Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

- Lena - 

Obudził mnie nieznośny dźwięk budzika, a dzisiaj miałam ochotę go wyrzucić. Zwlokłam się z łóżka, jęcząc głośno i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a potem założyłam na siebie świeżą bieliznę. Wciągnęłam na nogi miętowe rurki, po czym przeciągnęłam przez głowę czarną koszulę.

Rozczesałam i wyprostowałam swoje włosy, a potem spięłam je w wysokiego kucyka. Zrobiłam makijaż, który składał się z podkładu, różu oraz tuszu do rzęs. Spryskałam się perfumami i spojrzałam na zegarek, który wskazywał za dwadzieścia ósmą. Cholera, aż tak się wlokłam?! Narzuciłam na siebie czarny płaszcz i wsunęłam wstopy w czarne szpilki, po czym wybiegłam z mieszkania, chwytając jeszcze torebkę. Nigdy nie jeździłam do pracy swoim samochodem, ale dzisiaj byłam do tego zmuszona. Wsiadłam do swojego czarnego Audi A4, a po kilkunastu minutach byłam już pod przychodnią.

Wybiegłam z samochodu, a po kilku sekundach byłam w budynku. Przywitałam się z personelem, po czym udałam się do swojego gabinetu. Przebrałam płaszcz na kitel i rzuciłam torebkę na szafkę. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran, który pokazywał, że mam wiadomość od wiadomego nadawcy.

Harry : Dzień dobry, kochanie. Jak się spało? x

Lena : Dzień dobry. Wspaniale, ale teraz jestem w pracy. Nie mogę pisać. xx

Harry : Spławiasz mnie. :(

Wywróciłam oczami i zablokowałam ekran telefonu. Przygotowałam się do przyjmowania pacjentów, gdy do środka wkroczył Jackson, niosący plik z papierami.

- Tutaj są dokumenty, dotyczące dzisiejszych pacjentów. Jest ich więcej, dlatego pracujesz do około czwartej. - burknął pod nosem.

- Dzięki, ale nie musisz być takim dupkiem. - warknęłam.

- Z kim ty się zadajesz, Lena? - zapytał. - Jeszcze pięć miesięcy temu panicznie się go bałaś. Teraz wielka z was miłość, a ty nawet nie zareagowałaś, gdy mnie napastował. - splunął.

- Ponieważ to ty go prowokowałeś, Jackson. - westchnęłam. - To, że odmówiłam tobie randkowania, nie oznacza, że nie mogę robić tego z kimś innym, wiesz? - syknęłam.

- Nie o to chodzi. - prychnął.

- Nie znasz go, więc nie oceniaj, okej? - zacisnęłam szczękę. - Zajmij się swoim życiem i nie wpieprzaj się w moje.

- Potem nie proś mnie o pomoc. - uśmiechnął się szyderczo.

- Wyjdź. - wskazałam palcem na drzwi, a on odszedł.

- Po prostu się martwię. - zatrzymał się przy drzwiach. - Przemyśl to. - dodał skruszony.

Jackson opuścił gabinet, a ja zaczęłam przyjmować pacjentów. Harry dobijał się do mnie przez cały czas. Czy on nie rozumie, że jestem w pracy? Te osiem godzin bardzo szybko zleciało, a ja w końcu mogłam wrócić do domu. Przebrałam się w swoje ciuchy, chwyciłam torebkę oraz dokumentacje moich pacjentów i wyszłam. Oddałam papiery w recepcji, a potem opuściłam budynek.

Kolejne dwadzieścia minut później byłam w domu. Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz buty, po czym od razu udałam się do łazienki. Wzięłam przysznic, włączając w to mycie głowy. Wysuszyłam ręcznikiem swoje ciało, a potem zawinęłam go na głowie. Wróciłam do pokoju, gdzie założyłam świeżą bieliznę. Wcisnęłam się w czarną, obcisłą sukienkę z wyciętymi plecami oraz długimi, koronkowymi rękawami, którą kupił mi Harry. Do tego założyłam sandały na szpilce w kolorze khaki i wróciłam do łazienki. Wysuszyłam swoje włosy i idealnie je wyprostowałam. Zrobiłam makijaż, który składał się z podkładu, bronzera, tuszu do rzęs, eyelinera, cieni do brwi oraz czerwonej szminki. 

Punktualnie o szóstej usłyszałam dzwonek do drzwi. Poprawiłam sukienkę i poszłam otworzyć, a moim oczom ukazał się Harry. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami oraz rozpiętymi dwoma guziczkami, a na stopach miał czarne, skórzane buty. Jego włosy były w standardowym nieładzie, co dodawało całości pazura. 

- Hej. - pocałowałam jego policzek.

- Cześć. - zlustrował mnie wzrokiem. - Wyglądasz pięknie.

- Dziękuję. - zarumieniłam się. - Idziemy?

- Oczywiście. - pokiwał głową.

Zamknęłam za sobą drzwi, a Styles chwycił moją dłoń i splótł nasze palce.

****

Harry urządził kolację u siebie w domu. Byłam z tego zadowolona, ponieważ nie uśmiechało mi się jedzenie wśród nadętych bogaczy. Na stole znajdował się kurczak w jakimś sosie, ryż oraz kilka surówek. Brunet często drapał się po karku, co oznaczało, że się stresuje.

- Siadaj. - odsunął dla mnie krzesło.

- Dzięki. Harry! - zawołałam go, gdy odchodził. 

- Tak? - zapytał.

- Nie stresuj się tak. Jest świetnie. - posłałam mu lekki uśmiech.

- Aż tak to widać? - odwzajemnił uśmiech. Pokiwałam głową.

Po chwili zasiadł na miejscu obok mnie i zaczął nakładać dla nas jedzenie. Następnie nalał nam do lampek wina i życzył smacznego. Jedzenie było naprawdę wspaniałe, przez co specjalnie jadłam powoli, aby się delektować. Skończyliśmy swoje posiłki, a potem popiliśmy wszytko równie dobrym winem.

- Było naprawdę pyszne. - skomentowałam. - Nie mów, że sam to przygotowałeś. 

- Poważnie, sam to robiłem. - przyznał, uśmiechając się.

- Wynajmę cię jako swojego kucharza. - chwaliłam go. - Świetnie gotujesz. Bądź moim kucharzem.

- Będę nim i nie tylko. - puścił mi oczko i dolał wina.

- Och. A kim jeszcze? - uniosłam brwi.

- Kim tylko zechcesz. - wymruczał, mrugając do mnie.

Łącznie wypiliśmy dwie butelki tego wina. Pomogłam Harry'emu posprzątać, mimo że mi zabronił, a potem opadłam na kanapę w salonie. Styles zajął miejsce obok mnie i uśmiechnął się szeroko.

- Co zamierzasz robić na weekend? - zapytałam, zakładając nogę na nogę.

- Jeżeli chodzi o sobotę i niedzielę to nie wiem. Zamierzałem się zebrać i pojechać do... rodziny. - westchnął ciężko. - Ale nie wiem, czy to dobry pomysł.

- To najlepszy pomysł, jaki mogłeś teraz wymyślić. - chwyciłam jego dużą dłoń i przesuwałam na niej pierścionki. - Musisz się przełamać. Nie jest fajne bycie samym, uwierz mi. - spuściłam głowę.

- Wiem. - gładził moją dłoń kciukiem. - Znam... twoją matkę. Przepraszam, że to mówię, ale twoi rodzice są skurwielami, skoro nawet nie interesują się, co się z tobą dzieje.

- Nie przepraszaj, to czysta prawda. - posłałam mu słaby uśmiech. - Ale teraz chodzi o ciebie. Anne cię kocha, tak jak i Gemma oraz Desmond.

- Skąd ich znasz? - zmarszczył brwi. Cholera.

- Ja... rozmawiałam z twoją mamą kilka miesięcy temu. - przyznałam. - Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale nie miałam kiedy. - przegryzłam nerwowo wargę.

- W porządku. - uspokoił mnie. - Pojedziesz tam ze mną? - szepnął.

- Pojadę. - pokiwałam twierdząco głową. 

- Teraz zrobię to, z czym zwkelam od miesięcy.

Zmarszczyłam brwi, ale zrozumiałam, gdy poczułam jego wargi na swoich. Przez chwilę bał się, że go odepchnę, a ja dałam mu zielone światło, pogłębiając pocałunek. Posadził mnie na swoich kolanach, co nie było łatwe przez moją ciasną sukienkę, ale on najzwyczajniej w świecie ją podwinął. Wplotłam palce w jego włosy, na co mruknął z aprobatą. Całował dolną wargę z namiętnością, a po chwili jego język znalazł się w mojej buzi. Zaczął pieścić nim moje podniebienie, a potem ja dołączyłam swój. Oderwał się ode mnie, oddychając ciężko i oparł czoło o moje. 

- Nie zostawiaj mnie. - poprosił, wciskając palce w moje biodra.

- Nie zamierzam. - wysapałam, a potem znowu zaczęliśmy się całować.

_________________________________________

#JacksonZjeb :D

/kylizzzie


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro