkryć, kto jest winny... Nawet jeśli nie posiadasz wszystkich analiz czy wyników sekcji.
Ciemnowłosa otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Cóż za głęboka analiza jej osobowości.
- Co do większości mogę się zgodzić, ale ja nie mam serca. To znaczy, oczywiście mam taki organ, ale nie szłabym w to głębiej czy duchowo... Po prostu wkładam w tę pracę całą energię i tyle- poprawiła go Martin. Nie lubiła tego nadmiernego pierdolenia.
Albert pokiwał głową, a jego kąciki ust uniosły się nieznacznie. Policjantka nie rozumiała skąd ten uśmiech, ale wzruszyła ramionami i ponownie wróciła do kontemplacji sufitu. Zauważyła ogromną plamę, ślad po awarii kanalizacji kilka miesięcy temu. Budżet komisariatu ledwie pokrywał obecne wydatki, więc nie było mowy o chociażby odmalowaniu sufitu czy ścian. Te farby już dawno miały za sobą lata swojej świetności.
Kiedy zadzwonił telefon, Corrie błyskawicznie sięgnęła po urządzenie, przy okazji omal nie zrzucając go z biurka. Odebrała telefon, nawet nie zerkając na wyświetlacz.
- I co?- zapytała z ciekawością. Nie przejmowała się tym, że Albert nie słyszał jej rozmowy i właściwie mogła włączyć tryb głośnomówiący. Miała to gdzieś. Później mu to przekaże. Na razie to ona chciała znać odpowiedź.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ale masz rację. To ten sam klej. Ma ten sam skład chemiczny. Niby jest dostępny w większości supermarketów, ale... Ile jeszcze zbiegów okoliczności mielibyśmy uznać za przypadek? Najpierw włos, teraz to...
Lindsay umilkła na moment, dając czas policjantce, żeby przetrawiła fakty. Corrie miała ochotę skakać ze szczęścia, czego oczywiście nie zrobiła. Czuła wielką satysfakcję, ponieważ okazało się, że jej domysły były słuszne. Gorąco podziękowała techniczce za to, że tak szybko porównała kleje, co na pewno było bardziej skomplikowane niż się wydawało. Rozłączyła się i przekazała wieści Lopezowi.
- Czyli morderca użył tego samego kleju, aby przymocować karmę dla ryb i ptaków do ciała martwej ofiary, a przy następnej użył go, żeby przykleić nóż do ręki. Oczywiście nie poddaję w wątpliwość kompetencji tej twojej techniczki, ale to nie ma sensu. Nie widzę w tym nawet pokręconego sensu, który mógłby istnieć w umyśle psychopaty.
Ciemnowłosa też go nie widziała, a jednak musiał takowy istnieć. Podsumowanie Alberta było trafne, choć rzeczywiście brzmiało abstrakcyjnie, czym aktualnie się nie przejmowała. Póki co przepełniała ją satysfakcja. Miała rację. Jej przeczucia nigdy się nie myliły.
*****
Policjantka przeprowadziła wewnętrzne śledztwo, a konkretnie sprawdziła, kto był na miejscu zbrodni i kto zabezpieczał dowody. Na podstawie własnych obserwacji i wywiadu środowiskowego, czylo telefonu do Lindsay, która znała sporo ludzi, ciemnowłosa dotarła do dwóch techników. Obydwaj byli nowi, zieloni i najwidoczniej niezbyt inteligentni, skoro popełnili tak karygodny błąd.
- Chcę wiedzieć który z was zabezpieczał nóż na miejscu zabójstwa doktoranta- oznajmiła Corrie tonen nieznoszącym sprzeciwu. Akurat zjawili się na komisariacie w jakiejś sprawie, więc miała okazję dać im do zrozumienia, co o nich myśli.
- Słucham? Znamy się?- spytał jeden z nich, nieco głupkowato. Drugi od razu zaprzeczył jakoby wiedział o co jej chodzi.
- Jeśli jeszcze raz coś spieprzycie, przysięgam, że osobiście pofatyguję się do Colby'ego. Wylecicie stąd z hukiem- zapowiedziała Martin śmiertelnie poważnie. Nie żartowała.- No i gwoli ścisłości, mówię o nożu, który był przyklejony do dłoni zamordowanego. Dobrze słyszeliście. Przyklejony, a wy go ruszyliście.
- To dlatego nie chciał odejść...- stwierdził jeden z nich takim tonem jakby doznał olśnienia.
Corrie pokręciła głową z dezaprobatą, krzywiąc się automatycznie. Ta niekompetencja aż raziła ją w oczy. Postanowiła jak najszybciej się od nich oddalić. Nie miała ochoty spędzać w ich towarzystwie więcej czasu niż to było konieczne. A jeśli ich głupota była zaraźliwa? Jak pracować z takimi idiotami?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro