Papierowe serce
Płakałam, kiedy kolejno darłam na coraz mniejsze kawałki papieru pomiętoloną kartkę w niebieską kartkę, wyrwaną z pewnego uczniowskiego zeszytu. Nie byłam tego pewna, ponieważ znalazłam ją samą, w całkowicie odległym od sfery ludzi, miejscu.
Jak mogłam to zrobić, jak do tego dopuściłam?
Chciałam zapaść się pod ziemię, czułam, że strach przybił mnie gwoździami do ściany i za wszelką cenę nie chciał odpuścić.
Podparłam się plecami o stary, wykładany różnokolorowymi cegłami fundament, podtrzymujący główny dziedziniec szkolny. A jednak udało mi się pozostać w ukryciu.
Cicho załkałam, przyciskając, jak tylko mogłam, moje silne ramiona do mojej małej główki, a kolana wciskając w ręce opatulające moją sylwetkę.
To jest niemożliwe. To... To, to nie byłam ja!
Przekręciłam głowę w prawą stronę, uwalniając się spod ciemności, w którą parę sekund wczesniej wpatrywały się moje przekrwione już oczy, aby móc zobaczyć piękny zachód słońca, rozpościerający się nad krzewami z jagodami, placem zabaw i okolicznymi drzewami.
Pociągnęłam i wytarłam nos, biorąc głęboki chaust świeżego, porannego powietrza, próbując się uspokoić.
Nagle wszystkie glosy małych zwierząt zdawały się przyciszyć aż zrobiły to dotąd nie, a ja pogrążyłam się, w przepełniającym mnie coraz bardziej i bardziej, jak woda, która zabiera w swoje odmęty ofiarę, uczuciu.
To nie dla mnie.
Zaśmiałam się na uwagę, którą wypowiedziały moje myśli, to znaczy ja.
Ten świat jest nie kontrolowanie bezdenny, jeśli mogę tak rzec. Piękne są tutaj tylko chwile, a pozostałość spowija deszcz.
A wieczorem spowije cię deszcz.
Hmm, dokładnie.
Jakby tak... Hymm, jak to ubrać w słowa - w tym momencie przyłapałam się na drapaniu się w skupieniu w brodę.
Ocknęłam się dopiero po chwili, gdy zrozumiałam, że usłyszałam cichy dźwięk, który t y l k o może wydać gitara elektryczna.
Zerwałam się na równe nogi i nawet nie myśląc, co było przed chwilą, co będzie potem, zaczęłam biec.
Przyszłość.
Moje myśli zawsze są wyrwane z kontekstu.
To smutne - zmartwiłam się.
Niby taka mała rzecz, a psuje człowiekowi nastrój.
Wręcz zdumiewającą, o tej porze ciszę, zagłuszył cichy, ale jak dla mnie za głośny oddech samej siebie podczas sprintu.
Wszystko jest z a niechlujnie.
Z a złe.
Nie, to nie moje klimaty - odetchnęłam z trudem.
Zatrzymałam się gwałtownie oraz zdenerwowałam się, bo zagłuszyłam ciszę.
To dźwięk powoli odjeżdżających, małych kołek zaprzątnął mój umysł. Mogłam się założyć, że to była deskorolka.
Postać była dziwnie znajoma.
Pobiegłam za nim.
Nie odwracał się.
Oczywiście do czasu.
Próbowałam pochwycić jego dużą dłoń, ale za każdym odepchnięciem nabierał większego pędu. Plusuje też tutaj idealnie równa powierzchnia, która jest wręcz perfekcyjna do jazdy na desce, choć ja i tak wolę rampy.
Zapomniałam, że jestem tu duchem.
Nie - zaprzeczyłam w duchu na wskroś brutalnie - nie jestem.
Dopadłam go, starając się złapać go za rękę, ale tak, aby go nie zwalić z nóg.
I tak to się stało, to było nieuniknione.
Odwróciłam powoli jego twarz, bałam się, że coś mu się stało.
Moje oczy przeszyły ostre groty strzał. Doznałam tyłu emocji naraz jak nigdy dotąd.
To nie był on, spotkałam siebie. Swoją zmarkotniałą duszę.
--------------------------------------------------
/ moje wietrzne, złote nimfy i driady
...
Mam około 800 wyświetleń ludzie
Tak, wiem, pierwszego był t e n dzień.
Ten mój i wasz, też jestem dzieckiem.
~ Adventure Time by Finn :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro