Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

No pewnie, zawsze moja wina


Och nie macie pojęcia jaki przyjemny jest prysznic po ćwiczeniach . Cóż my np. Nie mamy ale domyślamy się ze to dość miłe uczucie. Obi-wan właśnie mył się po porannym treningu ubierał się w miękną szatę i jak zwykle na to pancerz. Wyglądał świetnie. 

Ze swojego mieszkanka do świątyni i senatu miał na piechotkę może z 5 min góra. Dziś najpierw wybierał się do senatu wiedział ze satine będzie bronić swoich praw do neutralności. 

Obi-wan był rozdarty. Wiedział ze gdyby wojsko weszło to tylko by im zaszkodziło. Wataha śmierci była by wtedy w oczach ludzi wyzwolicielem. A satine mogłaby popaść w niełaskę. Z drugiej strony miał jednak wrażenie ze prędzej czy później wojna i tak dotrze na mandalore chociaż im później tym lepiej. Kiedy wszedł na sale, obrady dawno się już zaczęły. Satine zaczęła mówić. 

-Nie macie Orawa ingerować w nasza neutralność. To tylko pogorszy sprawę a ludzie których reprezentuje odczują wojnę na własnej skórze. Chce im tego oszczędzisz. Mandalora i jej systemy MUSZA ZISTAC NAUTRALNE. Jako przystań dla osób uciekających od wojny.

 -niestety obawiam się ze to nie możliwe. Na temat dzisiejszych obrad może rzucić nowe światło, nagranie które nie dawno otrzymaliśmy od deputowanego senatora marrika.-kanclerz kiwanal głowa i niedługo potem przed naszymi oczami pojawiło się nagranie w którym senator tłumaczył ze wataha śmierci jest niebezpieczna i bez nterwencji republiki nie dadzą sobie rady. 

Obi wan nie musiał nawet używać mocy. Wiedział ze w tym momencie Satine targają żal złość i inne negatywne emocje. Poczuł smutek. Wyszedł z sali kiedy kanclerz ogłosił ze głosowanie odbędzie się jutro rano.W tym tłumie było to trudne ale w końcu odnalazł duchess 

-Satine! SATINE! -Nie reagowała musiał ja złapać za rękę, natychmiastowa reakcja strażników i miał orzed twarzą dwa elektryczne kije

 -widziałem co się stało na sali -satine kazała opuścić ochroniarza broń i odejść na chwile.              -obi to koszmar jak oni mogą przecież jesteśmy neutralni nie miga tak po prostu wkroczyć z wojskami.                                                                                                                                                                                  -rozumiem cię ale hmm wydaje mi się ze w takim stanie nie powinnaś decydować.-obi wan starał się mówi jak najdelikatniej mógł -w jakim stanie?!

 -chodzi mi o to... ze w takiej sytuacji łatwo popaść w husterie 

-w histerie? Dziwie się ze ty nie popadasz w histerie. Cały czas biegając po polach bitew dzierżąc w rękach broń o śmiercionośnej sile uprawiając jakąś szalona krucjatę. I mam od kogoś takiego przyjmować rady o spokoju?-odwrocila się na pięcie i z wściekłością weszła do pojazdu który niedługo potem odleciał.Obi wan westchnął. Co miał powiedzieć? Tak biega z mieczem świetlnym zabijając wszystkich którzy stają na drodze. Ale robi to w imię czegos. W imię wolności ludzi którzy sami nie są się w stanie obronić. W imię skończenia tej wojny. On sam chciałby medytować całymi dniami uczuć się o mocy ale zamiast tego musi skakać po plenerach dzierżąc miecz świetlny. Bo jeśli nie on... jeśli nie jedi to kto obroni tych ludzi. Kto ich poprowadzić. Kto da im nadzieje na lepsze jutro?Tak został wychowany nie migl inaczej. Nigdy nie dani mu wyboru odkąd tylko pamiętał był w świątyni i odkąd tylko pamiętał jego celem było walczyć z tymi którzy wprowadzają chaos i strać się utrzymać harmonię. Chociaż czy pacyfistka mize zrozumieć walkę w imię pokoju? Dla niej to oksymoron. Kenobi był bardzo przybity. Chciał pomoc swojej przyjaciółce. Chciał dla niej dobrze. Ale nie był na nią zły, wiedział w gniewie złości można powiedzieć różne rzeczy. Rozumiał to. Sam pare razy doświadczył furii. Za każdym razem kiedy maul napawa się przy nim zabójstwem jego mistrza. Starał się ale nigdy nie byl w stanie się oprzeć zawsze wtedy poddawał się emocją... i przegrywał.Wszedł właśnie do świątyni. -Witaj Anakinie

 -Witaj mistrzu- Uczeń obi-ważna właśnie wyszedł zza zakrętu i z uśmiechem przywitał swego mistrza. Tego mu brakowało. Kogoś kto choć minimalnie ucieszy się na jego widok. -Widziałeś dzisiejsze obrady?

 -Masz na myśli sprawę Mandalory?

 -Tak-potwierdził Kenobi i jeszcze bardziej go to przybiło. Ktoś kto znałby go długo, widząc go teraz mogły nawet powiedzieć ze wyglada jakby był chory. 

-Nie martw się mistrzu, Duchess na pewno sobie poradzi. 

-nie wątpię w to.

 -wiec o co chodzi?-Anakin właśnie machnął ręka otwierając drzwi do części z salami do ćwiczenia. 

-o to nagranie. Jestem Orawie pewien ze senat po czymś takim zagłosuje za wkroczeniem wojsk.-co oznacza więcej robienia mniej gadania. Dla mnie ekstra.-obi wan skarcił go wzrokiem tak ze ten skupił się nieco

 -tobie tylko jedno w głowie. Tu chodzi o coś innego. Po pierwsze kiedy nasze wojska tam wejdą wataha będzie uznana jaki wyzwoliciele. A po drugie Mandalora i jej systemy razem są ogromna przestrzenią. Wojna na takiej powierzchni będzie bardzo sługa męcząca i opłakana w skutkach dla ludzi. Pomijając fakt ze do tej pory była to przystań ludzi którzy chcieli od wojny uciec.

 -Mize i masz racje mistrzu.-zamyślił się Anakin. Właśnie skręcali na dziedziniec świątyni.Był to swojego rodzaju park pełen zakrętów i mnóstwa ścieżek i zakamarków.Oni natomiast szli orzed siebie najprostsza droga i niedługo potem wyszli na kolejny korytarz świątyni. 

-wracając do spraw bierzących jak tam wczorajsza rada? 

-naprawdę świetnie jesu mam być szczery.

 -Dobra dobra co powiedzieli? 

-powiedzieli ze akceptują dobra robita ale ty tez powinieneś przyjść bo przecież ja byłem tylko na statku a ty byłeś na mandalirze dużo wcześniej

.-Dobrze, jeszcze dziś przedstawię raport. Ale chyba z domu nie chce dziś isc na radę. Nie jestem w nastroju.

-Anakin uśmiechnął na te słowa. Jednak szybko jego mimika przyjęła bardziej wyraz niepokoju kiedy obaj usłyszeli ze na końcu korytarza dość emocjonująco rozmawiają Asoka z Padme.                - Witam Panią Senator, Dzień Dobry Asoko.-przywitał się kenobi, Anakin rzucił tylko

 -cześć.-normalnie obi skracił by go za brak manier ale teraz nie zwrócił nawet na niego uwagi.

 -czy coś się stało?

 -witaj Kenobi nie słyszałeś?-zwrocila się do mistrza, padme.-Statek satine miał wypadek. Zginął pilot po statku nawet nie ma śrubki. Satine nic nie jest. Podejrzewają ze to zamach watahy śmierci. Wieść szybko się rozniosła wiec zaraz idę do senatu podobno będą coś ogłaszać.

 -wiesz gdzie jest teraz satine? 

 -U kanclerza 

 -dziekuję. Anakin idź z asoką ja dowiem się dokładnie co się stało.

 -tak jest mistrzu.-obi obrzucił się na pięcie idą z powrotem do wejścia świątyni, a cała trójka patrzyła jak odchodzi współczując mu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro