Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Tchórz

Było już późno. Podmokłą drogę powoli spowijał mrok, a mgła po niedawnym deszczu zdecydowanie nie ułatwiała prowadzenia pojazdu. Mimo, że zaczął się już ostatni tydzień sierpnia, to wraz ze zbliżającym się zmierzchem na zewnątrz zrobiło się niesamowicie chłodno. Wydawać by się więc mogło, że siły natury robią wszystko by jak najbardziej spowolnić jej powrót do domu. Z drugiej jednak strony parszywa pogoda była niczym zwierciadło jej równie okropnego humoru. Nie spieszyło się jej. Myśli Sary cały czas krążyły wokół dziesiejszego popołudnia. Nie mogła uwierzyć, że tam poszedł.

Że poszedł...

Zacisneła dłonie na kierownicy tak mocno, że pobielały. Zerknęła w lusterko i zobaczyła, że jakiś samochód zaczyna ją wyprzedzać. Nie cierpiała tego i w normalnym wypadku przyspieszyłaby, żeby mu to uniemożliwić, ale biorąc pod uwagę śliską drogę i jej zmęczenie dzisiejszym dniem machnęła na to ręką i beznamiętnie patrzyła jak samochód ją mija by powoli zacząć się  oddalać we wciąż gęstniejącej mgle. Znów zerknęła w lusterko i gdy upewniła się, że droga za nią jest pusta po raz kolejny wróciła myślami do dzisiejszego dnia.

Jak on mógł pójść do... do tego...

Nie mogła znaleźć słów, które w odpowiedni sposób oddałyby to co o nim myślała. To zabawne, jak jedno wydarzenie, jak jedna osoba może zniszczyć życie tylu osobom. Może to zrobić i z uśmiechem na ustach odejść. I jak się niedawno okazało- niezbyt daleko.

...do Aftona.

Przypomniała sobie jak na niego nawrzeszczała po tym jak się dowiedziała. 

-Jak mogłeś to zrobić?! Zapomniałeś kim on jest? Zapomniałeś co zrobił?!- zazwyczaj była spokojna, ale wieść o tym, że Fritz zdecydował się samotnie tam pójść, nic jej nawet nie mówiąc wywołała w niej taki gniew, że miała ochotę rozszarpać go na strzępy. Znajdowali się u niego- po tym jak się dowiedziała dokąd postanowił poleźć ten kretyn natychmiast zwolniła się z pracy i bez zapowiedzi przyszła do mieszkania 715, wynajmowanego przez właśnie Fritza. Zupełnie tak jakby chciała upewnić się, że rzeczywiście tam jest. Cały i zdrowy. Teraz stali naprzeciwko siebie- ona, średniego wzrostu szatynka, ubrana w służbowy garnitur i on, wysoki rudzielec noszący na sobie koszulę w kratki i niezbyt dopasowane do niej dresy. Znajdowali się w jadalni, a nie jak to zazwyczaj bywało w salonie. Nawet nie miał jak jej zaprosić; od razu po otworzeniu drzwi się na niego rzuciła.
- Nie pamiętasz już przez kogo te dzieci...

-Pamiętam- odparł spokojnie- i właśnie dlatego tam poszedłem. Chciałem...

-No, co chciałeś?- przerwała mu ociekającym jadem głosem- Popatrzyć sobie na niego? Zobaczyć jak to jest być na przyjęciu organizowanym przez...- zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech- ...przez mordercę dzieci?- dokończyła i wbiła w niego lodowate spojrzenie. Jej niebieskie oczy wydawały się dosłownie wbijać w mężczyznę, z którym rozmawiała. Wiedziała, że powinna się opanować, ale nie potrafiła. Trzęsła się ze złości.

-Nie, nie dlatego- Fritz na nią nie patrzył. Jego ruda czupryna opadła mu ma czoło, gdy pochylił głowę, by popatrzeć na swoje paznokcie, którymi się bawił. Opierał się o jadalniany blat- nie poszedłem tam by zobaczyć Aftona- jego głos w przeciwieństwie do jej nie wyrażał żadnego gniewu czy urazy- chodziło mi o... o nie. To je chciałem zobaczyć. Chciałem... upewnić się, że to prawda. Że...- podniósł na nią wzrok i jego jasne oczy spotkały się z dwoma  bryłkami lodu. Nie zważał na to- ...że nikogo nie skrzywdzą.

-I co?- wycedziła przez zaciśnięte usta- Co byś zrobił, gdyby kogoś zaatakowały? Fritz, do cholery obudź się!- pstrykęła mu palcami tuż przed twarzą- To jest William Afton. A.F.T.O.N.- drżącym ze wściekłości głosem przeliterowała mu znienawidzone nazwisko- Ten człowiek... Ten skurwiel uniknął kary, wydymał policję i nas, a teraz LEGALNIE otworzył podziemny cyrk- zbliżyła się do niego- do którego przychodzisz TY- dźgnęła go palcem w pierś- żeby... no właśnie żeby co? Żeby go powstrzymać?- parsknęła- trochę się spóźniłeś, Fritz... Już ich nie...

Aż się wzdrygnęła. Huk uderzenia, który wywołał Fritz przywalając pięścią w blat, o który się opierał przerwał jej w pół słowa.

-Koniec- usłyszała jego cichy głos. Dotąd nie reagował na jej wyrzuty, zignorował nawet jej dosyć mocne dźgnięcie go w pierś, ale w chwili, gdy zaczęła mówić o zabitych dzieciach najwyraźniej nie był w stanie milczeć- Dobrze wiem kim on jest. Wiem, że...- pierwszy raz się zawahał. Znów odwrócił wzrok i przeniósł go na coś za jej plecami- że winisz mnie za tamten dzień, za dzień w którym to... się stało- kątem oka zobaczył, że zaraz zaleje go fala zaprzeczeń, więc podniósł dłoń by mu nie przerywała. Kontynuował-...i wiem, że już im nie pomożemy. Ale... Nie mogę pozwolić by doszło do tego jeszcze raz- zamknął oczy- Ja... wciąż ich widzę. Nie potrafię zapomnieć i żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało. Wiesz, każdego dnia marzę, żebym mógł cofnąć czas... To głupie, ale... czasami, gdy jestem sam wydaje mi się, że znów je słyszę. Że słyszę ich śmiech, słyszę jak ze sobą rozmawiają, jak się bawią- na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, zupełnie jakby się tam przeniósł i widział to na właśnie oczy- czuję zapach pizzy, widzę jak dzieciaki przytulają się do Freddy'ego... Widzę Henrego, który unosi swoją małą córeczkę- wciąż się uśmiechał, ale z jego zamkniętych oczu zaczęły lecieć łzy-... I wiem, że jestem częścią tego wszystkiego. Jestem strażnikiem tego pięknego miejsca-dwa strumyczki łez leciały już przez całe policzki, ale Fritz ich nie wycierał. Teraz ich nie widział. Głos zaczął mu drżeć-... I wtedy... Zaczyna się koszmar- z jego ust w jednej chwili znikł marzycielski uśmiech-... pada zasilanie. Nie w jakimś pojedynczym automacie czy robocie, ale w całym budynku. Robi się całkiem ciemno, a po chwili zapalają się te okropne czerwone światła awaryjne. Jako strażnik... Wówczas jedyny w pizzerii, wychodzę z Pokoju Przyjęć i idę sprawdzić generator prądu- otworzył oczy. Były całkowicie mokre od łez- Gdy wychodzę z pokoju...- znów na chwilę zamknął oczy i wziął jakoś dziwnie poszarpany wdech. Po chwili mówił dalej- mijam go. Obok mnie przechodzi człowiek ubrany w kostium żółtego królika. Gdybym wtedy... Gdybym go zatrzymał...- włożył głowę między dłonie i znów zaczął płakać. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Wyglądał tak żałośnie, że jej złość całkowicie minęła i powoli się zbliżyła. Sama nie wiedząc co robi przysunęła się by znaleźć się obok niego i objęła go za ramię. Nic nie mówiła; nigdy nie słyszała tylu szczegółów odnośnie morderstw w Pizzerii Freddy'ego Fazbeara. Wiedziała tylko, że Fritz był strażnikiem kiedy... to się stało. W zasadzie poznali się bliżej dopiero po tym. Jednakże nigdy, nawet wtedy, gdy na własną rękę próbowali coś zdziałać nie powiedział jej jak to wyglądało z jego perspektywy. Chciała  dać mu się wypłakać, dlatego nie przerywała i czekała aż Fritz przestanie chlipać by dokończył opowieść.

-...gdybym zrobił... cokolwiek- mówił zdławionym zmęczonym od płaczu głosem- kazał mu się zatrzymać, ewakuował ludzi, przerwał przyjęcie... Ale nie- żałośnie pokręcił głową- ja myślałem, że to chwilowa awaria generatora, szybko się z tym uporam i przyjęcie zostanie wznowione. Że wszystko będzie w porządku- roześmiał się bez cienia szczerości. Chyba dopiero teraz zauważył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnął się z zażenowaniem i ściągnął ją- Ale już nigdy później nic nie było w porządku- spojrzał jej w oczy- minąłem porywacza w drzwiach i ruszyłem do generatora... Ludzie, którzy podczas awarii wpadli w lekką panikę dopiero późnej, już po tym jak naprawiłem generator... zorientowali się, że... Zniknęła piątka dzieci. Oraz królik- Zapadła cisza. Sara nie próbowała już forsować rozmowy. Patrząc na zapłakanego Fritza zrobiło się jej wstyd swojej wcześniejszej reakcji. Już miała coś powiedzieć, gdy to on odezwał się pierwszy;

-I nie pozwolę na to by stało się to drugi raz. Afon zapłaci za to co zrobił- znów na nią spojrzał. Ona również spojrzała mu w oczy. I odsunęła się. Patrzyła w dwie ciemne puste dziury. Nie, one nie były puste. Wypełniała je taka nienawiść, której nigdy u niego nie widziała. Zamrugała nerwowo.

- Możesz się poddać, możesz żyć jakby nigdy nic się nie stało- usłyszała słowa pogardy skierowane w swoją stronę- Ale ja nie będę czekał z założonymi rękami na kolejne śmierci. I mam gdzieś twoje zdanie- wycedził jeszcze na koniec. A później ją wyrzucił.

***

,,Odpręż się", nakazała sobie, gdy była już w domu. Rzuciła wzrok na szybko przyszykowaną kolację, a późnej przeniosła go na ekran telewizora. Właśnie leciały wieczorne wiadomości. Bezmyślnie wpatrywała się w niego jeszcze raz rozmyślając o dzisiejszej rozmowie z Fritzem.
Bohaterski pies znalzazł zgubioną w ogrodzie obrączkę...
Niepotrzebnie na niego nawrzeszczała. Nie powinna była mu nic wyrzucać, jest w końcu dorosły... Ale czasami ma wrażenie, że zachowuje się jak dziecko...
Po Polsce grasuje tajemniczy ,,Klaun z Koszalina". Na załączonych zdjęciach widzimy...
Odlepiła wzrok od telewizora i spojrzała na nietkniętą kolację. Pizza z mikrofali. Ambitnie. Westchnęła. Mieszkała samotnie w wynajmowanym mieszkaniu, całe dnie spędzała w centrum, gdzie pracowała i wracała wieczorem by zjadać mrożonki przy telewizorze. Kiedyś pracowała dla Henrego, byłego już lokalnego przedsiębiorcy, którego pizzeria znajdowała znacznie bliżej jej mieszkania i nie musiała tyle dojeżdżać, ale... Później wydarzyło się to. Zabójstwa zmieniły każdego pracownika pizzerii. Henrego. Fritza. Sarę. I resztę. To zabawne, że jeden człowiek może...
"Zapomnij o tym. Freddy'ego już nie ma. Nie możesz cały czas żyć przeszłością... Jak Fritz", powiedział głos w jej głowie.
-Masz rację- powiedziała sobie. Postanowiła, że dzisiejszy wieczór spędzi przy jakiejś dobrej książce, popijając kakao, które uwielbiała. To prawda, Freddy odszedł zamykając jakiś rozdział w ich życiu, ale nie może pozwolić na to, żeby jeden psychol rzucił cień na całe jej życie. Musi się otrząsnąć i żyć dalej. Fritz chyba nigdy tego nie zrozumie. A jeśli dalej się będzie tak zachowywać, pielęgnując myśl o zemście na Aftonie to skończy albo w więzieniu albo w piachu.

Wzięła do ręki pilot, by wyłączyć bełkot idiotycznych wiadomości dochodzący z telewizora, ale w chwili, gdy już miała nacisnąć guzik wyłączający odbiornik, na ekranie pojawiło coś, co sprawiło, że jej ciało całkowicie zesztywniało. Jej oddech stał się płytki, a w gardle poczuła narastającą gulę.
To niemożliwe.... Słyszała o tym, to prawda, wydawało jej się, że jest przygotowana na nieuniknione w ich małym miasteczku bezpośrednie zetknięciu się z tym, ale... nie była.
Niczym zahipnotyzowana wpatrywała się w odbiornik, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mimowolnie objęła się rękami, zupełnie jakby w pokoju nagle zrobiło się zimno. Jej twarz, z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami i szeroko otwartymi oczami skierowana była na postać, która uśmiechała się do niej zza ekranu. William Afton.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro