Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wrócić W Nieznane

Mandalora jest ładna. Ake takaj kańciasta, i bezbarwna. Widać że to była kiedyś paleta Górnicza. Wydaje się nieco szorstka, ale... Nikt nie mówił że piękno ma tylko jedno oblicze.
Nadałem pozwolenie i wylądowałem na środkowej platformie.
Na powitanie wyszli mi strażnicy.
-Wiataj mistrzu Kenobi.
-witam
- księżna już bna ciebie czeka.
Już uszedłem parę kroków gdy ktoś szarpnął mnie za ramię. Zatrzymałem się zaskoczony.
-Proszę mi wybaczyć, mistrzu Kenobi ale musisz oddać mi swój miecz.

-jeśli to konieczne. Westchnąłem oddając niechętnie, swoją broń.
Strażnik przypiął ja niedbale do boasa i wskazał ręką na pojazd-platformę

Wskoczyłem na nią a za mną dwójka żołnierzy.

Parę chwil później stałem już pod drzwiami komnaty królewskiej. Nie wiem czemu lekko się denerwowałem. Kiedyś była jeszcze tylko potęcjaną następczynią tronu. Teraz jest królową Mandalory i 1000 systemów. Jest cxym się denerwować pomyślałem i machnąłem ręką na drzwi. Pod woływem mocy rozwarły się i zobaczyłem Satin, siedzącą nabwielkim tronie a wokół niej świta.

-Wiataj Pani. Powiedziałem po przejściu oaru kroków i ukłoniłem się.
-Witaj mistrzu Kenobi. Miło Cię gościć.
-dziękuję Pani. Przybywam ty w spraw... Nie dokończyłem bo Satin mi przerwała.
- Czybto jest polna sprawa?
-Właściwie to ni... Nie odparłem po zastanowieniu.
-a więc interesy odłożymy na jutro.
A dsiś zapraszam cię na ucztę. Mój lokaj zaprowadzi cię do pokoju, i poinformuję bo uczcie.
-Dziękuję, więc no zobaczenia. Ukłoniłem się i wyszedłem za lokajem.
Szliśmy chwilę przez długi korytarz. I wkońcu trafiliśmy na drzwi. Korytarz był jasno-szary więc ciemno-brązowe drzwi świetnie wyglądały.
Mężczyzna który mnie tu orzyprowadził miał tradycyny jasno-szary uniform wpadający w biel. Miał błąd włosy bkadą cerę i czarną kozią brudke. Był trochę młodszy ode mnie.
Kiedy byliśmy już na miejscu stanął obo drzwi, orzodem do mnie i powiedział.
- Oto pański pokój Mistrzu Kenobi. Może się Pan odświerzyć orzed kolacją, która będzie bo 19.00. Jeśli miałby Pan jakieś życzenie proszę nacisnąć orzycisk przy drzwiach. Jestem do pańskiej dyspozycji.

Ukłonił się, i okazał ręką na drzwi.
- Dziękuję na razie bmozesz odejść.
Ukłonił mi się bi odszedł.
Machnąłem ręką na drzwi i zaraz były otwarte.
I uśmiechnąłem się, bo znałem ten pokój a właściwie jego cześć.

Pamiętam jak byłem tu pierwszy raz.
Ja i Qui-Gon Jinn przylecieliśny  by chronić Satin, przed atakami potencjalnej opozycji do tronu, dla młodej następczyni.
Dostałem wtedy ten pokój, a właściwie bjego hórne piętro na którym właśnie byłem. Siedziałem tu wtedy z Satin i popisywałem się atakami, mieczem świetlnym, nie do końca pamietam jak mój miecz wbił się w podłogę trafiając chyba wbjej czuły punkt. I podłoga się zawalił, spadłem do sali ćwiczeń. Przez pół roku walk na Mandalorze, nie potłukłem się tak bardzo jak wtedy.
Najpier Satin poleciała mi na pomoc, a kiedy zorientowała się że jeszcze, moje komórki pochłaniają potrzebny im tlen zaczeła się głośno śmiać i powiedziała że jak zostanie królową to soecjalnie dla mnie przebuduje ten pokój na dwupiętrowy.
I słowa dotrzymała.
Sam otrzymałem ochrzan od Qui-Gon Jinna, ale on sam ledwo mógł powstrzymać śmiech po zaistniałej sytuacji.

Wszedłem do pokoju z uśmiechem większym niż w życiu miałem.

Pokój był piękny. Góra nto bardziej obwódka do okoła kwadratowej dziury odsłaniającej niższe piętro... Oczywiście sale do ćwiczeń.
Z tego można powiedzieć tarsu odchodziły pokoje.
Łazienka sypialnia pokoik na ubrania i chyba mini kuchnia.

Tak to napewno pokój zrobiony dla mnie. - powiedział kenobi patrząc na to wszystko.
Rzadko anwłaściwie wcale w takich pokojach jest kuchnia ale....
Kiedy był tu ostatni raz Jego przyjaciółka dostrzegła że nie zabardzo lubi on uroczyste kolacje i woli jeść słabe jedzenie na kolanach, rozmawiając o piedołach.

Odświerzyłem się i postanowiłem przejść się po pałacu.
Był taki sam jak go zapamiętałem.
Bardzo mnie to cieszyło że znałem te wszystkie zakręty, wiedziałem co jest za tymi drzwiami, pamiętałem gdzie co się wydarzyło. Właściwe nie dokońca byłem tu gościem.
Czułem się trochę jak bochaterowie powieści jakie czytałem za dzieciństwa, gdzie główny bochater przyjeżdzał np. Do domu wuja.
Niby to nie był jego dom ale przecież znał wszystkie zakamarki tego domu, wszystkie jego tajemnice i zasady. Miał ttle wspomnień zawiązanych z tym miejscem. Czuł siet tu bezpiecznie i mimo ze to nie był dom, totak go właśnie traktował.
Tak było i obi-wanem. Czuł ten dreszczyk zmiany, przełamania rutyny. Chidź czy w jego przypadku można mówić o rutynie?
Codziennie na inej misji, w innym miejscu, ratując kogoś innego. Jedząc raz na dwa dni i śpiąc może godzinę na dobę.
Ale mimibto czuł to, oderwanie się nodbrutyny. Nie bieganie oo polach walki lecz soacerowanie po korytarzach. Nie patrzenue na wystraszonych ludzi lecz na znudzonych pracą personel. Nie z mieczem świetlnym w dłoni lecz w kraju tak bardzo wypierającym agresje ze nawet nie miał miecza przysobie.
Zadowolony z ptzrchadzki i tego że z jego pamięcią nie jest najgorzej.
Wrócił z powrotem do swego pokoju.
Tam pod drzwiami czekał już na niego lokaj, tam sam który go tu przyorowadzi.
- Coś się stało?
Zapytałem lekko zaniepokojony.

-Nie mistrzu, po prostu Księżna kazała  przyprowadzić cię na kolacje i poprosiła żebyś włorzył to.
Wskazał ta czrny smoking który akurat trzymał.
Szczerze poczułem się jak kochanka gankstera który orzysyła jej skąpą sukienkę żeby była seksi i zaorasza ja na kolacje.
-Nie obejdzie się bez tego?
-Księżna stanowczo nalegała.
No tak. Pomyślałem. Cała satin.
- no trudno powiedziałem i uniosłem ubranie mocą, widać że mój rozmówca był nieco zaskoczony ale nic nie powiedział. Drugą reką machnołem na drzwi i już byłem w środku.

Po paru chwilach stałem już przed lustrem z kwaśną miną.
Ok Smoking pasował idealnie, chodź nadal jestem zdania że moja sztata jest dużo lepsza.
Poprawiłem ostatni raz marynarkę i muszę i wyszedłem z pokoju.
Tam czekał na mnie lokaj.
-Czas coś zjeść.oznajmiłem mojemu towarzyszowi.
-a więc zaoraszam. Uśmiechnął się delikatnie i zaczoł mnie prowadzić.

Odpowiedział na moją zaczepkę, dobrze, widać że ma poczucie chumoru.

Chwilę szedłem za nim. Później orzyspieszyłem i zrównałem się z nim. Nie zrobiło to na nim żadnego wrazienia.
- Kto nędzie oprócz mnie i S... Ugryzłem się w język bo do póki Satin nie wyda mi oficjalnego pozwolenia na mówienie jest po imieni na tą wizyte niw mogę tak mówić.
- mnie i księżnej.
-tylko jej świta i paru hrabiów. Lecz stego co wiem niektórzy nie mogą przyjechać.
Uśmiechnął się do mnie tak jakby chciał owiedzieć ~więc pewnie będziecie sam na sam~
Miałem mu ochotę odpowiedzieć ze nie raz byłem sam z Satin ale nie miałem na to ani siła ani ochoty.
Ngle zatrzymaliśmy się przed złotymi drzwiami.
Lokaj zatrzymał się obok nich kiwnoł na mnie pytającą.
Odpowiedziałem w języku kiwnieć twierdząco i lokaj otworzył drzwi. Sala był długo zndługim stołem na środku. Jedzenia było duzo ake bez przepychu. Typowa Satin nie kubi marniwania jedzenia. Lokaj stanoł w prohu i krzyknoł.
-Mistrz Jedi Obi-wan Kenobi.
Wszedłem głębiej do sali i ukłoniłem się
-witamy.
Przywitał mnie głos satin.

================================
Wow pisałambten rozdział cały dzień i chyba tobwidać bo jest mega długi.
W ogóle wowo ktoś to czyta także dzięki że jesteście.

Uwaga ogłoszenia parafialne
Po pierwsze akcja będzie się rozwijać w swoim tepie więc nie oczekujcie że w nastęonym rozdziale już będą w łuszku, bo chcę oddać oba charajtery zwłaszcza Kenobiego realistycznie.
Po drugienpiszcie swoje propozycje jeśli macie chetnie przemyśle
Po trzecie a właściwie dwani pół ten kto nie mogę się doczekać głównego wątku niech pisze bo jest opca one shotów. Także to tyle dzięki ze jesteście a i nowe rozdziały codziennie lub co dwa dni jka będę miała mniej sprawdzianów to w weekendy może być trochę więcej papa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro