Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kouske

Czym były strefy? Były zamkniętymi obszarami o różnych wielkościach, w których żyli ludzie. Wśród mieszkańców stref, panował tylko jeden język, a także wszyscy zmuszeni byli, do tego aby zrzec się swoich narodowości i przyjąć jedną jedyną, która miała prawo istnieć. Zjednoczone Imperium Nowego Przymierza, w którym istotną role odgrywała religia. Dwadzieścia sześć stref, które stanowiły filary wielkiego Imperium. 

Mężczyźni przeczekali pół dnia, ukryci w zaroślach, aż w końcu do ich uszu dotarł dźwięk kopyt, uderzających o zbitą nawierzchnie. Wkrótce ich oczom ukazał się powóz, zaprzęgnięty w dwa gniade konie. Teraz pozostało im postąpić według planu. Na znak Nicolasa, bezszelestnie wgramolili się na tył pojazdu, który służył jako transport żywności. Zlikwidowanie woźnicy i zatrzymanie powozu, było tylko formalnością, które jak zauważył Kouske, nie sprawiało Ivern'owi większych problemów. Ciało młodego mężczyzny, który prowadził powóz ukryli w zaroślach daleko od drogi. 

Ivern przebrał się w ubrania mężczyzny, które uprzednio z niego ściągnął i zajął jego miejsce. Kilka minut później powóz ruszył, nabierając powolnego tempa. Kouske czuł jak jego żołądek podchodzi do gardła, kiedy po raz kolejny koła najechały na kamień, a w środku aż się zatrzęsło. Przecież to się zaraz rozleci, pomyślał zirytowany i spojrzał ukradkiem na Nicolasa. Jego jasno brązowe włosy zarosły już za ucho, co dodawało mu młodzieńczego uroku. To, że Nicolas był najmłodszy z ich trójki, nie było tajemnicą, aczkolwiek Kouske nie do końca czuł się przy nim bezpiecznie. W zasadzie najchętniej by się odciął od tej dwójki, byle by jego życie w końcu przestało być zagrożone. A nie ukrywając, z nimi jest to niemożliwe. 

- Dojeżdżamy do głównej bramy, postarajcie się nie rzucać w oczy - rzucił przez ramie Ivern. 

Nicolas spojrzał na Kouske ostrzegawczo, a ten w obronnym geście uniósł ręce. Powóz zatrzymał się, a z zewnątrz dobiegały głosy dwóch mężczyzn. Za pewne strażnicy, pomyślał. Nie zwrócił szczególnej uwagi, na treści rozmowy, jaką prowadził z nimi Ivern, a kiedy zorientował się, że dobiegła ona końca odetchnął z ulgą. Niestety, ku jego rozczarowaniu, nie ruszyli, a na dodatek strażnicy obeszli powóz i rozsunęli poły materiały. 

Nie wiedział, kiedy przestał oddychać, a obecność Nicolasa, który siedział na przeciwko niego, wcale mu nie pomagała. Niespełna czternaście godzin temu opuścili więzienie i zanosi się na to, że za kolejne czternaście tam wrócą.

- A to przepraszam, co ma być? - Zapytał strażnik, widocznie zniesmaczony widokiem mężczyzn.

- Warzywa - odparł z powagą Nicolas.

Mężczyzna mlasnął zniecierpliwiony i spojrzał na Kouske, który pod wpływem jego spojrzenia zrobił się jeszcze bardziej blady. Strażnik zmrużył w skupieniu oczy, nie przestając mu się przyglądać. Kątem oka, Kouske widział jak Nicolas się prostuje.

- Kolega źle znosi podróże - odparł nonszalancko. - Rozumie Pan, wymioty i inne upierdliwości.

Na samo wspomnienie o wymiotach, Kouske poczuł jak żółć podchodzi mu do gardła. Z ledwością powstrzymał odruch wymiotny.

- Faktycznie, nie wygląda za dobrze. - Pokręcił z politowaniem głową i omiótł czujnym spojrzeniem, wnętrze powozu. Nic nie wskazywało, na to, że są więźniami, mimo to, mężczyzna sprawiał wrażenie, jak by doskonale wiedział, kim są.

Strażnik zwrócił się do drugiego mężczyzny, który przez cały czas przypatrywał się Nicolasowi, mruknął mu kilka słów na ucho po czym odeszli. Oby dwaj weszli do kantorka z boku bramy, a po chwili z kawałkiem papieru wyszedł strażnik który przez cały czas milczał. 

- Możecie wjechać, tutaj jest wasza przepustka. - Podał Ivern'owi kartkę papieru. - Upoważnia was, do pozostania na terenie strefy siódmej przez czterdzieści osiem godzin. - Spojrzał na Ivern'a, czy ten, aby na pewno go słucha. - Oczywiście jak się domyślacie, po upływie czasu musicie opuścić to miejsce, w przeciwnym wypadku będziemy musieli poinformować odpowiednie służby.

- Proszę mi wierzyć, nie planujemy gościć tu długo - zapewnił go mężczyzna.

Strażnik kiwnął głową w stronę krat, które unosiły się do góry. Koła zaskrzypiały, a po chwili przejechali przez bramę, prosto na ruchliwą ulicę.

Nie było problemem znaleźć miejsce, w którym mogli by stanąć i zostawić powóz. Po kilkunastu metrach, dojechali do targu, na którym się zatrzymali. Sprawnie opuścili ich dotychczasowy transport i korzystając z dużego tłumu, bez problemu wtopili się w otoczenie. 

- Każdego tak witają? - spytał Kouske, nie kryjąc zdenerwowania.

- W zasadzie to spotkałem się z tym pierwszy raz - Ivern odparł zgodnie z prawdą.

- Myślicie, że coś podejrzewają? - dopytywał.

- Nie sądzę. Nie ryzykowali by.

- Kto wie, może szykują na nas pułapkę, wiecie jak w tych filmach akcji. - Nicolas z radością dzielił się swoimi przemyśleniami. - Zbiegli więźniowie, przemierzają ulice miasta, aż tu nagle z bocznych uliczek wychodzą uzbrojeni po zęby antyterroryści, a na ich czele seksowna blondynka.

Kouske wyraźnie pobladł i nie dlatego, że Nicolas w końcu wyjawił swoje miłosne upodobania. Wcale nie podobał mu się scenariusz z antyterrorystami.

Ivern westchnął i szturchnął Coriandera w ramie, na co ten wzruszył ramionami.

Między nimi zapanowała cisza, choć doskonale wiedzieli co powinni teraz zrobić. Mają dwa dni, na przedostanie się do strefy ósmej.

- Musimy jak najszybciej opuścić to miejsce - zaczął Nicolas. - Jesteśmy w strefie, gdzie życie toczy się wokół handlu. Ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają, panuje totalny chaos, a mimo to, jedno potknięcie i wracamy do ciupy. 

- Zgadza się - przytaknął Ivern.

- A jakieś szczegóły? - Kouske wydął wargi zniecierpliwiony.

Nico spojrzał na niego z ukosa, ale się nie odezwał.

- Wejdziemy tam, jako strażnicy.

- Skąd zamierzasz wziąć ubrania? - dociekał Yeijiro.

- Zabijemy ich - odparł spokojnie, na co Ivern westchnął.

Dla Kouske to było za wiele, jednak nie odezwał się już słowem. Cel uświęca środki, takie słowa padły kiedyś z ust Nicolasa i choćby chciał w nie wierzyć, nie potrafił.

Zatrzymali się w opuszczonym magazynie. Nie mogli mieć jednak pewności, że nie jest on pilnowany, dlatego przez resztę dnia i całą noc, na wzajem pełnili warte. Noc była gorąca, co poskutkowało wypiekami na twarzy Kouske. Kiedy na wierzy zegarowej wybiła druga w nocy, mężczyzna głośno westchnął, przyciągając uwagę Ivern'a.

- Co jest Kouske? Nie możesz spać? - zapytał cicho.

Przełknął ślinę, czując suchość w gardle i sięgnął ręką do plastikowej butelki z końcówką wody. Wypił to na raz i ostrożnie odstawił butelkę z boku, podpierając się rękami z tyłu.

- Nie chce tam wrócić - wyznał, spoglądając kontem oka na pogrążonego we śnie Nicolasa.

- Nikt nie chce - westchnął mężczyzna, podążając za wzrokiem Kouske. - Może i jest momentami nieokrzesany, ale nie rzuca słów na wiatr.

Kouske musiał przyznać mu racje. Z bólem serca, ale jednak. Nicolas nigdy go nie okłamał i mimo, że jego metody nie raz przyprawiały o dreszcze, zawsze dopinał swego. Nicolas Coriander, nigdy nie przegrywał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro