#4
Filip
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
- To jak jedziemy do maka?- spytał Mati.
- Nom ubierajcie się.- odpowiedziałem mu.
- Ja chce do KFC.- jak zwykle Dominik zaczął marudzić.
- Dominik to jest na drugim końcu Warszawy.- westchnąłem, zaczyna się.
- Nie obchodzi mnie to! Masz mnie zawieźć do KFC i koniec kropka.
- Znów zaczynacie!?- nie dziwie się wcale Matiemu, że ma nas dość. Od sytuacji z przed dwóch tygodni cały czas się kłóciliśmy.- Mam was dość! Sam pojade sobie do maka, a wy jak będziecie chcieli to pojedziecie ze mną. Daje wam dwie minuty.- trzasnął drzwiami i najprawdopodobniej zjechał windą na dół.
- Dominik prosze cię.- złapałem się za czoło.- To, że masz mi za złe coś czego nawet nie zrobiłem bo nie dałeś mi dokończyć nie jest powodem abyś wyżywał się na innych.- tego już za wiele.
- Nie obchodzi mnie to. Jedźcie sobie.- burknął i chciał odejść, ale go zatrzymałem. Popchnąłem go na najbliższą ścianę i do niej przygwoździłem.
- Przestań zachowywać się jak dziecko, któremu zabrało się cukierka! Każdy ma już po dziurki w nosie twojego zachowania! Ja wcale nie chciałem żebyś mnie pokochał czy chuj wie co zrobił! Nie chciałem żebyś myślał, że skoro ten jakże wielki pocałunek się wydarzył to teraz będziemy musieli być razem! Owszem zobaczyłem cie w innym świetle, ale nie chodzi o to, że się zakochałem. Zobaczyłem jaki jesteś uroczy gdy się za coś obrażasz, jaki masz piękny uśmiech i jaką jesteś cudowną osobą. Owinąłeś mnie sobie wokół palca tym swoim dziecięcym charakterkiem i dobrze wiesz, że zawiózł bym cię do tego KFC. Zrozum, że nie chce żyć w kłótni z tobą. Ide do Matiego jeśli chcesz to zostań.
Puściłem go i wybiegłem aby zdążyć zanim Mati odjedzie. Nie wytrzymałem już. Pieprzone dwa tygodnie czekałem aż Dominik się do mnie normalnie odezwie. Pieprzone dwa tygodnie. Teraz nie odpuszcze mu. Czy on tego chce czy nie. Gdy wybiegłem z budynku zauważyłem przyjaciela przy samochodzie.
- Porozmawialiście?
- Tak jakby.
- Filip co ty mu zrobiłeś?
- Powiedziałem prawde.
Nic nie dodając wsiadłem na miejsce kierowcy i czekałem. Chwile po mnie na miejsce obok wgramolił się Mati. Odjechałem, bo wiedziałem, że Dominik ma za duże ego aby zejść do nas. Droga i posiłek minął nam bez poruszania tematu Dominika. Gdy wyszliśmy zacząłem kierować się do KFC, zbyt zależy mi na nim. Mati tylko przewrócił na to oczami. Nic nie poradze na to, że to dziecko tak mi zakręciło w głowie i nie jestem w stanie mu odmówić. Wiem, że jest głodny, ale on jak to on nie uniesie się ponad czubek swojego nosa i nawet nie zajrzy do lodówki. Uparty to on jest. Nie chce się z nim kłócić, bo to jest już za dużo, nawet jak na mnie. To mój najlepszy przyjaciel. Zawsze sobie dogadywaliśmy, razem robiliśmy sobie żarty, gotowaliśmy zawsze we dwoje, a teraz? Skłóceni siedzimi w swoich pokojach, a gdy sie widzimy to wszystko przeradza się w kłótnię. Tęsknie za naszymi odpałami. Kiedy wkręcaliśmy Matiego, Age, Sylwie, a nawet widzów. Kiedy wieczorem oglądaliśmy filmy. Kiedy razem nagrywaliśmy. A nawet kiedy Domiś mnie denerwował. Teraz nie ma nic. Chce się z nim pogodzić, ale jeśli on tego nie chce to koniec z naszymi relacjami poza pracą i w niej.
[Nie no to nie koniec]
Dominik
Filip ma po części rację. Nie mogę naszej kłótni przekładać na innych. To sprawa pomiędzy nami. Lubię Filipa, ale nie będe go kochać jak chłopak chłopaka. Ja wole dziewczyny. Niby nic nie zmienia to, że jest gejem, ale jednak uniemożliwia pare rzeczy. Nie raz zasypialiśmy razem czy się przytuliliśmy, ale od tego wypadku wszystko jest inne. Jeszcze do wszystkiego dochodzi jego orientacja. I te słowa owinąłeś mnie sobie wokół palca. Echem obijają mi się one w głowie. Nie chce go unikać, ale nie mam wyjścia. Nie ma ich już dwie godziny. Co jeśli stało się coś Filipowi? Przecież siedzenie w maku tyle nie zajmuje. Może zadzwonie do niego? Nie! Dominik to się mija z twoim celem. Masz go zniechęcić do siebie, a nie troszczyć o niego. Mam już dość tego, że nie mogę patrzyć na niego inaczej. Filip jest cudownym człowiekiem i nie jestem w stanie nie zauważyć jaki jest wspaniały mimo jego dziwnych zachowań i nie śmiesznych żartów. Bardzo go lubie. Bardzo, ale to bardzo. Jednak mija się to z moją orientacją chyba, że jednak jestem.. Nie! Wole dziewczyny. Nie mogę go do siebie dopuścić.
Wstałem z kanapy i skierowałem się do kuchni. Chcąc nie chcąc to jednak byłem cholernie głodny. Otworzyłem lodówke. Pustka. Pozaglądałem też do różnych szafek. Nigdzie nie ma produktów, z których da się zrobić cokolwiek. Zawiedziony tym, że nie ma jedzenia i zrozpaczony, iż Filip dalej jest gdzieś, gdzie się nie dostanę, skierowałem się do swojego pokoju. Chyba znam każdy jego kąt na pamięć. Tak cholernie chciałem pójść do Filipa i spytać czy pooglądamy jakiś film. Te dwa tygodnie były dla mnie koszmarem. Siedziałem cały czas w pokoju i wgapiałem się w jedną ściane, na której zauważyłem wiele plam, które były dla mnie wcześniej niewidoczne. Ja go kocham.
Filip
Strasznie długo zajeła mi droga powrotna. Straszny korek zrobił się przez wypadek. Chciałem już zobaczyć co dzieje się z Dominikiem. Pewnie umiera z głodu. Gdy zaparkowałem zabrałem ukochanego twistera i shake dla Dominika. Jak najszybciej skierowałem się do budynku. Kto wie co się dzieje z Domisiem.
- Nie biegnij tak bo się przewrócisz.- zaśmiał się Mati, który mnie właśnie dogonił.
- To nie jest śmieszne.
- Jest, bo oboje coś czujecie do siebie od waszego pierwszego spotkania, ale żadno z was nie chce się przyznać. Dominik zapiera się, że jest hetero, a ty boisz się, że znów stanie się coś co cię mocno zrani. Nie chcecie się stracić, więc wolicie nie robić nic, a to tylko pogrąża was w większym bólu z racji braku bliskości.- kiedy skończył weszliśmy do windy.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Akurat wasz przypadek nie jest taki trudny do odszyfrowania. Mieszkam z wami i widze dużo rzeczy z których nawet sobie sprawy nie zdajecie.- uśmiechnął się do mnie.
- Ale..- nawet nie dokończyłem bo winda się otworzyła, a ja wyleciałem jak burza z niej.
W tle słyszałem jak Mati się śmieje. No co? Martwie się o Domisia. Wpadłem do mieszkania jak burza. Rozejrzałem się i nigdzie nie widziałem chłopaka.
- Domiś! Przyniosłem KFC!
Nic. Pobiegłem do jego pokoju. Siedział w kącie i.. płakał? Czemu on płacze? Nie! Niech on nie płacze! Co się dzieje? W dwóch krokach znalazłem się obok Dominika. Złapałem go za ramiona, a on nawet nie patrząc kto podszedł przytulił mnie. Tak mi tego brakowało, że nie byłem w stanie go nie przytulić. Aktualnie siedzimy w kącie i się przytulamy, a Domiś się wypłakuje w moje ramie.
- Ej spokojnie.- powiedziałem jak najczulej mogłem.- Co się dzieje? Domiś powiedz mi. Ktoś ci zrobił krzywdę?- odsunąłem się od niego tylko po to aby zaraz złapać jego twarz w ręce i spojrzeć na niego.- Domiś.. proszę powiedz mi co się dzieje.
Patrzyłem w jego zapłakane oczy. Nosek jak zwykle miał lekko czerwony. Cały się telepał. Jego twarz była cała zimna. Martwie się o niego cholernie. Dominik tak jakby wachał się co ma zrobić. Był bardzo rozkojarzony i moja obecność mu wcale w tym nie pomagała.
- Siedź tu, zawołam Matiego, bo ze mną nie chcesz zamienić zdania. Boisz się mnie..- stwierdziłem ze smutkiem.- To dla ciebie.- podałem mu torbe z jego ulubionym jedzeniem.- Byłem na pierdolonym końcu Warszawy, a żebyś tylko był szczęśliwy i nie umierał z głodu.
Mówiąc to sam bardziej się dobijałem. Ostatni raz na niego spojrzałem i powędrowałem do wyjścia. Na odchodne rzuciłem Matiemu żeby się nim zajął. Nie wytrzymam w tym mieszkaniu. Wybiegłem już nawet nie siląc się aby wsiąść do windy. Zbiegłem schodami. Lepiej mi to zrobi. Gdy tylko wyszefłem z budynku skierowałem się do najbliższego sklepu.
- Marlboro jedna paczka poprosze.
- Proszę bardzo.
Zapłaciłem lasce, która cały czas się uśmiechała i poszedłem do parku. Usiadłem na jednej z ławek i odpaliłem papierosa. To w cholere boli, gdy osoba, na której ci zależy ma gdzieś twoje starania.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Co raz dłuższe rozdziały. Dzieje się.
Utożsamiam się z Matim w tym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro