No Public Perspektywa Dominika
- No chyba sobie żartujesz! Filip to nie fer!
- Nie moja wina, że wylosowało mi się na darmowy parking!
- Filiiip! Ja chce wygrać.- naburmuszyłem się.
- Kochanie.. - Filip wstał z podłogi i podszedł do mnie.
- Nie Filip! Nie będzie seksu przez tydzień!
- To żart?
- To kara.
- Powtarzam, czy to jest żart?
- Powtarzam, to kara, nie żart.
- Ochujałeś?
- Musisz przeklinać dziecko?
- Dziecko zaraz to nie wstaniesz z łóżka przez tydzień. Ja stawiam warunki i to ja tu rządze. - oświadczył dumny siebie Filip.
- Seme, uke, chuj ci w dupe.- zaśmiałem się.
- Tak się bawisz?
- Też cię kocham. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Módl się żeby Pan Bóg miał cię w opiece i nie myśl, że ci odpuszczę. Mój słodki kotek będzie leżał pode mną cały czas i nie wypuszczę cię z łóżka.
W jednej chwili pożałowałem. Filip wziął mnie jak worek ziemniaków i przerzucił przez ramię. Kierował się do sypialni. Będzie ból dupy.
°°°°°°°°°°°°
Taki dziwny trochę. Nie publikowany i nie ma nic wspólnego z fabułą, która odgrywa się teraz tylko o tak o. Grałam w monopoly i tak mnie naszło. Sytuacja z życia wzięta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro