Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

- Lena -

Usłyszałam trzask drzwi na dole. Wzdrygnęłam się lekko, ale ponownie zamknęłam oczy, próbując zapaść w sen. Odwróciłam się tyłem do drzwi i wtuliłam się w swój sweter. Po chwili słyszałam skrzypnięcie drzwi od pokoju, w którym się znajdowałam. Kroki były coraz głośniejsze i kierowały się w moją stronę. Uderzył we mnie zapach perfum charakterystycznych dla Styles'a. Mruknął coś sam do siebie pod nosem, po czym się odezwał.

- Lena, wstawaj. - warknął.

Zachowałam się jak automat i już po chwili stałam obok niego. Wyszedł pierwszy i pokazał gestem dłoni, abym szła za nim. Dreptałam za nim, wgapiając się w jego potężne ramiona i plecy, a on gwałtownie się zatrzymał, przez co wpadłam na jego plecy. Jak oparzona odeszłam do tyłu.

- Przepraszam. - szepnęłam.

- Właź. - syknął, wskazując otwarte drzwi do jakiegoś pokoju.

Zrobiłam, co kazał i stanęłam na środku jasnego pomieszczenia, które wyglądało jak sala szpitalna. Kozetka, białe meble i przeraźliwie jasne światła. Styles chwycił rogi swojej koszulki i zrzucił ją z siebie, na co uchyliłam usta. Jego dłonie były zakrwawione, a poniżej jego męskiej piersi była rana postrzałowa. Kula nie tkwiła głęboko, ale wystarczająco, aby musiał to ktoś dokładnie opatrzeć. Krew była zaschnięta, a obok spływały jeszcze dwie strużki świeżej, czerwonej cieczy.

- Musisz mnie opatrzeć. - syknął z bólu, podpierając się z tyłu dłońmi. - Powinnaś znaleźć potrzebne ci narzędzia w szafkach.

- Ale ja... nie wiem, czy nie będzie potrzebne znieczulenie. - powiedziałam cicho, patrząc na niego.

- Wytrzymam bez. Nie z takich rzeczy wychodziłem. - wywrócił oczami. - No dalej.

Wyciągnęłam rękawiczki z szafki i naciągnęłam je na dłonie. Podeszłam do niego, stając między nogami, a on wpatrywał się we mnie. Spojrzałam na jego wytatuowany tors, który sprawiał, że zapominałam jak się oddycha i odkaziłam dookoła jego ranę.

Chwyciłam strzykawkę ze znieczuleniem i wbiłam ją w kilku miejscach. Nie byłam chirurgiem, ale takie rzeczy mieliśmy na studiach, więc wiedziałam, jak wykonuje się podstawowe zabiegi. Brunet cały czas uważnie obserwował, co robię, ale się nie odzywał. Wzięłam potrzebne mi narzędzia i zaczęłam usuwać pocisk. Styles zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Siłowałam się z średniej wielkości kulą, a ta odpuściła dopiero po piętnastu minutach.

Rzuciłam metalowy pocisk na metalowy pojemnik i wytarłam ranę. Oczyściłam ją w środku, po czym zabrałam się za zakładanie szwów. Kiedy zakończyłam ponownie popsikałam ją płynem, który oczyszcza z zarazków i nakleiłam plaster. 

- Skończyłam. - powiedziałam cicho, wyrzucając wykorzystane rzeczy do śmieci. Umyłam swoje dłonie i wytarłam je ręcznikiem. - Za około sześć godzin znieczulenie puści, a wtedy może cię boleć. Wtedy po prostu weźmiesz tabletki przeciwbólowe. Najlepiej Paracetamol. - wyjaśniłam.

- Dzięki. - powiedział pod nosem i założył na siebie świeżą koszulkę.

Odprowadził mnie do pokoju i zamknął za mną drzwi. Westchnęłam i ponownie pozwoliłam sobie opaść na materac.

- Harry -

Oberwałem kulką, gdy byłem w lesie. Nie wiem, kto do mnie strzelił i nie zamierzam się dowiadywać. Nie z takich rzeczy wychodziłem. Zdarzyło się kiedyś, że piła rozcięła mi połowę uda i cóż, dalej żyję. Dobrze wiedziałem, że w domu czeka na mnie dobra opieka i się nie myliłem.

Przez praktycznie cały zabieg usuwania kuli z mojego ciała się na nią patrzyłem. Załatwiła wszystko szybko i sprawnie. Śmieszyło mnie, że próbowała nie dotykać mojego ciała dłonią, co skutecznie jej wychodziło. Sposób, w jaki przegryzała dolną wargę, gdy jest skupiona całkowicie mnie podniecił. Jest seksowna i naprawdę niczego jej nie brakuje. Jędrny tyłek, duży biust, długie nogi i zgrabny brzuch. A to wszystko skrywa pod przydużymi ciuchami. Nie ukrywam, że wolałbym, aby chodziła w samej bieliźnie, czy coś.

Dla mnie mogłaby być jedynie dziewczyną do zabawy. Wiem, że kiedyś i tak by mnie zraniła, a poza tym jest rodziną tej suki, która mnie zamknęła w pierdlu. Jej ukochana córeczka będzie cierpiała za nią, a ona będzie na to patrzyła.

Ja pierdolę, uwielbiam, gdy ktoś cierpi! Jestem chory i potrzebuję pomocy, lalalalalala!!!!

Kurwa, cicho. Złapałem się za głowę, trzęsąc nią na boki i pociągnąłem za swoje włosy. Nie miałem jakichś specjalnych problemów z psychiką, ale jednak je miałem. Czasami słyszałem jakieś pierdolone odgłosy w mojej głowie, tak jak przed chwilą, lecz nie często. To zdarzało się tylko raz na jakiś czas, a wtedy po prostu wpadałem w szał.

Kiedy opuściłem dzisiaj dom spotkałem mojego starego, dobrego znajomego. Luke Hemmings - moja była prawa ręka, wspierający przyjaciel i jeden z najlepszych snajperów. Chodziliśmy razem do podstawówki, potem on się wyprowadził. W wieku osiemnastu lat znowu wrócił i ponownie wyjechał do swojej siostry, która mieszka we Włoszech. Powiedział mi, że wrócił już na stałe, więc dlaczego miałem nie zaproponować mu mieszkania u mnie? Oczywiście, że to zrobiłem.

Przyda mi się mała pomoc przy tej małej suce. Co dwie głowy, to nie jedna. Umówiłem się z nim na dzisiaj i lada chwila powinien się pojawić. Zbiegłem na dół, wszedłem do salonu i skierowałem się barku. Miałem wyciągać whiskey, gdy usłyszałem dzwonek. Warknąłem pod nosem i szybkim krokiem poszedłem otworzyć, a moim oczom ukazał się Luke z uśmiechem od ucha do ucha.

- Siema, Styles. - przywitał mnie braterskim uściskiem, który odwzajemniłem.

- Siema. Właź, masz coś jeszcze? - wskazałałem na jego bagaż.

- Dwie walizki w samochodzie.

Skinąłem głową i po nie poszedłem. Mimo że były wielkie, dla mnie to nie był specjalny wysiłek. Wniosłem je do domu i zaniosłem do pokoju, który od dzisiaj miał być jego. Wytłumaczyłem mu co i jak, po czym zaprosiłem na szklankę whiskey do salonu. Hemmings był jedyną osobą, która wiedziała o moich zaburzeniach psychicznych i często pomagał mi się uspokoić.

Opowiedziałem mu w skrócie historię o dziewczynie, która zapewne spała na górze, aby jutro nie zdziwił się, że ją zobaczy, czy coś. Blondyn od razu zaczął wypytywać, czy jest ładna, a mnie krew zalewała.

- Dobra, Hazza. Nie denerwuj się tak. - uspokoił mnie, unosząc dłonie w geście obronnym. - Nie tykam tego, co twoje. Pamiętasz?

- Ta. - burknąłem, pociągając łyka ze swojej szklanki. - Teraz, gdy jest nas dwóch, wszystko pójdzie z nią łatwiej.

- Co pójdzie łatwiej? - zmarszczył brwi. Zaśmiałem się gorzko.

- Pamiętasz może moją ulubioną zabawę? - uniosłem brew. - Sadysta Harry?

Jego uśmiech natychmiastowo zniknął z twarzy, a zastąpiło go przerażenie.

________________________________________________

/kylizzzie


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro