Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tremblay


Nie wspominałem dobrze swoich studiów. Pamiętałem z nich chyba znacznie mniej, niż bym chciał. A jeżeli już faktycznie coś pamiętałem, to raczej mnóstwo zarwanych nocy, które spędziłem nad podręcznikami, opracowaniami i innymi tego typu pierdołami. Niewiele imprezowałem, piłem dużo kawy, wypalałem przerażającą ilość papierosów. W zasadzie to sam dziwiłem się swoim płucom, że nadal jakoś żyły, mimo że nie miałem papierosa w ustach od dobrych czterech lat. Mogłem jedynie poszczycić się tym, że moje stopnie na wszystkich egzaminach były niemal nienaganne.

Czasami nachodziło mnie pewne nieznośne uczucie. Odnosiłem wrażenie, że straciłem pewną część swojego życia, podążając za bezsensowną ideą. Na początku chciałem być najlepszy. Potem uznałem, że nie jest to możliwe, bo Yale słynął z wybitnych prawników. Dlatego prędko pogodziłem się z tym, że nie będę znajdować się na liście najlepszych studentów i obrałem inny cel. Chciałem, aby moje imię oraz nazwisko było znane z mojej empatii. Wiedziałem, że w tym środowisku raczej było o to trudno, jednak należałem raczej do osób ambitnych, więc nawet przez myśl mi nie przeszło to, aby się ugiąć.

Postanowiłem zostać prawnikiem z misją. Nie byle jaką misją. Z biegu odrzucałem wszystkie sprawy, w których wina oskarżonego była bardziej niż pewna. Co za tym szło — traciłem mnóstwo pieniędzy oraz kontaktów. Podczas gdy ja na początku swojej kariery zawodowej ledwo wiązałem koniec z końcem, znajomi ze studiów wspinali się po szczytach kariery, odrzucając przy tym jakąkolwiek moralność. Popijali drogie drinki z palemkami gdzieś na Hawajach i rozprawiali na temat polityki. Być może na początku trochę im zazdrościłem, jednak potem te myśli szybko się ulotniły.

Ale to też nie było tak, że czułem się od nich lepszy. Przecież przeciętny człowiek bez zawahania stwierdziłby, że jestem zwykłym frajerem, który nie potrafi wkupić się w laski. Być może tak było, sam nie byłem pewny. Wychodziłem raczej z założenia, że dopóki mam rodzinę oraz jestem względnie zdrowy, mam wszystko, o czym mógłbym zamarzyć.

— Nie wybronisz go, Henry. — Usłyszałem za swoimi plecami, przez co momentalnie obróciłem się na fotelu w stronę osoby, która właśnie przekroczyła próg mojego gabinetu. — Doskonale wiesz, że cię zmiażdżą.

— A ty doskonale wiesz, że on jest niewinny.

— To nie ma znaczenia. Ciągle powtarzam ci, że to nie ma, kurwa, znaczenia.

Mężczyzna rozsiadł się na fotelu, a następnie założył nogę na nogę. Wpatrywał się we mnie w dziwny sposób. Dość natarczywy i agresywny.

— Dla mnie ma — odparłem z pewnością w głosie.

— Mam ci przypomnieć o co oskarżyła go była żona? Mam ci przypomnieć kim ona w ogóle jest? — rzucił rozgoryczony. — Idziesz na wojnę z szanowną panią burmistrz. Całe hrabstwo stoi po jej stronie, bo suka dobrze gra. Jej były nie jest w stanie jakkolwiek się obronić, bo praktycznie o niczym ci nie mówi. Ta sprawa już jest medialna i nie stawia w dobrym świetle naszej kancelarii. Poza tym obrońcą damskiego boksera jest prawnik, który jest znany z... hmm, pomyślmy... z czego może być znany? Może z tego, że przepierdala siedemdziesiąt pięć procent spraw?

— Sześćdziesiąt— poprawiłem go. Tym razem spojrzał na mnie z niezrozumieniem.

Moja uwaga zdawała się go jeszcze bardziej zirytować, ale szczerze miałem to gdzieś.

— Ja poradzę sobie lepiej. Przegrałem tylko trzy sprawy w ciągu ośmiu lat. Trzy — dodał kolejny raz, jakby miało to cokolwiek zmienić. — Odpuść sobie, bo i tak ci się nie uda. Nie masz żadnych szans.

— Czyli sugerujesz mi, że...

— Niczego nie sugeruję, tylko stwierdzam fakty. Przepierdolisz to i sam już o tym wiesz. Jesteś tutaj najsłabszym ogniwem i dziwię się, że jeszcze cię tutaj trzymają. Ale proszę bardzo — odrzekł kpiąco — nadal zbawiaj świat, nadal troszcz się o swoją moralność.

— Nie będę wyciągać żadnych brudów.

Nie miałem tego w zwyczaju. Nie liczyło się to, kto miał rację, a to jaka w rzeczywistości była prawda. Czasami się jednak naginałem. Kiedy wiedziałem, że coś było zbyt prywatne, nie chciałem się w to zagłębiać. Właśnie dlatego nie zamierzałem nikomu mówić o romansie Eleny Clinton. Nikt nie mówił o tym w mieście, bo nikt o tym nie wiedział. Miałem jednak informację z niemal pierwszej ręki.  Gdybym tylko przedstawił ją na sali sądowej, Elena byłaby pogrążona, a mój klient z pewnością wygrałby sprawę.

To było dziecinnie proste. Elena, jako wpływowa kobieta, która w przyszłości chciała zostać senatorką, ukrywała wszystkie szczegóły ze swojego życia. Chyba wystarczyło jej samo to, że całe miasteczko rozprawiało o jej głośnym rozwodzie. Kobieta musiała znaleźć sobie kozła ofiarnego, więc padło na jej męża. Szybko rozwód i podział majątku. Sprawę komplikowały jednak jej dzieci, które z niewiadomego powodu nie chciały z nią mieszkać. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Dzieci z reguły wolały zostawać pod opieką matki. Od razu założyłem, że mogła przekraczać wobec nich swoje rodzicielskie kompetencje. Może była zbyt surowa? W najlepszym wypadku tak. Już jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że w jej domu działo się coś niepokojącego.

Elena nie chciała, aby jej reputacja została jakkolwiek splamiona, dlatego też chciała mieć całkowitą opiekę nad pociechami. Problem pojawił się w momencie, gdy mój klient wytoczył jej sprawę. No i ją przegrał. A w zasadzie to przegraliśmy. Ja ją przegrałem. Dzieci zostały z matką. Burmistrz w ramach zemsty postanowiła wytoczyć kolejny proces. Tym razem padło na zastraszanie oraz pobicie ze strony jej byłego.

— Tremblay, jesteś naprawdę żałosny — rzucił prawnik, po czym skierował się do drzwi, aby w końcu opuścić ten przeklęty pokój. Ostatni raz obrócił się w moją stronę i z pogardą dodał: — zostaniesz w tej dziurze do końca życia. Za kilka miesięcy zaczniesz walić konia do moich wywiadów i będziesz żałować, że nie postawiłeś wszystkiego na jedną kartę. Bo kiedy ja w końcu zostanę przeniesiony, ty dalej będziesz spadać na samo dno. Nie zostanie ci nic. Chociaż nie, zostanie ci twoja wielka moralność.

Po tych słowach opuścił pomieszczenie, trzaskając za sobą drzwiami.

Jeżeli ja byłem sarną, to Edward Harris zdecydowanie drapieżnikiem. Na karku miał już czterdziestkę i dwa rozwody. Pracował w kancelarii kilka dobrych lat i miał niemal nienaganną reputację. Wszyscy w środowisku prawniczym w naszym hrabstwie doskonale go znali. Szczególnie ze swojego uporu i braku jakichkolwiek zahamowań. Wielokrotnie przekraczał granice i posuwał się do niezbyt etycznych cynów, aby osiągnąć swoje. Sam Harris aspirował do dostania się do najlepszej kancelarii w naszym stanie. W ogóle to miałem wrażenie, że on aspirował do bycia najlepszym z najlepszych. Szkoda tylko, że niezbyt dobrze mu to wychodziło, skoro nadal dzierżył posadę w jednej z obrzydliwie przeciętnych kancelarii. 

Ani przez chwilę nie uważałem, że miał rację. Mogłem przegrać, ale chciałem przegrać z klasą. Wcale nie chciałem mówić na sali o tym, że Elena Clinton od kilku dobrych lat miała kochanka. To była jej prywatna sprawa.

Przecież nie byłem jednym z tych skurwysynów, którzy sprzedali duszę diabłu tylko po to, żeby wozić się nowym mercedesem.

W życiu byłem pewny niewielu rzeczy. Tego że Donald Trump był najgorszym prezydentem, który stąpał po tej ziemi. Tego, że Elon Musk nadawał dzieciom naprawdę dziwne imiona. Oraz tego, że nigdy nie byłbym w stanie wyrzec się swoich ideałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #kryminał