Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Dlaczego mi pomogłeś ?"

Poniedziałek
14:40

Wpatrywałam się w szybę bez większego celu. Dalej przed moimi oczami była bójka Iana i Harrego. Wiem że Parker chciał dobrze ale nie musiał od razu rozpoczynać bójki. Co oczywiście nie usprawiedliwia Clifforda, który go ciągle podpuszczał.

Zresztą sama już nie wiem.

Dokładnie poinstruowałam Iana jak ma jechać. Nawet nie zapytałam się czy ma prawojazdy. Poprostu dałam mu klucze, to mogło być cholernie nierozsądne. Ale na szczęście dotarliśmy cali i bezpieczni do mojego domu. Spojrzałam na bruneta, który tylko mruknął coś w stylu "już jesteśmy". Miał rozcięty łuk brwiowy, wargę a kostki na dłoniach były zdarte, do tego jutro pod lewym okiem mógł się pojawić siniak.

- Chodź do środka, trzeba opatrzyć ci te rany - westchnełam wychylając się do tyłu aby wziąść plecak.

- Nie ma takiej potrzeby - mruknął odpinając pas.

- Ian, zrobiłeś dla mnie tak wiele, więc teraz pozwól mi się odwdzięczyć - chłopak już chciał zaprzeczyć ale zdążyłam mu przerwać - Nie przyjmuje odmowy.

Wyszłam z auta zatrzaskując za sobą drzwi. Wyciągnełam ręke w stronę chłopaka, który również już wysiadł z auta. Oddał mi klucze i z długim westchnieniem ruszył za mną do domu.

- Twoi rodzice ? - spytał kiedy odkluczałam drzwi

- Są w pracy, wrócą wieczorem nie bój się - weszłam do środka a za mną brunet.

Zostawiliśmy buty, oraz kurtki na przedpokoju. Bez słowa skierowałam się do kuchni a Parker podążał za mną.

- Chcesz cole czy wode ? - spytałam spoglądając w jego stronę

- Cola - mruknął rozglądając się po pomieszczeniu.

Albo nigdy nie widział takiej kuchni, albo poprostu mu się podoba. Rozglądał się dosłownie po wszystkim. Zaczynając od lodówki a kończąc na suficie.

Wziełam napoje i ruszyłam do góry gdzie znajdował się mój pokój. Ian podążał za mną jak cień dokładnie oglądając wszystko, jakby chciał to zapamiętać. Weszłam do mojego ulubionego pomieszczenia i podeszłam do biurka gdzie położyłam dwie puszki Coca-Coli

- Siadaj tu i się nie ruszaj - wskazałam na łóżko, a brunet posłusznie usiadł na miękkim meblu.

Ja natomiast skierowałam się do łazienki po jakąś apteczkę. Przewertowałam kilka szafek aż wreszcie znalazłam to czego szukałam i mogłam wrócić do Iana.

Brunet siedział tam gdzie go zostawiłam i podobnie jak wcześniej, rozglądał się po pomieszczeniu. Z jego brwi dalej cięką strużką spływała krew. Westchnełam i podeszłam do chłopaka kładąc apteczkę z boku. Sama usiadłam na przeciw bruneta i wyciągnełam wodę utlenioną.

- Może zaszczypieć - mruknełam nalewając na wacik troszkę wody.

Przetarłam ranę nad okiem, dokładnie zjeżdżając ręką po jego policzku aby wytrzeć całą krew. Ian nawet nie syknął. Poprostu wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Więc wkącu postanowiłam przerwać tą niezręczną ciszę.

- Dlaczego mi pomogłeś ? - spytałam uważnie zmywając całą krew z jego twarzy.

- A czy musi być powód żeby ratować kobietę przed cholernym seksualnym natrętem ? - spytał dalej nie odrywając ode mnie wzroku - Poprostu nie cierpie jak facet zachowuje się tak jak Clifford. Był zbyt pewny siebie i ktoś wkońcu musiał mu to powiedzieć - przykleiłam plaster na łuk brwiowy i wziełam się za przemywanie wargi.

- Oczywiście nie mam nic przeciwko i szczerze ci dziękuje ale nie musiałeś od razu rzucać się na niego z pięściami. Nie wszystko da się załatwić rozmową ale czyny takie jak te z przed godziny też nie są dobrym rozwiązaniem - westchnełam przyklejając kolejny plaster tym razem dużo mniejszy i przeźroczysty. 

- Słuchaj chciałem na spokojnie to nie posłuchał - przetarłam jego kostki na co syknął.

- A ta groźba, wiesz że wyląduje na OIOM'IE ? - spytałam skupiając się tylko i wyłącznie na dokładnym oczyszczeniu ran.

- Jeśli się nie odpieprzy to ją spełnie - wzdrygnełam się na jego słowa.

Nie cierpie przemocy. Zresztą jak każda dziewczyna. Niecierpie Clifforda i jest totalnie chamską osobą ale mimo wszytsko nie potrafie patrzeć jak ktoś go bije. Jak ktokolwiek bije kogokolwiek.

Schowałam wszystko do apteczki i zamkniętą położyłam na biurku. Wziełam z niego dwie cole i wróciłam na poprzednie miejsce.

- Dziękuje - szepnełam upijając łyk zimnego napoju.

- Nie masz a co - Ian lekko się uśmiechnął przez co pokazały się słodkie dołeczki.

Przenajświętszy Boże, jakie to śliczne.

- Mam za co i ty dobrze o tym wiesz - również się uśmiechnełam. Atmosfera się rozładowała i już wcale nie czułam tej bariery niezręczności - Aha, i nie myśl sobie że jak raz popłakałam sobie w twoje ramie to już się przyjaźnimy - wskazałam palcem grożąc mu.

- Jakbym śmiał - podniósł ręce w geście obrony a po chwili obaj wybuchliśmy śmiechem.

Zaczynam lubić Iana Parkera, a to nie powinno mieć miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro