27
- Lena -
Obudził mnie nieznośny dźwięk budzika, a dzisiaj miałam ochotę go wyrzucić. Zwlokłam się z łóżka, jęcząc głośno i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a potem założyłam na siebie świeżą bieliznę. Wciągnęłam na nogi miętowe rurki, po czym przeciągnęłam przez głowę czarną koszulę.
Rozczesałam i wyprostowałam swoje włosy, a potem spięłam je w wysokiego kucyka. Zrobiłam makijaż, który składał się z podkładu, różu oraz tuszu do rzęs. Spryskałam się perfumami i spojrzałam na zegarek, który wskazywał za dwadzieścia ósmą. Cholera, aż tak się wlokłam?! Narzuciłam na siebie czarny płaszcz i wsunęłam wstopy w czarne szpilki, po czym wybiegłam z mieszkania, chwytając jeszcze torebkę. Nigdy nie jeździłam do pracy swoim samochodem, ale dzisiaj byłam do tego zmuszona. Wsiadłam do swojego czarnego Audi A4, a po kilkunastu minutach byłam już pod przychodnią.
Wybiegłam z samochodu, a po kilku sekundach byłam w budynku. Przywitałam się z personelem, po czym udałam się do swojego gabinetu. Przebrałam płaszcz na kitel i rzuciłam torebkę na szafkę. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran, który pokazywał, że mam wiadomość od wiadomego nadawcy.
Harry : Dzień dobry, kochanie. Jak się spało? x
Lena : Dzień dobry. Wspaniale, ale teraz jestem w pracy. Nie mogę pisać. xx
Harry : Spławiasz mnie. :(
Wywróciłam oczami i zablokowałam ekran telefonu. Przygotowałam się do przyjmowania pacjentów, gdy do środka wkroczył Jackson, niosący plik z papierami.
- Tutaj są dokumenty, dotyczące dzisiejszych pacjentów. Jest ich więcej, dlatego pracujesz do około czwartej. - burknął pod nosem.
- Dzięki, ale nie musisz być takim dupkiem. - warknęłam.
- Z kim ty się zadajesz, Lena? - zapytał. - Jeszcze pięć miesięcy temu panicznie się go bałaś. Teraz wielka z was miłość, a ty nawet nie zareagowałaś, gdy mnie napastował. - splunął.
- Ponieważ to ty go prowokowałeś, Jackson. - westchnęłam. - To, że odmówiłam tobie randkowania, nie oznacza, że nie mogę robić tego z kimś innym, wiesz? - syknęłam.
- Nie o to chodzi. - prychnął.
- Nie znasz go, więc nie oceniaj, okej? - zacisnęłam szczękę. - Zajmij się swoim życiem i nie wpieprzaj się w moje.
- Potem nie proś mnie o pomoc. - uśmiechnął się szyderczo.
- Wyjdź. - wskazałam palcem na drzwi, a on odszedł.
- Po prostu się martwię. - zatrzymał się przy drzwiach. - Przemyśl to. - dodał skruszony.
Jackson opuścił gabinet, a ja zaczęłam przyjmować pacjentów. Harry dobijał się do mnie przez cały czas. Czy on nie rozumie, że jestem w pracy? Te osiem godzin bardzo szybko zleciało, a ja w końcu mogłam wrócić do domu. Przebrałam się w swoje ciuchy, chwyciłam torebkę oraz dokumentacje moich pacjentów i wyszłam. Oddałam papiery w recepcji, a potem opuściłam budynek.
Kolejne dwadzieścia minut później byłam w domu. Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz buty, po czym od razu udałam się do łazienki. Wzięłam przysznic, włączając w to mycie głowy. Wysuszyłam ręcznikiem swoje ciało, a potem zawinęłam go na głowie. Wróciłam do pokoju, gdzie założyłam świeżą bieliznę. Wcisnęłam się w czarną, obcisłą sukienkę z wyciętymi plecami oraz długimi, koronkowymi rękawami, którą kupił mi Harry. Do tego założyłam sandały na szpilce w kolorze khaki i wróciłam do łazienki. Wysuszyłam swoje włosy i idealnie je wyprostowałam. Zrobiłam makijaż, który składał się z podkładu, bronzera, tuszu do rzęs, eyelinera, cieni do brwi oraz czerwonej szminki.
Punktualnie o szóstej usłyszałam dzwonek do drzwi. Poprawiłam sukienkę i poszłam otworzyć, a moim oczom ukazał się Harry. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami oraz rozpiętymi dwoma guziczkami, a na stopach miał czarne, skórzane buty. Jego włosy były w standardowym nieładzie, co dodawało całości pazura.
- Hej. - pocałowałam jego policzek.
- Cześć. - zlustrował mnie wzrokiem. - Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. - zarumieniłam się. - Idziemy?
- Oczywiście. - pokiwał głową.
Zamknęłam za sobą drzwi, a Styles chwycił moją dłoń i splótł nasze palce.
****
Harry urządził kolację u siebie w domu. Byłam z tego zadowolona, ponieważ nie uśmiechało mi się jedzenie wśród nadętych bogaczy. Na stole znajdował się kurczak w jakimś sosie, ryż oraz kilka surówek. Brunet często drapał się po karku, co oznaczało, że się stresuje.
- Siadaj. - odsunął dla mnie krzesło.
- Dzięki. Harry! - zawołałam go, gdy odchodził.
- Tak? - zapytał.
- Nie stresuj się tak. Jest świetnie. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Aż tak to widać? - odwzajemnił uśmiech. Pokiwałam głową.
Po chwili zasiadł na miejscu obok mnie i zaczął nakładać dla nas jedzenie. Następnie nalał nam do lampek wina i życzył smacznego. Jedzenie było naprawdę wspaniałe, przez co specjalnie jadłam powoli, aby się delektować. Skończyliśmy swoje posiłki, a potem popiliśmy wszytko równie dobrym winem.
- Było naprawdę pyszne. - skomentowałam. - Nie mów, że sam to przygotowałeś.
- Poważnie, sam to robiłem. - przyznał, uśmiechając się.
- Wynajmę cię jako swojego kucharza. - chwaliłam go. - Świetnie gotujesz. Bądź moim kucharzem.
- Będę nim i nie tylko. - puścił mi oczko i dolał wina.
- Och. A kim jeszcze? - uniosłam brwi.
- Kim tylko zechcesz. - wymruczał, mrugając do mnie.
Łącznie wypiliśmy dwie butelki tego wina. Pomogłam Harry'emu posprzątać, mimo że mi zabronił, a potem opadłam na kanapę w salonie. Styles zajął miejsce obok mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Co zamierzasz robić na weekend? - zapytałam, zakładając nogę na nogę.
- Jeżeli chodzi o sobotę i niedzielę to nie wiem. Zamierzałem się zebrać i pojechać do... rodziny. - westchnął ciężko. - Ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
- To najlepszy pomysł, jaki mogłeś teraz wymyślić. - chwyciłam jego dużą dłoń i przesuwałam na niej pierścionki. - Musisz się przełamać. Nie jest fajne bycie samym, uwierz mi. - spuściłam głowę.
- Wiem. - gładził moją dłoń kciukiem. - Znam... twoją matkę. Przepraszam, że to mówię, ale twoi rodzice są skurwielami, skoro nawet nie interesują się, co się z tobą dzieje.
- Nie przepraszaj, to czysta prawda. - posłałam mu słaby uśmiech. - Ale teraz chodzi o ciebie. Anne cię kocha, tak jak i Gemma oraz Desmond.
- Skąd ich znasz? - zmarszczył brwi. Cholera.
- Ja... rozmawiałam z twoją mamą kilka miesięcy temu. - przyznałam. - Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale nie miałam kiedy. - przegryzłam nerwowo wargę.
- W porządku. - uspokoił mnie. - Pojedziesz tam ze mną? - szepnął.
- Pojadę. - pokiwałam twierdząco głową.
- Teraz zrobię to, z czym zwkelam od miesięcy.
Zmarszczyłam brwi, ale zrozumiałam, gdy poczułam jego wargi na swoich. Przez chwilę bał się, że go odepchnę, a ja dałam mu zielone światło, pogłębiając pocałunek. Posadził mnie na swoich kolanach, co nie było łatwe przez moją ciasną sukienkę, ale on najzwyczajniej w świecie ją podwinął. Wplotłam palce w jego włosy, na co mruknął z aprobatą. Całował dolną wargę z namiętnością, a po chwili jego język znalazł się w mojej buzi. Zaczął pieścić nim moje podniebienie, a potem ja dołączyłam swój. Oderwał się ode mnie, oddychając ciężko i oparł czoło o moje.
- Nie zostawiaj mnie. - poprosił, wciskając palce w moje biodra.
- Nie zamierzam. - wysapałam, a potem znowu zaczęliśmy się całować.
_________________________________________
#JacksonZjeb :D
/kylizzzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro