„Przepraszam, jestem debilem"
Sobota
10:05
Przewróciłam się na kolejny bok nie zastanawiając się nawet nad tym która jest godzina i że teoretycznie powinnam już wstawać. Jęknęłam słysząc jak ktoś puka do drzwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam twarz głośno wzdychając poczym mruknęłam ciche „proszę"
- Kochanie masz gościa - zza ciemnego drewna wyłoniła się mama a zaraz za nią Ian.
Momentalnie się rozbudziłam zauważając bruneta. Nie rozmawialiśmy od feralnej środy kiedy dowiedziałam się, że jest wychowankiem domu dziecka.
- To ja was zostawię samych - rodzicielka zniknęła za drzwiami zaraz po tym jak Parker wszedł do pokoju.
Zaczęłam bawić się paznokciami, dalej siedząc w poplątanej pościeli. Nie miałam pojęcia po co tu przyszedł. I sama nie wiedziałam czy chciałam aby tu był. Ale kiedyś musieliśmy o tym porozmawiać.
- Przepraszam, jestem debilem - mruknął przyglądając się mojej osobie jak to miał w zwyczaju, a ja zdziwiona podniosłam głowę - Kiedy miałem jedenaście lat, moje życie wyglądało normalnie. Miałem rodzinę, mieszkanie, przyjaciół. Aż do tego dnia. Pamiętam to jak wczoraj - westchnął, po czym usiadł obok mnie - Po obiedzie, jak zawsze poinformowałem mamę, że idę na boisko, które znajdowało się dwie przecznice dalej. Pocałowała mnie w czoło i powiedziała, żebym wrócił przed osiemnastą. Zadowolony pobiegłem na orlika gdzie już czekali moi znajomi. Gdzieś w połowie meczu, usłyszeliśmy syreny, nie zdziwiliśmy się bardzo, wiesz w końcu to miasto, co chwilkę karetka czy straż pożarna gdzieś jedzie. Ale wtedy nie miałem pojęcia, że teraz padło na mnie - szepnął, a z jego oka wypłynęła łza. Momentalnie się do niego przesunęłam i bez wahania przyciągnęłam go do siebie zamykając w uścisku.
- Nie musisz mi tego mówić jeśli nie chcesz - szepnęłam po chwili ciszy, a chłopak jakby nagle odżył.
- Jesteś pierwszą osobą, której to mówię, więc chyba wypada dokończyć - otarł łzy, i nieco się wyprostował, chciałam się odsunąć, jednak przyciągnął mnie spowrotem do siebie - Gdzieś trzydzieści minut przed szóstą, powiedziałem, że muszę się zbierać. Pożegnałem się i jak zawsze ruszyłem w stronę swojego bloku. Jedną przecznice wcześniej zobaczyłem dym. A przez moją głowę przeleciała setka myśli. Do ostatniego kroku miałem nadzieje, że to jednak nie ten blok, nie to mieszkanie - zachłysnął się powietrzem. Poczułam, że płacze, że obaj płaczemy - Kilka straży pożarnej i radiowozów stało na ulicy. Pędem do nich poleciałem, jednak nie chcieli mnie przepuścić przez taśmy. Wszędzie był ogień, dym, pełno ludzi, pełno łez. Gdzieś w tłumie dojrzałem mojego tatę, który wrócił ze spaceru z młodszym bratem. Oddał wózek sąsiadce a sam poleciał do budynku przedzierając się przez strażaków, policjantów i taśmy. Już z tamtąd nie wybiegł - szepnął, a jego oczy stały się puste, jakby właśnie ponownie widział to wydarzenie - później wszystko potoczyło się szybko. Z racji braku bliższej rodziny trafiliśmy do domu dziecka, po dwóch latach adoptowano Jacoba. Jego „rodzice" pozwolili mi widywać się z nim, jednak sami nie mogli mnie wziąć. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jestem im wdzięczny za to, że zajęli się młodym i pozwolili nam się widywać - skończył, wpatrując się w ścianę na przeciwko. Jego łzy już znikły, wyglądał tak jakby ta historia nie została opowiedziana, jakby nie została znów przeżyta.
- Dziękuje - szepnęłam po chwili a Ian spojrzał na mnie zdziwiony - Dziękuje, za to że mi zaufałeś. Wcale nie musiałeś tutaj przychodzić i tłumaczyć się. A jednak to zrobiłeś, to chyba znaczy że masz do mnie zaufanie - odsunęłam się od bruneta siadając na swoim poprzednim miejscu.
- Tak, myśle że ci ufam - odparł spoglądając na mnie - Więc wiesz już czemu zachowuje się tak a nie inaczej, może ten mały skrawek prawdy o moim życiu pomoże nam w dalszym współpracowaniu - uśmiechnął się a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić.
- Też tak myśle. A teraz muszę cie na chwile opuścić. Ogarnę się i idziemy na jakąś pizzę, co ty na to ? - spytałam wstając z łóżka.
- Mnie się o takie rzeczy pytasz ? - zaśmiał się - Co jak co ale ja to jestem w związku małżeńskim z każdą możliwą pizzą - puścił mi oczko a ja wybuchłam śmiechem.
- Czyli nie mam u ciebie szans ? - zażartowałam wyciągając ubrania z szafy.
- Tego nie powiedziałem - mruknął, a na moje policzki wkradł się rumieniec.
Nie odpowiedziałam, zamiast tego pognałam to łazienki, bo atmosfera zrobiła się cholernie ciężka. Jednak zanim znalazłam się w łazience, usłyszałam słowa Parkera, które sprawiły, że moje serce rozpłynęło się.
- Dzięki że jesteś, mała - uśmiechnął się.
- I vice versa, duży - zaśmiałam się, po czym zniknęłam za drzwiami łazienki.
Huh
Dawno mnie tu nie było XD
Nie miałam totalnie weny ani chęci na pisanie i publikowanie za co przepraszam ❤️
Myślałam dużo i sama nie wiem czy zostawić to opowiadanie czy usunąć.... Jakoś tak dziwnie mi się to czyta i pisze po kilku tygodniach nieobecności.
Sama nie wiem, wyraźcie swoje zdanie na temat usuwania tego opowiadania...
Kocham ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro