Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11, czyli odpowiedź i brat

*Pov Reader*

Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam:

- Wiesz Karol... ty... też mi się podobałeś od dosyć dawna... i też myślę, że jesteś naprawdę super osobą... więc... tak, chciałabym z tobą chodzić. - uśmiechnęłam się z całą czerwoną, od rumieńców, twarzą.

Karol odwzajemnił uśmiech, po czym delikatnie mnie przytulił. Odwzajemniłam gest.

Gdy już się od siebie odsunęliśmy, zaczęliśmy iść w stronę naszych domów, swobodnie rozmawiając.

W końcu, doszliśmy do mojego domu.

- To cześć. - pożegnałam się, delikatnie całując go w policzek.

- Pa. - odparł z uśmiechem i poszedł dalej.

Od razu po tym, jak weszłam do domu, spaliłam tak solidnego buraka, że brat, który był w domu szybciej niż ja, jak mnie zobaczył, spytał:

- [T. I.], wszytko w porządku?

- Tsa, czemu miało by być źle? - uśmiechnęłam się nerwowo.

- Wyglądasz na... jakby to powiedzieć... podnieconą? Cholernie szczęśliwą? Coś tędy.

- Och, to nic wielkiego. - dotknęłam swojego policzka i poczułam, że być naprawdę ciepły.

- Nic wielkiego, powiadasz? - spojrzał na mnie wzrokiem typu: "bitch please, wiem kiedy kłamiesz".

- Serio, dla ciebie to będzie błahostka.

- To podziel się nią ze mną.

- A co ci tak zależy na tym, żeby się dowiedzieć co mi jest? Czyżbyś miał coś takiego jak serce?

- Każdy je ma, więc nie jestem wyjątkiem. - Daniel przewrócił oczami.

- Mówiłam to w przenośni. W każdym razie, naprawdę nie chcę ci zawracać głowy takimi pierdołami, idź do siebie do pokoju i... nie wiem co, porób choć raz coś produktywnego.

- Jeszcze się dowiem co ukrywasz. - idąc na górę, ciągle utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.

W końcu zniknął w sowim pokoju, a ja, szybko udałam się do swojego, przebrać się w normalne ubranie.

Wchodząc do pokoju, od razu skierowałam się do szafy i wyjęłam dżinsy i białą bluzkę z czarnym, kaligrafowanym napisem "let your hart guide you". Następnie, założyłam na siebie wyciągnięty czeskiej ubiór, po czym położyłam się na moim materacu i zamknęłam oczy. Mała drzemka chyba nie zaszkodzi, co nie?

Już powoli zasypiałam, kiedy nagle usłyszałam huk i drzwi prawie wypadły z zawiasów.

- Dobra, mów mi czemu wtedy wyglądałaś jakby ktoś wylał ci na ryj litr soku z buraków, albo inaczej... nie wiem co, będziesz mi robiła pracę domową! - krzyknął Daniel, wbijając mi do pokoju.

- Okey, po pierwsze, na pewno nie wyglądałam tak źle; po drugie, nie będę ci robić prac domowych, nawet jeślibyś rozpowiedział ciągłemu światu wszystkie moje sekrety. - zaśmiałam się.

- Ach tak? - spytał chytrze brat.

- No przecież nie dosłownie; żartowałam z tym. - rozgorączkowałam się trochę.

- Spoko, rozumiem, ale proszę cię, powiedz mi co się stało, bo mnie to nurtuje! - padł na kolana i zaczął mnie błagać.

- Jezu, dziecko, ale ty denerwujące potrafisz być. - odparłam złośliwie.

- No we,, nie bądź taka! Jeśli ki powiesz, odpowiem na jakiekolwiek pytanie od ciebie! Jakiekolwiek! Serio! Tylko powiedz!

Postanowiłam się ulitować, zarówno nad nim, jak i nas moimi uszami, które nie mogły już słuchać jego krzyku tuż obok siebie.

- Dobrze, dobrze, rany, powiem ci. - zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą.

- Jej! - brateł usiadł przede mną z wyczekującym wyrazem twarzy.

- Dobra, więc tak, mam chłopaka. - powiedziałam krótko, zwięźle i na temat.

- Co. - powiedział, ledwo powstrzymując się od śmiechu. - Że niby ty? Samotny, aspołeczny ziemniak, przesiadujący całe dnie w swoim pokoju, znalazł sobie drugą połówkę? Pffff...

- Przesadzasz, nie jestem aspołeczna, ani samotna. Co do przesiadywania w pokoju, możesz mieć małą rację, ale małą, bo dosyć często wychodzę grupowo zwiedzać domy...

- Z ani jednym słowem nie przesadziłem. - zaśmiał się Daniel.

- Przesadziłeś chyba z każdym. - skrzyżowałam ręce na piersi.

Daniel wzruszył tylko ramionami i wrócił na temat mojego świeżego związku.

- Więc, kto jest tym nieszczęśnikiem, który jakimś cudem uznał związanie się z tobą za dobry pomysł?

- Karol. - znowu krótka, treściwa odpowiedź z mojej strony.

- Który, bo znam kilku.

- Z jakich klas znasz?

- Jednego z pierwszej, dwóch z trzeciej, jednego z czwartej i jednego z ósmej. - wyliczył.

- Więc, na którego byś stawiał? - spytałam sarkastycznie.

- Hmmm... chyba na tego z pierwszej. - odpowiedział równie sarkastycznie, Daniel.

- Och, haha, jakie śmieszne. Po prostu poczekaj, za moment będę umierać ze śmiechu. - zaczęłam udawać, że duszę się ze śmiechu.

- Ależ to nie był żart, siostrzyczko. Ja tak z całym szacunkiem i powagą.

- Mhm, ta, fajnie, a teraz tak serio serio, to chodzę z tym Karolem z mojej klasy.

- Wow, współczuję typowi.

- Czemu niby?

- Bo za swoją głupotę będzie płacił. I to słono.

- Kurde, jak tu wyjedziesz z tekstem, że "bycie przez dłuższy czas w moim towarzystwie negatywnie wpływa na morale" to połamię ci wszystkie palce, utnę kończyny, wyrwę kły, po czym rozetne ci nimi brzuch, sprawdzę co ostatnio jadłeś, a na końcu wyrwę ci głowę.

- To ja jednak nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. - brat uśmiechnął się nerwowo.

- Tak myślałam. - uśmiechnęłam się niewinnie, po czym położyłam się na materacu i westchnęłam głośno.

- "Och, Karol". - usłyszałam nad sobą parodię mojego głosu, wykonaną przez mojego brateła.

- Wolisz, żebym ci te palce połamała gołymi rękami, czy młotkiem? - spytałam z wkurwem w głosie.

- Wolałbym, żebyś mi ich nie łamała. Przydadzą mi się jeszcze.

- Aż jestem ciekawa do czego. - na mojej twarzy zagościł upośledzony lenny.

- Ale ty jednak zboczona jesteś. - Daniel spojrzał na mnie jak na osobę, która spierdoliła z zakładu psychiatrycznego z zaburzeniem pod kątem seksualnym.

- Przesadzasz. Wcale tak źle ze mną nie jest. - zapewniłam.

- Oj, jest gorzej niż ci się wydaje. - brat zrobił mi le pat pat head.

Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami i zamknęłam oczy.

Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi od mojego pokoju. A następnie już tylko cisza. Piękna, spokojna i błoga cisza. Bez głosu mojego, jakże wspaniałego, brata; bez "niewinnych żarcików" rodziców, zwłaszcza ze strony taty... tylko ja i... ja. No piękna rzecz. Piękna sprawa.

Leżałam tak kilkanaście minut w bezruchu, po których upływie postanowiłam coś zjeść, bo zaczęłam się robić głodna.

Zeszłam więc na dół i zajrzałam do lodówki. Zamurowało mnie. Nie mieliśmy serka do rwania. To był koszmar. Jak? Jak doszło do czegoś tak strasznego? Czemu? Czemu okrutny świecie? Za co? Za jakie grzechy? Spieszny się kochać serki do rwania. Tak szybko odchodzą.

Jeszcze kilak minut tak lamentowałam w głowie, po czym chwyciłam słoik ogórków musztardowych, soczek mandarynkowy i usiadłem przy stole.

Po piętnastu minutach, sok był wyzerowany, a słoik ogórków - w trzech czwartych pusty.

Odłożyłam resztę ogórków do lodówki, po czym poszłam do pokoju, aby znaleźć jakiś sposób na nudę. Prawdopodobnie pójść spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro