#24
Filip
Aktualnie przemierzałem ulice osiedla, na którym mieszka dziewczyna. Bałem się jak cholera, ale robię to dla mojego Domisia. W krótkim czasie znalazłem się pod ogromnymi czerwonymi drzwiami. Mieszkała w małym domku z ogromnymi oknami przysłoniętymi szarymi zasłonami, drzwiami jak w zamku i ciemno grafitowym dachu. Byłem w tym domu tylko raz. Dobrze pamiętam każdy skrawek jej domu. Zapukałem i czekałem, by po chwili jak drzwi się otworzyły zaraz się zamknęły. Wiedziałem, że będzie ciężko. Waliłem do drzwi z całych sił.
- Karolina cholera! Otwórz proszę! Musisz mi pomóc! Tu chodzi o mojego chłopaka!
Drzwi wkrótce ustąpiły, a ja wpadłem do środka jak burza. Co jak co, ale jeśli chodziło o jakiś problem ta dziewczyna nie była w stanie mi odmówić, tym bardziej jeśli chodzi o sprawy z moimi miłościami. Widziałem tylko jak blond włosy znikają za zakrętem. Podążyłem w stronę salonu. Wszystko było tak jak zapamiętałem. Szaro czerwony wystrój wnętrz pomieszany z czarnymi dodatkami. Ogromna biała kanapa i biały puchaty dywan, czerwone poduszki i wiele szarego. To wszystko dobrze opisuje dziewczynę. Starannie dobrane dodatki i mieszanka ostrych kolorów mieszanych z jasnym odcieniem. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na Karolinę. Jedyne co się w niej zmieniło to mocniejszy makijaż i zadziorny ubiór.
- Tylko szybko. - rzuciła na odczepne.
- Wiesz gdzie to jest? Wiesz na sto procent. - dałem jej zdjęcie.
- To oczywiste. Laski. Kawał drogi. Dokładnie nie wiem gdzie to jest ale znam miejscowość. Mogę z tobą pojechać, ale pod jednym warunkiem.
- Cokolwiek. - poprawiłem się.
- Wracasz na wyścigi.
- Nie ma mowy.
- To nie znajdziesz swojego chłoptasia.
- Czy ty raz nie możesz zrobić czegoś dobrowolnie!?
- Czy ty nie rozumiesz, że robisz tym niezły hajs? Przecież ścigasz się jak nikt inny. Zawsze wygrywasz. A nawet możemy wrócić do tego.. - przysunęła się do mnie i złapała za moją rękę.
- NIC. NAS. KURWA. NIE. ŁĄCZY. I ZROZUM. ŻE. NIE. BĘDZIE.
Szybko wstałem i skierowałem do wyjścia. To było do przewidzenia, że zdarzy się taka sytuacja. Już chwyciłem za klamkę kiedy dziewczyna pociągneła mnie za ramię.
- Jeden wyścig. Wszystkie pieniądze dostanę ja. W sobotę jest do wygrania ładna sumka, a gdy wszystko pójdzie dobrze to jutro dostaniesz swojego chłopaczka.
- Okej. Widzę, że kieszeń cię boli.
- Nie wszystko jest idealne. Nie mów, że tobie się we wszystkim powodzi.
- Niech to już cię nie interesuje.
Wyszarpałem się jej i wyszedłem z domu. Biegiem ruszyłem do siebie. Rano odbije mojego Domisia od tego tyrana.
Dominik
Stwierdziłem, że skoro mam okazję to się chwilę prześpię. Jestem tutaj bezpieczny. Rano mój telefon będzie naładowany. Nie myśląc wiele zasnąłem.
---
Obudził mnie szmer. Otworzyłem oczy i zauważyłem tą wariatkę, która zabierała mi telefon. Szybko się zerwałem i stanąłem jej na drodze.
- Czemu zabierasz mój telefon?
- Nie możesz mieć telefonu zapomniałeś? Gluptasie. Lekarz ci zabronił. Przez to dostajesz świra.
Starsza kobieta uciekła z pokoju zabierając telefon. Moja jedyna szansa na powrót do domu została zaprzepaszczona. Cholera! Głupi ja! Mogłem wczoraj zadzwonić. Mogłem nie zasypiać. Mogłem nie wychodzić do tego durnego sklepu. Teraz to koniec. Może mnie tylko uratować jedna osoba.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Przepraszam za małą aktywność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro