26
- Lena -
Harry poprosił, abym poszła z nim do jego domu, na co przystałam. Miał ogormny dom, bardzo nowoczesny i po prostu piękny. Styles bardzo się zmienił, aż nie wierzyłam, że to on. Przez całą drogę się śmiał, żartował i opowiadał, co mu się przydarzyło w ośrodku. Jestem z niego tak cholernie dumna, że nie potrafię tego opisać.
- Ale ta Kate była chwilami nieznośna. - mruknął. - Helen, o której ci wspominałem była bardzo miła. Rozmawiała ze mną o mojej rodzinie i powiedziała, że powinienem z nimi wszystko wyjaśnić.
- Może dobrze ci powiedziała? - podparłam podbródek na dłoni.
- To innym razem. - machnął ręką. - Narazie wolałbym zająć się tobą. - uśmiechnął się szeroko i usiadł obok mnie, po czym zarzucił ramię na oparcie za mną.
- Mną? - parsknęłam śmiechem. - W jaki sposób?
- Chcę zbliżyć się do ciebie. - odparł. - Dlatego... pójdziesz jutro ze mną na randkę?
- Um, ja... - przegryzłam wargę.
- Nie chcesz? - zapytał smutno. - Rozumiem. - pokiwał głową.
- Chcę. Oczywiście, że chcę. - prawie wykrzyczałam. - Po prostu mnie zdziwiłeś.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie tym uszczęśliwiłaś. - westchnął.
- Może pójdziemy na zakupy? Twoje szafki świecą pustką. - otworzyłam jedną z nich, aby mu to udowodnić.
- W takim razie jedziemy. - chwycił kluczyki od swojego samochodu.
Wyszłam pierwsza, a on zaraz za mną. Zamknął dom na klucz i podbiegł do mnie. Posłałam mu uśmiech, który oczywiście odwzajemnił. Zajęłam miejsce pasażera, po czym zapięłam pas i cierpliwie czekałam aż zrobi to Styles. Odpalił samochód, a następnie wyjechał na drogę.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod ogromnym marketem. Wysiadłam z samochodu i zamknęłam drzwi, po czym poczekałam na Harry'ego. Ten posłał mi setny uśmiech dzisiaj i zarzucił rękę na moje ramiona. Ja swoją owinęłam w dole jego pleców i tak też weszliśmy do marketu. Styles wziął koszyk, a ja szłam za nim.
Chodziłam między półkami, wrzucając do koszyka najpotrzebniejsze produkty, a Harry po prostu wszystko zrzucał do koszyka. Wywracałam na niego oczami, a on po prostu śmiał się ze mnie. Gdy ja wybierałam dla niego środki czystości, aby mógł chociażby umyć podłogi, on wybierał perfumy i wrzucił do koszyka chyba z dziesięć paczek prezerwatyw. Przełknęłam głośno ślinę i udałam, że tego nie widzę.
- Mamy wszystko? - zapytałam go.
- Myślę, że tak. - wzruszył ramionami. - Zajdziemy jeszcze do jakiegoś sklepu z ciuchami, bo chcę dokupić sobie kilka rzeczy.
- Okej. - pokiwałam głową.
Harry zapłacił za swoje zakupy, po czym zapakowaliśmy je do reklamówek. Wzięłam dwie do rąk, a on cztery pozostałe. Pokierowaliśmy się do samochodu i schowaliśmy wszystko do bagażnika, a potem wróciliśmy spowrotem. Poszliśmy do sklepu z drogą odzieżą, a Harry zaczął wybierać dla siebie rzeczy. Wziął pięć czarnych koszulek, pięć białych oraz trzy pary czarnych spodni. To są chyba dwa kolory, które preferuje. Potem przeszliśmy do działu z koszulami, a on pokazywał mi naprawdę okropne koszule. Jakieś kolorowe z brzydkimi wzorami. Jednak cokolwiek bym powiedziała, on i tak wziął ich kilka.
- Są spoko, o co chodzi? - zaśmiał się z reakcji.
- Możesz się w nich pokazywać, ale beze mnie. - jęknęłam.
- Teraz wybierzemy coś dla ciebie, hm? - poruszył brwiami.
- Nie, błagam. - chwyciłam się za głowę. - Chodźmy stąd.
Pokręcił przecząco głową, a potem pociągnął mnie na dział damski. Wywróciłam oczami, po czym stanęłam obok niego. Zaczął szperać między wieszakami, gdzie znajdowały się sukienki. Co jakiś czas odwracał się i lustrował moją sylwetkę wzrokiem. Kilka minut później wyciągnął trzy sukienki w kolorze czarnym i wepchnął mi je w ręce.
- Tam jest przymierzalnia. - wskazał palcem w dal. - Wołaj jak założysz.
- Nie zawołam. - burknęłam.
- Wtedy sam wejdę. - szepnął mi do ucha, gryząc jego płatek.
Warknęłam coś pod nosem i udałam się we wskazane przez niego miejsce. Zaczęłam mierzyć wszystkie po kolei i wołałam przy tym Harry'ego, który komentował to zboczonymi słowami. Każda z nich była krótka, bo sięgała mi ledwo połowy uda i cholernie obcisła. Pierwsza miała wycięte plecy i kornkowe, długie rękawy. Druga nie miała ramion i bardzo uwydatniała moje piersi, a trzecia miała wycięte plecy, nie miała ramion tylko siateczkę.
- Bierzemy wszystkie. - stwierdził.
- Ale ja...
- Tak, wyglądasz w nich cudownie. - wepchnął mnie do szatni. - Nawet nie wiesz, co bym z tobą zrobił, gdyby nie to, że tutaj jesteśmy. - szepnął mi do ucha, składając na mojej szyi soczysty pocałunek.
- Harry. - trzepnęłam go w ramię. - Daj mi się przebrać.
- Przecież ci nie przeszkadzam. - chwycił moje biodra.
- Wyjdź. - pokazałam palcem na zasłonę.
- Dobra. - prychnął i wyszedł obrażony.
Westchnęłam głośno i w szybkim tempie przebrałam się w swoje ciuchy. Opuściłam przymierzalnię, a Harry zabrał ode mnie sukienki i od razu pokierował się do kasy. Zapłacił swoją kartą, a mi szczena opadła, gdy zobaczyłam kwotę na kasie. Brunet wziął wszystkie torby i kroczył obok mnie. Zderzyłam się z kimś, kto okazał się być Jackson'em.
- Lena, co ty tutaj robisz... z nim? - zmierzył Harry'ego wzrokiem, który aktualnie zaciskał szczękę.
- Zakupy? - przegryzłam wargę.
- Z nim? - wskazał na niego palcem ponownie.
- Przestań, Jackson. On ma imię. - upomniałam go.
- Od kiedy on cię tak interesuje, huh? - prychnął. - Ostrzegałem cię przed nim, Lena! Przecież wiesz, kim on jest.
- Zamknij się, kurwa. Nic o mnie nie wiesz, chuju. - splunął Styles, zasłaniając mnie swoim ciałem.
- Spokojnie, Harry. - zacisnęłam dłonie na jego koszulce. - Nie wiem, o co ci chodzi, Jackson. - przytuliłam się do boku Styles'a. - Znam go już jakiś czas i uwierz mi, że nie jest taki, jak wszyscy o nim mówią.
- Potem nie przychodź do mnie, gdy ci coś zrobi. - burknął pod nosem.
- Ona jest ostatnią osobą, którą bym skrzywdził. - warczał loczek, chwytając go za kołnierz koszulki. - Jeszcze raz się do niej w ten sposób odezwiesz, a pożałujesz. - mówił do przestraszonego Jackson'a.
- Harry... - dotknęłam jego ramienia, więc spojrzał na mnie przez nie. - Zostaw go i chodźmy już stąd.
Odepchnął go od siebie tak, że tamten ledwo złapał równowagę. Rzuciłam Jackson'owi spojrzenie pełne pogardy i chwyciłam Harry'ego za dłoń.
- Wszystko w porządku? - zapytał mnie, układając dłoń na moim policzku.
- Tak, nie denerwuj się już. - posłałam mu słaby uśmiech, a on potarł mój policzek i oparł czoło o moje. Uśmiechnął się do mnie i musnął moje czoło ustami.
- Gapi się. - zachichotał.
- Nie słuchaj go, dobrze? Słuchaj mnie. - powiedziałam cicho.
- Tylko ciebie słyszę, kochanie.
___________________________________________
/kylizzzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro