12
- Lena -
Obudziłam się i od razu spojrzałam na zegarek, który stał w kącie. Godzina dwunasta, woah. Od kiedy Harry pozwala mi aż tak długo spać? Podniosłam się z materaca i chwyciłam się za krzyż, który niezmiernie bolał mnie od kilku dni. Usłyszałam, jak drzwi od "mojego" pokoju zaskrzypiały.
Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam Styles'a, którego oczy były zaspane, a loki poburzone. Miał na sobie białą koszulkę i czarne jeansy, które idealnie opinały jego nogi. Spojrzał na mnie z uchylonymi wargami, po czym wykonał kilka kroków w moją stronę.
- Lena. - powiedział, a ja spojrzałam na niego. - Zapomnij o tym... - urwał, wzdychając ciężko. - Zapomnij o tym, co się wczoraj wydarzyło. Jasne? - dodał ostro.
Pokiwałam głową, nawet na niego nie patrząc. Brunet odetchnął ciężko i kilka razy uchylał usta, aby coś powiedzieć.
- Chciałabyś się umyć? - zapytał głosem bez uczuć. Pokiwałam tylko głową. - Odebrało ci mowy, czy jak? Po pierwsze : patrz na mnie, gdy rozmawiamy. Po drugie : odezwij się, kurwa.
Wpatrywałam się w niego, nie mogąc z siebie nic wydusić. Podszedł do mnie szybkim krokiem i chwycił za moje włosy. Uderzył mnie pięścią w brzuch, a ja wydałam z siebie głośny krzyk. Odrzucił moje ciało w kąt, jak zabawkę i splunął coś pod nosem.
- Naucz się kurwa posłuszeństwa! - krzyknął, kopiąc mnie w kolano.
- Przestań. - wychlipiałam. - Harry, potrzebujesz psychologa. - dodałam cichutko.
- Coś ty powiedziała, szmato?! - wrzasnął, chwytając moje włosy w dłoń.
W ułamku sekundy pożałowałam tego, co powiedziałam. Trzymał dłoń zaplątaną w moich włosach i ciągnął mnie za włosy, aż nie zatrzymał się w pomieszczeniu, które było w piwnicy. Tak, po schodach też mnie zrzucił. Płakałam z bólu, jaki mi sprawiał.
Otworzył żelazne drzwi kodem, a one po chwili się otworzyły. Szarpnął moim nadgarstkiem i dosłownie wrzucił mnie do pomieszczenia. Jęknęłam z bólu i lekko podniosłam się na łokciu. Styles stał, wpatrując się we mnie z furią wymalowaną na twarzy.
- Wrócę za dwadzieścia minut. Masz być w samej bieliźnie i stać tyłem do drzwi. Zrozumiałaś, kurwo?! - warknął, podchodząc bliżej.
- T-tak. - wyszlochałam, ocierając swoje policzki drżącą dłonią.
- Woah. W końcu się odezwałaś? - zaśmiał się ironicznie i wyszedł.
Podniosłam się z podłogi, ignorując ból w każdej części mojego ciała. Płakałam i powoli ściągnęłam z siebie sweter, a następnie to samo zrobiłam ze spodniami, zostając jedynie w czarnej, koronkowej bieliźnie. Odwróciłam się tyłem do drzwi i stałam, trzęsąc się ze strachu. Rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu, ujrzałam łóżko, stojące po prawej stronie pokoju. Wszędzie było ciemno, tylko maleńka lampka na środku sufitu oświetlała mały obszar. Nade mną znajdowało się średniej wielkości metalowe kółko i tak naprawdę nie wiem do czego służyło.
Usłyszałam huk otwieranych drzwi, a po chwili kroki, które zbliżały się w moją stronę. Zesztywniałam i szlochnęłam cicho. Poczułam zapach perfum Harry'ego i jego dłoń, która przejechała po moich plecach.
- Ręce do tyłu. - syknął. Zrobiłam co kazał.
Skuł mnie kajdankami i przypiął moje ręce do kółka, które zwisało z sufitu. Po chwili czułam jak jeździ czymś po moich plecach i wciągnęłam gwałtownie powietrze. Ułożył dłoń na jednym z moich bioder i strzelił gumką od moich fig, śmiejąc się cicho. Palcami musnął jeden z moich pośladków, po czym ścisnął go, powodując, że wydałam z siebie jęk. Uśmiechnął się sam do siebie, co mogłam zauważyć, mimo że nie widziałam jego twarzy.
- Teraz, kochanie... dostaniesz baty. Prawidziwe baty, skarbie. - wyszeptał do mojego ucha.
****
Siedziałam cała zakrwawiona na podłodze w tym pomieszczeniu, co wcześniej. Na plecach i nogach miałam pełno głębokich rozcięć po uderzeniach bodajże batem, czy coś. Potem chwycił mały nożyk i zrobił kilka nacięć na mojej twarzy. Cieszyło mnie tylko to, że na twarzy nie były one głębokie. Płakałam jak cholera i wyłam z bólu, dosłownie.
Leżałam obezwładniona w samej bieliźnie, a Styles zniknął gdzieś kilka minut temu. Nadgarstki cholernie bolały mnie od zaciśniętych wcześniej kajdanek, nie wspominając o ciele. Płakałam, zanosząc się i dławiąc łzami. Spojrzałam na drzwi, które się otworzyły i ujrzałam w nich blondwłosą kobietę, która na pewno miała koło trzydziestu lat. Spojrzała na mnie współczująco i podeszła bliżej.
- Hej, kochanie. - zbliżyła się, a ja próbowałam się odsunąć, co skończyło się głośniejszym moim płaczem. - Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Jestem Beth Williams, dyplomowana pielęgniarka i moim zadaniem jest opatrzenie ciebie. - wyszeptała.
Nie odpowiedziałam, bo nie byłam w stanie. Do pomieszczenia wszedł Harry, który niepewnie podszedł do mnie i wziął na ręce. Zawyłam z bólu, a on spojrzał na mnie przestraszony. Zaniósł mnie do pomieszczenia, gdzie wcześniej ja go opatrywałam i ułożył na brzuchu na kozetce.
- Jak skończysz, zawołaj mnie. - usłyszałam głos Harry'ego.
- Dobrze. - pokiwała głową.
Kobieta usiadła na krzesełku obok mnie, biorąc ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Obmyła moje rany ręcznikiem z wodą, po czym ponownie moczyła w wodzie, która była prawie bordowa od krwi. Następnie odkaziła rany i zaczęła je czymś smarować.
- Na szczęście rany nie są aż tak głębokie, aby trzeba było je szyć. - powiedziała cicho.
Przez cały "zabieg" płakałam, a właściwie wyłam z bólu. Na koniec wysmarowała moją twarz jakimiś maściami i pozaklejała rany plastrami. Te cięższe, czyli na plecach i nogach zabandażowała. Beth wyrzuciła zurzyte ręczniki, po czym posprzątała po sobie. Chwyciła czarne, luźne dresy i powoli je na mnie założyła, uważając, aby nie zadać mi bólu. Następnie pomogła mi ubrać białą koszulkę i prawdopodobnie poszła po Styles'a.
- Już gotowe.
- Dobra. Dzięki. - skinął głową i wziął mnie na ręce.
Szedł przez korytarz, a on wyglądał, jakbym ważyła tyle co małe dziecko. Otworzył nogą inne drzwi, w których jeszcze nie byłam. Pokój był taki jak każdy inny; nowoczesny, bogaty i bardzo ładny. Ułożył mnie na miękkim łóżku i nakrył kołdrą do pach. Beth weszła ze strzykawką w dłoni i zrobiła mi szybki zastrzyk, którego prawie nie czułam.
To było nic, w porównaniu do tego, jaki ból zadał mi Harry.
Styles pożegnał się z nią, szepcząc coś do niej, a po kilku minutach wrócił do mnie. Usiadł na krańcu łóżka i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malowało się coś, czego jeszcze nie widziałam. Wyglądał na skruszonego i zmartwionego tym, jak wyglądam.
- Lena... - wyszeptał, ale go olałam. - Prześpij się. - dodał równie cicho.
Przeniosłam na niego wzrok, patrząc na niego kilka sekund, po czym spowrotem gapiłam się w ścianę. Usłyszałam tylko westchnięcie z jego strony, a potem zapadłam w sen.
______________________________________
/kylizzzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro