Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Przepraszam, jestem debilem"

Sobota
10:05

Przewróciłam się na kolejny bok nie zastanawiając się nawet nad tym która jest godzina i że teoretycznie powinnam już wstawać. Jęknęłam słysząc jak ktoś puka do drzwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam twarz głośno wzdychając poczym mruknęłam ciche „proszę"

- Kochanie masz gościa - zza ciemnego drewna wyłoniła się mama a zaraz za nią Ian.

Momentalnie się rozbudziłam zauważając bruneta. Nie rozmawialiśmy od feralnej środy kiedy dowiedziałam się, że jest wychowankiem domu dziecka. 

- To ja was zostawię samych - rodzicielka zniknęła za drzwiami zaraz po tym jak Parker wszedł do pokoju.

Zaczęłam bawić się paznokciami, dalej siedząc w poplątanej pościeli. Nie miałam pojęcia po co tu przyszedł. I sama nie wiedziałam czy chciałam aby tu był. Ale kiedyś musieliśmy o tym porozmawiać.

- Przepraszam, jestem debilem - mruknął przyglądając się mojej osobie jak to miał w zwyczaju, a ja zdziwiona podniosłam głowę - Kiedy miałem jedenaście lat, moje życie wyglądało normalnie. Miałem rodzinę, mieszkanie, przyjaciół. Aż do tego dnia. Pamiętam to jak wczoraj - westchnął, po czym usiadł obok mnie - Po obiedzie, jak zawsze poinformowałem mamę, że idę na boisko, które znajdowało się dwie przecznice dalej. Pocałowała mnie w czoło i powiedziała, żebym wrócił przed osiemnastą. Zadowolony pobiegłem na orlika gdzie już czekali moi znajomi. Gdzieś w połowie meczu, usłyszeliśmy syreny, nie zdziwiliśmy się bardzo, wiesz w końcu to miasto, co chwilkę karetka czy straż pożarna gdzieś jedzie. Ale wtedy nie miałem pojęcia, że teraz padło na mnie - szepnął, a z jego oka wypłynęła łza. Momentalnie się do niego przesunęłam i bez wahania przyciągnęłam go do siebie zamykając w uścisku.

- Nie musisz mi tego mówić jeśli nie chcesz - szepnęłam po chwili ciszy, a chłopak jakby nagle odżył.

- Jesteś pierwszą osobą, której to mówię, więc chyba wypada dokończyć - otarł łzy, i nieco się wyprostował, chciałam się odsunąć, jednak przyciągnął mnie spowrotem do siebie - Gdzieś trzydzieści minut przed szóstą, powiedziałem, że muszę się zbierać. Pożegnałem się i jak zawsze ruszyłem w stronę swojego bloku. Jedną przecznice wcześniej zobaczyłem dym. A przez moją głowę przeleciała setka myśli. Do ostatniego kroku miałem nadzieje, że to jednak nie ten blok, nie to mieszkanie - zachłysnął się powietrzem. Poczułam, że płacze, że obaj płaczemy - Kilka straży pożarnej i radiowozów stało na ulicy. Pędem do nich poleciałem, jednak nie chcieli mnie przepuścić przez taśmy. Wszędzie był ogień, dym, pełno ludzi, pełno łez. Gdzieś w tłumie dojrzałem mojego tatę, który wrócił ze spaceru z młodszym bratem. Oddał wózek sąsiadce a sam poleciał do budynku przedzierając się przez strażaków, policjantów i taśmy. Już z tamtąd nie wybiegł - szepnął, a jego oczy stały się puste, jakby właśnie ponownie widział to wydarzenie - później wszystko potoczyło się szybko. Z racji braku bliższej rodziny trafiliśmy do domu dziecka, po dwóch latach adoptowano Jacoba. Jego „rodzice" pozwolili mi widywać się z nim, jednak sami nie mogli mnie wziąć. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jestem im wdzięczny za to, że zajęli się młodym i pozwolili nam się widywać - skończył, wpatrując się w ścianę na przeciwko. Jego łzy już znikły, wyglądał tak jakby ta historia nie została opowiedziana, jakby nie została znów przeżyta.

- Dziękuje - szepnęłam po chwili a Ian spojrzał na mnie zdziwiony - Dziękuje, za to że mi zaufałeś. Wcale nie musiałeś tutaj przychodzić i tłumaczyć się. A jednak to zrobiłeś, to chyba znaczy że masz do mnie zaufanie - odsunęłam się od bruneta siadając na swoim poprzednim miejscu.

- Tak, myśle że ci ufam - odparł spoglądając na mnie - Więc wiesz już czemu zachowuje się tak a nie inaczej, może ten mały skrawek prawdy o moim życiu pomoże nam w dalszym współpracowaniu - uśmiechnął się a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić.

- Też tak myśle. A teraz muszę cie na chwile opuścić. Ogarnę się i idziemy na jakąś pizzę, co ty na to ? - spytałam wstając z łóżka.

- Mnie się o takie rzeczy pytasz ? - zaśmiał się - Co jak co ale ja to jestem w związku małżeńskim z każdą możliwą pizzą - puścił mi oczko a ja wybuchłam śmiechem.

- Czyli nie mam u ciebie szans ? - zażartowałam wyciągając ubrania z szafy.

- Tego nie powiedziałem - mruknął, a na moje policzki wkradł się rumieniec.

Nie odpowiedziałam, zamiast tego pognałam to łazienki, bo atmosfera zrobiła się cholernie ciężka. Jednak zanim znalazłam się w łazience, usłyszałam słowa Parkera, które sprawiły, że moje serce rozpłynęło się.

- Dzięki że jesteś, mała - uśmiechnął się.

- I vice versa, duży - zaśmiałam się, po czym zniknęłam za drzwiami łazienki.

Huh
Dawno mnie tu nie było XD
Nie miałam totalnie weny ani chęci na pisanie i publikowanie za co przepraszam ❤️
Myślałam dużo i sama nie wiem czy zostawić to opowiadanie czy usunąć.... Jakoś tak dziwnie mi się to czyta i pisze po kilku tygodniach nieobecności.

Sama nie wiem, wyraźcie swoje zdanie na temat usuwania tego opowiadania...

Kocham ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro