Podrzynam gardła vol.1
Chodził w kółko, zakreślając coraz to większe łuki. Kiedy zobaczył jej zniecierpliwione spojrzenie, malujące się w jej oceanowych oczach, zdecydował się i odpowiedział:
- Podrzynam gardła - pokiwał zaciekle głową, po całkowitym zrozumieniu prawdziwości własnych słów.
Westchnęła i osunęła się ponownie w ciemność, znajdującą się wprawdzie w każdym zakamarku pokoju. Jednak nie był on zwykły. To był jego pokój. Jedną z dwóch największych ścian pokrywały rysunki, których znaczenia nie odczyta nikt tak dobrze, jak on sam. Na tej drugiej - po przeciwnej stronie - znajdowała się mała tablica, którą z każdych stron otaczały spiralnie zapisane słowa, kolejne ciągi zdań. Pismo z każdym zakrętem zmieniało swój charakter.
Ona stanęła nagle równo na nogach, które zdobiły pojedyncze siniaki i podeszła ku przeciwnej ścianie. Widać było, że uświadomiła sobie coś ważnego. Mianowicie napisy znajdujące się najdalej są najświeższe. Zapisane po francusku, rzadziej po szwedzku. Rozumiała niecałą połowę choć ich pojęcie było niebywale trudne.
Te najbliższe to tylko pojedyncze słowa - niektóre z nich są poskreślane. Nawet po dziesięć razy.
Panującą tu upiorną ciszę przerwały słowa:
- A ty? - spytał.
Odwróciła się machinalnie w jego stronę i wpatrzyła się w jego zielone, hipnotyzujące oczy.
- Nie rozumiem - powiedziała prawie niedosłyszalnie lecz szczerze.
Podszedł do niej szybkim krokiem i chwycił ją za ramiona. Zaczął przesuwać masywne dłonie w dół. Zjeżdżał powoli po jej barkach w kierunku zimnych dłoni.
- Nie myśl, rób - wyszeptał jej do ucha.
Po poczuciu jego oddechu na swoim karku wystraszyła się. Nikt nie ma prawa jej dotknąć czy nawet tknąć - choćby przypadkiem. Chciała wyrwać swoje dłonie z jego, ale to była rzecz niemożliwa. Kiedy starała się zrobić krok w tył, on robił krok w przód. Następnie zaczął się w nią wpatrywać i to wtedy zrozumiała jedno. Chyba bał się, że odejdzie. Co się dzieje? - próbowała to mu i sobie oznajmić pytającym spojrzeniem kiedy jego dłonie opuściły jej.
Wyciągnął rękę w jej kierunku. Ona wyciągnęła swoją, ale nadal stała jak wryta w ziemię.
Po dokładnym przemyśleniu co się między nimi zadziało, zrobiła jeden ostrożny krok w jego kierunku.
Pochwycił ją ponownie i tym razem ją przytulił. Czuła niemal każdy jego mięsień.
On tylko próbował uciec od tego świata, nie chciał stracić swojej ostatniej nadziei.
Następnie ją puścił i otworzył okno. Łatwo można było zobaczyć pobliski blok. Wiatr próbował zagłuszyć ich rozmowy. Choć nie była to noc, panowała już niemożliwa do opisania ciemność.
- Mogę ci zaufać? - bardziej stwierdził niż spytał. - Każdy tutaj szuka czegoś co by dało mu podparcie. - zaczął przypatrywać się morderczym spojrzeniem po zbiorowiskach meneli utworzonych przy pobliskim bloku - Ja też próbowałem, ale kiedy go nie znajdywałem, choć zdawało mi się, że tak było... błądziłem. Wiem, że gadam bez jakiegokolwiek sensu, ale to nie zmienia faktu, że ty to rozumiesz. Umiesz mi pomóc, prawda? To, to zrób! - wykrzyczał do niej.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Wyciągnął dłoń w jej kierunku i wytarł je kciukiem.
- Sama nic nie rozumiem, więc jak mogłabym ci pomóc? Nie rozumiesz? Gubię się, od początku do końca będę wrakiem człowieka. Tego nie da się cofnąć. To uczucie przepełnia mnie od środka i nie daje mi spokoju! - wykrzyknęła i wybiegła z pokoju.
Niezbyt szybko. Potykała się o różnego rodzaju przedmioty, ale nie zwracała na to uwagi. Chciała znaleźć jakieś wysokie, masywne drzewo. Wspiąć się po jego konarach na sam szczyt i zacząć wpatrywać się w gwiazdy. Tak odległe, ale zarówno też bliskie. Dałyby jej nowy ogląd na to co się dzieje w jej życiu.
Nagle złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Chociaż był trochę zmęczony po tak szybkim i długim biegu cieszył się, że nadal ma czucie w palcach. Doprawdy jest zimno na dworze - powiedział w myślach.
Szybko biega, gdyby nie moje treningi pewnie bym jej nie dogonił. Co jak co, ale nie zmieniła się. Nadal biega jak prawdziwy olimpijczyk. Uśmiechnął się w duchu.
Nagle poczuł ból, który przeładował w stronę istoty, która nie miała z nim nic wspólnego.
- CO JEST z tobą nie tak? - wywrzeszczał w jej twarz.
- NIE WIEM! - odparła z tą samą wściekłością. Miała dość chaosu, który tak szybko się wokół niego rozprzestrzenia. Dość krzyków i zmian, chciałaby żeby było tak jak wcześniej.
Po jej policzkach popłynęły ponownie łzy. Łzy cierpienia, które w tym momencie usunęły z jej wnętrza wszystko. Pociągnęła nosem i odwróciła wzrok.
Złapał za jej głowę tak żeby wpatrywała się w jego oczy. Zauważył teraz w jakim stanie były jej policzki - usmarowane czarnym tuszem.
- Chodźmy na jakieś drzewo - rzekł.
- Za szybko się to wszystko dzieje, wolniej. Gubię się - powiedziała półgłosem.
- Nie. Po prostu mnie słuchaj. Mamy dwie osobowości....ale w dość innym sensie. Naszą duszę skrywa maska, którą zakładamy kiedy wyruszamy w świat. Dlatego tak się dzieje - zgodził się sam ze sobą.
- Racja. Jak zwykle ją masz. I kiedy wrzeszczysz, nigdy NIE WIADOMO dlaczego! Kiedy my to zrozumiemy?
- Może się nie da? - zaśmiał się zaraźliwie.
- Może tak. Ale ja nie chcę Cię już znać.
\--------------------------------------------------------------------------------------------------------/
(można powiedzieć, że opowiadanie jest na podstawie "Mommy, I'm in love with PSYCHO", ale tylko cząstka - pozostałe jest moje [po co ja to mówię - przecież to widać )
specjalnie dla mojej dziwnej, ale oryginalnej koleżanki - Wiktorii
specjalnie dla PsajchoKilla
specjalnie dla ludzi tak popierdolonych jak ja.
Nie da się tu doszukać sensu, więc specjalnie go nie szukajcie :D. Ja, nic nie wiem - nic nie odpowiem.
Może będzie druga część, ale musicie się postarać - gwiazdkujcie i komentujcie.
Opowiadanie takie miało być - od początku do końca tak popierdzielone.
To tak, jak by urywał ci się film, ale później znów widzisz ten świat.
Obserwujesz go na nowo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro